Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

Forum

Dodaj temat

Związek

Dlaczego facet unika seksu

Rozpoczęte przez ~Aniołek, 06 lut 2018
  • avatar ~Supernowa ~Supernowa
    ~Supernowa
    Napisane 01 czerwca 2019 - 21:26
    @Kaja12345
    Warto to skonsultować z seksuologiem. Mamy XXI wiek i mase narzędzi do rozwiązywania problemów. Pytanie, czy Twój mąż chce dać sobie i Waszej relacji pomóc...

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Kaja12345 ~Kaja12345
    ~Kaja12345
    Napisane 01 czerwca 2019 - 21:39
    Po takich słowach to ja już z nim nie wyobrażam sobie cokolwiek robić.. To już trwa "lata"..

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Ona ~Ona
    ~Ona
    Napisane 02 czerwca 2019 - 00:12
    Lepiej skonsultować się z prawnikiem ;)

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Aniołek, który niby wyszedł :-) ~Aniołek, który niby wyszedł :-)
    ~Aniołek, który niby wyszedł :-)
    Napisane 02 czerwca 2019 - 01:11
    Droga Kaju, z całym szacunkiem do wszystkich profesji, to może od razu porozmawiaj z kilkoma prawnikami, seksuologami, psychologami i jeszcze z psychiatrą i z "wróżbitą Maciejem" ??? XD

    A na koniec zadaj sobie pytanie czy ktokolwiek z nich da Ci gwarancję na lepsze jutro u boku męża? Czy istnieje taka magiczna recepta? :-)

    Konsultacje jak najbardziej, ale po to by coś uporządkować i wtedy gdy on też widzi sens tej całej analizy lub gdy sama czujesz potrzebę.

    Gdy zapytałam kolegi Roberta w innym wątku dlaczego nie widział sensu w psychoterapii odparł, że do tanga trzeba dwojga. Założył, że żonie nie zależało. A może to błędne założenie? Żona poszła na psychoterapię sama, gdyż twierdziła że kolega Robert stosuje przemoc. Ja na miejscu Roberta chciałabym się dowiedzieć jakie argumenty czy przykłady przemocy domowej podawała Żona.

    Zawsze warto zapytać męża wprost.
    Człowiek, któremu zależy na drugiej osobie zrobi wszystko by naprawić to co się zepsuło, chociaż tu nieco innego spojrzenia nabrałam dzięki Alutce :-)
    Faktycznie jest tak, że dopóki człowiekowi zależy dba on o tego drugiego przynajmniej tak samo jak i o siebie, więc prawdopodobieństwo zepsucia jest znikome!

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Aniołek, który niby wyszedł :-) ~Aniołek, który niby wyszedł :-)
    ~Aniołek, który niby wyszedł :-)
    Napisane 02 czerwca 2019 - 04:18
    ~Kaja12345 napisał:
    Wszystko wiem..i nie wiem nic..coś we mnie pękło.. "jesteś piękna, bardzo Cię kocham, ale w tym temacie nie gra..może mała zdrada ( w senie - moja ) ?.."

    Kaju, co on mógł mieć na myśli mówiąc
    cyt." może mała zdrada"?
    To co powiedział zabrzmiało jak słowa: jesteś cudowna, ale kocham Cię co najwyżej jak siostrę, mamę, ciocię, babcię, prababcię, ..czyli jak kobietę, z którą nie zamierzam już mieć seksu. Dlaczego tak powiedział? Powód być może znasz a nie dopuszczasz do siebie myśli, że to może właśnie to.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Ona ~Ona
    ~Ona
    Napisane 02 czerwca 2019 - 07:59
    Z tym, że to kocham, oznacza wtedy: lubię cię na tyle, żeby z tobą mieszkać.
    Ale nie na tyle, żeby dać ci szansę na szczęście.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Robert1971 ~Robert1971
    ~Robert1971
    Napisane 02 czerwca 2019 - 09:07
    ~Aniołek, napisał:

    Gdy zapytałam kolegi Roberta w innym wątku dlaczego nie widział sensu w psychoterapii odparł, że do tanga trzeba dwojga. Założył, że żonie nie zależało. A może to błędne założenie? Żona poszła na psychoterapię sama, gdyż twierdziła że kolega Robert stosuje przemoc. Ja na miejscu Roberta chciałabym się dowiedzieć jakie argumenty czy przykłady przemocy domowej podawała Żona.


    Widzę, że wywołujesz mnie do tablicy i wywołujesz :-))).

    Otóż...
    Kolega Robert usiłował się dowiedzieć z całym zaangażowaniem o co tak naprawdę chodzi jego żonie. Dopytywał, obserwował, czytał... dlatego właśnie trafił na to forum.

    Czy się dowiedział...?
    Dopytywał jej bezpośrednio o ową przemoc i inne zarzuty, które mu czyniła i... Wiesz co?
    Nie uzyskał nigdy - NIGDY - konkretnej odpowiedzi. Konkretnej, to znaczy popartej przykładem.
    Przykładem faktycznym - faktem.

    Zawsze operowała na mglistych ogólnikach. On był już zrozpaczony. Naprawdę nie wiedział co ma robić, żeby ją zadowolić.

    Ot zwykły przykład - jeden z setek:
    Ona
    zrób mi zdjęcie, bo potrzebuję go do czegoś tam
    on
    ok, gdzie to ma być i jakie
    ona
    ano tutaj, takie to a takie
    on
    zgodnie z jej zaleceniem robi zdjęcie, pstryka kilka, coby wybrać najlepsze
    ona
    ogląda owe zdjęcia i stwierdza, że ok
    ...
    po kilkudziesięciu godzinach - na drugi, czy trzeci dzień
    awantura o źle zrobione zdjęcie
    on
    pyta o co chodzi?
    ona
    a że miejsce złe, oświetlenie nie takie, ujęcie, odległość
    - no przyczepia się do wszystkiego do czego można się tylko przyczepić - i kwituje, że on zawsze robi tak, żeby było dla niej źle.
    on
    zwraca uwagę, że skoro zaraz po zrobieniu zdjęcia było dobrze, a stosował się przecież ściśle do jej wskazówek, to dlaczego teraz nagle jest aż tak tragicznie, proponuje zrobienie zdjęcia jeszcze raz
    ona
    nie, bo Ty zrobisz tak, żeby było źle...

    To przykład jeden z bardzo wielu.
    Tak mniej więcej wyglądała współpraca - on po prostu widział w niej brak chęci do współpracy i usilne generowanie sytuacji, gdzie można się do czegoś przyczepić.

    Ręce opadały.
    Naprawdę - wiem, że to brzmi niewiarygodnie, ale płaszczyzna porozumienia została takimi działaniami zniszczona.

    On był potem kompletnie zdezorientowany i nie wiedział gdzie jego miejsce w życiu, niedowierzał swoim własnym zmysłom, bo... były zarzuty, a NIGDY nie było konkretu ich na poparcie.

    A czy nie chciał iść na psychoterapię z nią...?
    Chciał - ona nie chciała.

    Naprawdę już nie ciągnij tego tematu proszę, bo ja nie będę udowadniał po raz setny, że wielbłądem nie jestem. ;-)

    pozdrawiam.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~alutka ~alutka
    ~alutka
    Napisane 02 czerwca 2019 - 10:04
    @Robercie,
    wielbłądem, nie jesteś :D,
    ale kozłem ofiarnym, byłeś..
    i o tym, przynajmniej ja mówię..

    nikt nie neguje absurdalnego czasami zachowania, Twojej ex..
    i gdy sam to określasz, że nigdy nie brała odpowiedzialności za swoje własne błędy, czy zachowanie,
    można przyjąć to do wiadomości,
    jednak,
    jaka była Twoja reakcja, na to wszystko?

    to, że ona potrzebowała, czy nadal potrzebuje pomocy, nie ulega wątpliwości,
    ale przyznać powinieneś, że brałeś w tym udział,
    chociażby, będąc dość długo, właśnie kozłem ofiarnym..
    a tym samym, stałeś się mimowolnie współautorem waszego pożycia..

    myślę, że podobny mechanizm można zaobserwować,
    gdy kobiety mają miesiączkę, czy przed..
    czepiają się wszystkiego i bez powodu,
    chodzą podminowane i wściekłe,
    wręcz szukają ofiary..
    5 dni, da się wytrzymać wszystkim, i zapewne niejeden facet mógłby wiele napisać na ten temat..
    ale
    gdyby akurat długość miesiączki była zależna od reakcji na nią faceta, to być może trwałaby miesiące całe :D
    bo,
    nie chcąc jej jeszcze bardziej rozdrażniać, wielu staje się w tym okresie, znikającymi cieniami..
    a to, (czego zapewne żaden facet nie zdoła pojąć),
    nakręca nas jeszcze bardziej,

    przyjmując postawę ofiary,
    potęguje się postawę kata..
    nie, nie o winę chodzi, że ofiara winna!, i tego proszę mi nie zarzucać,

    co było dalej, po tym fotografowaniu?
    ano nic, nic się nie zmieniło...
    jeden rzucał talerzami, a drugi sprzątał i pytał się, dlaczego?
    mój facet, by wyszedł i już nie wrócił,
    nigdy więcej, by mi nie zrobił zdjęcia,
    jest konsekwentny, do bólu..
    a mówiąc zwyczajnie: nie pozwoliłby na takie zachowanie, nie tolerowałby go,
    i tym samym, mi samej postawił granice..

    gdy jednak przypadek chorobowy, należało stłamsić to w zarodku, a nie być współtwórcą..

    przypomina mi się moja teściowa, która robiła jazdę teściowi, bo poszło jej oczko w rajstopach,
    obrywał wtedy za całe jej życie,
    wyciągała historie sprzed narodzin Chrystusa..
    kiedy kupili samochód, nic jej się nie podobało, całą drogę gadała, że nie taki..

    i teraz moje pytanie:
    dlaczego? ten mój teść, nie zatrzymał się w polu i nie wysadził tej baby na drodze???
    może, jak by się przeszła na piechotę 10 km, to by otrzeźwiała?
    obserwowałam ich wiele lat,
    to była zołza, nieszczęśliwa kobieta, która nienawidziła własnego męża, za swoje nieszczęście..
    całemu ich życiu, wg mnie winien teść, który nie potrafił tego zakończyć, w końcu, mu się udał. Zmarł.
    a ona. odżyła.. nie mogę jej poznać, nigdy nie widziałam jej takiej szczęśliwej..

    w małżeństwie, nie istnieją jednostki, to naczynie połączone.

    Ja, po rozstaniu, kompletnie nie wiedziałam kim jestem, ani jak się czuję, dobrze czy źle danego dnia.. nie miałam punktu odniesienia, zniknął..
    musiałam nauczyć się żyć od początku.

    możesz przytoczyć tysiące przykładów, na jej niekorzyść, ale zawsze, w każdej opowieści, będziesz również Ty.

    pozdrawiam



    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Robert1971 ~Robert1971
    ~Robert1971
    Napisane 02 czerwca 2019 - 14:42
    ~alutka napisał:
    @Robercie,
    (…)
    tym samym, stałeś się mimowolnie współautorem waszego pożycia..


    Trafnie zauważyłaś, że mimowolnie
    A to oznacza, że:
    - po pierwsze nie miałem na to wpływu
    - po drugie sytuacja wymknęła się spod kontroli, nie miałem się kiedy na nią przygotować i nie wiedziałem jak mam reagować, żeby było ok
    - po trzecie… no właśnie ;-), nie czekałem aż śmierć nas rozłączy, tylko się z nią rozwiodłem gdy tylko doszedłem do wniosku, że ciąg moich starań i prób przełożenia wajchy na tę ‚właściwą’ stronę już nie ma sensu

    ~alutka napisał:

    myślę, że podobny mechanizm można zaobserwować,
    gdy kobiety mają miesiączkę, czy przed..
    czepiają się wszystkiego i bez powodu,
    chodzą podminowane i wściekłe,
    wręcz szukają ofiary..
    5 dni, da się wytrzymać wszystkim, i zapewne niejeden facet mógłby wiele napisać na ten temat..
    ale
    gdyby akurat długość miesiączki była zależna od reakcji na nią faceta, to być może trwałaby miesiące całe :D
    bo,
    nie chcąc jej jeszcze bardziej rozdrażniać, wielu staje się w tym okresie, znikającymi cieniami..
    a to, (czego zapewne żaden facet nie zdoła pojąć),
    nakręca nas jeszcze bardziej,


    I pewnie kuleje moja znajomość kobiecej psychiki :-).
    Nie neguję tego.

    Zważ jednak na fakt, że sytuacja się zmieniła.
    Pisałaś kiedyś, że wszyscy się zmieniamy.

    Tak, zmieniamy się, jednak nasze zmiany wewnętrzne przebiegają w sposób ewolucyjny, a partner - gdy jest wnikliwym obserwatorem - mimo, że on sam się też zmienia - jest w stanie do pewnego stopnia się dostrajać, czy wpływać na przebieg tych zmian.

    Po prostu dbając o jakość związku jest on w stanie nad nim pracować.

    Tutaj zmiana nastąpiła nagle - w ciągu dosłownie kilku tygodni zacząłem mieć do czynienia z kimś zupełnie innym.
    Kimś, kogo wcześniej nie znałem i nie była to osoba z którą brałem ślub.
    Zmiana nastąpiła naprawdę skokowo.

    Pisałaś mi tutaj kiedyś, że gdy umawialiśmy się na rosół, a jadłodajnia nagle zaczyna oferować pomidorową, to jakbyśmy byli zwolnieni z umowy, bo druga strona się nie wywiązuje ze swoich zobowiązań.

    Tak właśnie u mnie się stało.

    Ja jednak nie czułem się zwolniony z umowy. Mimo iż widziałem, że druga strona się wyraźnie zaczęła wyłamywać, ja dalej zagryzając wargi żarłem tą pomidorową i próbowałem chociaż w minimalnym stopniu skłonić restaurację, by powróciła do rosołu w menu :-).

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Robert1971 ~Robert1971
    ~Robert1971
    Napisane 02 czerwca 2019 - 14:43
    Było trochę jakbyśmy płynęli ogromnym statkiem w zamierzonym kierunku. Kilkudziesięciotysięczna masa przemierza ocean, a ja - marynarz - wykonuję swoje obowiązki co do funkcjonowania tego statku.
    Coś tam wokół się dzieje, ale… nagle stało się zimno - no nie da się wypełniać rutynowych prac, bo… statek znalazł się w strefie zimnych klimatów - ot nie tam miał dopłynąć bo zmierzaliśmy do Brazylii. :-)

    Nie mam nawet ciepłego przyodziewku, a tu piździ i na termometrze -10 stC.

    Dlaczego?
    Bo statek niepostrzeżenie zmienił kurs i zawinął na dalekie południe - jesteśmy u wybrzeży Antarktydy.
    Nie tam mieliśmy płynąć.

    Co robić? Marznę i nie mam nawet w co się ubrać.
    Na początku renegocjuję ze sternikiem, żeby skierował statek z powrotem na dawny kurs, bo tu się żyć nie da. Potem sam coś próbuję kombinować przy sterach, ale tzw. ‚opór materii’ nie pozwala mi zmienić trasy - płyniemy coraz bardziej na południe.

    Mój sabotażysta doskonale wie dokąd płyniemy i się już dawno przygotował - ma ubranie i będąc w komfortowej sytuacji, patrzy na mnie jak szczękam zębami

    Jakieś śmigłowce na statku lądowały - nie wnikałem co przywoziły. Do mnie nic nie przyleciało.

    Okazało się, że do mojego sabotażysty przysłano zaopatrzenie - odpowiedni ekwipunek. Ja zostałem z tym co miałem od początku - zero wsparcia z zewnątrz.

    Siły stały się nierówne, a ja coraz bardziej marznę - zaraz zamarznę, bo ten czort mimo próśb, nawet koca mi nie chce dać, tylko co raz chlusta na mnie zimną wodą.
    Wytrzymać się już nie da… zamarznę.

    Wzywam wsparcie i przylatuje śmigłowiec.
    Zabiera mnie i to, co zdołałem zabrać. Ewakuuję się ze statku, który popłyną w strefę jak najbardziej nieprzyjazną dla mnie.

    Po prostu się rozwiodłem - wysiadłem ze statku, bo funkcjonowanie stało się niemożliwe - zginąłbym, albo spacyfikował sabotażystę zabierając mu ciepły przyodziewek, a jego samego wywalił za burtę.
    Wtedy jednak reszty życia nie spędziłbym w ciepłej Brazylii, tylko za kratkami :-).

    Czy za krótko, albo za długo to trwało?

    Jeden by powiedział, że trzeba było tym walnąć już w miesiąc po zaobserwowaniu, że jest coś nie tak, inny znowu, że trzeba było tak cierpieć aż do śmierci.
    Ta mogła nastąpić w nowych warunkach przedwcześnie.

    Ja wytrwałem jakieś półtora roku. Nie wiem czy to długo. ;-)

    Ze statku wysiadłem zaraz jak zorientowałem się, że ani groźbą, prośbą, konstruktywnymi działaniami, wyznaczaniem granic, czy czymkolwiek innym, nie zdołam zmienić biegu wydarzeń.

    Uznałem, że skoro tak los chce, to ok.
    Znikam.

    ~alutka napisał:

    możesz przytoczyć tysiące przykładów, na jej niekorzyść, ale zawsze, w każdej opowieści, będziesz również Ty.


    No byłem - przecież gdyby mnie nie było, to i całego ambarasu też by nie było :-).

    Na tej zasadzie można zawsze powiedzieć, że w pokoju zrobiło się duszno, bo są tam dwie osoby, nie jedna i zużyły one cały tlen.
    Przecież gdyby była tam tylko jedna osoba, to tlenu jeszcze by nie zużyła.

    A wystarczyło otworzyć okno i przewietrzyć.
    Tylko na przewietrzenie zgody nie było.

    A w tym cały jest ambaras, żeby dwoje chciało na raz :-).

    Sprawa została postawiona tak, że będziemy się razem dusić…
    Tylko, że druga strona miała ukrytą butlę z tlenem, ja jej nie miałem :-)
    Uczciwe toto nie było.

    Żeby zbyt szybko happy end nie nastąpił dodam, że po mojej wysiadce rozpoczął się zmasowany ostrzał. Ona na tym statku miała ukryte jakieś pociski, co to mnie mogły razić i nie wahała się ich użyć.
    Wyglądało to na zaplanowaną dobrze chęć zniszczenia mnie.

    Jakoś udało się przetrwać, ale już nie na tym statku :-).

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Aniołek, który niby wyszedł :-) ~Aniołek, który niby wyszedł :-)
    ~Aniołek, który niby wyszedł :-)
    Napisane 02 czerwca 2019 - 14:58
    ~Kaja12345 napisał:
    Wszystko wiem..i nie wiem nic..coś we mnie pękło.. "jesteś piękna, bardzo Cię kocham, ale w tym temacie nie gra..może mała zdrada ( w senie - moja ) ?.."

    Kaju, przyszło mi jeszcze do głowy, że może zmęczyła go...rutyna i dlatego gdzieś coś przegapiliście?

    Mężczyzna w każdym wieku jest przecież bardzo wrażliwy na punkcie swojej sprawności seksualnej, wpada w popłoch, gdy jego organowi zdarza się nie stanąć na wysokości zadania ( bo przecież prawdziwy facet zawsze staje na wysokości zadania ;-)).
    Wyobraźmy sobie jeszcze sytuacje, gdy słyszy on przykładowe pytania ze strony swojej niedelikatnej kobiety:
    - Nie podobam Ci się już?
    - Coś się stało?
    - Od dawna tak masz?
    Kobieta chce oczywiście dobrze, ale tylko pogarsza sprawę, bo im bardziej ona będzie naciskać tym gorzej.

    Kaju, drążyłabym do końca co tak naprawdę nie gra między Wami, chciałabym ZROZUMIEĆ jego punkt widzenia

    Kolego Robercie :-), Nie twierdzę, że jesteś wielbłądem i wcale nie chciałam wywoływać tematu i rozdrapytać tego, co u Ciebie dawno "zasypane i uklepane".
    Wiem, że robiłeś co mogłeś.
    To już zamknięta przeszłość.

    Zaskoczyła mnie jedynie informacja, którą ostatnio sam przecież podałeś, że ona poszła do psychologa a Ty nie widziałeś sensu.

    Chcąc ZROZUMIEĆ mojego ex poświęciłam,podobnie jak Ty, wiele godzin, ale byłam m.in. u kilku psychologów, seksuologów i jeszcze innych specjalistów, bo bardzo chciałam ZROZUMIEĆ jego punkt widzenia.

    Taką mam naturę, że drążąc temat wykorzystuję wszystkie możliwe sposoby, by pozyskać wszelkie potrzebne mi dane, aby wyciągnąć wnioski dla siebie.
    Nieważne co świat. Ważne co ja o tym sądzę.

    Ja skutecznie się rozstałam i zakończyłam małżeństwo, ale...zrozumiałam.
    Ty skutecznie się rozstałeś i zakończyłeś małżeństwo, ale...nie zrozumiałeś i nawet piszesz, że nie zrozumiesz :-) a równocześnie piszesz, że chciałbyś zrozumieć :-)

    Twierdzę jedynie, że nie znalazłeś klucza do drzwi, które powinieneś otworzyć, by ją ZROZUMIEĆ.

    Robercie przemyśl sobie na spokojnie wszystkie moja słowa, obiecuję nie drążyć tematu :-)

    Pozdrawiam :-)

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Żuber ~Żuber
    ~Żuber
    Napisane 02 czerwca 2019 - 21:48
    Cześć Aniołku, niestety rozwala mnie prawie wszystko o czym tutaj wypisujesz, daj już spokój z radami typu należy zrozumieć itp. Niczego nie należy zrozumieć, można oczywiście ale kto powiedział że trzeba? Klucz do drzwi? Jaki klucz, nie ma klucza! Stara zabrała i go schowała i teraz szukaj wiatru w polu!
    Alutka też jest niezła. Naczynia połączone kurna! Nie ma, zbiło się. Nie istnieje!
    Robert! Życie płynie dalej, Ty żyjesz i to jest najważniejsze! Może na szalupie ratunkowej albo na małym stateczku turystycznym, ale liczy się to, że żyjesz chłopie!!!
    Masz farta i tak trzymaj!

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Kaja12345 ~Kaja12345
    ~Kaja12345
    Napisane 02 czerwca 2019 - 22:06
    Aniołku być może to faktycznie kwestia jego sprawności sexualnej ale to czy nie prościej byloby o tym mi poprostu powiedziec? A czy jeśli byl by problem to nie należało by zając się tematem i pójść do lekarza w sytuacji gdy ktoś dopytuje latami co się dzieje ? To lepiej mnie odsyłać do innego żeby mieć spokój to jest miłość ? Jestem załamana ..ja jestem zazdrosna nawet o jego zalotne spojrzenie na inna a on mi proponuje " małą" zdrade ? :-(

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Ja ~Ja
    ~Ja
    Napisane 02 czerwca 2019 - 23:53
    ~Aniołek napisał:
    Bliskość fizyczna w małżeństwie jest bardzo ważna, a jednak zdarza się i to wcale nie tak rzadko jakby mogło się wydawać, że to nie żona a mąż unika seksu.Najpierw nie chce się kochać tak często jak dawniej, potem kocha się coraz rzadziej... Żona stara się zwrócić na siebie jego uwagę, inicjuje ...i nic. Pierwsza myśl: no tak nie pożąda mnie, pojawia się pytanie... dlaczego? Dlaczego mu się nie podobam, dlaczego mu się znudziłam, dlaczego... Kochanka? Problemy zdrowotne? A może inny facet?

    Dlaczego? odpowiedzi może być bardzo wiele i np.:
    kobieta traktuje seks z obowiązku (czyli by był),
    zawsze jest taki sam (brak spontaniczności ),
    na nim spoczywa "obowiązek" inicjowania zbliżenia,
    brak chociażby gry wstępnej,
    ściąganie ewentualnych dzieci do łóżka,
    i wiele wiele innych zachowań partnerki dla której jest masa ważniejszych spraw aniżeli bliskość i seks z partnerem więc w którymś momencie facetowi się odechciewa i woli z tego zrezygnować aniżeli uprawiać seks który jest nie przyjemny.













    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~alutka ~alutka
    ~alutka
    Napisane 03 czerwca 2019 - 07:12
    @Robert, napisał:
    "Tak, zmieniamy się, jednak nasze zmiany wewnętrzne przebiegają w sposób ewolucyjny, a partner - gdy jest wnikliwym obserwatorem - mimo, że on sam się też zmienia - jest w stanie do pewnego stopnia się dostrajać, czy wpływać na przebieg tych zmian."

    Tak, jak piszesz, nasze zmiany wewnętrzne..
    ale nie zewnętrzne, długo partner nic nie wie o naszych zmianach, które dojrzewają nieraz latami,
    zmieniając się, nie pokazujemy tego po sobie, nie okazujemy, stajemy się obserwatorem wspólnego życia, patrzymy na nie krytycznym okiem,
    by
    w momencie sprzyjających okoliczności, zakomunikować partnerowi, jak daleko już od niego jesteśmy..

    często ktoś z zewnątrz właśnie jest tym impulsem.
    Oznajmia się już tylko: ja, nie chcę dalej tak żyć!

    bardzo obrazowo opisałeś statek płynący w jednym wspólnym celu, niemniej, zauważ, że każdy ma prawo zmienić kurs,
    każdy..

    często przypominam o tym kobietom, że nagle mogą zostać same na wielkiej łodzi, bez sternika i bez koła ratunkowego..
    no, ale jak wiatr w żagle, to się o tym nie myśli..

    to dobrze się uratowałeś, nikt tego nie neguje,
    jednak, co tak naprawdę, odbywało się na Waszym pokładzie, wiecie tylko Wy sami,
    a ona, przypominam, jest w tej rozmowie, bez prawa głosu..

    bez powodu, nikt nie zmienia ani kursu, ani tym bardziej nie wyskakuje z łodzi.
    ani, tym bardziej, nie chowa kapoka przed drugą osobą, gdy łódź tonie..

    zgadzam się z @Aniołkiem,
    recepta na zgodne życie, po rozwodzie, tkwi w zrozumieniu drugiej strony,
    póki to nie nastąpi, łączyć Was może tylko niezrozumienie, które, mimo sprzeciwu wielu,
    nadal jest naczyniem połączonym.
    pomimo pozrywania wszystkich nici łączących,
    zawsze pozostanie jedna nić, wspólna przeszłość,
    która dla nas samych, albo jest kotwicą ciągnącą w dół,
    albo nowymi żaglami..


    gniew, czy złość, czy żal, czy rozgoryczenie,
    świadczą zawsze o kotwicy,
    żeby zamknąć nieudane małżeństwo, trzeba wybaczyć i sobie i małżonkowi, podać rękę i zacząć wszystko od początku..

    a już nigdy, nie usprawiedliwiać swojego postępowania,
    bo to akurat, obie strony potrafią doskonale..
    niestety, z tego co widzę i czytam,
    niewielu na to stać.

    pozdrawiam






    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Ja ~Ja
    ~Ja
    Napisane 03 czerwca 2019 - 08:59
    ~alutka napisał:
    @Robert, napisał:
    "Tak, zmieniamy się, jednak nasze zmiany wewnętrzne przebiegają w sposób ewolucyjny, a partner - gdy jest wnikliwym obserwatorem - mimo, że on sam się też zmienia - jest w stanie do pewnego stopnia się dostrajać, czy wpływać na przebieg tych zmian."

    Tak, jak piszesz, nasze zmiany wewnętrzne..
    ale nie zewnętrzne, długo partner nic nie wie o naszych zmianach, które dojrzewają nieraz latami,
    zmieniając się, nie pokazujemy tego po sobie, nie okazujemy, stajemy się obserwatorem wspólnego życia, patrzymy na nie krytycznym okiem,
    by
    w momencie sprzyjających okoliczności, zakomunikować partnerowi, jak daleko już od niego jesteśmy..

    Może i masz racje z tymi zmianami ale ...
    Co w sytuacji kiedy jesteś okłamywany, na które to kłamstwa zwracasz uwagę wielokrotnie, próbujesz na takie tematy rozmawiać i w kółko słyszysz że nie jest to prawda i to ty się podobno czepiasz, dodatkowo partnerka przyprawia ci rogi z innymi aż w końcu przestajesz wierzyć w te bzdury i sprawdzasz i nagle się okazuje że masz racje a w dalszym ciągu to ty jesteś winny zaistniałej sytuacji gdyż dowiadujesz się że Twoja partnerka jest w ciąży z innym a za każdym razem słyszysz że tylko ze sobą rozmawiali (śmiech) a na pytanie skąd się wzięła ciąża usłyszysz stwierdzenie że się czepiasz!!!
    Przepraszam bardzo ale jeśli druga strona przez wiele lat cie okłamuje w każdej kwestii to jakakolwiek rozmowa nie ma najmniejszego sensu i tak naprawdę należy zapalić "kopa" w cztery litery i na żaden temat nie rozmawiać chociażby dlatego że będą to kolejne kłamstwa.
    Moim zdaniem niektóre kobiety nie dorosły do związku i niestety nie dorosną a kłamstwami nie da się nic zwojować.
    Patrzenie krytycznym okiem na partnera jest bardzo łatwe ale takim samym krytycznym okiem należy spojrzeć na siebie !!!

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~alutka ~alutka
    ~alutka
    Napisane 03 czerwca 2019 - 17:06
    @Ja,
    "Co w sytuacji kiedy jesteś okłamywany, na które to kłamstwa zwracasz uwagę wielokrotnie..."

    -no, wiesz.. trudno mi odpowiedzieć,
    co zrobić, gdy ktoś okłamuje Cię nałogowo, a Ty łykasz to jak młody pelikan..
    -pozwolę sobie, skupić się na słowie: wielokrotnie..
    gdy dziecko Cie okłamuje wielokrotnie, uznaję, że mam problem z dzieckiem, no i zajmuję się problemem,
    gdy partner, okłamuje mnie więcej niż 3 razy, czy tam, ile kto sobie uznaje, to chyba przekaz jest oczywisty: nie jest już moim partnerem..
    -gdy uważasz, że mimo tego, nadal jest, że jesteście razem, to już cała ta dalsza historia, jest również Twoją..
    -nie ją należy zmieniać, a w podskokach udać się samemu na terapię, jak uwolnić się od toksycznej relacji, w której niewątpliwie sam tkwisz..

    wiele osób, niezależnie od płci, nie dorosło do związku,
    tak jak piszesz, należy dać kopa w dupę,
    niestety, większość pisze, że należy tak postąpić, ale nie robi tego.. a to już, nie dupa jest problemem, a Twój kop!
    no, bo dlaczego tego nie robisz?

    można kogoś okłamywać lata całe, nie mamy na to wpływu, mamy tylko wpływ, na to co zrobimy, gdy kłamstwo wyjdzie na jaw, raz jeden, można wybaczyć.. drugi.. też ewentualnie, bo zazwyczaj wszystko jest na ogół niejednoznaczne..
    no, ale 3-ci, ? a wielokrotnie???
    wiedzieć chyba już się powinno, że to my sami mamy problem,
    i należy się ewakuować w ekspresowym tempie,
    ratować siebie samego, przed ta osobą..
    no tak, ale wtedy pada zawsze : ale ja ją/jego kocham..

    powiem tak,
    to kochaj ją sobie dalej i innym dupy nie zawracaj!

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Ja ~Ja
    ~Ja
    Napisane 03 czerwca 2019 - 17:47



    1. co zrobić, gdy ktoś okłamuje Cię nałogowo, a Ty łykasz to jak młody pelikan.
    - Problem w tym że niczego nie łykam a zwracam na to uwagę !!!!!
    2. gdy partner, okłamuje mnie więcej niż 3 razy, czy tam, ile kto sobie uznaje, to chyba przekaz jest oczywisty: nie jest już moim partnerem.
    - Jak dla mnie życie nie jest czarno białe tylko również ma odcienie szarości i oczywistą kwestią jest pozbycie się takiego partnera ale w sytuacji kiedy są dzieci, zobowiązania i takie tam to sytuacja się komplikuje


    3. nie ją należy zmieniać, a w podskokach udać się samemu na terapię, jak uwolnić się od toksycznej relacji, w której niewątpliwie sam tkwisz..
    - wynika z tej wypowiedzi to że ja mam problem, otóż nie jest to tylko mój problem tylko nasz gdyż jest to związek więc jeśli terapia to dla obojga.

    4. wiele osób, niezależnie od płci, nie dorosło do związku,
    tak jak piszesz, należy dać kopa w dupę,
    niestety, większość pisze, że należy tak postąpić, ale nie robi tego.. a to już, nie dupa jest problemem, a Twój kop!
    no, bo dlaczego tego nie robisz?
    - Jak już wcześniej napisałem inaczej jest w związku w którym nie ma dodatkowych zobowiązań a inaczej bez zobowiązań

    5. można kogoś okłamywać lata całe, nie mamy na to wpływu, mamy tylko wpływ, na to co zrobimy, gdy kłamstwo wyjdzie na jaw, raz jeden, można wybaczyć.. drugi.. też ewentualnie, bo zazwyczaj wszystko jest na ogół niejednoznaczne..
    no, ale 3-ci, ? a wielokrotnie???
    wiedzieć chyba już się powinno, że to my sami mamy problem,
    i należy się ewakuować w ekspresowym tempie,
    ratować siebie samego, przed ta osobą..
    no tak, ale wtedy pada zawsze : ale ja ją/jego kocham..
    - wszystko jest na ogół niejednoznaczne jak zostało zauważone i tak jak wcześniej inna sytuacja jest w zobowiązaniami a inaczej bez. Mowa o tym że trzeba się ewakuować w ekspresowym tempie no może i tak tylko co z dziećmi, kredytami podziałami i kto kogo powinien wyrzucić na bruk bo do tego się to sprowadza
    powiem tak,
    6. to kochaj ją sobie dalej i innym dupy nie zawracaj!
    - Jeśli chodzi o mnie to ja mam to za sobą tylko uważam że łatwo się mówi i pisze ale życie nie jest takie prostę i czarno białe a biorąc pod uwagę również inne kobiety to z moich doświadczeń wynika jednoznacznie że większość kobiet kłamie (świadomie piszę że większość a nie wszystkie) i jest to tylko kwestia czasu aby do takich wniosków dojść.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~alutka ~alutka
    ~alutka
    Napisane 03 czerwca 2019 - 18:16
    @Ja,
    1.łykanie czegoś, jak młody pelikan, to jest naiwność.. a zwracać uwagę na coś, i nadal tolerować, to już głupota.

    2. jeśli dla Ciebie godzenie się, na okłamywanie przez partnera, to odcienie szarości akceptowalne, bo skoro bez reakcji, to dla mnie akceptowalne, to w to nie wnikam.

    3.Terapia, być może dla rodziców i dziecka, gdy dziecko kłamie..
    gdy kłamie partner, notorycznie, odchodzę i niech on sobie sam idzie na terapię. To nie jest problem związku, a tej osoby.. problemy w związku rozwiązuje się wspólnie, ale trzeba być związkiem.. no, może małżeństwo, to coś innego, tak to wspólny problem małżeństwa.. sytuacja skomplikowana, bo chodzi Ci o utrzymanie małżeństwa? o związku, już zapomnij..
    ale, gdy dla dzieci chcesz coś tam jeszcze sklecić, to pewnie, terapia wskazana..

    4.a to ciekawe..
    jakby łatwiej było w relacji bez zobowiązań,
    nie jest łatwiej, jest tak samo,
    tak samo cierpisz..

    5.odchodzi osoba, która nie chce tak żyć..

    6.wszyscy często kłamią, mnie zazwyczaj okłamują mężczyźni, no bo kobiety? dlaczego miałyby to robić?
    Ciebie i innych facetów, kobiety..
    są jednak ludzie, którzy się nie okłamują,
    i o takich chyba, nam wszystkim chodzi..

    a życie, pewnie, nie jest takie proste,
    dopóki czegoś sami nie zrobimy, i wtedy się prostuje,
    no bo czekać, aż ktoś, coś rozwiąże, to można , że tak powiem, do usranej śmierci..

    Jeśli uważasz, że warto iść na jakąś wspólną terapię, no to już, a gdy usłyszysz, sam sobie idź, to co?
    dalej będziesz pisał na forum, co robić?
    wiesz co robić, wtedy musisz się spakować i trzasnąć drzwiami,
    a co potem?
    ano zobaczysz..
    hej


    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Aniołek, który niby wyszedł :-) ~Aniołek, który niby wyszedł :-)
    ~Aniołek, który niby wyszedł :-)
    Napisane 03 czerwca 2019 - 22:57
    ~Żuber napisał:
    Cześć Aniołku, niestety rozwala mnie prawie wszystko o czym tutaj wypisujesz (...)

    No i popatrz, taki delikatny aniołek a takiego silnego żubera potrafi rozwalić! Widziałeś? :-)

    Wzajemne zrozumienie jest ważne ZAWSZE, i w małżeństwie i po rozwodzie i na emeryturze i w piaskownicy.

    A co do kłamstwa, o którym napisała Alutka to uważam, że ten sposób "radzenia sobie" w sytuacjach dla kłamczucha trudnych też można zrozumieć, chociaż niekoniecznie akceptować.
    Nie rozumiem Alutko dlaczego akurat do trzech razy sztuka?

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

» odpowiedz » do góry

Gorące tematy