Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

Forum

Dodaj temat

Związek

zakochałam się w żonatym, mam chłopaka...

Rozpoczęte przez ~kobietka, 26 lut 2019
  • avatar ~alutka ~alutka
    ~alutka
    Napisane 10 maja 2019 - 19:59
    A ja myślę, że nie oboje..
    ale oczywiście,
    skończmy, jak sobie życzysz..
    jeszcze raz przepraszam, że nazwałam rzeczy po imieniu, rzeczy, których nie ma..
    hej

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Rafał35 ~Rafał35
    ~Rafał35
    Napisane 10 maja 2019 - 20:28
    Alutka - Twoje posty też mi dużo dają i też nie dziwię się Twojemu facetowi, że pomimo tak dużych niezgodności Waszych charakterów tak za Tobą szaleje. Ogólnie dużo na tym forum mądrych kobiet i facetów - z góry informuję, że z nikim z Was nie zamierzam mieć romansu :)
    Tak jak pisałem już wielokrotnie nie wyobrażam sobie odejść od żony ze względu na inną kobietę, "posłużyć" się nią, żeby ułatwić sobie decyzję albo coś sobie za jej pośrednictwem zrekompensować. Skoro już teraz mam moralniaka z powodu braku miłości to co byłoby, gdybym został "zdrajcą"....
    Trochę faktycznie Kobietkę "wykorzystuję", bo mam wrażenie, że potrafi się wczuć w moją sytuację i daje mi wsparcie, na które w realnym świecie nie mogę liczyć.
    A tak trochę żartem - niewiele mógłbym Kobietce zaproponować - nie chcę mieć więcej dzieci, a dla niej to marzenie, więc przy mnie zwyczajnie straciłaby czas.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~alutka ~alutka
    ~alutka
    Napisane 10 maja 2019 - 21:12
    "Tak jak pisałem już wielokrotnie nie wyobrażam sobie odejść od żony ze względu na inną kobietę, "posłużyć" się nią.."

    a dlaczego, sobie tego nie wyobrażasz?
    bo, takiej nie spotkałeś?
    ja, też sobie nie wyobrażałam, ale spotkałam i to zrobiłam..
    dokładnie tak jak piszesz,
    wykorzystałam faceta, żeby odejść od męża..
    zakochałam się.
    później odkochałam, ale pozwoliło mi to uwolnić się z nieszczęśliwego małżeństwa..
    to było dla mnie zesłanie losu,

    nie planowałam tego,
    udało się po prostu, tak wyszło,

    pisałeś, że żona twierdzi, że gdy wam nie wyjdzie, to już sobie odpuści, z nikim innym nie będzie..
    i Ty to przyjmujesz za fakt, że tak będzie,
    nie chcesz ją na to skazać..
    czujesz ciężar, którym Cię obarcza..

    nigdy tak nie powinna powiedzieć,
    to jej sprawa, to jej wybór..
    ale Ty myślisz sobie, to straszne, nie mogę jej tego zrobić..
    to nie Ty, jej coś byś zrobił,
    ale
    to ona Tobie, coś teraz robi..

    przeprosiłam @kobietkę, przepraszam zatem również i Ciebie..
    widzę coś, czego oboje nie widzicie,
    a zatem,
    tego nie ma..

    hej



    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Rafał35 ~Rafał35
    ~Rafał35
    Napisane 10 maja 2019 - 21:46
    ~alutka napisał:
    a dlaczego, sobie tego nie wyobrażasz?
    bo, takiej nie spotkałeś?


    Chcąc nie chcąc jeśli występuje u nas pewien niedobór próbujemy go nieświadomie wyrównać. Zrobiłem się mocno wyczulony na kobiece wdzięki i wokół mnie widzę same piękne dziewczyny, które na dodatek - jak mi się zapewne wydaje - ciągle się do mnie uśmiechają (pojawiają się myśli "zobacz co Cię omija"). Miałem trzy sytuacje w ciągu tych czterech nieszczęśliwych lat, kiedy do "czegoś" mogło dojść, ale gdy zauważałem, że w myślach zaczynam przekraczać pewne granice (ja Ty to nazwałaś - otwierać drzwi, które powinny być zamknięte) tłumiłem to, co się pojawiało i zrywałem relację. Automatyczną reakcją była zawsze wewnętrzna wściekłość na żonę.
    Jakoś nie umiałbym chyba zdradzić. Zawsze bardzo surowo oceniałem wszystkich zdradzających i nie wiem jak poradziłbym sobie z taką "łatką".

    ~alutka napisał:
    pisałeś, że żona twierdzi, że gdy wam nie wyjdzie, to już sobie odpuści, z nikim innym nie będzie..
    i Ty to przyjmujesz za fakt, że tak będzie,
    nie chcesz ją na to skazać..
    czujesz ciężar, którym Cię obarcza..


    To teraz mi dołożyłaś do pieca...
    Faktycznie jest tak jak piszesz. Myślę sobie wtedy - "jak odejdę to skażę ją na bycie potwornie nieszczęśliwą i samotną do końca jej smutnego życia" :(
    Mówiła też wielokrotnie, że gdybym odszedł wpadłaby w ogromną depresję - to też wywołuje we mnie strach.
    Przywiązuje mnie w ten sposób do siebie, nie patrzyłem na to w ten sposób.
    Próbuję ją uratować, ale kto uratuje mnie :/

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~kobietka ~kobietka
    ~kobietka
    Napisane 10 maja 2019 - 22:11
    @Alutka, tu nie ma za co przepraszać :) Miło, że się o mnie... troszczysz? Nie widzę w tym nic złego. Tak sobie myślę, że w tym wątku się faktycznie zrobiło trochę "intymnie", bo tak sobie rozmawiamy z Rafałem praktycznie sam na sam i tak to może wyglądać :) Ale przez internet raczej nie da się zakochać. Nawet jeśli rzeczywiście nie odmawiam Rafałowi tego, że jest bardzo interesującym człowiekiem.

    Wracając do tematu:

    Rafał35 napisał:
    Nikomu nie spowiadam się publicznie ze swoich dylematów, bo mam świadomość jak potraktowane byłyby moje słowa. Zagryzanie zębów to może i społecznie pożądana postawa, ale cholernie jest to trudne, okropnie.


    Bo to jest trochę problem natury etycznej. Tylko jak każdy taki problem - jest bardzo złożony. Ogólną opinią społeczeństwa bym się aż tak nie przejmowała, to nie od dziś wiadomo, że gdzie tłum, tam głupota. A ja się niejednokrotnie spotkałam już z sytuacją, gdzie bardzo "twarde" poglądy niejednego nie wytrzymały zderzenia z realnym człowiekiem. Te najostrzejsze osądy zazwyczaj płyną z bezpiecznego dystansu.

    Łatki "wyrodnego ojca" przyczepionej przez niektórych nie unikniesz, ale na chamów z widłami nie ma zwycięskiego sposobu.

    Wiadomo, że tu chodzi o dobro dziecka (a my, dorośli i świadomi ludzie jesteśmy za te dzieci odpowiedzialni i to nie podlega żadnej dyskusji). Pytanie, co w takiej sytuacji dla tego dziecka jest rzeczywiście jego "dobrem". Mam z tyłu głowy opinie psychologów, że wcale niekoniecznie "zagryzanie zębów". Że uczą się złych wzorców, że je potem powtarzają, że mają w przyszłości problemy emocjonalne... (itd., jestem pewna, że ten temat masz wykuty na blaszkę).

    Z drugiej strony (chociaż to bardzo przykre i przepraszam z góry za te słowa) nie sądzę też, żeby Twój ewentualny rozwód przeszedł przez psychikę Twojej córeczki tak całkiem bez echa.

    Także, hm... Jak się już pewnie mogłeś zorientować, nie jestem fanką stania nad ludźmi z kropidłem i mówienia im co dobre, a co złe :) Znasz swoją córeczkę, znasz swoją żonę, wiesz chyba mniej więcej, czego mógłbyś się po Waszym rozstaniu spodziewać - wierzę, że sam jesteś sobie w stanie "wyważyć", która droga jest najlepsza dla Was wszystkich.

    Ponad wszystko - nie jesteś złym tatą (!). Nigdy nawet nie idź w tym kierunku. Naprawdę nie widzę przesłanek. A z pozycji kobiety, która też jest przecież córką (choć całkiem innego taty i całkiem dorosłą) - mogę Ci napisać, że Twoje szczęście też jest bardzo ważne. Ona zawsze (o ile nie znikniesz z jej życia) będzie Cię kochać.

    Rafał35 napisał:
    Żona w życiu nie chciałaby kogoś sobie "szukać", nawet niedawno powiedziała mi, że gdyby nam się nie udało to do końca życia pasuje z wszelkimi związkami.


    No... i widzę, że Alutka zwróciła uwagę na to, na co i ja zwróciłam, ale jak już napisałam - to wklejam:

    Nie traktowałabym takich słów jakoś szczególnie "ostatecznie". Chłopak, przy naszym rozstaniu, też mi powiedział, że i tak już nie zwiąże się z nikim innym, że byłam miłością jego życia i że będzie na mnie czekał choćby do śmierci... (i dobił mnie pierścionkiem). To jest cholernie bolesne i trochę manipulacyjne, bo generuje jeszcze większe wyrzuty sumienia, ale... nawet gdyby tak było - to przecież już tylko ich wybór. To już dorośli ludzie, za nich - na szczęście - nie odpowiadamy. Już nie mówiąc o tym, że miłość lubi sobie czasem zagrać na nosie i na kogoś "spaść" - i wszystkie takie deklaracje idą się kochać :) . Dobrze być wtedy wolnym człowiekiem :)

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~kobietka ~kobietka
    ~kobietka
    Napisane 10 maja 2019 - 22:18
    Rafał napisał:
    Próbuję ją uratować, ale kto uratuje mnie :/


    No to już przecież mamy ustalone - ja ;)

    Ok, ok, przestaję już :) Szczerze mówiąc, rozbawiło mnie trochę to wszystko - ale oczywiście w wyłącznie pozytywnym sensie.

    Pozdrawiam Cię ciepło, Alutko :)

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~alutka ~alutka
    ~alutka
    Napisane 11 maja 2019 - 07:33
    a dziękuję bardzo, i wzajemnie..:)
    nie chciałam wam zepsuć bardzo ciepłej i intymnej pogawędki,
    i mam nadzieję, że nie zepsułam..
    jestem pod wielkim wrażeniem Waszej dojrzałości..

    niemniej jednak wrócę jeszcze słów @Rafała:
    "kiedy do "czegoś" mogło dojść, ale gdy zauważałem, że w myślach zaczynam przekraczać pewne granice (ja Ty to nazwałaś - otwierać drzwi, które powinny być zamknięte) tłumiłem to, co się pojawiało i zrywałem relację."

    a co wtedy z drugą stroną tej relacji?

    a czy sama @kobietka, nie jest właśnie w takiej sytuacji?
    jak to możliwe, że zdążyła się w kimś zakochać?
    w osobie z którą, tylko pracowała?

    nie mogę też się zgodzić z Tobą Rafale, że nie można się zakochać przez internet. można.
    większość obecnie randek czy portali internetowych zaczyna się od pisania, a gdy dochodzi wreszcie do spotkania, to połowa z tych ludzi już jest zakochana.

    mam znajomą, która na pierwszym spotkaniu, wpadła mu do łóżka i chciała rodzinę zakładać, a on się zdziwił i twierdził, że tylko sobie pisali..
    nigdy nie wiemy, kto jest po drugiej stronie i jak zareaguje na nasze wynurzenia..

    no dobra :) już nie drążę tematu,
    tak tylko, przechodziłam obok, i wsadziłam kij w mrowisko..
    sama sobie dam po łapach :D

    mam nadzieję, że nie przestaniecie pisać..
    macie absolutny podziw z mojej strony - oboje,

    miłego dnia:)



    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~kobietka ~kobietka
    ~kobietka
    Napisane 11 maja 2019 - 20:11
    Alutka napisał:
    niemniej jednak wrócę jeszcze słów @Rafała:
    "kiedy do "czegoś" mogło dojść, ale gdy zauważałem, że w myślach zaczynam przekraczać pewne granice (ja Ty to nazwałaś - otwierać drzwi, które powinny być zamknięte) tłumiłem to, co się pojawiało i zrywałem relację."

    a co wtedy z drugą stroną tej relacji?

    a czy sama @kobietka, nie jest właśnie w takiej sytuacji?


    Wiesz, że to... chyba najlogiczniejsze wyjaśnienie zachowania tego mężczyzny wobec mnie? Bardzo trudno mi to było zrozumieć (i długo mnie gnębiło). No bo... z początku miły, uprzejmy, bardzo koleżeński - potem, bez żadnego powodu, zmieniający swoje zachowanie na skrajnie inne, unikające, wręcz przykre. Jestem pewna, że tej chemii między nami sobie nie wymyśliłam - nawet gdy już się tak zdystansował - mieliśmy chwile "głębokich spojrzeń w oczy", takich kilkusekundowych, po których - dosłownie - zwyczajnie głupiał i widać było, że "wybijały go z rytmu". Mnie zresztą też.

    Myślę, że zrobił dokładnie to, co Rafał - po prostu nie chciał otwierać tych drzwi. Przyjmuję to sobie za oficjalną wersję zdarzeń w mojej głowie i mogę żyć spokojniej ;) Dziękuję.

    napisał:
    nie mogę też się zgodzić z Tobą Rafale, że nie można się zakochać przez internet. można.


    O tym internecie to akurat ja pisałam, więc się odniosę :) Właściwie... nic mnie już nie jest w stanie zadziwić :) Wobec tego - obiecuję (sobie), że jeśli poczuję do Rafała coś więcej niż sympatię, to sobie stąd pójdę. Będziemy się zabezpieczać ;)


    @Rafał, jeszcze mnie naszła taka refleksja... no bo - z nas dosyć porządni ludzie są. Trochę też chyba do siebie podobni - a więc, wczuwając się w Twoją sytuację, też skupiłam się na Twojej żonie i jej cierpieniu (dokładnie tak jak się skupiałam na nieszczęściu chłopaka).

    Tylko że... wiesz co? Tak jak my sobie zadawaliśmy pytanie, czy kochamy ich, czy ich miłość do nas - to zastanawiam się, czy oni nie powinni sobie zadać podobnego. W przypadku Twojej żony brzmiałoby ono - "czy ja kocham Rafała czy moją miłość do niego?". Uczucie dla uczucia... czy mi się wydaje, czy w obu tych przypadkach nie ma drugiego człowieka...?

    Przypomniał mi się jeden wpis Aniołka, w innym wątku. Opowiadała w nim o postępującym smutku swojego byłego męża, który zauważyła i kiedy wyznał jej prawdę - sama pozwoliła mu odejść.

    Co to za "miłość", w której ktoś trzyma cię przy sobie na siłę, nawet jeśli widzi, że Cię tym unieszczęśliwia?

    Gdybym była Twoją żoną, gdybym widziała to, co swojego czasu widział Aniołek - też zwróciłabym Ci wolność. Gdybym Cię kochała. To na pewno nie byłoby łatwe i nie mówię, że zrobiłabym to od razu... ale czy to nie byłby właśnie dowód, że... kochałam właśnie Ciebie? A nie samo uczucie do Ciebie?

    Tak Ci to zostawiam dla przemyślenia :)

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Rafał35 ~Rafał35
    ~Rafał35
    Napisane 12 maja 2019 - 08:16
    ~kobietka napisał:
    Tak sobie myślę, że w tym wątku się faktycznie zrobiło trochę "intymnie", bo tak sobie rozmawiamy z Rafałem praktycznie sam na sam i tak to może wyglądać :)


    No tak faktycznie wyszło, chociaż posty Aniołka, Pf, Kaś czy Alutki, które "przerywały" nam ten intymny dialog też pozwoliły mi uporządkować pewne rzeczy w głowie - piszcie jak najwięcej!
    Podsumowując temat mojego romansu z Kobietką napiszę coś, czego się absolutnie nie wstydzę - w innej sytuacji życiowej z pewnością chciałbym poznać ją bliżej, bo tak wrażliwej, empatycznej, mądrej i dojrzałej (pomimo - tu pewnie Kobietka będzie protestować - młodego wieku) dziewczyny dawno (nigdy?) nie spotkałem. Zaimponowała mi jej odwaga i stanowczość - zderzając się z prawdą o swoim związku potrafiła go zakończyć (co ważne – dla dobra obu stron) pomimo postawy jej chłopaka (ten numer z pierścionkiem był poniżej pasa...). No świetna z Ciebie dziewczyna, Kobietko, mam nadzieję, że szybko stąd nie znikniesz, bo uwielbiam Ciebie "czytać". Teraz to dopiero dostanie mi się od Alutki ;)
    Przez internet można się zakochać (i mnie się to w przeszłości zdarzyło), ale należy pamiętać, że jest to miłość do naszego wyobrażenia, a nie realnej osoby. Pamiętam, że gdy do mnie zaczęło to docierać w tamtym przypadku bardzo trudno było mi zrezygnować z obrazu tamtej partnerki, który uroiłem sobie w głowie - był tak "idealny" :) Dlatego odradzam każdemu dopowiadanie sobie czegokolwiek na podstawie kilkunastu postów jakieś osoby - "skoro tak ładnie pisze to na pewno jest bardzo dobrym człowiekiem, śpiewa w chórze kościelnym i takie tam". Nie, on/ona po prostu ładnie pisze i ma ciekawe spojrzenie na sprawy, które nas interesują. Nie wiemy czy aby nie ma drugiego oblicza. W moim wieku zaczyna już do ludzi docierać, że idealne osoby nie istnieją ;)

    ~alutka napisał:
    niemniej jednak wrócę jeszcze słów @Rafała:
    "kiedy do "czegoś" mogło dojść, ale gdy zauważałem, że w myślach zaczynam przekraczać pewne granice (ja Ty to nazwałaś - otwierać drzwi, które powinny być zamknięte) tłumiłem to, co się pojawiało i zrywałem relację."

    a co wtedy z drugą stroną tej relacji?


    To już problem tej drugiej strony. Wszystkie te osoby wiedziały, że jestem żonaty i dzieciaty. Do niczego zresztą nie doszło poza jakąś formą flirtu. Każda dorosła osoba odpowiada za własne uczucia.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Rafał35 ~Rafał35
    ~Rafał35
    Napisane 12 maja 2019 - 08:17
    ~kobietka napisał:
    Bo to jest trochę problem natury etycznej.


    Ogólna opinia mnie nie interesuje – wiem, że czegokolwiek się nie zrobi ludzie i tak będą nas krytykować. Każdy patrzy na świat przez pryzmat swoich doświadczeń i własnej perspektywy – opuszczone niegdyś przez mężów żony będą mnie kamieniować, podobnie jak faceci, którzy przez lata nauczyli się „zagryzać zęby” albo tak zdradzać żony, żeby te nigdy się o tym nie dowiedziały. To dla mnie zrozumiałe i nie miałbym o to pretensji.
    Interesuje mnie tak naprawdę moja własna opinia o mnie. To w jaki sposób patrzę na świat zostało w dużej mierze ukształtowane (a w zasadzie „wdrukowane” mi) przez moich najbliższych, moje środowisko, a dopiero na końcu przeze mnie, dzięki moim własnym poszukiwaniom i przemyśleniom. Ciężko porzucić pogląd, że „rozbijając rodzinę skazuję moje dziecko na cierpienie” i że „dobry tata nie przedkłada własnego dobra nad dobro dziecka”.
    U mnie w domu nie padają ostre słowa, nie jest też wyrażana bezpośrednio niechęć czy złość. Okazujemy miłość, ale dziecku – oboje mocno ją rozpieszczamy, podświadomie chyba właśnie dlatego, żeby „wynagrodzić” córce to, że dorasta patrząc na związek rodziców bez miłości. Wiem jednak, że za parę lat zacznie widzieć więcej i zadawać sobie różne pytania („po co Ci dwoje w ogóle ze sobą są?”). Napiszę jedno – gdyby ona kiedykolwiek znalazła się w takiej sytuacji i zapytała mnie o zdanie powiedziałbym bez mrugnięcia okiem, że powinna postawić na siebie. Ja jakoś nie potrafię, brakuje mi odwagi.

    ~kobietka napisał:
    Tylko że... wiesz co? Tak jak my sobie zadawaliśmy pytanie, czy kochamy ich, czy ich miłość do nas - to zastanawiam się, czy oni nie powinni sobie zadać podobnego. W przypadku Twojej żony brzmiałoby ono - "czy ja kocham Rafała czy moją miłość do niego?". Uczucie dla uczucia... czy mi się wydaje, czy w obu tych przypadkach nie ma drugiego człowieka...?


    Ja ciągle się zastanawiam czy tam w ogóle jakiegokolwiek uczucie (poza oczywistym przywiązaniem) jest. Mi wydaje się – bo w takiej sytuacji nie byłem – że postąpiłbym podobnie jak Aniołek, nie potrafiłbym być z kimś, kto mnie nie kocha, z kimś, kto przy mnie się dusi, z kimś, kogo nie potrafię uszczęśliwić.
    Kilka razy mówiła mi, że nie daję jej już poczucia bezpieczeństwa, a zaufanie wygasło. Że czeka na moją decyzję jak na odroczony wyrok. Ona też tkwi w klinczu, na pewno myśli o dobru córki i może gdyby jej nie było postąpiłaby inaczej. Jej rodzice, a moi teściowie trwają ze sobą do dzisiaj pomimo jawnej nienawiści – żona dorastała w związku bez miłości, także czasami zastanawiam się czy taka relacja jak nasza nie jest dla niej po prostu „wystarczająca”, tu nienawiści nie ma, jest wspólny ból, ale też zrozumienie.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~ciconia ~ciconia
    ~ciconia
    Napisane 12 maja 2019 - 13:24
    Świetny wątek :-) ale...wybaczcie przyczepię się troszeczkę:
    1. Gdy czytam o czym piszesz kobietko zastanawia mnie gdzie podziała się głębsza refleksja nad Twoim związkiem, który zakończyłaś?
    Jak to możliwe, że przed podjęciem decyzji o rozstaniu było tak ciężko, a po...nie ma tematu prawie w ogóle? Równocześnie analizujesz przypadek Rafała z zaangażowaniem dużo większym niż swoje własne życie.

    2. Przeczytawszy Twoje słowa Rafale zwróciłam uwagę na komunikaty przekazywane Ci przez Żonę, a dotyczące "braku poczucia bezpieczeństwa".
    Z pewnością ogromne znaczenie mają wzorce wyniesione z domu, ale nie wiem dlaczego nie widzisz Rafale tego, jak codziennie dokładasz swojej Żonie cegiełkę niepewności w postaci pytania ..czy on będzie ze mną dalej czy nie będzie.....
    Cytowane przez Ciebie słowa Żony, że jeśli nie Ty to nikt świadczą o jej ogromnej rozpaczy.
    Dlaczego wątpisz w jej miłość do Ciebie?

    Równocześnie powołując się na słowa jakiegoś Aniołka, którego nie znasz, stwierdzasz, że nie mógłbyś żyć z kimś, kogo nie byłbyś w stanie uszczęśliwić.
    Ty nie, ale Twoja Żona być może tak.

    W efekcie przerzucasz takim stwierdzeniem odpowiedzialność za to, że Wam nie wyszło na Żonę zamiast zadać sobie pytanie:

    Dlaczego nie potrafię tego wyprostować korzystając z rady, jakiej sam udzieliłbym swojej Córce?
    Zakładam, że kochasz Córkę miłością bezwarunkową, a SIEBIE?
    3. Interesujących ludzi można poznać wszędzie, również w internecie :-)
    Pozdrawiam Was :-)

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Rafał35 ~Rafał35
    ~Rafał35
    Napisane 13 maja 2019 - 10:12
    ~ciconia napisał:
    Dlaczego wątpisz w jej miłość do Ciebie?


    Bo po prostu nie czuję tego.
    Boi się mojego odejścia, bo jej taka bylejakość odpowiada - często mi mówi, że "tak to już wygląda w dorosłym życiu".
    Nie przerzucam na nią odpowiedzialności, oboje daliśmy ciała i tyle, tak musiało po prostu być.

    ~ciconia napisał:
    Dlaczego nie potrafię tego wyprostować korzystając z rady, jakiej sam udzieliłbym swojej Córce?
    Zakładam, że kochasz Córkę miłością bezwarunkową, a SIEBIE?


    Bo bardziej kocham córkę niż siebie. Siebie nie potrafiłbym kochać z wiedzą, że ją skrzywdziłem. Daję z siebie tyle, ile potrafię - nie kłócę się z jej mamą, nie wprowadzam nerwowej atmosfery, panuję nad emocjami (głównie je tłumię), bawię się z córką, troszczę się o jej potrzeby, dbam o to, żeby rodzina miała zabezpieczone potrzeby materialne i kwestie bezpieczeństwa. Są rzeczy, których zapewnić jej nie potrafię - nie jestem w stanie jej pokazać jak prawidłowo funkcjonuje związek małżeński, jak powinien zachowywać się mężczyzna w takim związku. Wiem, że przyjdzie czas na to, że trzeba będzie zmierzyć się z pewnymi pytaniami córki.
    A tak naprawdę myślę, że po prostu brakuje mi też odwagi, którą pokazała Kobietka.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Robert1971 ~Robert1971
    ~Robert1971
    Napisane 13 maja 2019 - 11:23
    ~Rafał35 napisał:

    Są rzeczy, których zapewnić jej nie potrafię - nie jestem w stanie jej pokazać jak prawidłowo funkcjonuje związek małżeński, jak powinien zachowywać się mężczyzna w takim związku


    A co to znaczy 'prawidłowo funkcjonować związek małżeński'?

    Obawiam się, że nie ma czegoś takiego jak standaryzacja związku małżeńskiego.
    To organizacja społeczna która jest skrojona na miarę jej uczestników ;-).

    Jeżeli Twoja żona czuje się akceptowalnie (dla niej) przy jakości relacji jaką macie to znaczy, że niczego więcej do szczęścia nie potrzebuje, albo nie chce.

    Ty z kolei oczekujesz czegoś więcej, czegoś innego, czy po prostu ten format Tobie nie odpowiada i się z tym męczysz.

    Nie znaczy to wcale, że jej postrzeganie jest złe, a Twoje dobre.
    Znaczy to tyle, że rozbiegają się Wasze oczekiwania i... albo Ty zaakceptujesz ją z jej (dla Ciebie słabymi) standardami, albo ona podciągnie się do Ciebie do Twoich (wg Ciebie lepszych).

    Ty wyobrażasz sobie, że córce trzeba pokazać wzorzec mężczyzny i ojca taki jak figuruje w Twoich wyobrażeniach.
    Nie możesz się tu zrealizować, bo relacja z żoną generuje coś innego.

    Masz problem.

    Dochodzą do tego Twoje własne odczucia.
    Gdy nie czujesz się szczęśliwy, to życie z kobietą w męczącym związku nie jest chyba najlepszym wyjściem.
    Problem z czasem będzie narastał.

    Zatem albo odchodzisz i sprawę stawiasz jasno - po męsku.
    Albo będziesz to ciągnął... tylko wtedy nie biadol, że Ci źle bo... tak facet nie robi hehe...

    I to jest - wg mnie - postawa prawdziwego faceta. Albo bierze byka za rogi i ujarzmia, albo... go zabija.

    Pozwalanie włażenia bykowi sobie na głowę i ciągłe biadolenie, że Ci źle na świecie, męską postawą nie jest.

    Tak robi miękka faja, a nie facet :-)...

    Z dylematem można żyć czas jakiś i sobie samemu trzeba odpowiedzieć na pytanie co dalej.
    W nieskończoność tego ciągnąć nie można, a decyzji za Ciebie nikt nie podejmie, musisz to zrobić sam osobiście i jednoznacznie ;-).

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~kobietka ~kobietka
    ~kobietka
    Napisane 13 maja 2019 - 13:15
    @Robert... przepraszam Cię bardzo - ale jak ja nie cierpię tej metody wywierania wpływu na kogoś - kiedy się drugiemu wjeżdża na dumę.

    Dlaczego w ogóle podejmować takie decyzje w sposób mądry i przemyślany? I po co te wątpliwości? Tak jest (trzymając się zresztą Twojej, skądinąd słusznej uwagi odnośnie małżeństwa) - według Twojej definicji - nie po męsku przecież.

    Argument nad argumentami... po drugiej stronie brzegu tego zjawiska leży już tylko "prawdziwa kobieta powinna...".

    Już nawet nie będę zaczynać na temat tego, że ludzie jako ludzie są naprawdę bardzo różnorodni, bez względu na płeć. I że to im tej płci nie odbiera. Ty, w tej chwili, tak bardzo płyniesz w stereotypach, że aż zęby trzeszczą.

    Wątpliwości to cecha ludzi inteligentnych. Postawa Rafała wynika też z samokrytycyzmu i troski o wszystkich wokół, nie tylko o siebie. Nie wiem, jak to zrobiłeś, że to ominąłeś i spłyciłeś do paru krzywdzących akapitów - no ale najwyraźniej można.

    @Rafał, @ciconia - oczywiście odpiszę Wam później. Nie mam generalnie czasu usiąść spokojnie do laptopa, a na komórce to masochizm :)


    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Robert1971 ~Robert1971
    ~Robert1971
    Napisane 13 maja 2019 - 13:53
    ~kobietka napisał:
    @Robert... (...) na dumę. (...)nie po męsku przecież.(...) po drugiej stronie brzegu tego zjawiska leży już tylko "prawdziwa kobieta powinna...". (...) Ty, w tej chwili, tak bardzo płyniesz w stereotypach, że aż zęby trzeszczą.


    Zauważę tylko drobniutki detal.
    Rafał sam wspomniał o postawie faceta...
    Cokolwiek miał na myśli, ja odebrałem to jako próbę standaryzacji postawy faceta i tylko tyle.
    Skoro tak, poszedłem dalej i to właśnie wyszło co wyszło z mojej dywagacji ;-))).

    Dlatego Rafał, skoro Cię uraziłem, to przepraszam, ale sam widzisz do czego doprowadza poprawność :-).

    Po prostu standaryzowanie świata prowadzi do wielu pokrzywdzeń i tego nie da się uniknąć.

    Masz dylemat i rozumiem to...
    Sam tkwiłem w małżeństwie, które idealne nie było - długie lata.

    Ja akceptowałem to w takim właśnie stanie i całkiem możliwe, że jeszcze długo by tak właśnie było.

    Moja była żona podjęła działania odśrodkowe, bo ... jak się potem okazało, nie uszczęśliwiłem jej swoją osobą.

    Dokąd ona była bierna, wszystko trwało jak trwało i ja utwierdziłem się w przekonaniu, że chyba jesteśmy szczęśliwym małżeństwem.
    Prawda okazała się inna.

    Wszystko dryfowało dokąd ona nie podjęła działań.
    Kiedy podjęła, rozpadło się, bo...
    Jej standard nie pasował do mojego, a mój dominował.
    Tyle mogę dziś powiedzieć z perspektywy tych trzech lat.

    Decyzję musiałem jednak podjąć ja, bo ona sama tego nie zrobiła, ona tylko wywierała coraz silniejszy nacisk i coraz większą presję - na co? Ano na mnie i dawała mi coraz bardziej odczuć, że nie jest jej ze mną dobrze ;-).
    Po prostu w związku z jej nową postawą jaką przybrała, zaczęło mi być źle, gorzej, aż w końcu było mi bardzo źle.
    Nie wytrzymałem tego.

    Przemyśl co piszę - już nie w kontekście urazy (miękka faja) :-), tylko w kontekście perspektyw co do Twojego życia.
    Dziś nie jesteś zadowolony.
    Co będzie za trzy, pięć, dziesięć lat?
    A co za trzydzieści? - Kiedy będziecie może siebie już potrzebować w innym sensie niż teraz?

    Czy bycie twardym i trochę upartym nie opłaci się czasem?

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Rafał35 ~Rafał35
    ~Rafał35
    Napisane 13 maja 2019 - 15:11
    Robert - luz, każdy ma prawo do własnej, nawet surowej opinii. Też mi się zdarza myśleć o sobie, że jestem "miękką fają" i że "prawdziwy facet" (cokolwiek to znaczy) nie pozwoliłby sobie na takie marnowanie czasu i własnego życia i uciąłby taki związek z dnia na dzień ;)
    Uściślę jednak to co napisałem - żona akceptuje tą bylejakość, ale nie oznacza to, że jej taki stan rzeczy odpowiada - po prostu pogodziła się z tym, że funkcjonujemy sobie w martwym związku. Też chodzi smutna i przygaszona, widzę, że czasem sobie popłakuje i ma problemy z zaśnięciem, ale nie robi nic, żeby to zmienić (wyjąwszy terapię) - skupia się na dziecku, pracy, coś tam porobi w domu, poczyta i jakoś funkcjonuje.
    Mi długo nie pasowało życie w "technicznym" małżeństwie i podejmowałem setki prób zmiany, inicjowałem przytulanie, seks, próbowałem się żoną "zainteresować", robiłem dosłownie wszystko, co radzą robić w takich sytuacjach w kolorowych gazetach, ale z jej strony była wyłącznie bierność i "przyglądanie" się moim działaniom, przeplatane płaczem w momentach, kiedy miałem okresy zwątpienia i wycofywałem się ze "starań". W końcu moje uczucie (o ile jakieś wcześniej w ogóle było - wydaje mi się, że sam się oszukiwałem cały czas) wypaliło się do zera i poddałem się, już nie walczę o nic, bo tak naprawdę nic nie ma - walka byłaby sztuczna, bezsensowna, kompletnie wypalająca. Żona w tamtym momencie sama postanowiła zawalczyć, ale szybko dała sobie spokój widząc moją niechęć.
    Już teraz nie chodzi o żonę - wiem, że gdyby nie dziecko zakończyłbym to od razu, bo - nie oszukujmy się - nie ma przed nami przyszłości. Zebraliśmy przez ostatnie lata za duży bagaż i nawet jej ewentualna pozytywna terapia tego nie zmieni. To nie jest po prostu dziewczyna dla mnie - to dobry człowiek i w ogóle, ale nie dla mnie do wspólnego życia. Dbam o nią na tyle, na ile mogę, ale czułości między nami nie ma żadnej.
    Chodzi już wyłącznie o dziecko i jego przyszłość. Cały czas analizuję tą kwestię.
    Ostatnio jeden ze znajomych moich rodziców zostawił żonę z małym dzieckiem i wyprowadził się do kochanki. Mój ojciec bardzo surowo go oceniał, wręcz wyzywał go od najgorszych, nieodpowiedzialnych egoistów. Może i we mnie gdzieś głęboko tkwi strach przed taką oceną albo podobnie oceniam takie zachowania dlatego sam nie chcę, żeby stało się ono moim udziałem? Jeśli ktoś jest przeciwny kradzieży będzie miał problem by samemu coś ukraść.
    Myślę jednak, że przyjdzie taki dzień, kiedy się spakuję i sobie pójdę.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Kate ~Kate
    ~Kate
    Napisane 13 maja 2019 - 15:29
    Typowe.
    Dorosły facet boi się, co powie mama albo tata...

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Robert1971 ~Robert1971
    ~Robert1971
    Napisane 13 maja 2019 - 15:35
    Nie odbieraj tego w sposób, że ja namawiam Cię do odejścia od żony i dziecka...
    Po prostu dość długo już trwa, kiedy przeżywasz te rozterki, a w każdym razie ja od pewnego czasu na tym forum już to obserwuję.
    Myślę sobie, że Twoja 'sprężynka' jest dość mocno elastyczna :-).
    Moja sprężynka do działania też jakiś czas musiała być naciągana, bo miałem podobny dylemat do Twojego...

    Może moja ex bardziej tę cytrynę zaczęła wyciskać, że prędzej sok poleciał??? ;-)
    Nie mam pojęcia.

    W każdym razie takie przetrzymywanie nie służy już potem niczemu - przysparza cierpienia wszystkim.
    Może faktycznie lepiej zrobić krótkie i ostre cięcie. ;-).

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~ciconia ~ciconia
    ~ciconia
    Napisane 13 maja 2019 - 21:34
    ~Robert1971 napisał:

    (...)
    Myślę sobie, że Twoja 'sprężynka' jest dość mocno elastyczna :-).
    Moja sprężynka do działania też jakiś czas musiała być naciągana, bo miałem podobny dylemat do Twojego...

    Może moja ex bardziej tę cytrynę zaczęła wyciskać, że prędzej sok poleciał??? ;-)
    Nie mam pojęcia.

    W każdym razie takie przetrzymywanie nie służy już potem niczemu - przysparza cierpienia wszystkim.
    Może faktycznie lepiej zrobić krótkie i ostre cięcie. ;-).


    Robert, Ty miałeś chyba starsze dzieci...może było Ci łatwiej

    Rafała Córeczka jest malutka i uwielbia swojego Tatę, w głowie ojca pojawia się myśl...ja jestem dorosły, a Ona?
    Ona rysuje Mamę i Tatę razem, jak ja mogę Jej coś takiego zrobić?

    Rafał myślę sobie, że co najmniej z dwóch powodów nie jesteś gotowy na szybkie cięcie:
    a) Córeczka i Twoja ogromna miłość do Niej i chęć obcowania z Nią na co dzień
    b) Surowa ocena własnego Ojca (przypadek znajomego, który odszedł do kochanki). A myślałeś, żeby porozmawiać ze swoim Ojcem tak szczerze o swoich rozterkach?
    Jeśli oczywiście jest dla Ciebie autorytetem?

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Aniołek, który niby wyszedł :-) ~Aniołek, który niby wyszedł :-)
    ~Aniołek, który niby wyszedł :-)
    Napisane 14 maja 2019 - 00:54
    ~kobietka napisał:

    Przypomniał mi się jeden wpis Aniołka, w innym wątku. Opowiadała w nim o postępującym smutku swojego byłego męża, który zauważyła i kiedy wyznał jej prawdę - sama pozwoliła mu odejść.

    Co to za "miłość", w której ktoś trzyma cię przy sobie na siłę, nawet jeśli widzi, że Cię tym unieszczęśliwia?

    Gdybym była Twoją żoną, gdybym widziała to, co swojego czasu widział Aniołek - też zwróciłabym Ci wolność. Gdybym Cię kochała. To na pewno nie byłoby łatwe i nie mówię, że zrobiłabym to od razu... ale czy to nie byłby właśnie dowód, że... kochałam właśnie Ciebie? A nie samo uczucie do Ciebie?

    Tak Ci to zostawiam dla przemyślenia :)

    Ps. 1 - Wyjaśnienie dla Kobietki :-)
    Tak wiem.....miałam nie pisać, ale to ważne.

    Gdy żyłam sobie swoim szczęśliwym życiem pewnego dnia dostrzegłam w jego oczach smutek i jeszcze wtedy nie wiedziałam co to oznacza. Zauważyłam po prostu, że coś się zmieniło i zaczęłam delikatnie drążyć temat.
    Czy zwróciłam mu wolność?
    Nie, ja tego tak nie postrzegam Kobietko. Nigdy mu nigdy tej wolności nie zabrałam, zatem jak miałam mu ją zwrócić ???? Rozumiem oczywiście co miałaś na myśli pisząc te słowa.

    Powiedziałam mu jedynie "odejdź jeśli tego potrzebujesz". Czy sądzisz Kobietko, że on odparł na to "Tak, no to super, poczekaj tylko spakuję walizkę?":-)
    Myśmy nie wiedzieli co robić. Przegadaliśmy długie godziny i to nie były łatwe decyzje.
    Mamy przecież dzieci.

    Dzisiaj myślę sobie, że jeżeli między dwojgiem ludzi jest szacunek, jest szczerość, jest prawda, zaufanie tym może łatwiej o porozumienie, ale wcale nie tak łatwo się rozstać.
    Czy ta "wolność", która stała się naszym wyborem to dowód miłości?
    Nie, ja uważam że miłość nie potrzebuje dowodów :-)

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

» odpowiedz » do góry

Gorące tematy