Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies Akceptuję

Forum

Dodaj temat

Związek

zakochałam się w żonatym, mam chłopaka...

Rozpoczęte przez ~kobietka, 26 lut 2019
  • avatar ~Rafał35 ~Rafał35
    ~Rafał35
    Napisane 28 kwietnia 2019 - 19:46
    Pf - sytuacja moja i kobietki jednak nieco się różni, ja wchodziłem w związek jako niedowartościowany, bezrefleksyjny gówniarz i potrzebowałem "miłości" mojej żony, żeby polubić samego siebie (wtedy oczywiście nie miałem o tym pojęcia - to moje wnioski z perspektywy czasu), podczas, gdy u kobietki te wątpliwości pojawiły się zanim do czegokolwiek doszło (i dobrze!).
    Nie wymagam od żony spontaniczności i radości, szczególnie w obecnej sytuacji. Terapię zasugerowała jej nasza terapeutka i żona sama się na nią zdecydowała - sam mam za sobą własną terapię, więc wiem jak to funkcjonuje.
    Z pewnością lękiem napawa ją również teraźniejszość i dużo jest racji w tym co piszesz. Na pewno ciężko jej się żyje ze sfrustrowanym mężem. Większość facetów buduje bliskość z kobietą za pośrednictwem seksu i nie jestem pod tym względem wyjątkiem - kocham żonę jak siostrę, ale nie jak kobietę.
    Myślisz, że się nie starałem i nie chciałbym być szczęśliwy? Uwierz mi, gdyby istniał przycisk "bądź z nią szczęśliwy" już dawno bym go wcisnął. Tak się jednak nie da.

    kobietka - trafiłaś w dychę. Żona od początku średnio mi się podobała, ale nadrabiała dobrym sercem i "miłością" do mnie. Seks przed ślubem był średni, ale był. Tych dwóch kwestii dotyczyły właśnie moje wątpliwości (bo jak każdy facet jestem wzrokowcem i jak większość z nich uwielbiam seks), ale zalety mojej żony przeważały. Teraz wiem, że tak się żony nie wybiera - to nie pralka czy samochód, zalety i wady ludzkie to kwestie płynne, zmienne. Ja po terapii jestem zupełnie inną osobą niż kiedyś.
    Po ślubie żona przelała swoją miłość ze mnie na córkę, a seks się skończył. Wpadłem w nerwicę, pomogła mi terapia.
    Seksu dalej nie ma (przez prawie 2 lata robiłem bardzo wiele, żeby był), a mi trudno w takim układzie funkcjonować. Podobam się kobietom, a są dla mnie niedostępne. Terapia nie zrobi z mojej żony wyzwolonego wampa - to nie taki typ osobowości, żona jest na przeciwległym biegunie. Temperament albo się ma albo się nie ma - tego nie da się "wypracować".

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Pf ~Pf
    ~Pf
    Napisane 28 kwietnia 2019 - 20:23
    @Rafał35,
    Cieszę się, że odpisałeś. I że piszesz szczerze. Ja dziś pisałem odpowiedź kobietce, po czym długo zastanawiałem się co tym mogę pomoc bo same słowa to często za mało, wreszcie skasowałem.
    Ty, swoim szczerym słowem popartym przykładem ze swego życia, możesz jej pomóc. Znaleźć odpowiedź na pytanie czego szuka.
    Akceptacji samej siebie. Tak myślę.

    Mam nadzieję, że znajdziesz również i Ty swoją drogę.
    Ja ze swego życia i doświadczenia dowiedziałem się, że szczęście to stan bycia. Szczęściu towarzyszą emocje i definiujemy je też m. in. na podstawie emocji (niekoniecznie slusznie). Ale emocje to tylko nasze reakcje na sytuacje. Sytuację nie zawsze możemy zmienić. Ale nasze nastawienie, a tym samym reakcję - już tak.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Rafał35 ~Rafał35
    ~Rafał35
    Napisane 29 kwietnia 2019 - 08:49
    ~Pf napisał:
    Ty, swoim szczerym słowem popartym przykładem ze swego życia, możesz jej pomóc. Znaleźć odpowiedź na pytanie czego szuka.
    Akceptacji samej siebie. Tak myślę.


    Albo jest tak jak piszesz (nawet piękne kobiety potrafią nosić gdzieś głęboko w sercu poczucie uszkodzenia) albo po prostu błądzi, jak większość ludzi.

    ~Pf napisał:

    Ja ze swego życia i doświadczenia dowiedziałem się, że szczęście to stan bycia. Szczęściu towarzyszą emocje i definiujemy je też m. in. na podstawie emocji (niekoniecznie slusznie). Ale emocje to tylko nasze reakcje na sytuacje. Sytuację nie zawsze możemy zmienić. Ale nasze nastawienie, a tym samym reakcję - już tak.


    To też nie jest tak, że chodzę wiecznie przygnębiony. Z wiekiem i doświadczeniem przychodzi coś takiego, że człowiek potrafi poszerzyć swoją perspektywę, nieudany związek nie jest całym moim życiem, a jego częścią. Są w moim życiu rzeczy, które mnie cieszą i dają satysfakcję. Szczęśliwym (w powszechnym rozumieniu tego słowa) się bywa, a nie jest cały czas (dla mnie wiecznie uśmiechnięte osoby są zawsze trochę podejrzane :)). Oczywiście ciężko jest uciec od trudnych emocji czy własnych potrzeb, szczególnie tych niezależnych od mojej woli. Ważniejszym od szczęścia jest dla mnie wewnętrzny spokój, niezależny od okoliczności i nad tym cały czas pracuję.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~kaś ~kaś
    ~kaś
    Napisane 29 kwietnia 2019 - 13:07
    ~Rafał35 napisał:
    wchodziłem w związek jako niedowartościowany, bezrefleksyjny gówniarz i potrzebowałem "miłości" mojej żony, żeby polubić samego siebie (wtedy oczywiście nie miałem o tym pojęcia - to moje wnioski z perspektywy czasu)


    Rafale, kiedy czytam Twoje wpisy, mam wrażenie że dla każdego z Was małżeństwo było zastępstwem terapii. To się chyba często zdarza i prawie nigdy się nie sprawdza (u mnie też się nie sprawdziło).
    Bardzo mi Was obojga żal i mam nadzieję, że jak najszybciej znajdziecie wyjście z tej sytuacji, bo szkoda życia.

    Kobietka to inny przypadek. Chyba lubi sprawdzać swoją atrakcyjność i lubi tzw. "trudne związki". Jej prawo, jest młoda, w tym wieku chyba każdy robi eksperymenty na własnej psychice.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Rafał35 ~Rafał35
    ~Rafał35
    Napisane 29 kwietnia 2019 - 14:28
    ~kaś napisał:
    Bardzo mi Was obojga żal i mam nadzieję, że jak najszybciej znajdziecie wyjście z tej sytuacji, bo szkoda życia.


    Mi bardziej jest chyba żal żony. Bardzo chciałbym ją umieć kochać :( To naprawdę bardzo dobry człowiek, mocno doświadczony przez los. Jej dzieciństwo było potwornym koszmarem, pierwsze małżeństwo również. Ma problemy z zaufaniem komukolwiek, boi się swobodnego wyrażania siebie, podejmowania decyzji (o wszystkim decyduję ja), ciągle się kontroluje, nie potrafi wypoczywać. Bardzo pracowita, sumienna, pomocna, dokładna, niestety perfekcjonistka - o wszystko obwinia siebie. Doskonały pracownik. Wspaniała, czuła, troskliwa matka. Dobre serce, nie potrafiłaby kogokolwiek skrzywdzić. Przed ślubem bardzo o mnie dbała, jak nikt przed nią. Obiektywnie atrakcyjna dziewczyna, podoba się wielu facetom. Ciężko myśleć o sobie jako o kolejnej osobie, która dołoży jej następnego cierpienia w życiu :(
    Małżeństwo potrafi być terapeutyczne, ale to bardzo trudna sprawa, gdy oboje małżonkowie wchodzą w relację totalnie zaburzeni.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~kobietka ~kobietka
    ~kobietka
    Napisane 29 kwietnia 2019 - 15:16
    ~kaś napisał:

    Kobietka to inny przypadek. Chyba lubi sprawdzać swoją atrakcyjność i lubi tzw. "trudne związki". Jej prawo, jest młoda, w tym wieku chyba każdy robi eksperymenty na własnej psychice.


    Możesz mieć rację, wiele na to wskazuje. I chyba nie jestem tego nawet w stanie zmienić i temu zapobiec - może niektórych rzeczy nie można się nauczyć bez porządnego przejechania tyłkiem o bruk? Może potrzebuję kilku bardzo złych doświadczeń, żeby zauważyć i docenić to szczęście, które kryje się w prostocie. Może niektórych rzeczy nie da się przeskoczyć, a niektóre błędy po prostu trzeba popełnić. Zdobyć doświadczenie i na tym zbudować dojrzałość.
    Bez tego, nawet jeśli masz jako-taką siebie świadomość - to wciąż pozostaje tylko teorią. A ludzie przecież nie dorastają pod wpływem teorii (a w każdym razie bardzo to chyba trudne), tylko życiowej praktyki.

    @Rafał - aż mnie nachodzi refleksja, że ten cały seks to jednak niezbyt udany pomysł natury jest :) Bez pożądania byłoby prościej i sprawiedliwiej - wybierałbyś sobie człowieka dokładnie podług jego wnętrza. A tak...? Jak tu się dziwić takim żonom/mężom, że czują się skrzywdzone/skrzywdzeni przez ich partnerów, jeśli kochali i dawali z siebie wszystko, ale zostali porzuceni? Jak się jednocześnie dziwić mężczyznom/kobietom, że pragną i potrzebują satysfakcji z seksu? Do tego wszystkiego ten absolutnie dobijający fakt, że namiętność nie jest żadnej parze dana na zawsze.

    Jak nie niedopasowanie, to wypalenie... i sami zranieni wokół. Kurcze. Tego się nie da naprawić, to jest źle zepsute.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Rafał35 ~Rafał35
    ~Rafał35
    Napisane 30 kwietnia 2019 - 11:29
    ~kobietka napisał:
    @Rafał - aż mnie nachodzi refleksja, że ten cały seks to jednak niezbyt udany pomysł natury jest :) Bez pożądania byłoby prościej i sprawiedliwiej - wybierałbyś sobie człowieka dokładnie podług jego wnętrza. A tak...? Jak tu się dziwić takim żonom/mężom, że czują się skrzywdzone/skrzywdzeni przez ich partnerów, jeśli kochali i dawali z siebie wszystko, ale zostali porzuceni? Jak się jednocześnie dziwić mężczyznom/kobietom, że pragną i potrzebują satysfakcji z seksu? Do tego wszystkiego ten absolutnie dobijający fakt, że namiętność nie jest żadnej parze dana na zawsze.

    Jak nie niedopasowanie, to wypalenie... i sami zranieni wokół. Kurcze. Tego się nie da naprawić, to jest źle zepsute.


    Wydaje mi się, że problemem jest w ogóle założenie, że związek ma być na całe życie. Ludzie błędnie zakładają, że niektóre cechy charakteru są nam dane raz na zawsze, podobnie jak nasze założenia życiowe, nasze plany, priorytety, pasje. Ludzie się zmieniają i to musi mieć wpływ na związek. Dlatego tak wiele małżeństw rozpada się z chwilą narodzenia dziecka, a niektóre zamieniają się w związki-zombie - ludzie wchodzą w nowe role i mniej czasu poświęcają sobie, co zaburza dotychczasową równowagę w związku i potrzeba dużej dojrzałości partnerów, żeby utrzymać relację na dotychczasowym poziomie.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~kobietka ~kobietka
    ~kobietka
    Napisane 30 kwietnia 2019 - 13:20
    Rafał35 napisał:
    Wydaje mi się, że problemem jest w ogóle założenie, że związek ma być na całe życie.


    Anarchię proponujesz ;) to "na całe życie" ma jednak swoje uzasadnienie społeczne. Wyobraziłam sobie taką alternatywną rzeczywistość, gdzie ludzie z góry zawierają małżeństwa na czas określony - po upływie tego czasu decydują, czy są ze sobą dalej, czy bawią się z innymi. A granice mają to do siebie, że lubią się przesuwać... i mam wrażenie, że "rodzina", jako ta podstawowa komórka, za jakiś czas zupełnie straciłaby swoją formę i wartość. (zresztą... czy to już się nie dzieje...?). Trudno mi sobie założyć, że ludzie byliby w tym bardziej szczęśliwi. Chyba jeszcze bardziej zagubieni... chociaż mogę się mylić.

    Myślę, że to dobrze być jednak trochę idealistą (nawet, jeśli to głupie, nie ma potwierdzenia w rzeczywistości, a my - jako ludzie - jesteśmy zmienni i słabi). Założenie, że osoba, z którą się wiążę, będzie ze mną do śmierci, pozwala cokolwiek budować. Tworzyć to malutkie państewko w państwie. Rodzić dzieci, stwarzać własną rzeczywistość. Gdybym wiedziała, że koniec końców i tak mnie mój partner zostawi - jaką miałabym motywację do tworzenia czegokolwiek akurat z nim? Albo z kimkolwiek innym?

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Rafał35 ~Rafał35
    ~Rafał35
    Napisane 30 kwietnia 2019 - 14:18
    ~kobietka napisał:
    Założenie, że osoba, z którą się wiążę, będzie ze mną do śmierci, pozwala cokolwiek budować


    Według mnie lepszym założeniem jest przyjęcie, że będziemy ze sobą tak długo jak długo będziemy się kochać, szanować i będziemy w tym związku autentyczni. I jeśli zauważymy, że powyższe warunki nie są już spełnione i nasze drogi się rozchodzą to będziemy potrafili rozstać się w zgodzie. To też będzie dobry związek, tyle, że nie na całe życie.
    Związek oparty na strachu (co wiąże się np. z wypieraniem własnych potrzeb, byle tylko nie "zrazić" do siebie partnera) czy poczuciu winy (co wiąże się np. z zakładaniem różnych masek, odgrywaniem ról, znoszeniem zachowań partnera, których normalnie byśmy nie zaakceptowali) może trwać wiecznie (przy jednoczesnym odgrywaniu w głowie alternatywnych, przyjemniejszych scenariuszy typu "z panem z siłowni byłabym szczęśliwsza"), ale zdecydowanie lepszą opcją od czegoś takiego wydaje się jednak samotność.
    Biorąc pod uwagę ile obecnie związków kończy się rozwodami (według mnie problemem jest przede wszystkim powszechna niedojrzałość społeczeństwa) trudno mi się zgodzić z opinią, że "na całe życie" ma jakieś uzasadnienie społeczne - ludzie sobie bez tego jednak jakoś radzą ;)
    Wiadomo, że powszechnym marzeniem jest miłość do grobowej deski, ale ilość par, które naprawdę szczęśliwie spędziły ze sobą całe życie (a nie "przemęczyły się" ze sobą) świadczy o tym, że to wyjątek, a nie norma.
    Nie proponuję anarchii, fajnie być idealistą na pewnym etapie życia ;)

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~kobietka ~kobietka
    ~kobietka
    Napisane 30 kwietnia 2019 - 15:08
    Odczuwam niepokój jak to czytam ;)
    Mam wrażenie, że to się wiąże ze zwykłą potrzebą bezpieczeństwa (jednak silniejszą u kobiet niż u mężczyzn).
    Całkowicie hipotetycznie - chyba bałabym się, znając Twoje poglądy, być z Tobą w związku.
    Z jednej strony wiem, że to trochę nieracjonalne (bo rozumiem ten punkt widzenia), ale z drugiej... skazałbyś mnie na wieczne zastanawianie się, czy to już, czy już zaczęłam Ci nie odpowiadać i czy za chwilę nie usłyszę "następna". Tak nie da się żyć ;)
    Chyba jednak wolę to "mydlenie oczu" obietnicami o wiecznej miłości. Te gołębie na dachu niż wróbla w garści ;) I chyba generalnie chciałabym przy boku kogoś, kto milion razy by się zastanowił, zanim spakowałby walizki. Po jakimś czasie to już nie tylko związek się rozpada, ale i cała rodzina, wraz z całą organizacją życia... (zresztą, po co ja to piszę - sam w takiej sytuacji jesteś).

    A powiedz w takim razie - wierzysz w jakikolwiek sens brania ślubu? Zrobiłbyś to drugi raz?

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Rafał35 ~Rafał35
    ~Rafał35
    Napisane 30 kwietnia 2019 - 15:30
    Odczuwasz niepokój, bo podskórnie wiesz, że coś w tym jest ;)
    I z pewnością masz rację, że takie postawienie sprawy zaburza trochę poczucie bezpieczeństwa - nie można mieć zarówno wolności (rozumianej szeroko, także jako "wolność bycia sobą", "wolność samorealizowania się", "wolność wyboru"), jak i bezpieczeństwa, z jednego na pewnym etapie trzeba zrezygnować.
    Wcale nie wykluczam, że związek oparty na autentyczności, miłości i wzajemnym szacunku jako fundamentach nie może być "na całe życie". Twierdzę jednak, że jest to bardzo trudne, bo ludzie i ich potrzeby zmieniają się zazwyczaj w różnym tempie.
    Odwrócę to zatem - wolałabyś relację nieautentyczną, pozbawioną miłości lub szacunku, ale za to trwałą? W imię czego? Tego bezpieczeństwa? Moi teściowie są w takiej relacji i - uwierz mi - wolałabyś spędzić resztę życia na bezludnej wyspie niż być "bezpieczna" w takim związku.
    Każdy dorosły człowiek milion razy się zastanowi zanim spakuje walizki (chyba, że ma miejsce zdrada, przemoc albo inne niewybaczalne zbrodnie). Nikt normalny nie poświęci małżeństwa dla drobnej potrzeby, której na danym etapie nie może zrealizować.
    Wolałabyś usłyszeć - będę z Tobą na dobre i na złe, nawet wtedy, gdy nie będziemy już się kochać, rozmawiać ze sobą i gdy nie będzie nas nic łączyło poza wspólnym kredytem? Gdy dobrą parę będziemy udawać jedynie na grillu u znajomych, a w domu będziemy się mijać? Będę z Tobą nawet wtedy, gdy nie pozwolisz mi być sobą, gdy będziesz ciągle próbować mnie zmieniać i narzekać czemu nie jestem taki fajny jak chłopak Twojej przyjaciółki? Do tego przecież to się sprowadza.
    Na dzień dzisiejszy nie wziąłbym ślubu po raz drugi, ale nie wykluczam, że ten pogląd ulegnie kiedyś zmianie :)


    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~kobietka ~kobietka
    ~kobietka
    Napisane 30 kwietnia 2019 - 18:04
    Hm, wiesz... chyba akceptuję perspektywę takiej "szarości" związku, jeśli trwa on już długo. Akceptuję to, że możemy trochę się mijać, że możemy już nie zarywać nocy na rozmowy o wszystkim i niczym, że możemy mieć ciche dni, że możemy się sobie znudzić. To chyba wręcz naturalne, kiedy osiąga się przy tej drugiej osobie odpowiedni komfort. Nie wiem, jak to wyglądało w Twojej rodzinie - ale mi się wydaje, że właśnie na przywilej bycia "bylejakim" możemy sobie pozwolić tylko przy najbliższych ;) Nie ma tej presji udowadniania czegokolwiek, nie musisz się spinać i imponować, możesz sobie czasami leżeć do góry brzuchem i patrzeć w sufit (czego nie zrobiłbyś przy znajomej koleżance, ale przy długoletniej partnerce - to i czemu nie? ;) ). Pewnie właśnie dlatego u znajomych na grillu ludzie potrafią być "fajni", a potem wracają do domu i... są po prostu sobą. To też ma swoje plusy (jak i pewnie niesie ze sobą pewne zagrożenia dla związku właśnie).

    Na pewno nie do przyjęcia byłaby dla mnie żadna formy przemocy psychicznej (już nie mówiąc o fizycznej)... ale "zburzmy cały nasz świat, bo już nie jesteśmy w sobie zakochani" - nad tym już bym się zatrzymała dłużej.

    W sumie to chyba nawet mniej więcej się zgadzamy, poza małymi detalami ;) Ja bym to widziała jakoś tak: "wybrałam cię na męża, więc zakładam, że oboje zrobimy wszystko, żeby ten związek przenieść przez życie". Jak się w tym spotka dwójka ludzi, którzy wychodzą z założenia, że z drugim człowiekiem zawsze można się dogadać - to to już chyba połowa sukcesu :)

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~alutka ~alutka
    ~alutka
    Napisane 30 kwietnia 2019 - 18:13
    Bardzo przyjemnie się Was czyta..
    @kobietka i @Rafał...

    to, o czym piszesz @kobietko,
    gdyby tak mówić do siebie na Pan i Pani..
    nie byłoby takiego, jestem sobą, tak jakbym był sam/sama,
    a w sumie nie jestem, jest druga osoba,
    ale po latach już się jej nie zauważa...

    sama pamiętam, jak miałam zapalenie płuc, siedziałam w domu rozczochrana i w wyciągniętej piżamce..
    no, bo w sumie, swobodnie i z najbliższą mi osobą..
    wtedy zadzwoniła sąsiadka, że zaraz wpadnie..
    rzuciłam się do łazienki, podmalować i ogarnąć :D
    a mąż?
    mógł mnie przecież widzieć soute..
    ale czy powinien???

    hej

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~kobietka ~kobietka
    ~kobietka
    Napisane 30 kwietnia 2019 - 19:15
    hehe, Alutka, to dokładnie tak działa :):) I nie wiem, czy powinien... może to i niedobrze, że to przede wszystkim dla obcych staramy się być tą najlepszą wersją siebie i pokazywać się tylko od dobrej strony, ale... w tym świecie, gdzie na każdym kroku jesteś przez każdego oceniany - ta "bylejakość" to i forma odpoczynku...

    Widzę w tym spore niebezpieczeństwo - bo rzeczywiście możemy stwierdzić, że ten nasz sąsiad to fajniejszy od męża jest, a mąż zauważyć, że sąsiadka to zawsze taka piękna, interesująca i wyfiołkowana :)

    Tylko że, prawdopodobnie... oni są dokładnie tacy sami jak my :)

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~alutka ~alutka
    ~alutka
    Napisane 30 kwietnia 2019 - 19:29
    czyli jacy? :)
    no bo, jak tu sobie poczytuję..
    to wszyscy najgorsi... to, nie my :D

    a tak, na marginesie..
    unikaj żonatych,
    jak będzie chciał z Tobą być,
    to Cię znajdzie,
    uwierz mi..
    hej

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Aniołek ~Aniołek
    ~Aniołek
    Napisane 01 maja 2019 - 01:35
    ~kobietka napisał:
    Gdybym miała pewność, że tak będzie dla niego lepiej - pewnie bym to zakończyła, ale ja nie mam tej pewności.

    Ja cały czas się zastanawiam, czy to uczucie do tego starszego faceta nie jest wyłącznie zauroczeniem, jakąś fascynacją, która kiedyś tam przejdzie (...)
    Z chłopakiem mam coś rzeczywistego
    (...)
    Pytam o definicję miłości (chociaż pewnie każdy ma swoją), bo przecież te wszystkie motylki umierają kiedyś śmiercią naturalną. (...)Czasami czuję się trochę, jakbym miała jakieś rozdwojenie jaźni - jestem z chłopakiem i wszystko jest pięknie, ale właściwie tęsknię za (...)
    No ale jak seks... no to seks.

    Wychodzi na to, że jak bym nie wybrała, to i tak będzie źle...

    Kobietko, Twój chłopak chyba wie co jest dla Niego dobre, nie jest ubezwłasnowolniony byś musiała występować w Jego imieniu. Ty powinnaś mieć pewność tego, co dobre jest dla Ciebie, a ON tego co dobre dla NIEGO.

    Moim zdaniem tęsknisz za niespełnieniem, za wyobrażeniem, za tym czego być może jeszcze nie doświadczyłaś.

    A w życiu wszystko ma swój czas, choć nie spotyka nas wszystko. Jest czas radości i smutku, siania i zbiorów, jest czas narodzin i śmierci, a w to wszystko wpleciona jest miłość

    Kobietko pytałaś niedawno o miłość, dziś przyszło mi do głowy, że miłość to prawda, to dla kochającego i kochanego człowieka jego azyl, to pewność, to poczucie spełnienia i komfortu, gdy czujesz się na swoim miejscu, gdy jesteś sobą, gdy nie czujesz się oceniany, gdy nie musisz zastanawiać się czym są motyle, które się pojawiają. BO MIŁOŚĆ TO PEWNOŚĆ, że chce się dalej żyć razem, to zachwyt drugim człowiekiem, to WOLNOŚĆ a nie ZNIEWOLENIE.

    I wiem że może usłyszę oj aniołku co Ty pleciesz, jesteś naiwny.
    Nic mnie to nie obchodzi, wybaczcie.

    Mówię Wam miłości, o której piszę doświadczyło naprawdę niewielu. A Ci, którzy jej doświadczyli wiedzą, że ISTNIEJE i co ważne nie jest zależna od wieku! Podobnie jak xxx :-)

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~kobietka ~kobietka
    ~kobietka
    Napisane 01 maja 2019 - 12:38
    ~Aniołek napisał:
    Mówię Wam miłości, o której piszę doświadczyło naprawdę niewielu.


    Widzisz, Aniołeczku, w tym cały problem. Niewielu...
    Nie mam nieokreślonego czasu na tym ziemskim padółku. Nie mogę żyć w zawieszeniu, czekając na cud, który może nigdy się nie zdarzyć. Próbowałam, uwierz. Przez większość swojej młodości byłam sama. Jeśli byłam w jakichś związkach, to na krótko - właśnie dlatego, że zawsze bardzo chciałam naprawdę "kochać". Naprawdę to "czuć". Nie czułam.

    Oczywiście, że za tym tęsknię. Mam wrażenie, że całe życie tęskniłam. Jest też we mnie - chyba od zawsze - ogromne poczucie wewnętrznej samotności, zupełnie niezależne od tego, ilu ludzi jest wokół mnie. To nie jest coś, do czego przyznaję się na co dzień - ale czuję się cholernie samotna. Z drugiej strony, może i większość ludzi tak ma. Cytując (z pamięci) mojego ulubionego muzyka "nie będę przecież zaczepiał ludzi na ulicy i pytał, czy są tak samo samo samotni jak ja. Uznaliby mnie za wariata".

    W tym etapie dorosłości mam już konflikt tragiczny między idealizmem a cynizmem. Można niby słuchać serca - ale czy to mądre, kiedy ignoruje się oczywiste fakty? Serce jedno, rzeczywistość drugie...
    Teoretycznie mogę dać sobie jeszcze czas. Rok, pięć lat, dziesięć, całe życie? Po drodze rezygnując choćby z macierzyństwa. Nie mogę tak chodzić z głową w chmurach - marzenia to tylko marzenia. Pisząc czysto metaforycznie - nie "najem" się nimi przecież...

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Pf ~Pf
    ~Pf
    Napisane 01 maja 2019 - 14:20
    Kobietko,
    W szukaniu nie ma nic złego. Wszyscy szukamy. Ty. Inni. My. Każdy z nas z osobna i dla siebie.
    Czasem myślimy, że znaleźliśmy, aż któregoś ranka budzimy się z niepokojem, że ciągle jednak szukamy. I możemy. Tylko nie traktujmy wtedy tego, co już znaleźliśmy jak własności i nie ciagnijmy za sobą w swoje dalsze poszukiwania, skoro to nie to, czego szukaliśmy.
    Chcę mieć. Szukam dalej. Ale nie chcę oddać tego, co już znalazłem. Chociaż to nie to.
    A owo "Nie to" też szukało. I uwierzyło, że znalazło, bo ciągle jest kurczowo trzymane. Słowa "chcę Ciebie słyszy jak "kocham". Idzie więc ramię w ramię, mówiąc "To nasza droga". A to droga tylko jednego, i nie jego ani ich. W poszukiwaniu innego "Nie tego".
    Bez znaczenia, dobrze czy źle. Odpowiedzialnie.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~kobietka ~kobietka
    ~kobietka
    Napisane 02 maja 2019 - 13:28
    Bardzo się cieszę, że spotkałam na tym forum tylu mądrych, dojrzałych ludzi, którzy poświęcili mi swój czas i podzielili doświadczeniem.

    @Pf, chcę Ci napisać, że Twój post był dla mnie przełomowy - i że wczoraj rozstałam się z chłopakiem.

    W jak ładne słówka by tego nie ubierać - byłam egoistką. Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy. To, że trzymałam przy sobie człowieka, który szczerze mnie kochał, bez prawdziwej wzajemności - to jednak zwyczajnie podłe. Rozmowa i szczere wyłożenie kart też w tej sytuacji niewiele zmienia - choćby i się godził na taki "układ". Zdecydowanie zasługuje na coś lepszego.

    Póki co jestem roztrzęsiona i wszystko mnie cholernie boli - bo, było nie było, to ktoś dla mnie bardzo ważny. Ale mam i wewnętrzne poczucie, że postąpiłam słusznie.

    Dziękuję Wam wszystkim, że mieliście do mnie tyle cierpliwości, ale i za Waszą delikatność i kulturę rozmowy. To forum to perełka w internecie.

    Prawdziwie miło było Was poznać.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Pf ~Pf
    ~Pf
    Napisane 02 maja 2019 - 15:45
    @Kobietko,
    współczuję tobie w bólu. Pozostaje mi wierzyć, że to była twoja decyzja.

    Nie wiem, czy tu jeszcze zajrzysz, ale chciałbym coś tobie jeszcze napisać. Dlatego, że czuję, że to bardzo ważne.

    Życie to nie film: historia nie kończy się w połowie wieczoru tylko dlatego, że lecą napisy. To bardzo dobra wiadomość o życiu. Taka, że poszukiwanie i historia trwa dalej.
    Czasem trzeba puścić kurczowy uścisk z nogi anioła, by samemu odkryć, że też ma się skrzydła i odzyskać wiarę w siebie. To ważne odkrycie, do życia bardzo potrzebne.
    Czasem też, rezygnując z czegoś, możemy coś ważnego odkryć. O sobie. Czego dotychczas nie widzieliśmy, skupieni na patrzeniu w kierunku czegoś przeciwnego. Coś bardzo pięknego, ważnego i dającego siłę. Chociażby do podjęcia wysiłku. Na nowo? Inaczej? Z wiarą w siebie?

    Kobietko: szukanie przynosi największe efekty wtedy, gdy nie biegniemy. I, przede wszystkim, gdy ufamy sobie.

    Mam nadzieję, że szybko zobaczysz w sobie to, co, wydaje mi się, dziś właśnie widać. Życzę Ci tego z całego serca.

    Nie znamy się, ale od dziś jest o jeden więcej ktoś, kto trzyma za Ciebie kciuki!

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

» odpowiedz » do góry

Gorące tematy