Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

Forum

Dodaj temat

Związek

zakochałam się w żonatym, mam chłopaka...

Rozpoczęte przez ~kobietka, 26 lut 2019
  • avatar ~Supernowa ~Supernowa
    ~Supernowa
    Napisane 05 marca 2019 - 23:26
    https://charaktery.eu/artykul/jak-nie-gmatwac-sobie-zycia-7001?fbclid=IwAR0rb4cKJ39CCjsDTOjB49PX_Fl7_aJlOxU1JbyJwjYmdWsqeQhDVVDS_W4

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~kobietka ~kobietka
    ~kobietka
    Napisane 07 marca 2019 - 15:58
    Aniołku, znam to :) Psychologia to mój konik.

    Wiesz... w tym też można się pogubić. Robię sobie na przekór, gdy trwam w tym związku, czy gdy chcę go zerwać...? Każdym kierują jakieś podświadome mechanizmy.

    Mam taką jedną najlepszą przyjaciółkę... jest w związku ze znanym dziennikarzem sportowym. (Nie będę dawać szczegółów). Była nim zafascynowana... Wiadomo. Elokwentny, inteligentny, z pasją... plus - osoba publiczna i w pewnych kręgach znana - niezły afrodyzjak. Miała tych motylków aż za dużo. I wszystko byłoby fajnie, ale... facet ma mega trudny charakter. Rani ją. Potrafi być bezwzględny, ma problem z alkoholem.

    Kiedy rozmawiam o swoich rozterkach z tą dziewczyną - to ona akurat mi rozstanie z tym moim chłopakiem odradza. Mówi, że po wszystkim, co przeżyła, to naprawdę najlepiej odnalazłaby się przy przyjaznej duszy, z którą po prostu czuje sie swobodnie i z którą miło spędza się czas, zamiast wiecznych wojen. (To, dlaczego nadal jest z tym facetem, zostawię dla siebie. Skomplikowana historia, a tu przecież nie o tym...).

    Może to zazwyczaj wygląda tak, że ta cholerna trawa jest zawsze bardziej zielona po drugiej stronie płotu?

    Nie wiem, czy nie szukam dziury w całym. Mam cudownego faceta. I chociaż tak zbiorowo i ochoczo doradzacie bieg za emocjami - jest coś takiego jak pewien rodzaj... mądrości, którą ciężko ignorować.

    Istnieje pogląd, że ludzie ogólnie do monogamii stworzeni nie są. (Chociaż tutaj się wspinamy na wyżyny takiego naukowego, bezuczuciowego cynizmu). Sama z siebie... sądzę, że coś w tym i jest. Na pewno pod względem chemii (która trwa ponoć maksymalnie trzy lata). Czyli - u świadomego człowieka, który zdaje sobie sprawę, że to szaleństwo przechodzi - miłość pozostaje decyzją.

    Tak, poniekąd z rozsądku. Ludzie, którzy są uzależnieni od tego pierwszego "zakochańczego" etapu, są i skazani na to skakanie z kwiatka na kwiatek. I nie wiem, czy są w tym szczęśliwi.

    A może przeciętny człowiek nie potrafi być szczęśliwy, bo zawsze pragnie czegoś, czego aktualnie nie może mieć...?

    Przypomina mi się trochę "Lalka" :). Facet sobie wymyślił miłość do jednej, prawie wcale jej nie znając - kiedy taka wartościowa, prawdziwa kobieta z krwi i kości naprawdę go kochała - a ten jej wcale nie widział. Na końcu miał tylko złamane serce.

    Tak po kobiecemu - jak chcecie, to mnie zlinczujcie, ale - z: "podjęłam decyzję" zmieniłam to jednak na "nadal się waham".

    Chyba dam sobie jeszcze trochę więcej czasu po prostu.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Marta ~Marta
    ~Marta
    Napisane 07 marca 2019 - 17:17
    Nikt tutaj nikogo nie linczuje. Tutaj w zasadzie są osoby które wiedzą czego w końcu chcą a często to co chcą jest zbyt daleko.
    Ty nie masz dzieci, zobowiązań typu kredyty i obrączka więc masz czas na rozterki i cięcie calkowite.
    Co doradzamy miłość, szczerze nie warto budzić się bez niej w imię rozsądku a motyle mijają. Gdy ustaną ci motyle a zacznie się ,, ja tego faceta chce,, wtedy wychodź za mąż , nie wcześniej.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Robert1971 ~Robert1971
    ~Robert1971
    Napisane 07 marca 2019 - 17:21
    ~kobietka napisał:

    Może to zazwyczaj wygląda tak, że ta cholerna trawa jest zawsze bardziej zielona po drugiej stronie płotu?

    Nie wiem, czy nie szukam dziury w całym. Mam cudownego faceta. I chociaż tak zbiorowo i ochoczo doradzacie bieg za emocjami - jest coś takiego jak pewien rodzaj... mądrości, którą ciężko ignorować.
    (...)
    miłość pozostaje decyzją.

    Tak, poniekąd z rozsądku. Ludzie, którzy są uzależnieni od tego pierwszego "zakochańczego" etapu, są i skazani na to skakanie z kwiatka na kwiatek. I nie wiem, czy są w tym szczęśliwi.

    A może przeciętny człowiek nie potrafi być szczęśliwy, bo zawsze pragnie czegoś, czego aktualnie nie może mieć...?
    (...)
    Tak po kobiecemu - jak chcecie, to mnie zlinczujcie,


    I chyba wracamy do punktu wyjścia :-)...
    Każdy swojego szczęścia szuka po swojemu, ale...
    Szczęście jest zawsze w nim. Jak nie ma szczęścia w nim samym, to i na zewnątrz go nie znajdzie.

    Też mam poniekąd wrażenie, że dzisiejsze czasy stawiają duży nacisk na tzw szeroko rozumianą 'samorealizację', a tu okazuje się, że jak się za mocno pewne rzeczy zaakcentuje, to umyka istota wszystkiego, co dotychczas robiliśmy.

    Tak...
    Miłość to coś - jak mówią jedni - co od nas nie zależy, albo - jak mówią inni - to wybór.

    I co teraz?
    Może ta trawa po jakimś czasie nam blaknie w tym naszym ogródku i wystarczy zmienić światło...? :-) by znowu była zieloniutka i soczysta...?
    Nie trzeba może zaraz zmieniać całego ogródka.

    @kobietka dobrze, że to Ty napisałaś :-), bo ja te tezy już wygłaszałem, ale ja facetem jestem, zatem od miłości takim średnim specjalistą.

    Jeżeli będziemy potrafili doceniać to co mamy i z tego wyzyskać maksimum szczęścia, to może będzie mniej życiowych tragedii :-)...?

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Izka ~Izka
    ~Izka
    Napisane 08 marca 2019 - 05:46
    @Robert
    Szkoda chłopaka. Za ileś tam lat, może za 10, będzie pewnie czytał, co napisaliśmy w temacie "moja żona nie chce seksu". Może też, jak Ty, będzie się zastanawiał czemu jego ukochana go niszczy. No i pewnie będzie się bardzo starał, bo uzna, że wszystko można naprawić, trzeba tylko chcieć.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Robert1971 ~Robert1971
    ~Robert1971
    Napisane 08 marca 2019 - 07:45
    ~Izka napisał:

    jak Ty, będzie się zastanawiał czemu jego ukochana go niszczy. No i pewnie będzie się bardzo starał, bo uzna, że wszystko można naprawić, trzeba tylko chcieć.

    Hmmm...
    Wiesz, to jest jakiś dylemat dla mnie na chwilę obecną, bo owszem, zastanawiałem się dlaczego się tak zachowywała gdy 'mnie już nie chciała' ;-).
    Masz rację - to jest wynik tego, że się 'odkochała'.

    Tylko ja tu ciągłości nie widzę - to po pierwsze.
    Ona szalała dawniej za mną i w sumie to ona zainspirowała powstanie tego związku.

    Układało się, a potem - po niemałym czasie ;-) - pierdutło i... jak to wytłumaczyć?
    Tu kocha Cię do szaleństwa po to tylko by nagle zacząć Cię jak śmiecia traktować...

    Mało tego, po drugie okazuje się, że po rozstaniu też nie potrafi się powstrzymać i relacje z tym człowiekiem jest mniej niż kiepska.

    Nawet zwykłe sprawy załatwiane z nią w kontekście dzieci, muszą przebiegać z emocjami i kończyć się spisywaniem porozumień, bo... zawsze zaczyna negocjacje od skrajnie naciąganych i nierealnych warunków.
    Po przepychankach dopiero udaje się wypracować coś w rodzaju kompromisu i koniecznie trzeba to spisać, czy jakoś inaczej od razu przypieczętować, ,bo się zaraz wyprze i kota ogonem odwróci...

    To już nie jest kwestia typu kocha/nie kocha, bo po rozwodzie spory czas jesteśmy.
    To - jak dla mnie jest jakieś zbydlęcenie ;-), brak kompletny ogłady, kultury i poszanowania drugiego człowieka - jako obcego, nie tego z którym się jest związanym, ale się go 'już nie kocha'.

    I jaką mamy gwarancję, że skoro kobieta szaleje za nami, nie wpadnie po latach w toksyczne środowisko - np. feminizujące - i nie namieszają jej w głowie, że 'przecież powinna bardziej dbać o potrzeby WŁASNE' i 'żyć swoim życiem, a nie czyimś' ...? :-)

    Ja bardziej myślę sobie, że to w większej mierze zależy jakiego człowieka się napotka na swej drodze - jak ma honor i jakąś kulturę, to nie będzie dziadostwa robić, nawet... 'kiedy już nie kocha'.
    Jak natomiast spotkasz na swej drodze chama/chamkę, to i 'Święty Boże' nie pomoże :-)

    Nie kochasz, bo przestałaś, to rozstań się, ale człowieka traktuj dalej jak człowieka - to potrafią ludzie z tzw klasą.
    Jak komuś słoma z butów wystaje, to czy kocha, czy nie kocha, czubek własnego nosa będzie widzieć i to po czasie wyjdzie ;-).

    Podstawą KAŻDEJ relacji międzyludzkiej jest poszanowanie drugiej strony - bez tego będzie to relacja toksyczna i jak kocha, to się gdzieś ukryje pod dywanem, ale jak przestanie, dopiero dowiesz się z kim masz do czynienia :-)

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Supernowa ~Supernowa
    ~Supernowa
    Napisane 08 marca 2019 - 08:47
    @Robert1971
    Nie jestem psychologiem, ale postawa ex żony z czegoś wynika. Może była tak traktowana w domu i teraz na Tobie się odgrywa? Nikogo tu nie usprawiedliwiam, natomiast toksyczne postawy mają zawsze swoje podłoże nieco głębiej. Przykre, że Ty i dzieciaki obrywacie, bo dla ich dobra ona wreszcie powinna się zająć swoją psychiką. A na to niestety ma wpływ tylko ona sama...

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Rafał35 ~Rafał35
    ~Rafał35
    Napisane 08 marca 2019 - 08:53
    ~Izka napisał:
    Szkoda chłopaka. Za ileś tam lat, może za 10, będzie pewnie czytał, co napisaliśmy w temacie "moja żona nie chce seksu". Może też, jak Ty, będzie się zastanawiał czemu jego ukochana go niszczy. No i pewnie będzie się bardzo starał, bo uzna, że wszystko można naprawić, trzeba tylko chcieć.


    Istnieje bardzo duże ryzyko, że tak będzie.
    Historia kobietki przypomina mi początek związku mojej kuzynki z jej obecnym mężem. Była mocno poturbowana po związku z facetem, w którym z wzajemnością była szaleńczo zakochana. Była to jednak miłość dwóch skrajnie niedojrzałych osób - oboje piękni, krzywdzili się nawzajem, on był potwornie zazdrosny i zaborczy, kontrolował ją, wręcz śledził, ona nie mogła już tego znieść i łamiąc sobie serce kazała mu odejść. Krótko po rozstaniu, obolała, poznała swojego obecnego męża. Chłopak tak dobry, cierpliwy, kochany, opiekuńczy jakiego nigdy nie widziałem - taki był w tym wręcz przesadzony, takie ciepłe kluchy. Wyręczał kuzynkę we wszystkich obowiązkach, wstawał wcześnie rano, żeby zrobić jej śniadanie, obsypywał kwiatami, prezentami. Aż do obrzygania :) Moja kuzynka opowiadając o jego dobroci i miłości do niej płakała ze wzruszenia (pamiętam jej słowa "nie wiem czym sobie zasłużyłam, że spotkałam takiego wspaniałego człowieka"). Jego uroda była, delikatnie mówiąc, dyskusyjna (wszyscy zastanawialiśmy co tak piękna dziewczyna robi z takim chłopakiem - tłumaczyliśmy sobie ten wybór jego "pięknem" wewnętrznym), taka trochę gapa była z niego. Podczas przysięgi oboje płakali.
    Jak wygląda ten związek teraz, po 6 latach?
    Moja kuzynka zamieniła się we wstrętną zołzę (byliśmy bardzo blisko od urodzenia i nie mogę wprost uwierzyć w tą metamorfozę), a ze "wspaniałego człowieka" zrobiła sobie ścierkę do podłogi. On ciągle jej ulega (ona raz w miesiącu straszy go rozwodem, już kilka razy wyprowadzała się do rodziców), zaczął coraz odważniej sięgać po alkohol. Śpią osobno. Przykro się patrzy na to jak ze sobą rozmawiają.
    Znam kilka takich par, ale ten przykład jest najbardziej skrajny. Związek, który zrodził się z rozsądku, "bo on mnie tak kocha".

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Robert1971 ~Robert1971
    ~Robert1971
    Napisane 08 marca 2019 - 10:18
    ~Rafał35 napisał:
    Przykro się patrzy na to jak ze sobą rozmawiają.
    Znam kilka takich par, ale ten przykład jest najbardziej skrajny. Związek, który zrodził się z rozsądku, "bo on mnie tak kocha".

    Rafał...
    a nie sądzisz, że jednak w mediach aż razi nastawianiem pań do tzw. 'niezależności'?
    Oczywiście w złym znaczeniu :-)...
    - dbaj o siebie
    - żyj swoim życiem
    - nie pozwól siebie poniżać
    - bądź aktywna, a nie pasywna
    - wychodź do ludzi i decyduj o swoim losie
    ...
    i takie tam.

    Wszystko ok, i dobrze brzmi.
    Gdy jednak zaczniemy to wdrażać, okaże się, że zaczynamy mieć do czynienia nie z człowiekiem, tylko z potworem, ohydnym egoistą, który niezależność będzie postrzegał w kategoriach ujeżdżania po kimś - akurat nie takiego jakiego byśmy sobie życzyli ;-).

    Gdy takiej powiesz:
    Skoro taka niezależna jesteś to ok, ale za wszystkie swoje decyzje odpowiadasz sama, a finansowo też zaczynasz być niezależna.
    Podnosi się lament.

    Ona będzie decydować, ale odpowiadać za decyzje masz Ty.
    Ona będzie dysponować, ale dostarczać dobra wszelakie, masz Ty.
    Ona będzie wydawać polecenia i rozkazywać, ale wykonywać masz Ty.
    Ona będzie popełniać głupie błędy, ale winny wszystkiemu będziesz Ty i zapobiegać popełnianiu głupich ruchów już Tobie nie wolno, bo to zamach na jej niezależność...
    Ona będzie limitować seks, a Tobie nie wolno rozładowywać napięcia - nawet 'jazda na ręcznym' będzie dla niej obrazą.
    Ty będziesz budować, ona będzie rozwalać - nie dostrzegając w tym nic złego... ;-)

    Pojawia się skrajny brak symetrii - związek staje się toksyczny, czas na decyzje...

    Skoro zamiast przychylnej i współpracującej, ciepłej partnerki pojawiła się skrajna egoistka, to trzeba się od niej w pewnym sensie odciąć.
    I...
    albo to wytrzyma i będzie normalna,
    albo... się wszystko rozpadnie.

    Nie sądzisz zatem, że nadejście nowych trendów i mód wśród feminizujących mediów i propagandystów doprowadza do tego, że najpierw kochająca i ciepłą istota przepoczwarza się w toksycznego potwora, wysysacza energii...?

    Nie wydaje Ci się, że może nie tyle ma znaczenie czy oni zdecydowali się na związek pod wpływem gorącego czy może zaledwie ciepłego porywu, a bardziej to jak potem do życia podchodzą...?

    Gdy dadzą się zmanipulować, to będzie jak u mnie i pewnie wielu innych, co to zostali wystawieni do wiatru, bo się jej nagle 'niezależności' zachciało... ;-)

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~~ K ~~ K
    ~~ K
    Napisane 08 marca 2019 - 10:25
    A ja mam takiego faceta jak wy kobiety opisujecie i boli jak wszystkie kobiety są równo do jednego wora wrzucane.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Robert1971 ~Robert1971
    ~Robert1971
    Napisane 08 marca 2019 - 10:42
    ~~ napisał:

    boli jak wszystkie kobiety są równo do jednego wora wrzucane.

    Nie wszystkie :-)
    Jedynie te, które nie dostrzegają, że równouprawnienie i 'niezależnosć' ma swoją 'drugą' stronę.
    Wszystkim kobietom
    Wszystkiego Najlepszego z okazji Dnia Kobiet :-)

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Rafał35 ~Rafał35
    ~Rafał35
    Napisane 08 marca 2019 - 12:00
    ~Robert1971 napisał:
    Rafał...
    a nie sądzisz, że jednak w mediach aż razi nastawianiem pań do tzw. 'niezależności'?
    Oczywiście w złym znaczeniu :-)...
    - dbaj o siebie
    - żyj swoim życiem
    - nie pozwól siebie poniżać
    - bądź aktywna, a nie pasywna
    - wychodź do ludzi i decyduj o swoim losie
    ...
    i takie tam.


    Generalnie są to bardzo dobre założenia i zgadzam się z nimi całkowicie - wcielone w życie w sposób prawidłowy powodują, że związek staje się bardziej partnerski. Problem rodzi się w przypadku, gdy te postulaty są niewłaściwie rozumiane (Twoja była żona jest tego świetnym przykładem), bo "nie pozwól siebie poniżać" nie jest przyzwoleniem na poniżanie męża, "życie swoim życiem" nie oznacza, że mąż się musi do niego dopasowywać i przestać żyć swoim życiem itd.
    Innymi słowy - to, że ktoś zwraca Ci uwagę, że Ty również masz prawo do samorealizacji nie oznacza, że Twój partner tych praw zostaje automatycznie pozbawiony, należy to w mądry sposób pogodzić.
    U mojej kuzynki metamorfoza w potwora spowodowana była tym, że jej mąż - z uwagi na rozpoczęcie nowej pracy i pojawienie się dzieci - przestał się tak o nią starać jak wcześniej (bo w sumie po co, skoro już byli małżeństwem). Była zakochana w jego miłości do niej, ale nie w nim. Nagle przejrzała na oczy i stwierdziła, że poślubiła nieatrakcyjnego, pozbawionego zainteresowań i niedecyzyjnego gamonia (to jej własne słowa!), który teraz na dodatek zaczął pić (nie dziwię mu się, bo z takim babsztylem na trzeźwo wytrzymać się nie da).
    Dlatego też uważam, że silne, obustronne uczucie na początku związku jest cholernie ważne. Ważne jest, by partner imponował nam nie tylko tym jak się o nas stara i jak o nas dba (bo to ulotne jak cholera!). Oczywiście to moje zdanie poparte własnym doświadczeniem, nie znam uniwersalnego przepisu na szczęście.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Robert1971 ~Robert1971
    ~Robert1971
    Napisane 08 marca 2019 - 12:44
    ~Rafał35 napisał:


    Generalnie są to bardzo dobre założenia i zgadzam się z nimi całkowicie - wcielone w życie w sposób prawidłowy powodują, że związek staje się bardziej partnerski. Problem rodzi się w przypadku, gdy te postulaty są niewłaściwie rozumiane (Twoja była żona jest tego świetnym przykładem), bo "nie pozwól siebie poniżać" nie jest przyzwoleniem na poniżanie męża, "życie swoim życiem" nie oznacza, że mąż się musi do niego dopasowywać i przestać żyć swoim życiem itd.
    Innymi słowy - to, że ktoś zwraca Ci uwagę, że Ty również masz prawo do samorealizacji nie oznacza, że Twój partner tych praw zostaje automatycznie pozbawiony, należy to w mądry sposób pogodzić.

    Tak właśnie jest.
    Ona ma prawa, ale Ty je masz również.
    Ona nie jest poniżana, ale Ciebie nie poniża.
    Ona się samorealizuje, Ty też masz do tego pełne prawo :-).
    Ona wydaje polecenia - Ty je wykonujesz, pod warunkiem, że gdy Ty wydasz polecenie, ona również je wykona ;-)...
    itd, itp.

    Właśnie dobre rozumienie tego wszystkiego leży u podstaw dobrego małżeństwa.

    Lew Starowicz w książce 'Seks partnerski' napisał coś takiego:

    'Pojęcie samorealizacji stało się modne u niektórych neurotyków, którzy przeszli proces psychoterapii. Dla nich ten proces stał się bodźcem do ustawicznego samopoznawania, a pojęcie samorealizacji jest utożsamiane z poglądem: „robię to, co jest dla mnie ważne i cenne", często z zupełnym pomijaniem osoby partnera i innych.
    Samorealizacja jest widziana jako wolność od wszystkiego co ogranicza, krępuje, jest wyzwoleniem egocentryzmu na olbrzymią skalę. W wielu związkach dla danego partnera pojęcie samorealizacji oznacza również narzucenie własnej wizji życia i dominacji drugiej osobie.'

    Wydaje mi się, że gdy ktoś postrada sedno sprawy - pojęcie wspólnoty małżeńskiej - tak materialnej, jak i społecznej - a zacznie się 'samorealizować' w powyższym ujęciu, mamy to, co nas tak właśnie porusza :-).

    Jedna strona - tutaj ona - dochodzi do wniosku, że dotychczasowe życie w zależności z partnerem jest złe, nudne, niewłaściwe, niemodne, nienowoczesne, nie...ne i nie...jakieś tam. ;-)

    Nagle zachciewa się jej niezależności - tej źle rozumianej.

    Uznaje, że trzeba to zmienić i...
    Zamiast powiedzieć partnerowi:
    Słuchaj stary, już Cię nie kocham, odchodzę.
    Robi podchody rodzaju wszelakiego, czym maksymalnie uprzykrza życie jemu i całej rodzinie. Zmusza go, niejako, do podejmowania decydujących kroków ;-).

    On wreszcie jak widzi, że już się nie dogada, bo z durniem któż by się dogadał...? Albo zaczyna pić, albo się wycofuje i udaje 'że go nie ma', albo wręcz się otwarcie buntuje. Oczywiście w każdym przypadku wzbudza tym jej kolejne pretensje i zarzuty - z tymi o przemoc włącznie.

    Wreszcie nadchodzi rozstanie i... dalej nie ma harmonii...
    A przecież się kochali - nie była to wcale decyzja 'z rozsądku'. Oni za sobą szaleli. Tyle, że to szaleństwo i ogień namiętności przykrył faktycznego człowieka z jego bagażem.

    Po latach, gdy ogień przygasł, a może i wygasł całkowicie, okazało się z kim mamy do czynienia. I oto wypadły wszystkie trupy z szafy ;-))).

    Cały czas mam wątpliwości, czy te motyle w brzuchu na początku są aż takie ważne.
    Wydaje mi się, że jak się wszystko mądrze poprowadzi, to one mogą się obudzić później, a związek z biegiem lat może stawać się coraz dojrzalszy i pełniejszy.

    Trzeba trafić na właściwego człowieka, po prostu :-)

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Rafał35 ~Rafał35
    ~Rafał35
    Napisane 08 marca 2019 - 13:51
    Robert, z 99% treści Twojego posta się zgadzam - trudno tu nawet cokolwiek dodać. Odniosę się jedynie do dwóch przedostatnich zdań (bo z ostatnim też nie sposób polemizować).
    Według mnie nie da się "obudzić" motyli w trakcie związku, jeśli nie było ich na początku. Tu samo racjonalizowanie, wynajdowanie pozytywnych cech partnera i ciężka praca nie pomogą. Partner/ka musi nas pociągać fizycznie, co szczególnie istotne jest w przypadku mężczyzn (czytałeś Starowicza, także o tym wiesz). Tak to rozwiązała natura i nie da się z tym dyskutować. Nasz partner może być najwspanialszym człowiekiem na świecie, a jednak możemy nie mieć na niego w ogóle ochoty, jeśli jest dla nas nieatrakcyjny fizycznie czy uważamy go za nieporadnego gamonia.
    Według mnie jeśli na początku związku była silna chemia, motyle i pociąg fizyczny (po jakimś czasie uczucia te stygną i są właściwe dla dojrzałej relacji - pojawia się przyjaźń, przywiązanie), a partner w dalszym ciągu jest w naszym typie i obie osoby rozumieją przy tym co to znaczy dojrzały, partnerski związek to wszystkie inne problemy można przezwyciężyć.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~kobietka ~kobietka
    ~kobietka
    Napisane 08 marca 2019 - 18:26
    Rafał, nie mam zamiaru się spierać :)

    W sumie i nie w tym rzecz, żeby wygrać dyskusję. Wolałabym raczej wygrać życie. :)

    Ja Cię rozumiem, Twoje posty najbardziej przemawiają do mojej wyobraźni. Co nie zmienia faktu, że wszyscy tu właściwie jedynie teoretyzujemy... a co nas czeka, tego niestety nie przewidzi nikt.

    Coraz trudniej mi się zidentyfikować z Twoją kuzynką. Wiem, wiem, "tyle o sobie wiemy, ile nas sprawdzono" itd., ale... nie widzę siebie w roli takiej małpy (przepraszam, ale inaczej tego ująć się nie da :) ). Każdy człowiek ma chyba taką jakby... podstawę, która jest mniej więcej niezmienna (i to działa w dwie strony, również, kiedy ktoś próbuje zmieniać się na lepsze). Oczywiście, można pracować nad detalami, ale jak ktoś jest z natury dupkiem, to raczej nie zmieni się cudem w Matkę Teresę :) Tyle tu o psychologii... no to na poparcie swojej tezy podam, że zaburzeń osobowości się nie leczy... co najwyżej uczy się taką jednostkę, jak sobie lepiej radzić w społeczeństwie. A osobowość to osobowość, nie da się wymienić jak parę gaci. I to ta cała podstawa.

    Ja z natury jestem raczej rozgarnietą, wrażliwą i empatyczną dziewczyną. Dziesięć razy się zastanowię, zanim kogoś skrzywdzę (i wliczam w to przemoc słowną). Wizja mnie, takiej zmienionej o 180 stopni, bezrefleksyjnie tyranizujacej kogokolwiek i skrajnie egoistycznej, jest dla mnie kompletnie nierealna. Musiałabym cały mózg stracić :) Uderzyć się za mocno w głowę, zachorować psychicznie... no poważnie.

    Zdolności do autorefleksji też raczej po drodze nie zgubię... a autorefleksja to bardzo dużo. Myślę, że gdybym aż tak się pogubiła i rzeczywiście stała się kimś takim, to... w końcu poszłabym po rozum do głowy i przestałabym nim być. Tak zwyczajnie. Bo potrafię się nad sobą zastanowić.

    Jeśli chodzi o partnera Twojej kuzynki i mojego chłopaka... zaczynam myśleć, że stworzyłam jego bardzo mylny obraz :) Niee, to nie jest tak, że ja robię w tym związku za zagubioną dziewczynkę, a on mi maluje paznokcie u stóp i czesze włosy :) W takim poziomie słodkości chyba też za długo bym nie wytrzymała. Kiedy mówię, że jest wspaniałym, odpowiedzialnym facetem, który bardzo się stara, mam na myśli coś jednak skrajnie innego. Np. to, że kiedy porysowałam kobiecie samochód i uszkodziłam światło, to mi "po męsku" ogarnął wszystko - znalazł część zamienną, dopilnował, żeby nie naciagnęli mnie na koszta (ja się na tym tak znam jak dziewica na stosunku francuskim :) )... że jak zepsuła mi się lodówka, to na drugi dzień był u mnie z narzędziami. Że kiedy zwolniłam się z pracy i miałam doła, to nie dał mi leżeć w łóżku i płakać, tylko kazał podrukować CV i zabrał mnie na miasto... i tysiąc innych rzeczy. Wiecie, takie zwyczajne, prozaiczne "niby nic", ale w praktyce... wszystko. Masz tę świadomość, że masz na kim polegać, na kim się wesprzeć i możesz czuć się bezpiecznie. Tak po partnersku.

    Co do reszty... "ciepłą kluchą" też nie jest... w życiu bym go tak nie nazwała. Jest facetem z krwi i kości. Ma rewelacyjny charakter. Uwielbiam jego poczucie humoru i ogólne wnętrze jego głowy. Dziewczyny bardzo go lubią... faceci zresztą też. To pogodny, bardzo inteligentny chłopak.

    Między nami jest dużo takiej właśnie... przyjaźni w tym wszystkim. Mamy o czym ze sobą rozmawiać, mamy wspólne zainteresowania, wspólne głupawki. Piję z nim piwo, gram na konsoli i nigdy nie powiedziałabym, że nie lubię spędzać z nim czasu - bo lubię jak cholera.

    Te całe "motylki" to naprawdę jedyne, do czego mogę się na siłę przyczepić.

    Przyjaźniłeś się ze swoją żoną?

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Izka ~Izka
    ~Izka
    Napisane 08 marca 2019 - 19:57
    @kobietka
    Jako starsza koleżanka mogę Ci tylko napisać, że nie wiesz, co czynisz...
    Od koleżanki, która zaczynała jak Ty, a kończyła jak kuzynka Rafała czy żona Roberta, usłyszałam po latach: nigdy go nie kochałam...

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~kobietka ~kobietka
    ~kobietka
    Napisane 08 marca 2019 - 20:32
    ~Izka napisał:

    Jako starsza koleżanka mogę Ci tylko napisać, że nie wiesz, co czynisz...
    Od koleżanki, która zaczynała jak Ty, a kończyła jak kuzynka Rafała czy żona Roberta, usłyszałam po latach: nigdy go nie kochałam...


    Ok :) Ale to "nigdy go nie kochałam" trochę mało mi mówi :) W sensie, że: "nie czułam do niego chemii" czy raczej "nie widziałam w nim partnera, nie szanowałam go, nie doceniałam jako człowieka, kompletnie nic do niego czułam"?.

    Twoja koleżanka mogła mieć zupełnie inne podejście niż ja.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~kobietka ~kobietka
    ~kobietka
    Napisane 08 marca 2019 - 21:22
    Bo wiesz, Izka... mnie w sumie najbardziej dziwi "zaślepienie" tych kobiet. Rozumiem, że nigdy nie były w tych swoich partnerach zakochane...
    Czyli trudno tu mówić o jakimś haju, który przesłania wszystko i sprawia, że na drugą osobę (bardzo nierealnie) patrzymy przez różowe okulary.

    Znam też i takie związki (nawet w bliskim otoczeniu), gdzie ta niby-miłość miesza się z pogardą - i to nie są ludzie po ślubie - i w tym przypadku naprawdę się zastanawiam, co oni ze sobą robią.

    Z pełną odpowiedzialnością - jeśli wyjdę za tego człowieka, to jednak wiem (na tyle, na ile to możliwe, żeby poznać kogoś) z kim wiążę się na resztę życia.

    Mam inne poglądy na miłość niż taka chyba właśnie standardowa dziewczyna. Dla mnie to i postawa wobec drugiego człowieka, bycie takim budowniczym we własnym ogródku :) kobiety są uzależnione od emocji i często przez to nieciekawie kończą.

    Motylki (i tak ulotne w swojej naturze) nic mi nie dadzą, jesli z partnerem nie będę mieć żadnej więzi.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Izka ~Izka
    ~Izka
    Napisane 08 marca 2019 - 22:25
    Jak któryś z Panów tu obecnych zastanawiał się, jak zaczyna się taka katastrofa, to tu ma właśnie odpowiedź.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Robert1971 ~Robert1971
    ~Robert1971
    Napisane 09 marca 2019 - 11:06
    ~Izka napisał:

    Od koleżanki, która zaczynała jak Ty, a kończyła jak kuzynka Rafała czy żona Roberta, usłyszałam po latach: nigdy go nie kochałam...

    No właśnie tu jest ów dylemat...
    Moja ex za mną szalała i to było widać przez długi czas...

    W takim razie oszukiwała...???
    Znałem ją na tyle dobrze by wiedzieć, że nie posiadała na owe czasy takich fenomenalnych zdolności aktorskich, żeby mogło się to udać.
    W codziennym życiu nie wytrzyma żadne aktorstwo - zwłaszcza to kiepskie ;-)...

    Teraz to nie wiem - już tej pani nie znam, bo to kompletni ktoś inny.
    @kobietka
    młodą jesteś dziewczyną i nawet ciekawie opisujesz te swoje spostrzeżenia.

    Moja rada jest też taka, że powinnaś dać chłopakowi spokój, bo... Twoje ideały mogą nie przetrwać próby czasu...
    Na pewno znajdziesz kogoś ciekawego - masz jeszcze na to czas :-)

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

» odpowiedz » do góry

Gorące tematy