Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

Forum

Dodaj temat

Związek

zakochałam się w żonatym, mam chłopaka...

Rozpoczęte przez ~kobietka, 26 lut 2019
  • avatar ~kobietka ~kobietka
    ~kobietka
    Napisane 26 lutego 2019 - 19:54
    Zakochałam się w żonatym, kilkanaście lat starszym mężczyźnie... I chociaż od samego początku nie miałam żadnych złudzeń, to po prostu nie mogę o nim zapomnieć. To trwa już ponad dwa lata i przez całe te dwa lata nie było nawet jednego dnia, żebym o nim nie myślała. Tracę nadzieję, że kiedykolwiek mi przejdzie...

    Ale nie chcę żadnych rad w stosunku do niego, bo to i tak miłość z rodzaju tych "niemożliwych". Mam za to inny problem, bo to niestety jeszcze bardziej skomplikowane.

    Mam chłopaka. Chłopak bardzo mnie kocha, wspiera, dba o mnie... nie znalazłabym niczego, co mogłabym mu zarzucić. Jesteśmy też już "po słowie", mamy się niedługo zaręczyć... wiem, że kupił już nawet pierścionek.

    I to nawet nie jest tak, że ja go nie kocham... kocham (na inny sposób niż tego starszego, ale kocham). Tylko że... cały czas mam w głowie tamtego i zastanawiam się, czy w ogóle powinnam z tym chłopakiem być?

    Nie chcę nikomu robić krzywdy. A chłopak jest naprawdę niesamowicie wartościowy (lepszego nigdy nie spotkałam) i zasługuje na wszystko co najlepsze.
    Tylko co z tego, jeśli niejednokrotnie, zasypiając przy nim, myślałam o tym drugim?

    Zastanawiam się, czy to po prostu nie magia takiej nigdy niespełnionej miłości? I czy tamto w ogóle można nazwać miłością, jeśli nigdy nawet nie byliśmy razem?

    Pytanie o definicję miłości... codzienność, proza życia, bliskość (tak jak z chłopakiem) czy jakiś mega szalony poryw serca, mnóstwo chemii, emocji i uczuć (tak jak z tym starszym). A może w ogóle powinnam poczekać na coś, co łączy obie te rzeczy?

    Z drugiej strony wiem, że gdybym rozstała się z chłopakiem, to na pewno bardzo bym to przeżyła i to byłoby szalenie trudne.

    Nie wiem. Chyba kocham ich obu...? Mam od tych dwóch lat kompletny mętlik w głowie. Co ja mam z tym zrobić?

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~alutka ~alutka
    ~alutka
    Napisane 26 lutego 2019 - 21:21
    Co masz zrobić?
    zrobisz to, co zechcesz, zależy to, od tego, jakim jesteś człowiekiem.
    Czy wybierzesz swoje dobre samopoczucie, szczęście pozorne, czy jego..?
    mając takie myśli/ zwidy/marzenia..
    w stosunku do innego,
    nigdy nie powinnaś związać się z obecnym chłopakiem..
    gdy to zrobisz,
    skrzywdzisz go..

    jak w romansie,
    kocha żonę, kocha kochankę,
    nie umie wybrać..

    Nie umiesz wybrać?, zostań sam,
    nie bądź z żadną z nich..
    gdy trójkąt się pojawia, to kto powinien ponieść największe koszty? ano, spoiwo dwóch pozostałych..
    ON
    nie wybrał żadnej, nie jest z żadną.
    ale nie.. on jest z obiema..
    tak cierpi, że ma dwie kobiety :D

    wracając do Twojej historii..
    nie wiąż się z nim, skoro myślisz o innym..
    nie rób mu tego..

    pozdrawiam

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~kobietka ~kobietka
    ~kobietka
    Napisane 27 lutego 2019 - 02:57
    Gdybym miała pewność, że tak będzie dla niego lepiej - pewnie bym to zakończyła, ale ja nie mam tej pewności.

    Ja cały czas się zastanawiam, czy to uczucie do tego starszego faceta nie jest wyłącznie zauroczeniem, jakąś fascynacją, która kiedyś tam przejdzie (chociaż idzie to naprawdę opornie...) i że to zwyczajnie nie jest prawdziwe... i kiedyś mogę żałować, że złamałam serca nam obojgu (i mojemu chłopakowi i sobie), no i że zniszczyłam coś naprawdę wartościowego tylko i wyłącznie przez jakąś iluzję?

    Z chłopakiem mam coś rzeczywistego, namacalnego, konkretnego - i chociaż może ciężko to pojąć, jesteśmy ze sobą szczęśliwi i tworzymy bardzo udany, kompatybilny związek.

    Pytam o definicję miłości (chociaż pewnie każdy ma swoją), bo przecież te wszystkie motylki umierają kiedyś śmiercią naturalną, a chyba jednak bardziej liczą się inne rzeczy... rzeczy, które właściwie mamy w tym swoim związku.

    Ech, ciężko to wszystko opisać... i pewnie ciężko zrozumieć. Sama mam z tym problem. Czasami czuję się trochę, jakbym miała jakieś rozdwojenie jaźni - jestem z chłopakiem i wszystko jest pięknie, ale właściwie tęsknię za tym drugim... i tak w kółko.

    Druga sprawa, że z tym starszym chodziło też właściwie o... seks. On mnie niesamowicie pociągał. A jak piszę że niesamowicie, to mam na myśli że NIESAMOWICIE. Działał na mnie wprost paraliżująco. Miałam i nadal miewam o nim jakieś fantazje erotyczne... I mam wrażenie, że miałabym orgazm, gdyby tylko dotknął mojej ręki - czułam to aż tak bardzo. I nie jestem nic w stanie na to poradzić. Odpowiadać mogę tylko za swoje działania i wybory, a nie za reakcję organizmu na coś/kogoś, prawda?

    No ale jak seks... no to seks. Znowu wracam do tego, że chyba są ważniejsze rzeczy... o seksie (a raczej o olbrzymiej ochocie na kogoś) też chyba można w końcu zapomnieć?

    Tak czy siak, pewnie i tak wychodzę na egoistkę. Ja oczywiście rozumiem, stawiając się na miejscu mojego chłopaka - że już sam fakt tego, że nie jest dla mnie "jedynym" jest czymś okropnie bolesnym i nie wiem, czy kiedykolwiek by to przetrawił. I wiem, że nawet teraz, chociaż nie mam żadnych intencji, żeby go zdradzić, to go poniekąd oszukuję.

    Mam wyrzuty sumienia, nie mogę spać po nocach... i naprawdę nie widzę w tym niczego fajnego ani przyjemnego. Wychodzi na to, że jak bym nie wybrała, to i tak będzie źle...

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Rafał35 ~Rafał35
    ~Rafał35
    Napisane 27 lutego 2019 - 10:04
    Co tu dużo mówić - o magii seksu z tym starszym facetem nie zapomnisz już nigdy.
    Twój "mętlik w głowie" przypomina mi to, czego sam doświadczałem przed ślubem z moją obecną żoną. W dalszym ciągu uważam, że to najlepszy, najbardziej wartościowy człowiek jakiego spotkałem w życiu. No i co z tego?
    Według mnie nie można ignorować sygnałów jakie wysyła nasz organizm. Dlaczego na jedną osobę reagujemy tak, że prawie mamy orgazm, gdy dotyka naszej dłoni, a inna może trzymać rękę na naszych genitaliach i nas to nie wzrusza?
    Ja jestem zdania (chociaż nie uważam tego za prawdę uniwersalną - związki i miłość to cholernie skomplikowana materia), że najlepsze związki tworzą pary, które połączyła wielka miłość, seks, namiętność. Związki z rozsądku - jak sama nazwa wskazuje - są związkami z rozsądku, można wtedy "kochać" inną osobę, ale jest to podobne do miłości do brata czy przyjaciela - w sercu wciąż pozostaje niewyrażona tęsknota za silnym uczuciem. Z Twojej wypowiedzi wprost bije, że więcej u Was rozsądku niż miłości.
    Zadaj sobie pytanie - chciałabyś być na miejscu swojego chłopaka?

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~kobietka ~kobietka
    ~kobietka
    Napisane 27 lutego 2019 - 12:34
    Tylko że może uściślę - ja nie miałam żadnego romansu z tamtym facetem. Pracowaliśmy razem, już nie pracujemy. I właściwie przez większość czasu starałam się go unikać (trochę z rozsądku, trochę dlatego, że naprawdę silnie na mnie działał, trochę z innych powodów). Cały ten pociąg do niego, fascynacja - to się działo w mojej głowie. Chociaż jestem przekonana, że gdyby doszło między nami do czegoś - to byłoby mi wspaniale. Ledwo stałam koło tego człowieka, już nie mówiąc o chwilach kiedy patrzył mi w oczy.

    I kurde, ja nawet zbytnio kochliwa nie jestem. Nigdy nie byłam. To zdarzyło mi się - w takim stopniu intensywności - pierwszy raz w życiu, a nie mam już osiemnastu lat. Skoro nie zdarzyło się nigdy wcześniej... to jaka jest szansa, że się powtórzy? Dlatego i też ten facet jest dla mnie tak wyjątkowy (bo w jakiś sposób "pierwszy"). Ja nie wiedziałam nawet, że można coś do kogoś czuć aż tak mocno. To było nawet ciut przerażające. Przerastało mnie zupełnie.

    Przemawia do mnie to, co piszesz... oczywiście, że nie chciałabym być na miejscu mojego chłopaka. Myślę, że nikt nie chciałby być. Tylko to jednak nadal cholernie trudne. Znam jego zamiary, wiem, że chce spędzić ze mną resztę życia - że ślub, że dzieci, że gwiazdkę z nieba by mi podarował i nieba uchylił. Trudno mi sobie nawet wyobrazić, żeby wyskoczyć teraz z jakimś "kochanie, to koniec, wszystkie twoje marzenia i starania w pizdu". Przecież ja go tym zniszczę... On mnie naprawdę bardzo, bardzo, ale to bardzo kocha i tego jestem absolutnie pewna.

    Może jednak lepiej nie działać pochopnie, przeczekać to jeszcze? Może jest jakaś opcja, że jak pozbędę się uczuć do tamtego, to skupię się bardziej na tym i jakoś mocniej w to "wejdę"?

    ...a może oszukuję przede wszystkim samą siebie.

    Rozumiem, że nie jesteś szczęśliwy z żoną? A ona z Tobą?

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Rafał35 ~Rafał35
    ~Rafał35
    Napisane 27 lutego 2019 - 12:58
    Ona ze mną też nie, bo rozmawiamy szczerze o swoich uczuciach. Wie, że przez większość czasu robię dobrą minę do złej gry. Chodzimy na terapię, próbujemy coś wypracować, ale z tyłu głowy wiem, że "trochę" się oszukuję. My mamy jednak małe dziecko i jesteśmy po ślubie - dużo trudniej przychodzi podejmowanie radykalnych decyzji.
    Co myślisz o tym, żeby szczerze porozmawiać ze swoim chłopakiem o Twych uczuciach do tamtego faceta? On wbrew pozorom zasługuje na szczerość - kocha tą wyidealizowaną Ciebie i z pewnością zakłada, że jego uczucie jest odwzajemnione w takim samym stopniu. Na tym nieskazitelnym obrazie może pojawić się jakaś rysa (osobiście uważam, że nic złego nie zrobiłaś, takie uczucia czasem po prostu na nas spadają, a Ty nie zrobiłaś kroku dalej), ale przynajmniej będzie wiedział na czym stoi.
    Nie dziwię się, że nie chcesz go skrzywdzić. Ja swojej żony też krzywdzić nie chciałem (kochała mnie jak nikt przedtem), ale kiedy przyszła proza życia, pojawiło się dziecko i inne problemy, nasza krucha więź zbudowana na mojej "rozsądnej decyzji" zaczęła się sypać.
    Zadaj sobie kolejne pytanie (ja go niestety sobie nie zadałem) - czy kochasz tego chłopaka czy jego miłość do Ciebie?

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~kobietka ~kobietka
    ~kobietka
    Napisane 27 lutego 2019 - 21:21
    Dobre pytanie... aż mnie ścięło na kilka godzin. Czy ja kocham jego czy jego miłość do mnie? Właściwie może i tak być, że to drugie. (Muszę się nad tym dłużej zastanowić). Jedno mogę powiedzieć na pewno - nigdy nie czułam do niego żadnego magnetyzmu, przyciągania, całych tych fajerwerków. Z biegiem czasu pojawiły się uczucia, ale z innej skali - czułość, ciepło, przywiązanie, troska...

    On w ogóle długo się o mnie starał. W czasie, kiedy zaczęłam się z nim spotykać, byłam już zakochana w tamtym koledze z pracy - i generalnie ciężko mi było się otworzyć na jakiegokolwiek innego faceta. I akurat wtedy byłam z nim bardziej szczera. Ale chłopak był mega cierpliwy, nie odpuszczał - w pewnym momencie zaczęłam zauważać jego zalety (a ma ich cały ogrom) i... dalej potoczyło się niejako samo. Zdobył mnie swoim dobrym sercem, zaangażowaniem, tym że zawsze mogę na nim polegać - trudno tego wszystkiego nie doceniać (i nie kochać. Ale to chyba potwierdza ten drugi wariant, że ja kocham co najwyżej jego miłość do mnie...?).

    O tym, żeby wyznać mu całą prawdę, też już oczywiście myślałam... Ale - i tutaj jednak wyjdę już na definitywną egoistkę - boję się, że to byłoby równoważne z końcem tego związku. A ja nadal się waham, czy w ogóle tego chcę i czy to właściwe. Nie jestem też z kamienia, nie jest mi obojętny. Przeżyliśmy razem już naprawdę wiele, poznałam go od podszewki... Jego smutki i radości, troski i zmartwienia... Tyle rozmów, gestów, chwil - ciężko to wszystko wyrzucić do kosza. Brakowałoby mi go.

    Przykro mi, że z Twoją żoną tak się potoczyło i to też daje mi do myślenia... chociaż pewnie nie każdy podobny przypadek musi kończyć się tak samo. Potwierdziłeś też moje obawy, że jedna naprawdę kochająca osoba w związku nie wystarczy - i też cierpi. (Tylko czy ja aby na pewno go nie kocham...? Ech). W każdym razie bardzo Ci dziękuję za te celne uwagi - i to z własnego doświadczenia. Mam o czym nie spać...

    Jeśli chodzi o Ciebie - mam nadzieję, że Ci się ułoży i szczerze Ci tego życzę.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Rafał35 ~Rafał35
    ~Rafał35
    Napisane 28 lutego 2019 - 09:49
    Z każdym postem jest według mnie coraz gorzej. Nawet w tym pierwszym jako najważniejszą zaletę swojego chłopaka podajesz to, że Cię bardzo kocha...
    Pozwól, że dołożę jeszcze trochę do pieca.
    Znam kilka takich par jak Wasza - facet sobie coś u dziewczyny "wyłaził", ona pierwotnie nie była nim zainteresowana, ale przekonało ją to, że jest taki dobry, kochany, tak się o nią stara, tak zabiega, a przecież czas leci nieubłaganie i z kimś się związać trzeba, a tego "właściwego", na którego widok pojawiałyby się motyle w brzuchu na horyzoncie brak. Charakterystyczne dla takich związków jest to, że po latach żaden z nich nie jest udany i wyglądają dokładnie tak samo. Uczucia faceta zaczynają się "uspokajać" - zdobył dziewczynę, która stała się jego żoną, ogranicza starania i czułość do minimum, skupia się na innych rzeczach. Jego największe zalety, które w skrócie można nazwać "miłością do niej" jakoś bledną - dziewczyna zadaje sobie pytania czemu on już tak się nie stara, tak nie zabiega, dlaczego jego czułość ogranicza się do szybkiego buziaka w jej czółko przed wyjściem do pracy. Przynosi kwiaty coraz rzadziej, a tej gwiazdki z nieba, którą obiecywał jakoś nie widać. Dziewczyna w pewnym momencie zaczyna się przyglądać swojemu facetowi i zdaje sobie sprawę, że w zasadzie nie imponuje jej praktycznie niczym, nie interesuje jej jako mężczyzna, nie wie o co go ma pytać, nie bardzo chce spędzać z nim czas, skoro on jest taki "mało czuły" (a paradoksalnie wszystko może być w absolutnej normie), nic ich nie łączy. Pociąg seksualny, który już na początku był słabiutki, na słowo honoru, praktycznie zanika. Pojawia się tęsknota za silnym uczuciem - dokładnie za tym, co "łączyło" Cię z tym starszym facetem, który był wyborem z gatunku tych oczywistych (dobrze wiesz, że on nie musiałby się o nic starać). Zaczyna wykręcać się od seksu, pomalutku zanika nawet szacunek do partnera - myśli o nim jak o nieudaczniku, kapciu (no chyba, że zacznie dobrze zarabiać - wtedy staje się bankomatem, jego pieniądze podświadomie mają za zadanie wynagrodzić rosnącą pustkę w sercu). On ucieka w alkohol (znam dwa takie przypadki) albo w swoje pasje (też dwa przypadki) albo też w pracę (jeden przypadek).
    Wiem, że pewnie myślisz sobie - "ja taka nie jestem". Tamte (a wśród nich są dwie moje kuzynki, które znam od dziecka) też z pewnością nie myślały, że staną się gderającymi, unikającymi łóżka jędzami.
    Oczywistym jest, że Twój chłopak nie jest Ci obojętny i by Ci go brakowało. Mi moja żona też nie jest obojętna. To mieszanka poczucia winy ("no przecież nie mogę go zostawić, skoro mnie tak kocha, byłabym straszną świnią"), litości ("nie mogę go zostawić, przecież go zniszczę"), przywiązania ("jest tak pewnie, przewidywalnie, bezpiecznie"), uczuć siostrzano-bratersko-przyjacielskich ("tak jesteśmy sobie bliscy, tak się wspieramy, możemy na sobie polegać"), pozytywnych wspomnień ("tyle razem przeszliśmy") oraz naszego dobrego samopoczucia wynikającego z tego, że ktoś kocha nas takimi jacy jesteśmy.
    Czy można to jednak nazwać miłością? Albo inaczej - czy taka "miłość" nam wystarcza?
    Nie macie dzieci, nie jesteście małżeństwem, nawet nie zdążył Ci się oświadczyć - ciesz się, że takie wątpliwości naszły Cię właśnie teraz.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Joan ~Joan
    ~Joan
    Napisane 28 lutego 2019 - 12:32
    To o mnie.
    To straszne przeczytać o sobie taką prawdę.
    Nie widzę żadnego wyjścia z tej sytuacji.
    Zwyczajnie nie stać mnie na to ani finansowo, ani psychicznie.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~~ K ~~ K
    ~~ K
    Napisane 28 lutego 2019 - 14:50
    Żeczywiscie smutne to wszystko, ale pamiętajmy zawsze jest rozwiązanie nie można tkwić w takim związku niszczymy siebie i drugą osobę. Po kilkunastu latach stwierdzimy, że może gdybyśmy byli odważniejsi wtedy to teraz jedna i druga strona była by może w drugich szczęśliwych związkach. Joan dlaczego piszesz , że Cię nie stać finansowo ani psychicznie? Kobietka Rafał 35 opisał to już tak realistycznie, że mało co nasuwa się do dodania jedynie samemu trzeba parę pytań zadać sobie małżeństwo z rozsądku bo go nie wiem szanujesz o motylach nie ma mowy w tym przypadku, a miłość chyba też nie bo raczej masz go za bardzo dobrego przyjaciela z tą różnicą, że lądujecie w łóżku razem (przepraszam za to, ale tak można to delikatnie ująć) tylko czy to wystarczy na te resztę lat? Zawsze mówi się o zbudowaniu mocnego fundamentu żeby związek był udany lata, wieczne kompromisy, rozmowy, a Ty już masz wątpliwości? Zastanów co jest dla ciebie najważniejsze, chłopaka nie chcesz krzywdzić po ślubie stwierdzisz, że się pomyliłaś i co wtedy jeszcze gorzej nie ma na to metody trzeba samemu wybrać dobrą drogę po czasie powiesz czy dobrze postąpiłaś.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~kobietka ~kobietka
    ~kobietka
    Napisane 28 lutego 2019 - 21:32
    Czytam to wszystko i chce mi się płakać. Nawet się nie da nie przyznać Wam racji, choćbym nie wiem jak chciała, żeby było inaczej.
    W jakimś stopniu przecież zdawałam sobie z tego sprawę.
    Potrzeba mi było tej prawdy.

    Czyli koniec...

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~alutka ~alutka
    ~alutka
    Napisane 28 lutego 2019 - 22:55
    ~kobietka napisał:
    Czytam to wszystko i chce mi się płakać. Nawet się nie da nie przyznać Wam racji, choćbym nie wiem jak chciała, żeby było inaczej.
    W jakimś stopniu przecież zdawałam sobie z tego sprawę.
    Potrzeba mi było tej prawdy.

    Czyli koniec...


    koniec? ale czego?
    może przerwa, żeby dowiedzieć się,
    kto i kogo kocha.
    kiedy o nim zapomnisz, będziesz gotowa związać się z kimś innym, być może,
    z obecnym chłopakiem,
    gdy poczeka..
    czas, jest bez znaczenia..
    kiedyś to zrozumiesz..
    nikt, nie chce świadomie nikogo skrzywdzić,
    ale pomyśl,
    krzywda na kilka m-cy,
    czy na lata całe.
    To Twój wybór, skrzywdzisz chłopaka, tak czy siak,
    ale zdecydować możesz, na jak długo..
    powiedz mu co czujesz..
    jakkolwiek to odbierze,
    powinien docenić, że nie chcesz kłamać.
    pozdrawiam


    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~alutka ~alutka
    ~alutka
    Napisane 28 lutego 2019 - 23:29
    Droga @kobietko,
    to nie chodzi o faceta,
    w którym się zakochałaś,
    to nic innego jak informacja, że Twój chłopak, to nie ten..
    mimo, że on Cię kocha..
    to za mało..
    dla Ciebie,
    uwierz mi..
    jak już wielokrotnie tu mówiono,
    lepiej samemu tylko kochać, nawet będąc samym,
    niż być tylko kochanym..i być z kimś..kogo się nie kocha.

    nawet nie wiesz, na co chcesz się zdecydować.
    nie rób tego sobie samej,
    poczucie winy zje Cię od środka,
    zostań na jakiś czas sama,
    tym bardziej, że i tak jesteś..
    z tym wszystkim, sama.
    Cokolwiek was nie łączy, gdy myślisz o innym,
    to nie kochasz, to pewne.
    Gdy kochasz, inni faceci nie istnieją. Nie widzisz ich zupełnie, są niewidzialni.

    daj znać, co postanowiłaś,
    nawet jeśli, zostać z chłopakiem..
    trzymaj się


    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~kobietka ~kobietka
    ~kobietka
    Napisane 02 marca 2019 - 17:33
    Wszystko rozumiem, wszystko wiem, ze wszystkiego zdaję sobie sprawę, ale w praktyce... potrzebuję zebrać siły. Niby nie jesteśmy po ślubie, ale to i tak już zaszło bardzo daleko. Wszyscy są przekonani (a nawet poinformowani), że będziemy. Zszokowałabym obie nasze rodziny - przy czym muszę przygotować się na to, że nikt mnie nie zrozumie i każdy będzie wieszał na mnie psy. Wiem, że może to mało istotne w obliczu całego życia, ale na "tu i teraz"... nawet nie chcę myśleć.

    O tym, jak się czuję wobec chłopaka i tej naszej szczerej rozmowy, nawet nie piszę. On się załamie, ja się załamię, prawdopodobnie mnie też znienawidzi. ( Bo kto by nie znienawidził... naturalna i zrozumiała reakcja).

    Poza tym, Alutko... Ty mnie nie znasz, ale ja sama znam siebie na tyle, że wiem, że nie, nie będę już miała nikogo innego. Boleśnie zdaję sobie sprawę z tego, że tym zerwaniem wybieram samotność. Mam 29 lat. Może to jeszcze nie tak wiele (ale już i nie tak mało). Przez całe życie zakochałam się RAZ. Zastanawiałam się nawet czasem, czy ze mną to na pewno wszystko gra - koleżanki wokół przeżywały te wszystkie sercowe wzloty i upadki, płakały mi w rękaw - a ja je pocieszałam z jakąś wewnętrzną myślą, że nie potrafię się z nimi zidentyfikować. Miałam kilku chłopaków, nie wiem ilu więcej starających się - i zawsze kończyło się tak samo - nigdy tego nie "czułam". I rzeczywiście, nawet sama zawsze byłam przekonana o tym, że miłość to coś, co się przydarza, a nie kształtuje na siłę podczas spotykania się z kimś. Na coś takiego przynajmniej czekałam. (I w sumie z tego powodu nigdy nie lubiłam randek, bo wkurzała mnie ta cała "celowość"). To zakrawa o cud - żebym ja, będąc sobą, zakochała się raz jeszcze - plus, żeby obiekt moich westchnień był wolny i żeby jeszcze to odwzajemniał. Nikt nikomu nie da gwarancji pt. "ale na pewno jeszcze kogoś poznasz, nie martw się", a ja sama nie jestem tak naiwna, żeby w to wierzyć.

    Także... powiedzieć, że to wszystko "trudne", to jak nie powiedzieć nic.

    I ostatnie... to, że mi serce pęka na tysiąc małych kawałków na myśl, że tego chłopaka może już nie być w moim życiu... to ma jakieś znaczenie?

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~~ K ~~ K
    ~~ K
    Napisane 02 marca 2019 - 19:29
    Kobietko nikt nie powie ci co masz zrobić, sama musisz podjąć tę decyzję. Odpowiedz sobie czy małżeństwo z rozsądku bo on mnie kocha ja go nie wystarczy na 10, 20, 40 lat by być szczęśliwym w tym związku. Rodzina może nie wszyscy zrozumieją, ale to o ciebie chodzi ślub to bardzo poważna decyzja nie zakup butów nie ma gwarancji i zwrotu bo nie pasują do torebki. Alutka ma rację jeśli kochasz to inni faceci są niewidzialni liczy się tylko on u ciebie tego nie ma. Jesteś zauroczona swoim chłopakiem jest dla ciebie chyba nie powiem źle przyjacielem nie mężczyzną tym jedynym. A jeśli byś była sama bo tak podejmiesz decyzję to nie wiemy co nas czeka za rok czy dwa, ale żyjemy w zgodzie ze sobą samym. Ciężka decyzja przed tobą napisz co postanowiłaś, trzymaj się.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~kobietka ~kobietka
    ~kobietka
    Napisane 02 marca 2019 - 20:25
    Dziękuję.
    Ja tak naprawdę już postanowiłam - przeważa fakt, że po prostu nie mam prawa odbierać szansy na szczęśliwą i odwzajemnioną miłość mojemu chłopakowi. Kogo by to ze mnie robiło...?

    Jest mi tylko ciężko... bo stanę się wrogiem publicznym numer jeden, człowiek, na którym bardzo mi zależy, będzie myślał o mnie jak najgorzej, a sama przepłaczę do poduszki kolejnych kilka miesięcy.
    Dlatego też piszę, że muszę zebrać siły. I to właściwie tyle...

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Izka ~Izka
    ~Izka
    Napisane 03 marca 2019 - 11:17
    Kiedyś będzie ci za to wdzięczny.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~kobietka ~kobietka
    ~kobietka
    Napisane 03 marca 2019 - 13:27
    Coś Ty :) Widzę to oczyma wyobraźni... Widzę nawet te rozmowy z jego przyszłą w stylu: "miałem taką jedną. Kochałem ją, dałem jej z siebie wszystko, a ta s*ka potraktowała mnie tak i tak". Na co białogłowa": "ale jak tak można? Nie mieści mi się w głowie...".
    Heh. Istnieje legenda, że ktoś kiedyś dobrze zniósł rozstanie w imię: "to dla twojego dobra". :)

    Sama jestem sobie winna. Za tempo związku odpowiadają dwie osoby, nie jedna. Nie zareagowałam w kilku kluczowych momentach, mimo wątpliwości, i nie ma co się chłopakowi dziwić, jeśli mnie znienawidzi. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko, że byłam mocno pogubiona, a wizje, które przede mną roztaczał bardzo przyjemne. Teraz widzę jaśniej.

    Trudno.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~~ K ~~ K
    ~~ K
    Napisane 03 marca 2019 - 13:47
    Zawsze ciężko jest na początku i myślę, że z czasem on inaczej spojrzy na to wszystko i nie będzie Cię nienawidzić tylko wdzięczny za szczerość.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Aleksandra ~Aleksandra
    ~Aleksandra
    Napisane 03 marca 2019 - 14:47
    Nie licz na wdzięczność i w zasadzie nie zaprzątaj sobie tym głowy. Po czasie będziecie sobie zupełnie obcy i nawet we wspomnieniach nie będzie Ci się chciało wracać to tego co było.

    Ja rok temu zakończyłam związek bo się zakochałam.
    Mój związek był długi czasowo, żal z poczuciem winy się przeplatał.
    Gdy się zakochałam, doświadczyłam takich emocji jakie nawet nie przypuszczałam, że istnieją.
    Ostatecznie na obecną chwilę w byłym mam wroga.
    Ten w którym się kocham, jest w związku partnerskim i raczej się nie zejdziemy bo nie mam na to wpływu.

    Za to ja po prostu odżyłam.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

» odpowiedz » do góry
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10
Strona 1 z 10
następna
Strona 1 z 19 następna

Gorące tematy