Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

Forum

Dodaj temat

Związek

Trudne pytanie

Rozpoczęte przez ~Anonimowy Facet, 16 lut 2020
  • avatar ~Izzi ~Izzi
    ~Izzi
    Napisane 14 kwietnia 2020 - 13:02
    I gdyby kiedykolwiek zaistniała w moim życiu potrzeba podjęcia takiej decyzji, to moja odpowiedź czy warto zostać razem dla "dobra dzieci" brzmi: nie. I jeżeli ktoś pyta w necie o radę, to ja, z własnego doświadczenia życiowego takiej udzielam. A reszta niezadowolonego z mojej odpowiedzi towarzystwa może się bujać.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Najgłupsze ~Najgłupsze
    ~Najgłupsze
    Napisane 14 kwietnia 2020 - 13:17
    ~Izzi napisał:

    (...) Nie mam potrzeby akceptowania żadnych faktów z życia innych ludzi. (...)


    Tak - to zauważyłem. Lepiej Ci wychodzi wypieranie faktów niż ich akceptacja.

    Podobnie jak z wiotczejącą w wiekiem skórą - statystycznie wszystkim wiotczeje... tylko @Izzi się ujędrnia z wiekiem ;)

    I kto tu siebie oszukuje i kto udaje?

    ~Izzi napisał:

    Dla dobra dzieci żyją ze sobą ludzie którzy sami ze sobą nie chcą już żyć.


    I to jest BARDZO cenne zdanie - "sami ze sobą nie chcą już żyć" - i pełna zgoda - tylko że w rozumieniu dosłownym :)

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Najgłupsze ~Najgłupsze
    ~Najgłupsze
    Napisane 14 kwietnia 2020 - 13:22
    ~Izzi napisał:

    (...) A reszta niezadowolonego z mojej odpowiedzi towarzystwa może się bujać.


    Hehehe - a któż tu jest niezadowolony?

    Ubogacasz swoimi wypowiedziami zasoby forum ... i super :) Parę osób się z nimi zgodzi, parę wyśmieje... i cóż z tego? Ano nic - tylko potwierdzenie tego, że ludzie są różni... jednemu Twoja "rada" pomoże... innemu zaszkodzi - i tyle.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Izzi ~Izzi
    ~Izzi
    Napisane 14 kwietnia 2020 - 14:45
    ~Najgłupsze napisał:
    ~Izzi napisał:

    (...) Nie mam potrzeby akceptowania żadnych faktów z życia innych ludzi. (...)


    Tak - to zauważyłem. Lepiej Ci wychodzi wypieranie faktów niż ich akceptacja.

    Podobnie jak z wiotczejącą w wiekiem skórą - statystycznie wszystkim wiotczeje... tylko @Izzi się ujędrnia z wiekiem ;)

    I kto tu siebie oszukuje i kto udaje?

    ~Izzi napisał:

    Dla dobra dzieci żyją ze sobą ludzie którzy sami ze sobą nie chcą już żyć.


    I to jest BARDZO cenne zdanie - "sami ze sobą nie chcą już żyć" - i pełna zgoda - tylko że w rozumieniu dosłownym :)


    Czyli seks, tak?
    Dla dobra dzieci jest wtedy, kiedy zainteresowani nie chcą już ze sobą sypiać, czy jak, bo nie wiem, co autor miał na myśli pisząc "w rozumieniu dosłownym".
    Albo dwojgu jest po drodze albo nie.

    Nie jestem zwolennikiem robienia dzieciom tej "przysługi", która niejednokrotnie może stać się niedźwiedzią przysługą. Albo dwoje dorosłych potrafi dogadać się między sobą dla siebie albo lepiej się rozstać niż tworzyć h*j wie jaki marny teatr. Słowo rodzina jest puste w takim układzie. Nie ma żadnego głębszego, prawdziwego sensu.

    Nie wiem, może nie mam zadatków na męczennice lub innej maści cierpiętnicę. Litości też nigdy nie potrzebowała ani użalania się nade mną.
    Wolę przykrą prawdę, od słodkiego kłamstwa. Ten typ tak ma.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Mirabelka ~Mirabelka
    ~Mirabelka
    Napisane 14 kwietnia 2020 - 16:00
    ~Najgłupsze napisał:
    ~Izzi napisał:

    (...) A reszta niezadowolonego z mojej odpowiedzi towarzystwa może się bujać.


    Hehehe - a któż tu jest niezadowolony?

    Ubogacasz swoimi wypowiedziami zasoby forum ... i super :) Parę osób się z nimi zgodzi, parę wyśmieje... i cóż z tego? Ano nic - tylko potwierdzenie tego, że ludzie są różni... jednemu Twoja "rada" pomoże... innemu zaszkodzi - i tyle.


    Rada nie może zaszkodzić komuś. Zaszkodzi to sobie sam, jeśli nie zdecyduje sam za siebie a tylko się "pokieruje" czyjąś radą :) :)

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Mirabelka ~Mirabelka
    ~Mirabelka
    Napisane 14 kwietnia 2020 - 16:07
    ~Izzi napisał:
    ~Najgłupsze napisał:
    ~Izzi napisał:

    (...) Nie mam potrzeby akceptowania żadnych faktów z życia innych ludzi. (...)


    Tak - to zauważyłem. Lepiej Ci wychodzi wypieranie faktów niż ich akceptacja.

    Podobnie jak z wiotczejącą w wiekiem skórą - statystycznie wszystkim wiotczeje... tylko @Izzi się ujędrnia z wiekiem ;)

    I kto tu siebie oszukuje i kto udaje?

    ~Izzi napisał:

    Dla dobra dzieci żyją ze sobą ludzie którzy sami ze sobą nie chcą już żyć.


    I to jest BARDZO cenne zdanie - "sami ze sobą nie chcą już żyć" - i pełna zgoda - tylko że w rozumieniu dosłownym :)


    Czyli seks, tak?
    Dla dobra dzieci jest wtedy, kiedy zainteresowani nie chcą już ze sobą sypiać, czy jak, bo nie wiem, co autor miał na myśli pisząc "w rozumieniu dosłownym".
    Albo dwojgu jest po drodze albo nie.

    Nie jestem zwolennikiem robienia dzieciom tej "przysługi", która niejednokrotnie może stać się niedźwiedzią przysługą. Albo dwoje dorosłych potrafi dogadać się między sobą dla siebie albo lepiej się rozstać niż tworzyć h*j wie jaki marny teatr. Słowo rodzina jest puste w takim układzie. Nie ma żadnego głębszego, prawdziwego sensu.

    Nie wiem, może nie mam zadatków na męczennice lub innej maści cierpiętnicę. Litości też nigdy nie potrzebowała ani użalania się nade mną.
    Wolę przykrą prawdę, od słodkiego kłamstwa. Ten typ tak ma.


    A ja się domyślam, co miał autor na myśli, że jak już ta osoba jest taka, że sama ze sobą by nie wytrzymała, ale na miejscu tej drugiej osoby, tak? Czy mam rację? :) to akurat mi przyszło do głowy, bo sama nie raz, nie dwa, zdawałam sobie takie pytanie (i myślę, że to bardzo ważne pytanie i cenna na nie szczera odpowiedź), czy ja sama ze sobą bym lubiła przebywać bądź "wytrzymala" (tak na miejscu np. Męża mojego) :) bo to, że sama ze sobą lubię przebywać i lubię siebie to wiem :)
    Pozdrowienia serdeczne! :)

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Izzi ~Izzi
    ~Izzi
    Napisane 14 kwietnia 2020 - 16:43
    ~Mirabelka napisał:
    ~Najgłupsze napisał:
    ~Izzi napisał:

    (...) A reszta niezadowolonego z mojej odpowiedzi towarzystwa może się bujać.


    Hehehe - a któż tu jest niezadowolony?

    Ubogacasz swoimi wypowiedziami zasoby forum ... i super :) Parę osób się z nimi zgodzi, parę wyśmieje... i cóż z tego? Ano nic - tylko potwierdzenie tego, że ludzie są różni... jednemu Twoja "rada" pomoże... innemu zaszkodzi - i tyle.


    Rada nie może zaszkodzić komuś. Zaszkodzi to sobie sam, jeśli nie zdecyduje sam za siebie a tylko się "pokieruje" czyjąś radą :) :)

    Całe życie radzimy się innych. Nawet jeśli nie bezpośrednio i wprost, to pośrednio. Słuchamy innych, ich historii życiowych, doświadczeń, przemyśleń, poglądów, osądów. Słuchamy, czytamy, dyskutujemy. Wiadomo przecież że prostego instruktażu "zrób tak i tak, żeby było to i to" nikt nikomu nie udzieli, nie powie jak żyć.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Basia ~Basia
    ~Basia
    Napisane 14 kwietnia 2020 - 17:58
    ~Robert1971 napisał:


    Tu masz rację - zarówno słucham tych właśnie, jak i sam coś takiego przeżyłem.
    Jaka ta rodzina by nie była, moi rodzice gdyby się za wcześnie rozeszli, nie zrobiliby dobrze - z mojego punktu widzenia.
    A było między nimi bardzo źle.
    Żyli razem.

    I tu też uświadomiłaś mi, że oni dokonali czegoś 'heroicznego'.
    Dzięki @Izzi - przywracasz mi szacunek dla nich.
    Naprawdę ;-) .


    Robercie, a nie przyszło Ci do głowy, że dziś wiele osób nie umie tworzyć związku, że jest tyle rozstań, tych właśnie udawanych małżeństw itp, dlatego że nasi rodzice nas nie nauczyli związków? Że trwali dla dobra dzieci, a te dziś dorosłe dzieci nie mają wzorców?

    I jak pamiętam ze swojego dzieciństwa, to całe nasze życie uzależnione było od matki, jak ona była zadowolona to cały dom był, jak była zła to cichutko było, nikt się nie odzywał. To ona tak jakby narzucała nam nasze samopoczucie. Gdy między rodzicami było ok, to wszystko było ok. Nie mieliście tak? Nie było tak że wasze życie i nastrój zależał od rodziców?

    Dziękuję, że skłaniacie mnie do refleksji.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Basia ~Basia
    ~Basia
    Napisane 14 kwietnia 2020 - 18:23
    ~Robert1971 napisał:

    Wszystko, co miałem do powiedzenia w temacie - powiedziałem i mnie już nie prowokuj proszę. ;-).
    Podsumowując powiem tylko, że da się - tylko muszą chcieć obie strony, a do tego nie można być egoistą w typie - moje potrzeby są najważniejsze.
    Z tymi 'potrzebami' da się wstrzymać przez pewien czas, wymaga to jednak dojrzałości, a ta jest ostatnio 'nie w cenie' wśród ludzi Twojego pokroju.
    Przemyśl to sobie - jak coś jeszcze jest w stanie do Ciebie dotrzeć.
    Naprawdę.


    Małżeństwo każdemu kojarzy się z kochającymi się ludźmi. To pierwsze nasze wyobrażenie, a potem weryfikuje to wiedza o nich. Ale każdy wychodzi najpierw z założenia że jest miłość pomiędzy małżonkami.
    Ludzie są różni. Dlatego to niesprawiedliwe jest nazywać ich egoistami. Cechy małżeństwa mamy zakorzenione w głowach i gdy wiemy że ono tak nie wygląda to czujemy że to farsa i nie odnajdujemy się w nim. W moim domu było dużo kłótni, ale i dużo przytulania, czułości, między rodzicami i nami również. Dla mnie taki jest wzór małżeństwa plus inne rzeczy które gdzieś tam zobaczyłam, przeczytałam. Moi rodzice tak mnie nauczyli żyć. Być może Ty masz inne doświadczenia i inne wyobrażenia? Napisałeś, że między rodzicami było źle i tkwili w tym i pewnie dlatego Ty byś potrafił, bo tak byłeś wychowany ?

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Izzi ~Izzi
    ~Izzi
    Napisane 14 kwietnia 2020 - 18:40
    ~Basia napisał:


    (...) I jak pamiętam ze swojego dzieciństwa, to całe nasze życie uzależnione było od matki, jak ona była zadowolona to cały dom był, jak była zła to cichutko było, nikt się nie odzywał. To ona tak jakby narzucała nam nasze samopoczucie. Gdy między rodzicami było ok, to wszystko było ok. Nie mieliście tak? Nie było tak że wasze życie i nastrój zależał od rodziców?

    Dziękuję, że skłaniacie mnie do refleksji.


    To bardzo ciekawa refleksja.
    Nie sądzisz, że dla pokolenia naszych rodziców małżeństwo miało wartość samą w sobie, niezależnie od tego, jaka rzeczywista była jakość. Ono miało niejako wartość nadaną mu "nominalnie".
    Współczesna wartość małżeństwa mocno zdewaluowała się. Dzisiaj małżeństwo jest przygoda. Jeśli nie uda się, to każde bierze zabawki i idzie do własnej piaskownicy.
    Dawniej ludzie łączyły rzeczy czysto ekonomiczne i materialne. Mieszkanie, maluch, rodzina, jakieś narzucone wartości (bo nie wypada, bo co ludzie powiedzą, bo co z dziećmi). I tkwili w tych swoich piekiełkach w czterech ścianach.
    A co jest dzisiaj?

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Robert1971 ~Robert1971
    ~Robert1971
    Napisane 14 kwietnia 2020 - 22:21
    ~Basia napisał:
    nie przyszło Ci do głowy, że dziś wiele osób nie umie tworzyć związku, że jest tyle rozstań, tych właśnie udawanych małżeństw itp, dlatego że nasi rodzice nas nie nauczyli związków? Że trwali dla dobra dzieci, a te dziś dorosłe dzieci nie mają wzorców?

    Nie...
    Coś takiego do głowy mi nie przyszło.

    Bardziej podejrzewam, że to współczesna popkultura i lansowanie człowieka-luzaka w mediach, filmach i ogólnie postrzeganym 'szerokim świecie', gdzie ważniejsze jest tzw. 'szczęście osobiste' niż szczęście rodzinne, jest przyczyną takiego stanu rzeczy.

    ~Basia napisał:
    całe nasze życie uzależnione było od matki, jak ona była zadowolona to cały dom był, (...) Gdy między rodzicami było ok, to wszystko było ok. Nie mieliście tak? Nie było tak że wasze życie i nastrój zależał od rodziców?

    Owszem było.
    Ja jednak miałem swój dom.

    Jaki on by nie był, to był mój dom.
    Poczucie posiadania czegoś stałego - domu - to było coś, co dawało jakie-takie poczucie stabilizacji.

    Dziś...
    Dom to iluzja.
    Komuś się wydaje, że jak z dzieciakami będzie tułał się po wynajętych mieszkaniach - zawsze gdzie indziej - będzie to dom...?

    Już widzę jak na moich dzieciach się to odbija.
    Moja ex ciągała się po takich wynajętych mieszkaniach mając własny dom gdzie mogła mieszkać - dom stał pusty, bo sobie coś tam wyobrażała.
    Teraz wreszcie tam zamieszkała z dziećmi i dobrze, bo dorastająca młodzież ma wreszcie poczucie jakiej-takiej stabilizacji.

    Widzę jednak jak na dzieciaki wpływa brak ojca. I nic - naprawdę nic - z tym nie mogę zrobić...

    Gdyby była się nie wygłupiała, tylko wytrzymała w układzie 'na współlokatora' jeszcze tych pięć lat, sprawa byłaby zupełnie inna. Ona wolała szukać szczęścia gdzieś...
    A dzieci w tym wszystkim na, tak naprawdę szczęśliwe, wcale nie wyglądają.
    Każde szuka swojej drogi ucieczki od tego wszystkiego.

    iluzja i impresja to za mało - musi być coś stałego, by osobowość młodego człowieka się prawidłowo ukształtowała - ojciec i matka pod ręką oraz... dom gdzie się powraca.

    ~Basia napisał:
    każdy wychodzi najpierw z założenia że jest miłość pomiędzy małżonkami.
    Ludzie są różni. Dlatego to niesprawiedliwe jest nazywać ich egoistami.

    Tu się nie zgadzam.
    Egoistą jest osoba, która własne dobro przedkłada nad dobro osoby sobie najbliższej.

    i teraz...
    Gdy współmałżonek był tąż osobą, mowa była o jego dobru...
    Gdy się związek posypał, najbliższe stały się dzieci i to im przynależy pierwszeństwo w obdarowywaniu dobrem, ciepłem, szczęściem - one same sobie tego nie zapewnią.

    Gdy jest harmonia między małżonkami, szczęście dzieci stoi na piedestale samo przez się...
    Jednak gdy już oni ze sobą nie współgrają jak należy, to czy mają prawo do dbania przede wszystkim o własne szczęście i dobrostan?
    Uważam, że nie.

    W takim razie ich dobrostan to sprawa drugoplanowa, a dbać należy przede wszystkim o najsłabszych - dzieci. I czy będzie się to odbywało przy współpracy z współmałżonkiem, czy w pojedynkę, należy to mieć przede wszystkim na względzie.

    Dogadanie się i współistnienie 'na współlokatora' gdy już się nie układają relacje małżeńskie jest - moim zdaniem - dobrym wyjściem.
    Warunki przedstawiłem wcześniej.

    ~Basia napisał:

    Moi rodzice tak mnie nauczyli żyć. Być może Ty masz inne doświadczenia i inne wyobrażenia? Napisałeś, że między rodzicami było źle i tkwili w tym

    Tak.
    Mój dom był dość chłodny.

    Nie zmienia to faktu, że w swoim małżeństwie starałem się być ciepłym i czułym człowiekiem tak dla mojej żony, jak i dla dzieci.
    Żona w kilkanaście miesięcy przeistoczyła się w kogoś innego i wszystko padło - nie mogłem z tym nic zrobić.
    Pisałem już o tym.

    Obecnie też jestem człowiekiem wesołym, ciepłym, czułym. Mój nowy związek funkcjonuje na zasadzie ciepłej relacji.

    Wracając jednak do bycia ojcem i matką dla dzieci, powtarzam - nie trzeba być zaangażowanym małżonkiem by być zaangażowanym rodzicem.

    Układ 'na współlokatora' sprawdzi się przy dobrej woli i braku egoizmu z obu stron.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~raz ~raz
    ~raz
    Napisane 14 kwietnia 2020 - 22:48
    Mnie zastanawia jedno. Pytanie jest proste obawiam sie, ze nawet za proste :) Dlaczego ci sami ludzie (mazlonkowie) zachowujac sie w stosunku do siebie tak samo, wg niektorych tu, mieszkajac razem ze soba i swoimi dziecmi po 'rozwodzie' tworza iluzje, szopke (czy co tam jeszcze) rodziny i jest to niedobre dla dzieci a, mieszkajac osobno to juz nie jest szopka, iluzja itd rodziny i to jest dobre dla dzieci.
    Dodatkowo czy mieszkajac samotnie (z dziecmi lub bez) mozna byc szczesliwym i to 'szczescie' zapobiega traumie dzieci spowodowanej rozbiciem rodziny?
    Nie biore pod uwage wprowadzania w zycie dzieci 'nowego' tatusia / mamusi bo to chyba wiadomo, ze to im 'zryje banie' na maksa. Patologie pomijam. Dzieci w wieku swiadomym zgodnie z dyskusja.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Izzi ~Izzi
    ~Izzi
    Napisane 14 kwietnia 2020 - 23:10
    ~raz napisał:
    Mnie zastanawia jedno. Pytanie jest proste obawiam sie, ze nawet za proste :) Dlaczego ci sami ludzie (mazlonkowie) zachowujac sie w stosunku do siebie tak samo, wg niektorych tu, mieszkajac razem ze soba i swoimi dziecmi po 'rozwodzie' tworza iluzje, szopke (czy co tam jeszcze) rodziny i jest to niedobre dla dzieci a, mieszkajac osobno to juz nie jest szopka, iluzja itd rodziny i to jest dobre dla dzieci.
    Dodatkowo czy mieszkajac samotnie (z dziecmi lub bez) mozna byc szczesliwym i to 'szczescie' zapobiega traumie dzieci spowodowanej rozbiciem rodziny?
    Nie biore pod uwage wprowadzania w zycie dzieci 'nowego' tatusia / mamusi bo to chyba wiadomo, ze to im 'zryje banie' na maksa. Patologie pomijam. Dzieci w wieku swiadomym zgodnie z dyskusja.

    Bo są po rozwodzie. Temu służą rozwody, aby rozdzielić tych, którym nie jest już razem po drodze. Dlatego "po" tworzą iluzję, szopkę. Bo to, co robią nie wynika z ich autentycznej potrzeby, ale z przemyślanego zachowania. To jest gra dorosłych. Dzieci szybko łapią się w jej regułach, podskórnie wyczuwają, że coś tu nie "gra" tak jak powinno. Dlatego jest to sztuczne, bo chcą "odbębnić" rodzinę.
    To jest jak.. udawanie orgazmu. Może kobieta jęczeć, piszczeć, krzyczeć i co tam jeszcze, ale udawanie zawsze pozostaje udawaniem.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Izzi ~Izzi
    ~Izzi
    Napisane 14 kwietnia 2020 - 23:15
    ~Izzi napisał:
    ~raz napisał:
    Mnie zastanawia jedno. Pytanie jest proste obawiam sie, ze nawet za proste :) Dlaczego ci sami ludzie (mazlonkowie) zachowujac sie w stosunku do siebie tak samo, wg niektorych tu, mieszkajac razem ze soba i swoimi dziecmi po 'rozwodzie' tworza iluzje, szopke (czy co tam jeszcze) rodziny i jest to niedobre dla dzieci a, mieszkajac osobno to juz nie jest szopka, iluzja itd rodziny i to jest dobre dla dzieci.
    Dodatkowo czy mieszkajac samotnie (z dziecmi lub bez) mozna byc szczesliwym i to 'szczescie' zapobiega traumie dzieci spowodowanej rozbiciem rodziny?
    Nie biore pod uwage wprowadzania w zycie dzieci 'nowego' tatusia / mamusi bo to chyba wiadomo, ze to im 'zryje banie' na maksa. Patologie pomijam. Dzieci w wieku swiadomym zgodnie z dyskusja.

    Bo są po rozwodzie. Temu służą rozwody, aby rozdzielić tych, którym nie jest już razem po drodze. Dlatego "po" tworzą iluzję, szopkę. Bo to, co robią nie wynika z ich autentycznej potrzeby, ale z przemyślanego zachowania. To jest gra dorosłych. Dzieci szybko łapią się w jej regułach, podskórnie wyczuwają, że coś tu nie "gra" tak jak powinno. Dlatego jest to sztuczne, bo chcą "odbębnić" rodzinę.
    To jest jak.. udawanie orgazmu. Może kobieta jęczeć, piszczeć, krzyczeć i co tam jeszcze, ale udawanie zawsze pozostaje udawaniem.

    Dlatego czasem lepiej sie rozwieść i nie męczyć razem w przekonaniu że jest to dopust Boży dla dzieci.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Robert1971 ~Robert1971
    ~Robert1971
    Napisane 15 kwietnia 2020 - 08:13
    ~raz napisał:
    Mnie zastanawia jedno. (...) Dlaczego ci sami ludzie (...) zachowujac sie w stosunku do siebie tak samo, (...) mieszkajac razem ze soba i swoimi dziecmi po 'rozwodzie' tworza iluzje, (...) rodziny i jest to niedobre dla dzieci a, mieszkajac osobno to juz nie jest szopka, (...) i to jest dobre dla dzieci.
    Dodatkowo czy mieszkajac samotnie (z dziecmi lub bez) mozna byc szczesliwym i to 'szczescie' zapobiega traumie dzieci spowodowanej rozbiciem rodziny?

    Bardzo dobre pytania.

    Moje obserwacje wskazują, że (o ile nie ma patologii) lepiej gdy rodzice współistnieją ze sobą 'na współlokatora', niż gdy się rozejdą i mieszkają osobno, a dzieci z jednym z nich.

    Dość, że 'dostępność' ojca/matki (to rzadziej) jest dla dzieci bardzo ograniczona, to jeszcze samo pokazywanie ról pełnionych przez rodziców w rodzinie, staje się niemożliwe.

    Jak tu nastolatka nauczyć, że trzeba to i owo zrobić, tym czy tamtym się zajmować, pokazać wzorzec choćby 'dobrego' spędzania wolnego czasu?
    Gdy spotykamy się tylko z doskoku...

    Jak tu się żywo i na bieżąco interesować sprawami nastolatka, by miał poczucie, że się go wspiera, brać udział w jego życiu?
    Gdy spotykamy się tylko z doskoku...

    Jak wpływać na kształtowanie jego osobowości, priorytetów, systemu wartości?
    Gdy spotykamy się tylko z doskoku...

    Nie mieszkając razem, wielu możliwości jesteśmy całkowicie pozbawieni, a do tego trauma związana z rozbiciem rodziny - jaka by ona nie była - jest tak ogromna, że nie wiem czy faktycznie można się po tym pozbierać - dzieciaki to przeżywają szczególnie. Żadne tam szczęście/nieszczęście samotnego rodzica nie jest w stanie zapchać tej dziury w psychice nastolatka.

    Uważam, że skoro razem dziecko zmajstrowali, to też razem powinni je dochować do dorosłości. Jak mają trochę rozumu w głowach i odpowiedzialności, to zacisną zęby, zrezygnują z 'dobra własnego' i metodą 'na współlokatora' dadzą radę.

    Obecnie lansowana 'nowoczesna' kultura jednak twierdzi inaczej i lansuje inny model myślenia - bardzo szkodliwy społecznie.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~alutka ~alutka
    ~alutka
    Napisane 15 kwietnia 2020 - 10:23
    @Robercie,
    jak sama czytam, że coś, co zrobiłam jest "szkodliwe społecznie",
    to już wiem, że zrobiłam dobrze!
    aż ciarki przechodzą po plecach:
    Ja, alutka, jako część społeczeństwa, postanawiam się pomęczyć!

    tak podchodząc do ludzi, traktuje się ich jak mrówkę z mrowiska,
    a raczej mrówka, która próbuje rozwiązać swój życiowy dylemat ma akurat, całe mrowisko w tym momencie w wielkim poważaniu,
    nadużywasz słowa odpowiedzialność, tam gdzie rozgrywają się zwykłe dramaty ludzkie, gdzie zwykły człowiek chce jedynie pogodzić: kocham siebie i kocham moje dziecko.

    Gdybym sama nie znosiła swojego męża, gdybym miała o nim jak najgorsze zdanie, czy jego obecność doprowadzałaby mnie do szewskiej pasji - nie ma mowy, żebym z nim nadal mieszkała w imię jakiejś tam odpowiedzialności - to by się stało niewykonalnym dla mnie.

    My się kolegowaliśmy, że tak ujmę, bo nie wiem czy to słowo jeszcze funkcjonuje, siadaliśmy zawsze wieczorem, on przy stole, ja z podwiniętymi nogami na sofie i robiliśmy burzę mózgów: to co robimy? i tak długo się spieraliśmy, aż coś wspólnie ustaliliśmy, dotyczyło to w szczególności syna.

    Moja decyzja, że sobie posiedzę w domu, do jego pełnoletności była ciągle otwartą i w każdym momencie do zmiany, w zależności od okoliczności,
    gdybym zakochała się wcześniej, nie wiem co bym zrobiła, dlatego uważam, że każdy przypadek jest inny.
    Nie miałam silnego parcia na odejście, bo nikogo nie kochałam, tak jak miliony ludzi, którzy żyją bez partnera, czy nie są szczęśliwi? są.

    Tu jest zasadnicza różnica, o której pisałam,
    ja jako kobieta, która nie miałam seksualnego obiektu zainteresowania, nie miałam żadnego problemu z brakiem sexu,
    dlatego nie będę wciskać kitu żadnemu mężczyźnie, który ma z tym problem, że powinien wytrwać na posterunku.

    Rodzina, to nie ma być ani posterunek, ani warta,
    To życie trójki ludzi, które powinno być radosne a nie znośne.
    Nasze takim było, niczego nie udawaliśmy.
    Gdybym musiała coś udawać, nawet dla dziecka, byłoby to dla mnie awykonalne.

    Zgadzam się z tym, że dla dziecka nie jest dobrym wychowywanie przez jednego tylko rodzica, jestem za opieką wspólną, i jestem za tym, że to rodzicom ma być niewygodnie po rozstaniu, a nie dziecku, mogłabym się sama wprowadzać i wyprowadzać co 2 tyg, byłabym otwarta na wszystkie inne propozycje, nawet gdybym została sama z synem w mieszkaniu, nigdy nie pozwoliłabym na to, by wprowadził się do nas mój nowy partner, póki jest dziecko w domu, wychodzę z założenia, że to dom dziecka a nie mój - dlatego scenariusze wujków mnie nie dotyczą.

    Trudno mi samej sobie wyobrazić, jak można się nie dogadać przez rodziców, gdy kocha się dziecko, może tacy ludzie powinni nosić na twarzy maskę z twarzą dziecka, może jeden z drugą nie kłócili by się tak widząc przed sobą ciągle dziecko, a nie twarz znienawidzonego małżonka.

    Sam często powtarzasz, że to ona nie chce się porozumieć, że Ty nie będziesz nic robić pod jej dyktando,
    niczym się nie różnisz od niej, oboje nie chcecie z czegoś zrezygnować dla dzieci, gdybyś pomyślał o sytuacjach skrajnie ekstremalnych, co ludzie są w stanie zrobić dla własnego dziecka, być może poczułbyś się choć przez moment zawstydzony. Czy to mniejszy egoizm od egoizmu odchodzącego? ja tak nie uważam.

    Nie ma tak, że ojciec jest dobry, a matka zła, lub na odwrót,
    albo jest się dobrymi rodzicami, albo złymi - to naczynie połączone.

    hej




    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Robert1971 ~Robert1971
    ~Robert1971
    Napisane 15 kwietnia 2020 - 10:53
    ~alutka napisał:
    coś, co zrobiłam jest "szkodliwe społecznie", (...) wiem, że zrobiłam dobrze! (...) Ja, alutka, (...) postanawiam się pomęczyć! (...) nadużywasz słowa odpowiedzialność, tam gdzie rozgrywają się zwykłe dramaty ludzkie, gdzie zwykły człowiek chce jedynie pogodzić: kocham siebie i kocham moje dziecko.

    Gdybym sama nie znosiła swojego męża, gdybym miała o nim jak najgorsze zdanie, czy jego obecność doprowadzałaby mnie do szewskiej pasji - nie ma mowy, żebym z nim nadal mieszkała w imię jakiejś tam odpowiedzialności - to by się stało niewykonalnym dla mnie.
    (...)
    Moja decyzja, że sobie posiedzę w domu, do jego pełnoletności była ciągle otwartą (...) tak jak miliony ludzi, którzy żyją bez partnera, czy nie są szczęśliwi? są.

    Tu jest zasadnicza różnica, o której pisałam, (...) Rodzina, to nie ma być ani posterunek, ani warta,
    To życie trójki ludzi, które powinno być radosne a nie znośne.
    Nasze takim było, niczego nie udawaliśmy.
    Gdybym musiała coś udawać, nawet dla dziecka, byłoby to dla mnie awykonalne.

    Zgadzam się z tym, że dla dziecka nie jest dobrym wychowywanie przez jednego tylko rodzica, jestem za opieką wspólną, i jestem za tym, że to rodzicom ma być niewygodnie po rozstaniu, a nie dziecku, (...) może jeden z drugą nie kłócili by się tak widząc przed sobą ciągle dziecko, a nie twarz znienawidzonego małżonka.

    Sam często powtarzasz, że to ona nie chce się porozumieć, że Ty nie będziesz nic robić pod jej dyktando,
    niczym się nie różnisz od niej, oboje nie chcecie z czegoś zrezygnować dla dzieci, gdybyś pomyślał o sytuacjach skrajnie ekstremalnych, co ludzie są w stanie zrobić dla własnego dziecka, być może poczułbyś się choć przez moment zawstydzony.


    I cały czas o tym właśnie piszę...
    Może nie do końca mnie rozumiesz :-).
    Moja koncepcja życia 'na współlokatora' właśnie u Ciebie doskonale się sprawdziła.

    Wiesz...
    Po latach i w ogóle z czasem zmienia się perspektywa na pewne rzeczy.

    Ja zostawiam już te stwierdzenia - zła/dobra - nie obchodzi mnie ocena. Ona jest tylko naklejką, którą komuś przylepiamy na czoło, bo nam się tak podoba. Twoje określanie mnie - taki sam jak ona - i próby zawstydzania, też są tąż naklejką, którą akurat chcesz mi nakleić :-).

    Masz absolutną rację, że po rozstaniu dom ma być dziecka/dzieci - jak w moim przypadku - a nie jej, czy jego.
    Absolutnie się z tym zgadzam.

    Musiałbym Ci coś wyjaśnić - ale nie tutaj.
    W każdym razie gdy nie ma w domu nienawiści, dominowania jednego przez drugiego (rodzica), awantur, przemocy (tej klasycznie rozumianej - nie nowocześnie, bo tu wszystko może być przemocą :-)), patologii... Można zrobić to, co Ty zrobiłaś i do tego właśnie nawołuję.

    Ja też toż chciałem zaprowadzić - nie dało się.
    Teraz sytuacja jest unormowana, ale skutki są...
    Nieodwracalne.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~solasi ~solasi
    ~solasi
    Napisane 15 kwietnia 2020 - 11:59
    ~raz napisał:
    Mnie zastanawia jedno. Pytanie jest proste obawiam sie, ze nawet za proste :) Dlaczego ci sami ludzie (mazlonkowie) zachowujac sie w stosunku do siebie tak samo, wg niektorych tu, mieszkajac razem ze soba i swoimi dziecmi po 'rozwodzie' tworza iluzje, szopke (czy co tam jeszcze) rodziny i jest to niedobre dla dzieci a, mieszkajac osobno to juz nie jest szopka, iluzja itd rodziny i to jest dobre dla dzieci.
    Dodatkowo czy mieszkajac samotnie (z dziecmi lub bez) mozna byc szczesliwym i to 'szczescie' zapobiega traumie dzieci spowodowanej rozbiciem rodziny?


    Bardzo trafne spostrzeżenie:)

    Co jest dobre dla dzieci?
    Autentyczność…
    Kluczem do zrozumienia wychowania dziecka jest autentyczność.
    I autentyczność rodzica się wybroni w tym, co jest dobre dla dziecka.

    Od kogo czerpaliście wzorce w dzieciństwie? Jakie zachowania do Was najlepiej przemawiały? Czyja osobowość miała na Was wpływ? U mnie tych ludzi, którzy byli autentyczni. Tych, którzy zachowywali spójność w tym co mówią i robią, a nawet jeśli dzielili się myślami, to i z tym, co myślą.

    Każda szopka/iluzja rodziny dla dziecka będzie złem. Możemy zastanawiać się jeszcze nad umiejętnościami aktorskimi rodziców…:-) to też ciekawy temat.

    Jeśli ktoś potrafi być autentyczny (spójny ze swymi poglądami i czynami) w związku, który trwa mimo wszystko bez miłości, to jest to sukces. To są te fajne małżeństwa, które są dla dobra dziecka, ale umieją się dogadać i jak pisze @Alutka zachowują relacje koleżeńskie. Można tak… Myślę, że to bardzo trudne i niewielu osobom się udaje. Ale się udaje…

    Jeśli ktoś nie potrafi być autentyczny w związku, w którym już nie ma miłości, to warto pomyśleć o rozstaniu…
    Dlatego są ludzie, którzy odchodzą i świetnie radzą sobie z wychowywaniem dziecka, bo zachowują się zgodnie z samym sobą. Są autentyczni poza związkiem.

    Można być szczęśliwym samotnie.
    Czy byłeś kiedyś sam ze sobą i czułeś szczęście? Ja wiele razy…:-)

    Czy czułeś kiedyś, że możesz pokazać komuś piękno świata wtedy, gdy jesteś szczęśliwy (boję się napisać: czy czułeś kiedyś, że uczysz kogoś bycia szczęśliwym, ale chyba w jakiś sposób o to mi chodzi...), np. dziecku? Ja wiele razy…:-)

    Rozbicie rodziny, to nie zawsze jest trauma…

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Izzi ~Izzi
    ~Izzi
    Napisane 15 kwietnia 2020 - 12:45
    ~alutka napisał:

    Ja, alutka, jako część społeczeństwa, postanawiam się pomęczyć!

    Gdybym sama nie znosiła swojego męża, gdybym miała o nim jak najgorsze zdanie, czy jego obecność doprowadzałaby mnie do szewskiej pasji - nie ma mowy, żebym z nim nadal mieszkała w imię jakiejś tam odpowiedzialności - to by się stało niewykonalnym dla mnie.

    My się kolegowaliśmy, że tak ujmę, bo nie wiem czy to słowo jeszcze funkcjonuje, siadaliśmy zawsze wieczorem, on przy stole, ja z podwiniętymi nogami na sofie i robiliśmy burzę mózgów: to co robimy? i tak długo się spieraliśmy, aż coś wspólnie ustaliliśmy, dotyczyło to w szczególności syna.



    Widzisz zatem @alutka, bo nieświadomie pisząc to co powyżej, dajesz temu wyraz, że są różne odcienie szarości owego "męczenia się". Nie dostrzegasz tego, że być może Ty się wcale nie męczyłaś? Pomiędzy Tobą a mężem pozostało coś w rodzaju przyjaźni, która dawała podstawy do tego aby wspólnie koegzystować, dawała nawet autentyczną radość z faktu przebywania razem. Obawiam się @alutka, że na swoim przykładzie wypowiadasz się o sytuacji, w której jednak nigdy nie byłaś. Stałaś się z mężem dla dobra dziecka jego przyjaciółką. Stałaś się bo było to między wami możliwe.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Izzi ~Izzi
    ~Izzi
    Napisane 15 kwietnia 2020 - 13:00
    ~solasi napisał:


    Rozbicie rodziny, to nie zawsze jest trauma…


    (Dodałabym,że...) Bo trwanie w rodzinie to niejednokrotnie największa trauma.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

» odpowiedz » do góry

Gorące tematy