Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

Forum

Dodaj temat

Związek

kłótnia

Rozpoczęte przez ~RR, 25 gru 2020
  • avatar ~Robert1971 ~Robert1971
    ~Robert1971
    Napisane 07 lutego 2021 - 02:38
    ~RR napisał:
    A czego mogę być pewien skoro z 10 lat prosiłem żeby zdecydowała się na terapie i ciągle bylo NIE. Czytalem wiele, ale ja nie bylem w stanie wymusić na niej decyzji. A teraz chodzi, ale nie będzie mi mówić co tam robi. Poza szczątkowymi informacjami.

    Bo ludzie dzielą się na chorych i durnych...
    Jaki to przypadek - zdecyduj sam.
    A skoro nie masz ochoty wracać, to po co te terapie i hocki klocki?

    Wiesz...
    Jest pewna granica, po przekroczeniu której już nie ma empatii, chęci współpracy, współczucia...
    Jest tylko dążenie do świętego spokoju, a w drastycznych przypadkach chęć zemsty za poniesione, czy urojone krzywdy.

    Nie idź w stronę zemsty, bo to nic nie daje, ale do pójścia w stronę świętego spokoju Cię namawiam - to chyba jedyna słuszna droga.

    Ta pani zrobiła sobie z Ciebie zwykły worek treningowy i nie chce za nic tego zmienić. Tobie to nie odpowiada i ona nie przyjmuje tego do wiadomości.
    Wybór należy tylko do Ciebie.

    Ja w podobnej sytuacji - tak miałem analogiczną (choć nie wytrwałem aż tyle czasu, bo najwyżej kilkanaście miesięcy) - powiedziałem mojej żonie, że ten związek nie może dłużej trwać w takiej postaci, bo jest on skrajnie niesprawiedliwy i albo trafię do domu wariatów, albo dopuszczę się zbrodni.
    Ona złoży pozew o rozwód bez orzekania o winie, bo gdy ja go złożę, będę domagał się orzeczenia że to ona jest winna rozpadu małżeństwa i zrobię wszystko by wygrać, choćbym miał się zaprzedać.
    Udowodnię, kto tu wydziwia i robi wszystko pod górkę - podziałało.
    Podała mnie o ten rozwód i tak skończyła się... najpierw idylla, potem koszmar.

    Zrobisz co uważasz za stosowne - dorosły jesteś.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Kwitnąca Wiśnia ~Kwitnąca Wiśnia
    ~Kwitnąca Wiśnia
    Napisane 07 lutego 2021 - 10:12
    ~Robert1971 napisał:
    ~RR napisał:
    A czego mogę być pewien skoro z 10 lat prosiłem żeby zdecydowała się na terapie i ciągle bylo NIE. Czytalem wiele, ale ja nie bylem w stanie wymusić na niej decyzji. A teraz chodzi, ale nie będzie mi mówić co tam robi. Poza szczątkowymi informacjami.

    Bo ludzie dzielą się na chorych i durnych...
    Jaki to przypadek - zdecyduj sam.
    A skoro nie masz ochoty wracać, to po co te terapie i hocki klocki?

    Wiesz...
    Jest pewna granica, po przekroczeniu której już nie ma empatii, chęci współpracy, współczucia...
    Jest tylko dążenie do świętego spokoju, a w drastycznych przypadkach chęć zemsty za poniesione, czy urojone krzywdy.

    Nie idź w stronę zemsty, bo to nic nie daje, ale do pójścia w stronę świętego spokoju Cię namawiam - to chyba jedyna słuszna droga.

    Ta pani zrobiła sobie z Ciebie zwykły worek treningowy i nie chce za nic tego zmienić. Tobie to nie odpowiada i ona nie przyjmuje tego do wiadomości.
    Wybór należy tylko do Ciebie.

    Ja w podobnej sytuacji - tak miałem analogiczną (choć nie wytrwałem aż tyle czasu, bo najwyżej kilkanaście miesięcy) - powiedziałem mojej żonie, że ten związek nie może dłużej trwać w takiej postaci, bo jest on skrajnie niesprawiedliwy i albo trafię do domu wariatów, albo dopuszczę się zbrodni.
    Ona złoży pozew o rozwód bez orzekania o winie, bo gdy ja go złożę, będę domagał się orzeczenia że to ona jest winna rozpadu małżeństwa i zrobię wszystko by wygrać, choćbym miał się zaprzedać.
    Udowodnię, kto tu wydziwia i robi wszystko pod górkę - podziałało.
    Podała mnie o ten rozwód i tak skończyła się... najpierw idylla, potem koszmar.

    Zrobisz co uważasz za stosowne - dorosły jesteś.



    Robert, a czemu Ci tak zależało, aby to ona podała o rozwód? A jak Ty, to już z orzekaniem o jej winie. To jakaś różnica jest później? Czy ona czy Ty i w obu przypadkach bez orzekania o winie? Pytam poważnie, bo nie wiem.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Jednorożec ~Jednorożec
    ~Jednorożec
    Napisane 07 lutego 2021 - 10:42
    ~Kwitnąca napisał:
    ~Robert1971 napisał:
    ~RR napisał:
    A czego mogę być pewien skoro z 10 lat prosiłem żeby zdecydowała się na terapie i ciągle bylo NIE. Czytalem wiele, ale ja nie bylem w stanie wymusić na niej decyzji. A teraz chodzi, ale nie będzie mi mówić co tam robi. Poza szczątkowymi informacjami.

    Bo ludzie dzielą się na chorych i durnych...
    Jaki to przypadek - zdecyduj sam.
    A skoro nie masz ochoty wracać, to po co te terapie i hocki klocki?

    Wiesz...
    Jest pewna granica, po przekroczeniu której już nie ma empatii, chęci współpracy, współczucia...
    Jest tylko dążenie do świętego spokoju, a w drastycznych przypadkach chęć zemsty za poniesione, czy urojone krzywdy.

    Nie idź w stronę zemsty, bo to nic nie daje, ale do pójścia w stronę świętego spokoju Cię namawiam - to chyba jedyna słuszna droga.

    Ta pani zrobiła sobie z Ciebie zwykły worek treningowy i nie chce za nic tego zmienić. Tobie to nie odpowiada i ona nie przyjmuje tego do wiadomości.
    Wybór należy tylko do Ciebie.

    Ja w podobnej sytuacji - tak miałem analogiczną (choć nie wytrwałem aż tyle czasu, bo najwyżej kilkanaście miesięcy) - powiedziałem mojej żonie, że ten związek nie może dłużej trwać w takiej postaci, bo jest on skrajnie niesprawiedliwy i albo trafię do domu wariatów, albo dopuszczę się zbrodni.
    Ona złoży pozew o rozwód bez orzekania o winie, bo gdy ja go złożę, będę domagał się orzeczenia że to ona jest winna rozpadu małżeństwa i zrobię wszystko by wygrać, choćbym miał się zaprzedać.
    Udowodnię, kto tu wydziwia i robi wszystko pod górkę - podziałało.
    Podała mnie o ten rozwód i tak skończyła się... najpierw idylla, potem koszmar.

    Zrobisz co uważasz za stosowne - dorosły jesteś.



    Robert, a czemu Ci tak zależało, aby to ona podała o rozwód? A jak Ty, to już z orzekaniem o jej winie. To jakaś różnica jest później? Czy ona czy Ty i w obu przypadkach bez orzekania o winie? Pytam poważnie, bo nie wiem.


    Moim zdaniem nie ma to żadnej różnicy kto składa pozew.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~czwórka ~czwórka
    ~czwórka
    Napisane 07 lutego 2021 - 11:01
    ~RR napisał:
    A czego mogę być pewien skoro z 10 lat prosiłem żeby zdecydowała się na terapie i ciągle bylo NIE. Czytalem wiele, ale ja nie bylem w stanie wymusić na niej decyzji. A teraz chodzi, ale nie będzie mi mówić co tam robi. Poza szczątkowymi informacjami.

    I bardzo dobrze, że Ci nie mówi a Ciebie to nie powinno interesować. Pytanie tylko czy sprawdzony ten psycholog (ma odpowiednie wykształcenie, praktykę kliniczną?)

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~czwórka ~czwórka
    ~czwórka
    Napisane 07 lutego 2021 - 11:17
    ~Jednorożec napisał:
    ~czwórka napisał:
    ~Jednorożec napisał:
    ~czwórka napisał:
    ~Jednorożec napisał:
    ~RR napisał:
    i już po 4 spotkaniach z terapeutka. A my tylko się kłócimy na spotkaniach. Nie mam siły juz do tłumaczenia swoich racji. Zona chce bym wrocil do domu, ale winy w sobie nie widzi. Propozycja od Niej, żeby zapomniec i dalej zyc. Ale jak to wszystko zapomniec, nie wiem.
    Pytanie dlaczego mam wrocic, po co? Bo czuła się bezpiecznie przy mnie. Jak można być bezpiecznym i przy tym walczyć, wszczynać awantury. Nie rozumiem Jej. Miesiąc juz minął odkąd mieszkam sam. Nie zatęskniłem ani chwili, ale czuje nadal nerwy, gdy wyswietla się już nr telefonu. A Ona mówi, że się uspokoiła odkąd mnie nie ma na co dzień.


    Kolego jeśli Twoja żona ma zdiagnozowany BPD to zmień terapeutkę. Ona ma pracować z żoną i wspierać Ciebie. Twoja żona nie kontroluje tego co czuje i jak czuje. Nie ma dla niej stanów pośrednich. Jest bezgraniczna miłość i bezgraniczna nienawiść. Zawsze będzie skrajnie zazdrosna i nieufna. Nie jesteś w stanie tego zmienić. Winny zawsze będziesz Ty i przepraszał zawsze będziesz Ty. Ona tak to czuje i to nie jest jej wina. Tylko Ty musisz sobie odpowiedzieć na pytanie czy masz siłę znosić te kłótnie, przepraszanie i wiadro pomyj, które co jakiś czas otrzymasz. To nie minie. Będziesz idealnym partnerem, aby po chwili stać się znienawidzonym wrogiem, którego należy zniszczyć. To nie jest łatwe tak żyć, ale sam musisz zdecydować co dalej. Ona się nie zmieni. Może próbować to kontrolować, a Ty możesz to znosić i ją wspierać. Tylko czy masz na to jeszcze siłę?


    Ma zdiagnozowany BDP? Miała testy u psychiatry? Nie jest łatwo przekonać osoby z podejrzeniem BDP do zdiagnozowania się.
    Co do terapii to moim zdaniem Jednorożec ma rację, nie ma sensu wspólna terapia małżeńska bez osobnego leczenia osoby z tym zaburzeniem.
    Jeżeli zarówno Twoja żona RR jak i Ty odczuwacie korzyści z separacji to może warto ją kontynuować.

    Najgorsze w tym zaburzeniu (jak dla mnie) jest całkowita nieprzewidywalność takiej osoby, trzeba zabezpieczyć się od strony finansowej, rozdzielność majątkowa to absolutna podstawa. Masz to ogarnięte RR?


    Ależ całkiem odwrotnie. Taka osoba jest bardzo przewidywalna. Będzie Cię nienawidzić i kochać na zmianę. Ranić, krzywdzić i mówić rzeczy, których nigdy nie chciałabyś usłyszeć od najgorszego wroga. Obwiniać za wszystko i wybielać siebie. To jest pewne. Oczywiście nie można wszystkich wsadzić w jedną szufladę, ale z grubsza tak to wygląda. Trzeba mieć ogromne pokłady miłości, cierpliwości i dystansu, a przede wszystkim psychologa i odskocznię od problemów.

    Na to nie ma leków, ani w 100% skutecznej terapii. Można nauczyć się z tym żyć, ale nigdy się z tego nie wychodzi.

    I tak mi się w oczy ten psycholog rzucił, świat się chyba kończy, że Ty proponujesz komuś psychologa. Co się dzieje?


    Człowiek całe życie się uczy...

    Tak, tak w rzeczy samej jest pod jednym warunkiem, że jest w stanie przyznać sam przed sobą iż doskonały nie jest i warto się jeszcze czegoś tam nauczyć;-)
    Bo w przeciwnym razie to raczej jest jak "grochem o ścianę".

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Jednorożec niewyspany ~Jednorożec niewyspany
    ~Jednorożec niewyspany
    Napisane 07 lutego 2021 - 11:21
    ~czwórka napisał:
    ~RR napisał:
    A czego mogę być pewien skoro z 10 lat prosiłem żeby zdecydowała się na terapie i ciągle bylo NIE. Czytalem wiele, ale ja nie bylem w stanie wymusić na niej decyzji. A teraz chodzi, ale nie będzie mi mówić co tam robi. Poza szczątkowymi informacjami.

    I bardzo dobrze, że Ci nie mówi a Ciebie to nie powinno interesować. Pytanie tylko czy sprawdzony ten psycholog (ma odpowiednie wykształcenie, praktykę kliniczną?)


    Wybacz, ale nie zgadzam się. W przypadku BPD nie ma czegoś takiego jak samodzielna terapia gdy jest się w związku. To dotyczy obojga. Jeśli chory nie chce pracować wspólnie, zataja chorobę lub nie ma zamiaru się leczyć to przemawia przez niego skrajny egoizm. Podobnie zresztą z partnerem, który się tym nie interesuje, nie próbuje zrozumieć, że partnerka nad tym nie panuje i robi to bez swojej woli i nie pracują razem. To nie jest rehabilitacja bolącego kolana. To kurewsko ciężka praca na całe życie.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Jednorożec niewyspany ~Jednorożec niewyspany
    ~Jednorożec niewyspany
    Napisane 07 lutego 2021 - 11:24
    ~czwórka napisał:

    Tak, tak w rzeczy samej jest pod jednym warunkiem, że jest w stanie przyznać sam przed sobą iż doskonały nie jest i warto się jeszcze czegoś tam nauczyć;-)
    Bo w przeciwnym razie to raczej jest jak "grochem o ścianę".



    Nalezy dążyć do ideału w każdej dziedzinie. Zgodnie ze staropolską prawdą życiową, kto się nie rozwija ten się cofa. ;)

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~czwórka ~czwórka
    ~czwórka
    Napisane 07 lutego 2021 - 11:35
    ~Jednorożec napisał:
    ~czwórka napisał:
    ~RR napisał:
    A czego mogę być pewien skoro z 10 lat prosiłem żeby zdecydowała się na terapie i ciągle bylo NIE. Czytalem wiele, ale ja nie bylem w stanie wymusić na niej decyzji. A teraz chodzi, ale nie będzie mi mówić co tam robi. Poza szczątkowymi informacjami.

    I bardzo dobrze, że Ci nie mówi a Ciebie to nie powinno interesować. Pytanie tylko czy sprawdzony ten psycholog (ma odpowiednie wykształcenie, praktykę kliniczną?)


    Wybacz, ale nie zgadzam się. W przypadku BPD nie ma czegoś takiego jak samodzielna terapia gdy jest się w związku. To dotyczy obojga. Jeśli chory nie chce pracować wspólnie, zataja chorobę lub nie ma zamiaru się leczyć to przemawia przez niego skrajny egoizm. Podobnie zresztą z partnerem, który się tym nie interesuje, nie próbuje zrozumieć, że partnerka nad tym nie panuje i robi to bez swojej woli i nie pracują razem. To nie jest rehabilitacja bolącego kolana. To kurewsko ciężka praca na całe życie.


    Tak dotyczy obojga. Natomiast trzeba najpierw opanować tego "gorszego" pacjenta a potem włączyć w to partnera. To moje osobiste zdanie, żadna wyrocznia ani zalecenie.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~czwórka ~czwórka
    ~czwórka
    Napisane 07 lutego 2021 - 11:37
    ~Jednorożec napisał:
    ~czwórka napisał:
    ~RR napisał:
    A czego mogę być pewien skoro z 10 lat prosiłem żeby zdecydowała się na terapie i ciągle bylo NIE. Czytalem wiele, ale ja nie bylem w stanie wymusić na niej decyzji. A teraz chodzi, ale nie będzie mi mówić co tam robi. Poza szczątkowymi informacjami.

    I bardzo dobrze, że Ci nie mówi a Ciebie to nie powinno interesować. Pytanie tylko czy sprawdzony ten psycholog (ma odpowiednie wykształcenie, praktykę kliniczną?)


    Wybacz, ale nie zgadzam się. W przypadku BPD nie ma czegoś takiego jak samodzielna terapia gdy jest się w związku. To dotyczy obojga. Jeśli chory nie chce pracować wspólnie, zataja chorobę lub nie ma zamiaru się leczyć to przemawia przez niego skrajny egoizm. Podobnie zresztą z partnerem, który się tym nie interesuje, nie próbuje zrozumieć, że partnerka nad tym nie panuje i robi to bez swojej woli i nie pracują razem. To nie jest rehabilitacja bolącego kolana. To kurewsko ciężka praca na całe życie.


    A jeżeli chodzi o wybaczanie to przecież wiesz, że mam z tego nobla;-)

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Robert1971 ~Robert1971
    ~Robert1971
    Napisane 07 lutego 2021 - 12:16
    ~Kwitnąca napisał:
    a czemu Ci tak zależało, aby to ona podała o rozwód? A jak Ty, to już z orzekaniem o jej winie. To jakaś różnica jest później? Czy ona czy Ty i w obu przypadkach bez orzekania o winie? Pytam poważnie, bo nie wiem.

    Prawnie obecnie żadna, ale moralnie bardzo duża - przynajmniej dla mnie osobiście... ;-).
    Ważne o tyle, że ja zrobiłem wszystko i jeszcze więcej by ratować rodzinę i dzieci.
    Dalej się nie dało tego ciągnąć - druga strona wyspecjalizowała się w niszczeniu.
    Smród ciągnie się do dziś - jaki?
    To temat nie na to forum...

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Jednorożec ~Jednorożec
    ~Jednorożec
    Napisane 07 lutego 2021 - 13:09
    ~Robert1971 napisał:
    ~Kwitnąca napisał:
    a czemu Ci tak zależało, aby to ona podała o rozwód? A jak Ty, to już z orzekaniem o jej winie. To jakaś różnica jest później? Czy ona czy Ty i w obu przypadkach bez orzekania o winie? Pytam poważnie, bo nie wiem.

    Prawnie obecnie żadna, ale moralnie bardzo duża - przynajmniej dla mnie osobiście... ;-).
    Ważne o tyle, że ja zrobiłem wszystko i jeszcze więcej by ratować rodzinę i dzieci.
    Dalej się nie dało tego ciągnąć - druga strona wyspecjalizowała się w niszczeniu.
    Smród ciągnie się do dziś - jaki?
    To temat nie na to forum...


    I chwała Ci za to Stary. Zrobiłeś wszystko co mogłeś i co najważniejsze próbowałeś.

    Powodzenia.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~40+ ~40+
    ~40+
    Napisane 07 lutego 2021 - 22:40
    ~RR napisał:
    i już po 4 spotkaniach z terapeutka. A my tylko się kłócimy na spotkaniach. Nie mam siły juz do tłumaczenia swoich racji. Zona chce bym wrocil do domu, ale winy w sobie nie widzi. Propozycja od Niej, żeby zapomniec i dalej zyc. Ale jak to wszystko zapomniec, nie wiem.
    Pytanie dlaczego mam wrocic, po co? Bo czuła się bezpiecznie przy mnie. Jak można być bezpiecznym i przy tym walczyć, wszczynać awantury. Nie rozumiem Jej. Miesiąc juz minął odkąd mieszkam sam. Nie zatęskniłem ani chwili, ale czuje nadal nerwy, gdy wyswietla się już nr telefonu. A Ona mówi, że się uspokoiła odkąd mnie nie ma na co dzień.


    Nikt nie wie na ile starczy Ci jeszcze dobrych chęci i cierpliwości, ale cztery spotkania terapeutyczne nie rozwiążą jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki dwudziestu pięciu lat pożycia małżeńskiego.
    Tracisz cierpliwość, chęci czy może po prostu dostrzegasz brak sensu tego wszystkiego?

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Najgłupsze ~Najgłupsze
    ~Najgłupsze
    Napisane 07 lutego 2021 - 22:44
    ~Robert1971 napisał:

    Prawnie obecnie żadna, ale moralnie bardzo duża - przynajmniej dla mnie osobiście... ;-) (...)


    Hmm... moralnie bardzo duża?
    Możesz rozwinąć?

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Robert1971 ~Robert1971
    ~Robert1971
    Napisane 07 lutego 2021 - 23:23
    ~Najgłupsze napisał:
    Hmm... moralnie bardzo duża?
    Możesz rozwinąć?

    Skoro bardzo chcesz...
    Tkwiliśmy przez dziesięciolecia w ideologii mówiącej o nierozerwalności małżeństwa. To było coś, co trzymało mnie przy tej kobiecie gdy już dawno trzeba było tym wszystkim strzelić i mieć wszystko w dupie.

    Ona jednak, jak to bywa, skoro jej nie odpowiadało małżeństwo z jakiegoś powodu, wolała dawać coraz bardziej w dupę, zamiast się rozwieźć.

    Wolała zrzucić na mnie odpowiedzialność za rozpad małżeństwa i to sposobami nielicującymi ani ze zwykłą moralnością, ani nawet zdrowym rozsądkiem.

    Ja nie chciałem tego rozbijać, ani też brać moralnej odpowiedzialności za rozbicie tego związku - winny się nie czułem i nie czuję.

    Jednak manewr z tym, żeby to ona podała mnie był dobrym zabiegiem bo nie trzeba było długo czekać gdy ona puściła famę po znajomych, że to ja się z nią rozwiodłem a nie ona ze mną :-).

    A tu stoi jak wół kto kogo podawał do sądu o rozwód - ona mnie, a nie ja ją...
    Wisi mnie to u dupy, ale smród którego sama narobiła spada na nią, w takim kontekście.

    Uważam, że gdy naważyło się piwa, trzeba je potem wypić a nie częstować wszystkich wokoło.

    Ja mam tę świadomość, że zrobiłem wszystko co mogłem i więcej się nie dało by ratować rodzinę.
    Tamta strona ma co trochę nowe historyjki i wersje - jak chcesz tak dostaniesz.

    Ja tu czarno na białym mam z czyjego powództwa był rozwód.
    O winie nie orzeczono, ale gdybym to ja składał, nie przepuściłbym i walczył do ostatka, bo to ona zdeklarowała się jako lesba po osiemnastu latach pożycia, nie ja jako gej...

    Ona też przestała dotrzymywać czegokolwiek do czego się zobowiązywała - nie ja.
    Nadal to robi - coby nie uzgodniła i tak się nie wywiąże czy w ważnych, czy drobnych sprawach - taki typ.

    I...
    Nie od początku tak było, bo wcześniej była naprawdę dobrą kobietą, żoną, partnerką.
    Coś stało się w momencie gdy spotkała na swojej drodze jakichś dziwnych ludzi, którzy wywrócili jej w głowie - dokładnie wszystko.

    Nastąpiła odwrócona moralność :-)

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Najgłupsze ~Najgłupsze
    ~Najgłupsze
    Napisane 07 lutego 2021 - 23:34
    ~Robert1971 napisał:

    Skoro bardzo chcesz...


    Dzięki serdeczne za odpowiedź... ale...

    ~Robert1971 napisał:

    A tu stoi jak wół kto kogo podawał do sądu o rozwód - ona mnie, a nie ja ją...


    No ale to trochę taka hipokryzja jednak.

    Chciałeś się rozwieść (bo za bardzo już jak piszesz, dawała w dupę) ... ale żeby to ona złożyła pozew, bo wówczas będzie nieco lepiej wyglądało.... "co ludzie powiedzą" ...

    Jak czegoś chcesz to to robisz... i tyle.

    A tu niby chcesz, ale żeby też "dobrze wyglądało" ... że "ja chciałem ratować do końca" - jakbyś chciał, to byś jej nie składał takiej propozycji typu: albo Ty złożysz bez winy, albo ja złoże z winą....

    ~Robert1971 napisał:

    Ja tu czarno na białym mam z czyjego powództwa był rozwód.


    No i o tym piszę. Co z tego, że ona złożyła, skoro Ty tego chciałeś?

    W jakieś części Cię rozumiem - ale trochę to jednak taka gra, aby przestawić się w lepszym świetle "walczącego do końca o rodzinę".


    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Robert1971 ~Robert1971
    ~Robert1971
    Napisane 08 lutego 2021 - 00:18
    ~Najgłupsze napisał:
    W jakieś części Cię rozumiem - ale trochę to jednak taka gra, aby przestawić się w lepszym świetle "walczącego do końca o rodzinę".

    No niestety...
    Takie życie - na pewnym etapie już nie patrzysz na niuanse.
    Patrzysz, żeby uratować co się da i robisz to nie zawsze takimi metodami jak zrobiłbyś w sytuacji spokoju i równowagi życiowej.

    Ja do ukrycia w sumie nie mam nic, bo działam czysto...,
    a że nie chciałem na siebie brać moralnej odpowiedzialności za to co ona wykombinowała, to już moje święte prawo :-)

    Ja tego rozwodu nie chciałem, proponowałem różne dziwne rozwiązania - tu też to omawialiśmy nie raz (np. pomieszkiwanie na tzw. współlokatora dla dobra dzieci).
    Nie dało się...

    I będę tego prawa bronił jak niepodległości, bo smród ciągnie się cały czas i dalej nie wiadomo co z tego wszystkiego wyniknie...
    Ale to już wykracza poza temat :-)

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~otis ~otis
    ~otis
    Napisane 08 lutego 2021 - 17:01
    ~Robert1971 napisał:
    ~Najgłupsze napisał:
    W jakieś części Cię rozumiem - ale trochę to jednak taka gra, aby przestawić się w lepszym świetle "walczącego do końca o rodzinę".

    No niestety...
    Takie życie - na pewnym etapie już nie patrzysz na niuanse.
    Patrzysz, żeby uratować co się da i robisz to nie zawsze takimi metodami jak zrobiłbyś w sytuacji spokoju i równowagi życiowej.

    Ja do ukrycia w sumie nie mam nic, bo działam czysto...,
    a że nie chciałem na siebie brać moralnej odpowiedzialności za to co ona wykombinowała, to już moje święte prawo :-)

    Ja tego rozwodu nie chciałem, proponowałem różne dziwne rozwiązania - tu też to omawialiśmy nie raz (np. pomieszkiwanie na tzw. współlokatora dla dobra dzieci).
    Nie dało się...

    I będę tego prawa bronił jak niepodległości, bo smród ciągnie się cały czas i dalej nie wiadomo co z tego wszystkiego wyniknie...
    Ale to już wykracza poza temat :-)


    Kiedyś wspominałeś o żonie i jej skłonnościach.
    Powiedz mi czy ona ukrywała zupełnie swoje kontakty, czy jednak kryła się pod pozorem przyjaźni częstych spotkań być może noclegów pod jednym dachem ?
    Nie chodzi mi o ciekawość po prostu być może widzę podobny przypadek.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Robert1971 ~Robert1971
    ~Robert1971
    Napisane 09 lutego 2021 - 07:22
    ~otis napisał:

    Kiedyś wspominałeś o żonie i jej skłonnościach.
    Powiedz mi czy ona ukrywała zupełnie swoje kontakty, czy jednak kryła się pod pozorem przyjaźni częstych spotkań być może noclegów pod jednym dachem ?
    Nie chodzi mi o ciekawość po prostu być może widzę podobny przypadek.

    Nie wiem o jej wcześniejszych kontaktach - nie sprawdzałem jej, po prostu jak się z kimś żyje i mieszka, to się mu ufa i się go nie sprawdza.

    W pewnym momencie jednak - gdy wyprowadziliśmy się na totalne zadupie, bo tam postawiłem chałupę, ona częściej wyjeżdżała służbowo na weekendy.
    Jej aktywność zawodowa sprzyjała nawiązywaniu nowych kontaktów, do pewnego stopnia to było jej istotą. No i nawiązała ;-)...

    Popadła w takie towarzystwo, co to zaczęło ją nakręcać przeciwko mnie po prostu.
    Normalnie masz jakieś tam aspekty z którymi nie do końca się zgadzasz, ale stosujesz tzw. kompromis i jakoś tam leci - nikt nie jest idealny.

    Ale tu... nagle wszystko zaczęło być totalnie 'nie tak', sama nie wiedziała czego chce, ale ja to miałem wiedzieć, bo wg niej facet ma się domyślić i wiedzieć jak 'uszczęśliwić kobietę'.
    Ktoś nią ewidentnie kierował co ma mówić, jak reagować, co kwestionować...
    Słowem, jak chłopu skutecznie dokopać.
    Nawet gdy wszystko grało, też dziura w całym się znajdywała.

    I jak się potem okazało, jej główna idolka rozwaliła w ten właśnie sposób co najmniej jeszcze dwa małżeństwa które znam osobiście. A że to osoba aktywna publicznie - dość głośne nazwisko - to być może takie metody propaguje do teraz wśród tzw. niezależnych kobiet - nie śledzę tego, mam to w dupie.

    Moja ex zaczęła przechodzić całą serię różnych szkoleń, kursów - jak tu radzić sobie z codziennymi problemami (asertywności, kreatywności, prowadzenia biznesu, kobiety niezależnej itd).
    Nawet do pewnej szkoły się zapisała i ją skończyła.
    Po wszystkim dowiedziałem się, że ta szkoła nie cieszy się opinią zbyt dobrej - po prostu ludzie z branży posądzają to środowisko o propagowanie rodzaju sekciarstwa i szamanizmu...

    Potem było już tylko z górki - żadnych jawnych kontaktów nie zanotowałem, ale co ona tam robiła i z kim się widywała na tych swoich wyjazdach służbowych to czort raczy wiedzieć.

    Teraz to kompletnie bez znaczenia. Istotne, że skutki są jak najbardziej opłakane...

    Ja sie odbijam, ona... pogrąża się i jest pełna pretensji o wszystko - oczywiście do mnie.
    Ale teraz to se może.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Star ~Star
    ~Star
    Napisane 09 lutego 2021 - 09:54
    @Robert tak czytam Twoją historię i zastanawiam się, dlaczego Twoja żona dała się podporządkować innym ludziom. Wiadomo oczywiście, że nikt z nas nie jest całkowicie odporny na manipulację i wszyscy jej ulegamy w życiu codziennym, ale są chyba pewne okoliczności sprzyjające i predyspozycje osobowościowe, które czynią nas bardziej podatnymi na wpływy innych. Myślisz, że ,,Ci ludzie" trafili na odpowiedni moment kryzysowy w życiu Twojej żony i to wykorzystali, czy ona zawsze była zbyt ufna i mało asertywna? A może jedno i drugie?

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Robert1971 ~Robert1971
    ~Robert1971
    Napisane 09 lutego 2021 - 10:18
    ~Star napisał:
    @Robert (...) Myślisz, że ,,Ci ludzie" trafili na odpowiedni moment kryzysowy w życiu Twojej żony i to wykorzystali, czy ona zawsze była zbyt ufna i mało asertywna? A może jedno i drugie?

    Tak...
    Nałożyło się to wszystko na pewne drastyczne zdarzenia w rodzinie i trochę innych czynników. Nie będę tu rozpisywał wszystkich szczegółów, bo nie miejsce na to.
    Ale faktem jest, że wychowano ją na osobę dobroduszną i ufną - taką była przez lata.
    Potem ktoś/coś zdecydowało, że poszła nie w tę stronę co trzeba.

    Tak krąg kulturowo światopoglądowy, jak splot zdarzeń, do tego wyprowadzka z dala od jej rodziny - skończył się wpływ i poczuła coś w rodzaju wolności...

    Ja od młodości byłem od mojej rodziny niezależny i odległy o setki kilometrów, zatem z mojej strony raczej niewiele pod tym względem się zmieniło.

    Efekt?
    Wyszło co wyszło.
    Po rozwodzie będzie pięć lat...
    Z nową partnerką żyje się nam w harmonii i bez większych zgrzytów.

    Ex...
    Ma ciągle nowe problemy których nie nadąża rozwiązywać.
    To o czym wiem, bo dotyczą dzieci.
    O wielu sprawach nie wiem, bo nie interesuję się aż tak bardzo.

    Podatna była zawsze - tak została wychowana - ale dokąd sobie nawzajem ufaliśmy, było w miarę ok.
    Gdy porzuciła mnie mentalnie na rzecz kogoś z zewnątrz, wszystko się sypnęło.

    Ktoś skutecznie wsadził kij w szprychy akceptowalnie jadącego roweru i zrobił to akurat w momencie, gdy ten rower wjechał na gorszą drogę... ;-)
    A może po prostu inną drogę...?
    Sam nie wiem.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

» odpowiedz » do góry

Gorące tematy