Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

Forum

Dodaj temat

Związek

Moja porażka

Rozpoczęte przez ~Patterson, 20 lip 2020
  • avatar ~Patterson ~Patterson
    ~Patterson
    Napisane 20 lipca 2020 - 00:48
    To będzie długie ... nie chcę tu porady, wsparcia czy też krytyki (którą i tak zniosę) - liczę, że ktoś z mojego pokolenia podzieli się podonymi przeżyciami i tym jak to przeżył, albo niech ten post będzie swoistym ostrzeżeniem dla małżeństw przed wkroczeniem na drogę życiowej PORAŻKI, na której obecnie jestem.
    To było tak: byliśmy małżeństwem od 23 lat, dwoje dzieci 15 i 20 lat. Jak to w związku bywały chwile dobre i złe. Żona i ja to dwa różne charaktery: ona bardziej dynamiczna lubi podejmować ryzyko, bardzo, ale to bardzo jest uparta - ja raczej wyważony flegmatyk, mniej skory do podejmowania ryzyka i drogi w ciemno, oczywiście nie zawaham się skoczyć wyżej o ile wiem, że to na czym stoję jest dość stabilne. Od samego początku oboje pracowaliśmy, na świat przyszły dzieci, pracowaliśmy wcześniej razem, potem pracowałem tylko ja. Nie przelewało się nam zbytnio, jednak nigdy nie było tak, że na coś nam brakowało. Żona pracowała później w korporacjach a ja od samego początku na państwowych posadach, gdzie zawsze mogłem liczyć i nadal mogę na pewne pieniądzie lecz niewielle więcej jak średnia krajowa. Jakieś 6 lat temu żona postanowiła rzucic pracę w korpo i otworzyć własny biznes. To było z zupełnego zaskoczenia ponieważ znudziła się jej taka praca, postawiła mnie przed faktem, pewnego dnia po prostu oznajmiła że podpisała wypowiedzenie. Początki były bardzo trudne, kilka pierwszych lat to była jej i moja praca dla idei, do jej interesu trzeba było dołożyć i jeszcze jakoś żyć ... i żyliśmy, dzięki mojej państwówce i średniej krajowej. Bardzo dużo "kosztów" udało się uniknąć dzięki moim umiejętnościom technicznym, łatwości uczenia się, ale też głównie kreatywności i wizji mojej żony. Było ciężko. Ona praktycznie cały czas była zaangażowana w swój pomysł na biznes, zawsze w wielkim stresie, odczyły to nasze dzieci, odczulem to także ja bo poza swoją pracą (praca zmianowa o różnych porach doby), pracowałem jednocześnie nad naszym wspólnym biznesem. To ja wykonywałem wszystkie prace techniczne: budowlanka, informatyka, grafika, prace konserwatorskie, prowadzilem też księgowość, kadry, windykację wszystko co potrafiłem i to czego zdołałem się nauczyć, aby zaoszczędzić. Oboje pracowaliśmy bardzo ciężko. Przy okazji tej ostrej "tyrki" nie zauważyłem nawet, że nasze życie intymne odeszło w niebyt, ona w wiecznym stresie a ja często zbyt zmęczony, aby inicjować cokolwiek, stworzyć klimat i odpowiednią atmosferę. Były momenty zbliżeń, ale pozycja "na manekina" była dla niej obowiązkiem a dla mnie rodzajem aktu łaski. Pewnie byłoby inaczej, gdyby nie ten jej wieczny stres i pełne zaangażowanie w biznes ... ale coż po prostu przestałem myśleć o tych sprawach. Los sprawił, że biznes wypalił i to całkiem nieźle, zmieniliśmy miejsce zamieszkania, stare mieszkanie odremontowalem z myślą o wynajęciu. Zadomowiliśmy się na nowym miejscu ............. i to wtedy wszystko zaczęło się zmieniać wraz ze zmianą statusu materialnego. Firma była od początku i jest nadal własnością żony, konto firmowe jest jej. Moja żona twierdzi dziś, że to jest wyłącznie jej sukces, choć wydawało mi się, że pracowaliśmy nań razem. Uważa się (i slusznie) za matkę sukcesu jednak zupełnie nie docenia wymiaru mojego wkładu, który przecież ma też pokaźny i niepoliczalny wymiar mfinansowy. Zauważyłem, że nie potrafimy już ze sobą rozmawiać. Nie potrafimy uszanować własnych opinii, odmienności zdania. W naszym małżeństwie nie potrafimy zainicjować zbliżeń, rozmawiać o tym jak kiedyś, kiedy w naszym związku był ten "ogień". Mam już 50-tkę na karku i czuję że sprawy łóżkowe jeszcze są w moim zasięgu lecz czuję że dzieli nas wielki mur nieporozumienia. Nie potrafimy porozumieć się i zrozumieć swoich potrzeb. W naszym nowym domu praktycznie codziennie panuje zła atmosfera. Czasem łapię się na tym, że wolałbym pójść do pracy niż wolny dzień spędzić z rodziną. Bywa, że w wolnym dniu od pracy na etacie chcę po prostu odpocząć, poczytać książkę i zupełnie nic nie robić. ....

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Patterson ~Patterson
    ~Patterson
    Napisane 20 lipca 2020 - 00:52
    Czuję że jestem przemęczony i potrzebuję odpocząć. Żona tego nie rozumie i ma mi za złe, że pewne rzeczy "spycham" na dorosłe już dzieci. Chyba mam prawo oczekiwać, że obowiązkiem dzieci jest pomoc rodzicom ? Żona myśli inaczej. I od tego się zaczyna większość awantur. Nie trafia do niej, że w tej sytuacji domowe obowiązki musi wykonywać sama. Podczas tych awantur dwa razy kazała wynosić mi się z domu ...W gniewie mówi się wiele rzeczy, jednak kiedy emocje opadną powinien nastąpić czas pojednania i szczerej rozmowy, wzajemnych przeprosin. Nikt z nas nie jest idealny, każdy ma jakieś wady, nie rozumiem tylko dlaczego przepraszać ma ciągle jedna strona. Ostatnio podczas awantury o to, że "odpoczywam z książką w ręku" i jej nie pomagam kazała mi się ponownie wynosić a nawet spakowała walizkę ... Coś wtedy we mnie pękło, spakowałem pozostałe swoje rzeczy w pudła i się wyniosłem.
    Teraz jestem sam z huśtawką uczuć i poczuciem, że oboje z żoną ponieśliśmy mega PORAŻKĘ....
    Dziś siedzę tu sam przy komputerze, piszę tego posta robię bilans zysków i strat i czuję że wiele straciłem, moje poświęcenie i zaangażowanie poszło na marne. Nasze najlepsze lata, te kiedy pracowaliśmy na etatach i w naszym domu była miłość odeszły bezpowrotnie. Teraz mieszkamy co prawda bez rozwodu, ale oddzielnie. Nie kontaktujemy się ze sobą, jej nie pozwoli na to duma a mi męski honor bo mnie wyrzucono. Starsze dziecko zajęte jest swoimi sprawami, młodsze do mnie dzwoni i odwiedza kiedy tylko mam wolne w pracy, mamy teraz dużo lepszy kontakt niż kiedyś .... a żona dalej prowadzi sama swój "projekt". Jestem zdrowszy, nie musze pracować na drugi etat kiedy mam wolne w pracy, bilans jest zdecydowanie na plus .... jednak pozostaje smutek, żal i poczucie wielkiej życiowej PORAŻKI....

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~gfrt ~gfrt
    ~gfrt
    Napisane 20 lipca 2020 - 16:25
    jej przekonanie, ze to ona sama jest autorka swojego sukcesu powoduje ze stracila do ciebie szacunek, I to jest powodem jej butnej postawy, zostales potraktowany na zasadzie murzyn zrobil swoje, murzyn moze odejsc,
    nie wiem czy masz szanse odbudowac cokolwiek, ale przede wszystkim zabezpiecz siebie po tym co ona odwala, porada u prawnika, jakie masz opcje co do rozwodu, zabezpiecz swoje finance, bo wierz mi utrata u niej szacunku to tylko poczatek, kolejnym krokiem bedzie nowy partner (jak juz nie jest to u niej skoro szykuje komus miejsce w domu) a dalej bedzie przyslowiowe puszczenie cie w skarpetkach

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~kobietka ~kobietka
    ~kobietka
    Napisane 20 lipca 2020 - 18:14
    Chciałabym napisać coś w stylu: "bardzo mi przykro", ale to na pewno nie oddaje tego całego żalu. Ani w niczym Ci nie pomoże.

    Wiesz, bardzo dużą wskazówką poziomu i jakości Waszych relacji wydało mi się to opisanie Waszych osobowości - ona, skupiona na sobie, egocentryczka. Ty, bardziej wyważony, trochę "w cieniu".

    To smutne, okropne wręcz, ale jak widać, właśnie tak to działa - czy to w związkach, czy to w pracy (tu macie komplet właściwie). Nieważne jest do końca to, co kto "daje" - bardziej to, jak potrafisz to sprzedać własnemu otoczeniu.

    Jestem pewna, że wielu, naprawdę wielu niedocenionych ludzi robi - na przykład - nadgodziny za tych wykrzyczanych (ba - byłam tego, tak wiele razy, świadkiem) - jak i tego, że w wielu związkach to działa na bardzo podobnej zasadzie.

    I nie ma z tego drogi wyjścia, to jest ten najgorszy fragment :) Tak to już jest, że jeśli jesteś dobry, to dupę musisz mieć z granitu. Tego się w życiu nie zmieni. Czasem spotkasz jakieś tam rodzynki, punkiciki, ludzi za których warto "wszystko". Ale to czasem.

    Mało komu się tego jednak jeszcze chce. I to w ogóle nie na te czasy. Za dużo wysiłku.

    Trzymaj się, facet :) Życie z nikim nie obchodzi się zbyt łaskawie - jeśli to będzie dla Ciebie jakimkolwiek pocieszeniem. Pewnie marnym :)

    Próbowałeś jej może kiedyś tłumaczyć, przedstawiać, kwestia za kwestią, co dla niej robiłeś? Jakoś tak to wypunktować? Na spokojnie? Neguje to?

    Chociaż i z drugiej strony... czy to ma sens, jeśli jej po prostu nie zależy?

    Wydaje mi się, że wszystko i tak zawsze i ostatecznie sprowadza się do tego - w jakiejkolwiek relacji.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~HJ ~HJ
    ~HJ
    Napisane 20 lipca 2020 - 18:25
    powodzenia...wszystkiego naj...

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~hopa ~hopa
    ~hopa
    Napisane 20 lipca 2020 - 18:35
    to wojna, nie chodzi o wywalenie domu, tu chodzi o wycyckanie cie ze wszystkiego, podejrzewam ona to zaplanowane ma od momentu kiedy firme rejestruje tylko na siebie, wykopanie z domu w sadzie bedzie przedstawione jako twoje odejscie do kochanki, bo ona powalczy o rozwod z twojej winy, abys sie czasem nie ubiegal o alimenty od niej, jako ten, ktoremu sytuacja materialna sie pogorszyla

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Patterson ~Patterson
    ~Patterson
    Napisane 20 lipca 2020 - 19:52
    Dzięki Wam za dobre slowa, nawet nie wiecie ile dla mnie znaczą...

    ~gfrt napisał:
    ...jej przekonanie, ze to ona sama jest autorka swojego sukcesu powoduje ze stracila do ciebie szacunek, I to jest powodem jej butnej postawy, zostales potraktowany na zasadzie murzyn zrobil swoje, murzyn moze odejsc...


    Tak, zdecydowanie tak się czuję, jak porzucony mebel który styrał się wraz z upływem czasu.

    ~gfrt napisał:
    ...przede wszystkim zabezpiecz siebie po tym co ona odwala, porada u prawnika, jakie masz opcje co do rozwodu, zabezpiecz swoje finance, bo wierz mi utrata u niej szacunku to tylko poczatek, kolejnym krokiem bedzie nowy partner (jak juz nie jest to u niej skoro szykuje komus miejsce w domu) a dalej bedzie przyslowiowe puszczenie cie w skarpetkach...


    Na razie kazała wynosić mi się z domu, nie mogłem tam już zostać. Każdy facet, który ma odrobinę honoru i szacunku do samego siebie, upokorzony w ten sposób bardzo podle by się czuł gdyby tam pozostał. NIe ma na razie tematu rozwodu (choć konsultacja z prawnikiem to dobra rada), czekam na jakiś ruch z jej strony. Jestem pewien, że w tej chwili nie ma nikogo, ale nie da się wykluczyć że zechce sprobować szczęścia z kimś innym, ale chyba jednak nie będę płakał... Co do puszczenia w skarpetkach to tego się nie obawiam, mamy oddszielne konta: ona firmowe z masą środków a ja swoje gdzie wpływa moja pensja. To nie są pieniądze, o które byłoby warto toczyć batalię. Nie chcę jej pieniędzy, z resztą i tak od jakiegoś czasu mamy rozdzielność a to co mam w zupelności mi wystarcza. Gdy pojawi się się sprawa rozwodu mam nadzieję, że mimo odbędzie się to w sposób cywilizowany.

    ~kobietka napisał:
    Próbowałeś jej może kiedyś tłumaczyć, przedstawiać, kwestia za kwestią, co dla niej robiłeś? Jakoś tak to wypunktować? Na spokojnie? Neguje to?
    ....
    Chociaż i z drugiej strony... czy to ma sens, jeśli jej po prostu nie zależy?


    Tak. Zdecydowanie tak, wiele razy. W takich rozmowach zawsze pojawiał się element "rangi" tego co robimy razem. To zawsze jej aktywności były najważniejsze i niewątpliwie były. Mój wkład tak jak napisałem w pierwszym poście to wszystko inne co nie miało przełożenia na pieniądze wpływające na konto od klienta a jedynie istotnie ograniczało koszty, które musiałaby ponieść zlecając te wszystkie usługi komuś z zewnątrz. Tłumaczyłem to niejednokrotnie, było to przerzucanie się argumentami kto robi więcej.... Te dyskusje powodowały napiętą atmosferę, ich świadkiem często były dzieci ... więc unikałem takich "rozmów" jak ognia. Tlumaczenie chyba nie ma sensu, nie miałem już siły.

    ~hopa napisał:
    ... wykopanie z domu w sadzie bedzie przedstawione jako twoje odejscie do kochanki, bo ona powalczy o rozwod z twojej winy, abys sie czasem nie ubiegal o alimenty od niej, jako ten, ktoremu sytuacja materialna sie pogorszyla .


    Na to musi mieć dowody. Nie mam kochanki, mam na szczęście kilku dobrych znajomych, z którymi mogę pogadać. Nie chcę jej pieniędzy, to jest zła forsa. Mam dach nad głową i pensję. Moja wyplata to znikomy ułamek tego co wpływa na je firmowe konto, jednak w zupełności pozwala mi na godne życie.

    Nie jestem mazgajem, tylko flegmatykiem :) Moj problem to myśli, ktore mnie nachodzą wtedy kiedy jestem sam. Ogarnia mnie poczucie mega-porażki, coś co jest nieodwracalne, coś co wypełniło dużą część naszego życia, jego najlepszej części. Ta sytuacja to było coś co mnie bardzo zaskoczyło a czego jako normalny facet nie mogłem puścić mimo uszu bo chyba w lustrze nie mógłbym patrzeć na siebie. Jest dużo sytuacji codziennych, które wprawiają mnie w zakłopotanie jak chociażby przypadkowe spotkania ze wspólnymi znajomymi. Nie lubię nikogo wtajemniczać w sprawy osobiste, nie czuję się dobrze kiedy muszę mówić, że u nas jest wszystko w porządku, kiedy tak nie jest. Nie potrafię tej porażki ubrać w piękne opakowanie i mówić mojemu otoczeniu z pełnym przekonaniem, że wszystko jest OK.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Robert1971 ~Robert1971
    ~Robert1971
    Napisane 20 lipca 2020 - 21:05
    Powiem Ci co należy ze strony 'racjonalnej', a Ty wiesz jakie masz emocje i zrobisz co się Tobie wyda najlepsze...

    Tu tylko rozwód i uczciwy podział tego co macie wspólne jest sensowny. Macie rozdzielność - ok. Ale kiedyś chyba jej nie mieliście? Zatem jakiś majątek powinien być wspólny...?
    Skoro tak, podziel go i powalcz przed sądem, by został podzielony - to, żebyś nie został tylko z pensją bez jakichkolwiek środków też chyba jest ważne - jak sądzisz?
    W końcu na coś tam pracowałeś, no nie?
    Dlaczego masz pozwolić by ona spiła całą śmietankę?

    Uczciwie się rozlicz - i nie unoś się honorem, że 'nie chcę jej pieniędzy'. Skoro wchodzi coś do Waszego wspólnego majątku, to są Wasze - nie jej - pieniądze. I o nie powalcz - wygrana jest Twoja.
    Resztę olej.

    Co do sytuacji w jakiej się znalazłeś...
    Sarkastycznie to może zabrzmi, ale powiem tylko - nie Ty pierwszy i nie ostatni. :-).

    Powodzenia i trzymam mocno kciuki, by ona cię faktycznie nie wyrolowała na cacy.

    Trzymaj się - życie jeszcze przed Tobą - pięćdziesiątka to nie żaden tam sędziwy wiek :-).
    Naprawdę.

    A i fajną babeczkę znajdziesz - tylko się dobrze rozejrzyj.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~alutka ~alutka
    ~alutka
    Napisane 21 lipca 2020 - 06:01
    Drogi @Pattersonie,
    jak wykorzystany i porzucony mebel,
    czuje się tylko i wyłącznie osoba, która była w związku z zachwianą równowagą.
    Kiedy się dawało więcej, niż powinno się dawać.
    Druga strona tylko bierze, nawet o to czasami nie prosi, dają, to biorę. Tak dzieje się bardzo często, nawet w relacjach rodzic-dziecko.
    Konsekwencją takiego postępowania, czyli zasypywania innego swoją pomocą czy uczynnością jest zawsze brak docenienia tego a wręcz irytacja, bo na ogół wiąże się to z oczekiwaniem rewanżu w jakiejkolwiek nawet formie.

    Ja, jako biorąca, nagle mówię, już wystarczy, dalej sobie poradzę sama, i spotykam się z rozczarowaniem.

    Wyobraź sobie, że pracujesz w biurze z koleżanką, lubicie się bardzo, rozumiecie, uzupełniacie i pomagacie sobie.
    Nagle ona przekracza granice i zaczyna robić coś za Ciebie, przychodzisz rano, a na Twoim biurku już leży sprawozdanie, bo ona zrobiła je za Ciebie, bo wiedziała, że nie masz czasu. I jak za pierwszym razem byłbyś jej naprawdę wdzięczny, tak po kolejnym, wręcz zmieszany. Już byś chciał dalej tego uniknąć, sam robić swoje rzeczy i załatwiać sam swoje sprawy.

    No i jak tu odebrać nagrodę od szefa, za dobrą pracę? :)
    czy rozumiesz ten mechanizm?
    odpowiedzialna za powyższą sytuację jest tylko i wyłącznie osoba wychodząca przed szereg, sama pomagająca wg swojego rozumienia pomocy,
    a należy zawsze się szanować i czekać aż ktoś poprosi, wtedy odpowiadamy na prośbę, robimy coś i się wycofujemy, Jak znów poprosi, to przy okazji podziękuje za poprzednia pomoc i ja doceni,

    Uszczęśliwianie kogoś na siłę, jeszcze nikomu na dobre nie wyszło. Nauczyło jedynie, że zostaliśmy wykorzystani i niedocenieni. A to nie jest prawda, prawdą jest, że robiłeś to tak naprawdę dla siebie samego, wymuszając jednocześnie wdzięczność. Być może czułeś za mało uwagi partnera i tym sposobem chciałeś podnieść swój wizerunek w jej oczach, stać się ważny, ważniejszy..

    Nigdy nie należy dawać więcej, niż druga strona chce dostać, ale nas to nie interesuje, co ona chce, ważne co my sami chcemy, niestety ale szybko taka osoba wreszcie mówi, co sama chce i nigdy to się nie pokrywa z tym co jej sami daliśmy.
    Takie trochę wymuszenie wdzięczności, zawsze się zwraca, czyli wyrzyguje..
    Dobrze zrobiłeś wyprowadzając się, nie odzywając się, dajesz czas żonie żeby dowiedziała się sama, co do Ciebie czuje, gdy uzna, że kocha, sama się odezwie, gdy nie, nie należy jej do tego przekonywać.

    Jednym słowem,
    czy nadal wiążesz buty swoim dzieciom?
    hej

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~kobietka ~kobietka
    ~kobietka
    Napisane 21 lipca 2020 - 07:20
    Nawet się w sumie z Tobą zgadzam, Alutko (z jakimś ogólnym przekazem), ale:
    ~Alutka napisał:
    Ja, jako biorąca, nagle mówię, już wystarczy, dalej sobie poradzę sama, i spotykam się z rozczarowaniem.


    Takie poczucie honoru chyba dosyć rzadko się spotyka? W sensie, ludzie raczej nie mówią "stop".

    I wszystko ok, jeśli tego wkładu nie negują. Oraz jeśli nie chodzi o konkretne: wkład - zyski :) Tutaj raczej nie działa ludzkie "widzimisię"? Tak jak w przypadku żony Pattersona (przynajmniej w sposobie, w jaki to przedstawia) - czy to fair, że współpracowali, razem rozwijali firmę, a kobitka nagle dostała częściowej ślepoty na wkład męża? ;) Nie sądzę też, żeby kiedykolwiek powiedziała mu: "zostaw te kadry, tę księgowość, co tam jeszcze... poradzę sobie sama".

    No i to przecież małżeństwo. Kurcze, czy to już w samej definicji nie ma jakiegoś takiego wspierania się nawzajem?

    Poza tym... gdyby to facet miał prężnie prosperującą firmę, raczej nie odsunąłby żony od profitów. A na pewno, jeśli tylko, to dostałby przy tym superlincz ze strony otoczenia. Takie to - w bardzo zły sposób - mało równościowe jednak :)

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~kobietka ~kobietka
    ~kobietka
    Napisane 21 lipca 2020 - 07:54
    P.S. nie mówiąc o tym, że w sumie to mi to nawet dość bliskie :)
    Sama nie tak dawno otworzyłam coś swojego, co mi mój facet w dużej mierze sfinansował (nie chciałam tego, mówię bardzo, bardzo serio - coś na zasadzie: "tak ma być i bez sprzeciwu, po co masz się pakować w długi - inaczej się obrażę"). O pomocy w innej formie nawet nie wspominając.

    No i kurde... jak takiemu komuś powiedzieć właściwie: "to Twoja inicjatywa, sam podjąłeś taką decyzję, nawet nie dziękuję"?.

    Nie wyobrażam sobie tego, no ni cholery :)

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Patterson ~Patterson
    ~Patterson
    Napisane 21 lipca 2020 - 11:46
    Dziękuję za Wasze odpowiedzi !

    ~robert1971 napisał:
    Tu tylko rozwód i uczciwy podział tego co macie wspólne jest sensowny. Macie rozdzielność - ok. Ale kiedyś chyba jej nie mieliście? Zatem jakiś majątek powinien być wspólny...?


    Rozwód ? Być może, to nie ja będę go inicjował. Nie mam sobie nic do zarzucenia, ale nie będę robił przeszkód jeśli o niego wystąpi. Czy jesteśmy formalnie małżeństwem czy nie w aktualnej sytuacji nie ma większego znaczenia. To co jest przed rozdzielnością (kilka kredytów) stanowi nasze wspólnie zobowiązanie, które mimo rozwodu czy rozdzielności musimy spłacić. Rozwód tak naprawdę wymusi tylko sprzedaż nieruchomości i solidarną spłatę zobowiązania.

    ~alutka napisał:
    Wyobraź sobie, że pracujesz w biurze z koleżanką, lubicie się bardzo, rozumiecie, uzupełniacie i pomagacie sobie. Nagle ona przekracza granice i zaczyna robić coś za Ciebie, przychodzisz rano, a na Twoim biurku już leży sprawozdanie, bo ona zrobiła je za Ciebie, bo wiedziała, że nie masz czasu. I jak za pierwszym razem byłbyś jej naprawdę wdzięczny, tak po kolejnym, wręcz zmieszany. Już byś chciał dalej tego uniknąć, sam robić swoje rzeczy i załatwiać sam swoje sprawy.
    (...)
    No i jak tu odebrać nagrodę od szefa, za dobrą pracę? :)
    czy rozumiesz ten mechanizm?


    Moim zdaniem małżeństwo to nie praca w korpo, ale właśnie partnerstwo i wzajemna pomoc kiedy jest trudno. Pomoc przede wszystkim bezinteresowna. Nigdy nie mówiłem, że słaniam się na nogach a dodatkową pracę w jej biznesie muszę jakoś wpasować w harmonogram mojej pracy na etacie. Po prostu to robiłem dla niej, dla nas, dla naszych dzieci, po to aby było lepiej. Nidgy nie oczekiwałem pochwały czy nagrody i nie skarżyłem się jak to mi jest ciężko. Jest wielu co ma naprawdę źle w życiu. Dlatego wydaje mi się alutka, że to jest niewłaściwy przykład, niewłaściwy mechanizm. Nie uszczęśliwiałem jej swoją pomocą na siłę, moja żona po prostu nie zna się na pracach budowlanych (malowanie, gipsowanie, wiercenie, wymiana świetlówek, elektryka, hydraulika, inne naprawy), nie zna się na grafice komputerowej (tworzenie, edycja i wydruk materiałów marketingowych, tworzenie i montaż filmów promocyjnych, etc ...), nie zna się na kadrach, nie zna się na rachunkowości (płaci jedynie przelewy zatrudnionym pracownikom, do ZUS i US które jej wyliczę), ma swój samochód jednak to ja zajmuję się całą logistyką i transportem różnych rzeczy. Te wszystkie rzeczy potrafię robić, ona nie i musiałaby to zlecić firmom zewnętrznym - to są już duże koszty, które w poważnym stopniu ograniczają dochód. Ustaliliśmy na początku, że jej pomogę w tym - tak brała bo jej to dawałem, tak jak się umówiliśmy.

    ~alutka napisał:
    odpowiedzialna za powyższą sytuację jest tylko i wyłącznie osoba wychodząca przed szereg, sama pomagająca wg swojego rozumienia pomocy, a należy zawsze się szanować i czekać aż ktoś poprosi, wtedy odpowiadamy na prośbę, robimy coś i się wycofujemy, Jak znów poprosi, to przy okazji podziękuje za poprzednia pomoc i ja doceni,


    ~kobietka napisał:
    Nie sądzę też, żeby kiedykolwiek powiedziała mu: "zostaw te kadry, tę księgowość, co tam jeszcze... poradzę sobie sama"
    (...)
    No i to przecież małżeństwo. Kurcze, czy to już w samej definicji nie ma jakiegoś takiego wspierania się nawzajem?


    Miesiąc księgowy w firmie zamyka się do 20-go, ZUS do 15-go miesiąca, place na początku kolejnego - o to prosić nie musiała bo to ja o tym pamiętałem. Prosiła o inne z tych co wymieniłem ponieważ jakoś to musieliśmy upchnąć w grafik mojej pracy, wtedy kiedy miałem wolne. Muszę być uczciwy owszem było zwykłe dziękuję, nie oczekiwałem niczego innego, nie oczekiwałem "wampa" w sypialni, nie oczekiwałem obiadków bo gotować nie potrafiła, nie oczekiwałem pieniędzy bo mam swoje i mi wystarcza. Po prostu robiłem to dla niej bo razem ciągnęliśmy ten wózek, tak do tego podchodziłem.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Patterson ~Patterson
    ~Patterson
    Napisane 21 lipca 2020 - 11:47
    ~alutka napisał:
    Nigdy nie należy dawać więcej, niż druga strona chce dostać, ale nas to nie interesuje, co ona chce, ważne co my sami chcemy, niestety ale szybko taka osoba wreszcie mówi, co sama chce i nigdy to się nie pokrywa z tym co jej sami daliśmy.


    Trochę za późno, ale teraz to już wiem :(

    ~alutka napisał:
    Dobrze zrobiłeś wyprowadzając się, nie odzywając się, dajesz czas żonie żeby dowiedziała się sama, co do Ciebie czuje, gdy uzna, że kocha, sama się odezwie, gdy nie, nie należy jej do tego przekonywać.


    Wiem, że wykrzykuje się w gniewie wiele rzeczy, których potem się żałuje ... niektóre powodują, że coś w tobie pęka i długo boli, bardzo boli. Nigdy nie uważałem się za kogoś wyjątkowego, mam swoje wady, czasem wypiję, palę jak smok, na pewno swoje wady posiadam i nmam tego pełną świadomość - jestem statystycznie normalnym przeciętnym facetem lecz w głębi serca uważam się za kogoś czułego, może delikatnego, kogoś kogo mimo grubej skóry łatwo można zranić i dlatego zasickam zęby i nie pokazuję tego na zewnątrz. Szczególnie osobom z naszego otoczenia...

    ~alutka napisał:
    czy nadal wiążesz buty swoim dzieciom?


    Chyba już są za duże :)
    Ale kontakt jest - powiedziałbym nawet, że dużo lepszy niż wcześniej.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Robert1971 ~Robert1971
    ~Robert1971
    Napisane 21 lipca 2020 - 12:42
    ~kobietka napisał:

    Takie poczucie honoru chyba dosyć rzadko się spotyka? W sensie, ludzie raczej nie mówią "stop". (...) czy to fair, że współpracowali, razem rozwijali firmę, a kobitka nagle dostała częściowej ślepoty na wkład męża? (...) to przecież małżeństwo. Kurcze, czy to już w samej definicji nie ma jakiegoś takiego wspierania się (...) gdyby to facet miał prężnie prosperującą firmę, raczej nie odsunąłby żony od profitów. A na pewno, jeśli tylko, to dostałby przy tym superlincz ze strony otoczenia. Takie to - w bardzo zły sposób - mało równościowe jednak :)


    Dokładnie tak jest. I fajnie, że właśnie to Ty napisałaś, bo gdybym to ja zrobił, znowu by było, że wyciągam stare żale :-).

    Naprawdę gadanie, że jak się jest w małżeństwie, to się wszystko wylicza, jest... trochę dziecinne. Normalnie robi się wspólnie i wspólnie się korzysta. Gdy zaczyna się wyliczanie - to przestaje być małżeństwo, zaczyna się firma pod tytułem 'Kowalscy'. I to w firmie wszystko obwarowuje się umowami, regulaminami i stosuje system nagród i premii, na zwolnienie się idzie, czy urlopy. Małżeństwo rządzi się innym prawami. Mam na myśli takie zdrowe małżeństwo, nie tam jakieś patologiczne, czy złożone ze skrajnych egocentryków. W małżeństwie przepływ dóbr jest sterowany tylko poczuciem sprawiedliwości - bardzo subiektywnym - obu stron. Jak się małżeństwo sypie, to już żadne poczucie sprawiedliwości nie jest brane pod uwagę - szczególnie ze strony osoby, co spija śmietankę.
    Smutne to, ale tak jest. I stare porzekadło mówi: 'Umiesz liczyć, licz na siebie'.
    Sprawdza się ono w stu procentach właśnie w takich sytuacjach.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~alutka ~alutka
    ~alutka
    Napisane 21 lipca 2020 - 18:42
    Sporo tego, żeby się odnieść do wszystkiego i skomentować, musiałabym pisać 2 dni, dzień i noc:)
    A zatem wybiórczo:

    zacznę od @Roberta, bo najkrócej,
    co by nie napisał, zawsze wyciąga stare żale, i to nie nie zmieni się nigdy, zaraz pewnie się oburzy, ale jest mnóstwo ludzi, którzy doświadczyli krzywdy, a żali nie wyciągają. On tak już ma.

    @kobietko,
    moja kochana,
    "Życie z nikim nie obchodzi się zbyt łaskawie "
    no właśnie, to jest właśnie sedno wszystkiego,
    takie powinno być założenie, nikt i nic, nie jest mi ani winien, ani
    niczego nie musi nam dawać, gdy nie chce,
    a jeśli coś daje, to coś chce.
    Wiesz, ja napatrzyłam się na niejedno w życiu, ale teraz uczę się od mojego syna, oni naprawdę się kochają, a pieniądze sobie pożyczają. Dla wielu pewnie, to nie jest związek, ani na pewno nie małżeństwo, ale
    dlaczego tak wiele małżeństw się rozpada?
    dlaczego ludzie nie rozumieją, że i czasy, i ludzie się zmienili?
    dlaczego nie potrafią słuchać innych?

    "Takie poczucie honoru chyba dosyć rzadko się spotyka? W sensie, ludzie raczej nie mówią "stop".

    To nie ma nic wspólnego z honorem. Jak się dusisz, to mówisz stop. Jak coś Ci przeszkadza, to mówisz stop.
    Pomoc Twojego faceta, jest przekroczeniem granic, on nie robi tego za darmo, a Ty kiedyś, jak będziesz się zastanawiać czy z nim być, czy nie, przypomnisz sobie o tym fakcie, jak Ci pomógł. Prosiłaś o to? nie, nawet byłaś zmieszana i sama sytuacja była pewnie dla Ciebie krępująca. Ale przyjęłaś. Zapewniam Cię, że przyjęłaś, nie tylko pieniądze.

    Dlaczego większość ludzi, myśli, że relacja to nie firma?

    @Patterson
    "Nie uszczęśliwiałem jej swoją pomocą na siłę, moja żona po prostu nie zna się na pracach budowlanych (malowanie, gipsowanie, wiercenie, wymiana świetlówek, elektryka, hydraulika, inne naprawy), nie zna się na grafice komputerowej (tworzenie, edycja i wydruk materiałów marketingowych, tworzenie i montaż filmów promocyjnych, etc ...), nie zna się na kadrach, nie zna się na rachunkowości (płaci jedynie przelewy zatrudnionym pracownikom, do ZUS i US które jej wyliczę), ma swój samochód jednak to ja zajmuję się całą logistyką i transportem różnych rzeczy. Te wszystkie rzeczy potrafię robić, ona nie i musiałaby to zlecić firmom zewnętrznym - to są już duże koszty, które w poważnym stopniu ograniczają dochód. Ustaliliśmy na początku, że jej pomogę w tym - tak brała bo jej to dawałem, tak jak się umówiliśmy."

    A na czym ona się zna?
    no i pomogłeś, na początku?
    czy do końca pomagałeś?
    czyli pomogłeś, czy prowadziłeś razem?

    wiesz, oglądałam ostatnio taki odcinek "kuchenne rewolucje", jak mamusia chciała pomóc córce w prowadzeniu restauracji, ani córka się obejrzała, to mamusia dowodziła, a właścicielka przedsięwzięcia nie miała nic do gadania, Madzia, na dzień dobry odsunęła pomagiera, mówiąc, że nigdy sama się niczego nie nauczy, przy tej pomocy i żeby podziękować za pomoc. Mamusia nawet na kolację nie przyszła. Obraziła się śmiertelnie.

    Tak jak dzieciom pokazałeś jak wiązać byty i już tego nie robisz, tak żonie trzeba było pomóc i się wycofać, albo firmę przepisać na oboje.

    Jak wielu piszących na forum, przedstawiasz swoją wersję, nikt nikogo nie wyrzuca z domu, bo odpoczywa z książką na kanapie. Dla siebie samego, dowiedz się, dlaczego Cię poprosiła o odejście.
    Gdy utkniesz w miejscu zwanym "bo, to zła kobieta była",
    zapraszamy za czas jakiś do "stara gwardia" :)

    pozdrawiam wszystkich
    hej




    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Patterson ~Patterson
    ~Patterson
    Napisane 21 lipca 2020 - 20:12
    ~alutka napisał:

    A na czym ona się zna?
    no i pomogłeś, na początku?
    czy do końca pomagałeś?
    czyli pomogłeś, czy prowadziłeś razem?


    Och, zna się na wielu kwestiach. Ma pomysł na rozwój firmy, wie w jakim kierunku należy pojść, jest doskonała w kontakcie z klientami. Potrafi prowadzić negocjacje. Doskonale kreuje swój "produkt". Na jej głowie jest cała tzw "część merytoryczna". Naprawdę to jest dużo, w tym jej nie pomogę ponieważ to nie jest moja branża i zwyczajnie się na tym nie znam. Tak jak się umówiliśmy na początku, pomagam jej w całej tej "technicznej" części, pomagałem jej do samego końca ... no może prawie samego, kazała mi się wyprowadzić, więc czerwiec musi zaksięgować już sama. Tak na dobrą sprawę i pomagałem i niejako współ-prowadziłem, choć firma była na nią. Pasował mi taki układ ponieważ robiłem to wszystko dla nas, dla rodziny. Wcale mi nie zależało, aby być formalnym współwłaścicielem, niekiedy to komplikuje pewne sprawy. Większość moich aktywności po prostu dało się wpisać w mój grafik i to mi pasowało. Zawsze chciałem pracować na etacie, mieć coś swojego co pozwoli mi przeżyć a pracuję w czymś co sprawia mi frajdę i przyjemność.

    ~alutka napisał:
    (...)Madzia, na dzień dobry odsunęła pomagiera, mówiąc, że nigdy sama się niczego nie nauczy, przy tej pomocy i żeby podziękować za pomoc. Mamusia nawet na kolację nie przyszła. Obraziła się śmiertelnie.


    Nie oglądam "rewolucji", nie przepadam za Magdą G. ale ten przykład nie do końca pasuje. Nie miałem nigdy zamiaru ani aspiracji, aby wspólnie z żoną prowadzić firmę. Miałem już kiedyś własną DG i z pewnych względów zupełnie mi to nie odpowiadało. Po prostu pomagałem tak zupełnie po partnersku bezinteresownie, ponieważ to co udało się dzięki mojej pracy zaoszczędzić na kosztach po prostu powiększało dochód. Bardzo liczyłem na to, że ona będzie mieć więcej szacu dla rodziny, dla nas, dla mnie, że psychicznie odpocznie bo wiecznie z czymś zalega.....Mało tego, gdyby się dało, chętnie bym się z tej pomocy wyalienował, miałbym wtedy dużo więcej czasu dla siebie który mógłbym przeznaczyć na jakiś normalny wypoczynek, rower, basen. Praca na zmiany, które nie są stałe ale wypadają w różnych częściach doby wyniszcza, angażując się w jej aktywności ograniczałem ten czas. Trzy lub cztery godziny odpoczynku w dobie to czasem mało. Wcale bym się nie obraził gdyby znalazła drugiego takiego "faceta orkiestrę" zatrudniła by go na umowę i zleciła te wszystkie prace :)


    ~alutka napisał:
    Tak jak dzieciom pokazałeś jak wiązać byty i już tego nie robisz, tak żonie trzeba było pomóc i się wycofać, albo firmę przepisać na oboje.


    Owszem, próbowałem nauczyć ale akurat do tych spraw zupełnie nie ma głowy, a o budowlance już nie mówiąc :))))

    Aczkolwiek może i obecna sytuacja ma swoje plusy, może sama się nauczy rachunkowości, grafiki komputerowej, albo zrobi rozpoznanie na rynku usług i zleci to komuś innemu :) Może rzeczywiście ta sytuacja ma swoje plusy :)

    ~alutka napisał:
    Jak wielu piszących na forum, przedstawiasz swoją wersję, nikt nikogo nie wyrzuca z domu, bo odpoczywa z książką na kanapie. Dla siebie samego, dowiedz się, dlaczego Cię poprosiła o odejście.
    Gdy utkniesz w miejscu zwanym "bo, to zła kobieta była",


    Masz rację: czytasz tu tylko jedną stronę medalu, widzisz to tylko od mojej strony. Zakładam, że jesteś żoną i doskonale wiesz na czym polega małżeństwo, partnerstwo, rozmowy, kłótnie i wiele wiele innych spraw. W każdym związku nie ma wiecznej sielanki. Ja doskonale wiem jakie mam wady, doskonale wiem co mi nie pasuje i o czym trzeba rozmawiać. Wiem, że oboje mimo trudów jakie ponosiliśmy na początku (a łatwo nie było) ponieśliśmy porażkę. Jednak mimo wszystko bardzo szanuję swoją żonę i nie mówię o niej źle. Staram się myśleć o tych dobrych chwilach.


    ~alutka napisał:
    zapraszamy za czas jakiś do "stara gwardia" :)


    Dziękuję za zaproszenie, może kiedyś tam zajrzę :)

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~kobietka ~kobietka
    ~kobietka
    Napisane 21 lipca 2020 - 20:28
    ~Alutka napisał:
    a jeśli coś daje, to coś chce.


    Wiesz co, Alutko... tak sobie myślę, że właściwie to chyba sama tak mam, szczerze mówiąc. (tyle, że nie mówię o małżeństwie!). I zgadzam się, że raczej mało to w istocie "dobre" czy tam altruistyczne - jeśli się nie potrafi zrozumieć, że ktoś może nie być... tobą?
    Na pewno mam skłonność do roszczeń. Albo po prostu chodzi o coś innego - ciężko mi puścić wolno kogoś, na kim mi naprawdę zależy. Paradoksalnie, bo przecież to właśnie dobro tego kogoś powinno być dla nas ważne? Chociaż tego dowiedziałam się o sobie z czasem :) To trudne jak cholera (nikt mi nigdy nie powiedział, że aż tak bardzo), jednak i słabe w zasadzie, szczególnie jeśli mówić o kochaniu kogoś. Na pewno potrzebuję do tego sporo czasu przynajmniej - po drodze przechodząc te wszystkie etapy żałoby.

    Chociaż nie nawiązuję tutaj do Pettersona, to raczej własna refleksja - facet jest akurat przecież niesamowity :) Zero złości, może tylko smutku (ale to chyba zrozumiałe?), aż go podziwiam za to, co i w jaki sposób pisze. Sama jestem bardziej oburzona niż on :)

    Ode mnie masz wielki szacunek, @Petterson :) Ciekawi mnie też - gdyby Twoja żona chciała się dogadać, to nie odtrąciłbyś tego?

    A co do mojego faceta, to też niebawem już mąż, tak się składa :) I wiem, Alutko, co myślisz o małżeństwie, nie wyzywaj :). Niech tam sobie wymaga, myślę, że ma prawo (a pieniądze i tak mu zamierzam zwrócić, o ile się da oczywiście... to może być akurat trudne w jego przypadku), rozstań nie przewiduję. Poza tym... on też by na pewno mógł liczyć na to ode mnie - tyle że póki co był w nieco dogodniejszej sytuacji. Może być jednak przecież jeszcze bardzo różnie - życie jest długie. Chyba nie widzę w tym jakiegoś szczególnego podstępu? ;) W sensie - doceniam, ułatwił mi tym na pewno bardzo wiele, no i tyle. Pomoc jak najbardziej z serca i pewnie i z troski :) Uważam, że to bardzo, bardzo kochane z jego strony!

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Patterson ~Patterson
    ~Patterson
    Napisane 21 lipca 2020 - 20:39
    ~alutka napisał:


    dlaczego ludzie nie rozumieją, że i czasy, i ludzie się zmienili?
    (...)
    Pomoc Twojego faceta, jest przekroczeniem granic, on nie robi tego za darmo, a Ty kiedyś, jak będziesz się zastanawiać czy z nim być, czy nie, przypomnisz sobie o tym fakcie, jak Ci pomógł. Prosiłaś o to? nie, nawet byłaś zmieszana i sama sytuacja była pewnie dla Ciebie krępująca. Ale przyjęłaś. Zapewniam Cię, że przyjęłaś, nie tylko pieniądze.


    No właśnie, jak można zrozumieć, że nawet małżeństwo dziś to instytucja komercyjna. Jeszcze tylko brakuje paragonu z nipem lub faktury przelew 14 dni za upojną noc spędzoną z własną żoną :))))
    Oczywiście to joke ;)
    A na poważnie: młodzież ma dziś swoje postrzeganie związku, małżeństwa, bycia razem i to właśnie dlatego tak wiele bo chyba 1/3 wspołczesnych małżeństw zwyczajnie się rozpada. Zawsze uważałem, że w małżeństwie liczy się brezinteresowne partnerstwo, uczucie. Jeśli kochasz to się poświęcasz i nie pytasz co z tego będziesz miał, robisz to zupełnie bezinteresownie, bez wyrachowania. Uważam, że facet kobietki to fajny gość, tak pomógł finansowo, dał nie tylko pieniądze, dał swoje bezinteresowne wsparcie jakie dać może odpowiedzialny i kochający partner.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~alutka ~alutka
    ~alutka
    Napisane 21 lipca 2020 - 21:06
    Jako rasowa ateistka,
    odpowiem tylko tak:
    bój się Boga @kobietko :)

    a co do autora wątku,
    też go lubię, bo:

    po 1. pali jak smok :D - ale patrząc na galopujące ceny fajek, może niedługo mieć problemy z samo utrzymaniem się - no chyba że posadka bardzo rządowa :)

    po 2. nie psioczy na byłą, a tylko, jak sama określiłaś "smutkuje",

    Jedno sama wiem, nigdy nie należy samemu zostawać ze swoją tylko wersją, druga wersja - i o nią należy wręcz zabiegać - pomaga nam samym zrozumieć, kim byliśmy w związku, a nie kim wydawało się nam, że byliśmy..

    hej

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~kobietka ~kobietka
    ~kobietka
    Napisane 21 lipca 2020 - 21:15
    ~Alutka napisał:
    Jako rasowa ateistka,
    odpowiem tylko tak:
    bój się Boga @kobietko :)


    :)))

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

» odpowiedz » do góry
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10
Strona 1 z 10
następna
Strona 1 z 13 następna

Gorące tematy