Może i rozpędziło, ale zrobiło to tylko na odcinku pokonanym w jednym kierunku, a do wpisania wyniku do Księgi rekordów Guinnessa uprawnia tylko przejazd wykonany w dwie strony – ostatecznym wynikiem jest średnia wyciągnięta z tych dwóch pomiarów. To dlatego obok SSC Tuatary wpisano 455,3 km/h, choć podczas drugiej próby rozpędzono samochód do prędkości 460 km/h! Tym samym SSC zdetronizowało Koenigsegga, który dzięki modelowi One:1 od 2017 r. dzierżył tytuł producenta najszybszego seryjnego auta.
Sukces szyty grubymi nićmi
Spodziewaliśmy się, że prędzej czy później nastąpi ten moment, bo udział w tym elitarnym wyścigu to zbyt duża pokusa dla producentów hiperaut. Samo przedsiębiorstwo SSC przymierzało się już kilka razy do pobicia rekordu, ale w zeszłym roku zaliczyło aż dwa blamaże.
W październiku ogłoszono, że Tuatara rozpędziła się aż do 508,73 km/h (średnia prędkość maksymalna z prób w obydwu kierunkach), ale youtuberzy szybko wypunktowali amerykańskiej marce, że to fizycznie niemożliwe na tamtym torze testowym. Okazało się, że zawiodła telemetria, która dodała „kilka” km/h… W grudniu miało więc dojść do bicia rekordu z ulepszonym sprzętem. Wówczas zawiódł samochód – ponoć silnik miał nieodpowiednie chłodzenie przez zbyt dużą liczbę kabelków aparatury pomiarowej (zamontowano pięć urządzeń, żeby już nikt nie zarzucił SSC oszustwa).
Nowy król prędkości
Nowy światowy rekord udało się ustanowić dopiero teraz, czyli 27 stycznia 2021 r., choć SSC obiecywało znacznie więcej. Magiczna bariera 300 mil na godzinę (482,8 km/h) nie została przekroczona, bo… tor był za krótki. Z tego też powodu Koenigsegg nie próbował jeszcze poprawić wyniku modelu One:1, choć twierdzi, że zaprezentowany na początku zeszłego roku Jesko Absolut jest w stanie przekroczyć granicę 500 km/h – zdaniem założyciela marki nie ma na świecie miejsca, w którym można byłoby bezpiecznie rozpędzić się do tej prędkości i wyhamować.
1750-konna Tuatara na wyhamowanie z prędkości 460 km/h miała „tylko” kilometr, a za kierownicą samochodu zamiast Oliva Webba (profesjonalnego kierowcy SSC) zasiadł… właściciel pierwszej tuatary – Larry Caplin. Dlatego też Jerod Shelby twierdzi, że to „tylko raport z postępów w testach maksymalnej prędkości” i, że „ta podróż wciąż trwa”. Firma zadeklarowała, że nie spocznie na laurach i będzie dążyła do tego, żeby spełnić obietnicę przekroczenia pułapu 300 mil na godzinę. Oby tylko nie zrobił tego wcześniej Christian von Koenigsegg ;-)
Krzysztof Grabek
Wejdź na FORUM! ❯
Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie