Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

Podnieść się po rozwodzie

Rozwód
|
22.01.2024

Jak przetrwać, gdy przechodzisz rozwód? Ile czasu trwa dochodzenie do siebie po takich przeżyciach? Poznaj historię Michała, który opisał, jak radzi sobie z nową sytuacją i co pomaga mu przez nią przejść. Być może znajdziesz w tej opowieści inspirację, by samemu pozbierać się po rozwodzie.
Tekst nadesłany przez użytkownika.

Tagi: rozwód , męska depresja

Jak pozbierać się po rozwodzie
Jak się odnaleźć po rozwodzie?

Moja żona postanowiła zakończyć nasze małżeństwo dość gwałtownie. Nie było prób naprawy, długich rozmów czy terapii, po prostu pewnego dnia oświadczyła, że jest ktoś inny, że z nim chce układać sobie przyszłe życie i że złożyła pozew o rozwód.

Minęło od tego dnia 8 długich miesięcy. Kiedy myślałem, że jest już znacznie lepiej, nagle uderzyło we mnie tsunami rozpaczy. Dlaczego? Słońce wciąż świeci, dziś spędzam popołudnie z dzieciakami, mieszkam w nowym mieszkaniu. Znowu jestem śpiący. Rozwód już prawie się skończył. Powoli brnę do przodu. Dobra pogoda na bieganie. Co jest ze mną nie tak?

Dochodzenie do siebie po rozwodzie nie jest proste. Przychodzi falami, u każdego wygląda inaczej i bywa kompletnie nieprzewidywalne. O ile trudno się z tym pogodzić, pomaga to zrozumieć pewne sytuacje – możesz przygotować się na „nawroty” i uznać, że to nie będzie trwało wiecznie, ale nie jesteś w stanie w żaden sposób wymusić poprawy, tak jak nie możesz wymusić kontynuacji małżeństwa, jeśli ta druga strona tego nie chce. Dochodzenie do siebie po rozwodzie wymaga czasu. Ile? Nikt tego nie wie, ale niektórzy specjaliści twierdzą, że po rozstaniu trzeba dać sobie dwa lata na stanięcie na nogi. Jeśli to zdarzenie naprawdę tobą wstrząsnęło, proces ten może potrwać jeszcze dłużej.

To więcej, niż większość z nas się spodziewa. I znacznie więcej, niż ja sam spodziewałem się po sobie. Dwa lata. Czuję się lepiej, ale i gorzej. Mam za sobą tylko osiem miesięcy i nie jestem nawet w połowie drogi. Pierwsze dni są najtrudniejsze. To było najbardziej stresujące, bolesne, emocjonalnie i fizycznie wykańczające doświadczenie w moim życiu, jako jednostki i jako ojca.

Nie wiem, czy dłuższy staż małżeński i posiadanie dzieci sprawiają, że dochodzenie do siebie trwa dłużej, może tak. Myślę także, że trudne małżeńskie przejścia również sprawiają, że potrzeba nam więcej czasu. Gdyby tylko matematyka działała w przypadku ludzi i gdyby dało się ustalić wskaźniki zmiany w oparciu o dowiedzione prawa... Ale nie. Ludzie są bardziej skomplikowani. Rozpaczają i dochodzą do siebie we własnym rytmie. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że długość i złożoność związku ma na niego wpływ, podobnie jak intensywność uczuć w małżeństwie i sposób, w jaki się zakończyło.

Wiem, jak było ze mną. Koniec był niespodziewany, w związku z czym pewnie będę wychodził z tego dłużej. Byliśmy razem przez siedemnaście lat, kawał życia. Myślałem, że to na zawsze. Mamy dwóch synów, trzynasto- i dziesięcioletniego. Kilka razy wspólnie się przeprowadzaliśmy, podróżowaliśmy, przeszliśmy przez chorobę, utratę pracy i całe wspólne lata. Mamy wspólną historię. Pamięć mięśniową. To nie zniknie „tak po prostu”.

Rozwód nie tylko zmienił mój rytm (choćby związany z tym, że dzieci teraz spędzają popołudnia i weekendy na zmianę ze mną i z nią), moją sytuację finansową i to, jak spędzam wolny czas. Dotknął mnie także głęboko, choć na początku tego nie dostrzegłem. Po kilku miesiącach separacji budziłem się i nie wiedziałam, że jestem w łóżku sam – spałem z żoną przez tyle lat. Zaczęły pojawiać się dziwne, niepokojące sny, w których podświadomość podsuwała przerażające obrazy. A kiedy się budziłem, zdanie sobie sprawy z tego, że moja rzeczywistość wygląda teraz zupełnie inaczej wymagało dłuższej chwili.

Dla mnie ten okres dochodzenia do siebie jest czymś w rodzaju kryzysu tożsamości. Tak, jestem wytrącony z równowagi, boję się i nie mogę skoncentrować – to proces, który opisują eksperci – stadium rozpaczy i utraty. Równocześnie czuję, że muszę iść naprzód i że muszę swoją drogę nakreślić na nowo – daje mi to poczucie ekscytacji, ale i strachu.

Zdaniem psychologów to są naturalne reakcje. Dochodzenie do siebie po rozwodzie to dwa nakładające się na siebie procesy. Po pierwsze musisz poradzić sobie z żałobą i przejść przez jej stadia. Potem następuje dłuższy proces odbudowy. Jeśli spodziewałeś się straty – na przykład to ty byłeś stroną inicjującą rozwód – jesteś do przodu w stosunku do osoby, która została porzucona. Osoba, która nie zdecydowała o rozstaniu, musi dużo więcej przemyśleć. Musi przeanalizować to, co jej się przytrafiło.

Tu właśnie jestem. Stoję przed ścianą, nie wiem, dokąd zmierzam, jestem zagubiony, rozglądam się niepewnie zastanawiając się nad tym, co się stało. Jak mam się upewnić, że to się nie powtórzy? Dokąd teraz iść? Kiedy wreszcie przestanę czuć żal? Wiem, że w końcu dojdę do siebie i będzie w porządku. Teraz czas na odpoczynek, zajęcie się sobą, poukładanie na nowo świata dzieciom, odbudowanie życia. Mogę czuć się przytłoczony – w końcu to jest przytłaczające. A czasem czuję się dobrze i tak też przecież mam prawo się czuć.

A żeby łatwiej było mi przejść przez to wszystko, mogę zrobić jeszcze kilka rzeczy.

Pierwszą jest ciągłe powtarzanie sobie, że to się skończy i nieprzerażanie się przytłaczającymi emocjami.

Tak naprawdę pozwolenie, by emocje znalazły ujście, było wyzwalające. Często boimy się i smucimy. Wydaje się, że jeśli pozwolimy sobie na smutek czy strach, to on nigdy nie minie. To nieprawda. To może potrwać dziesięć, dwadzieścia minut, cały dzień, a nawet kilka dni, ale się skończy. Miej przy sobie wspierających przyjaciół i rodzinę i nie czuj się zobowiązany do przyjmowania zaproszeń towarzyskich. Jeśli potrzebujesz towarzystwa, oni mogą przyjść do ciebie. Krótki spacer z przyjacielem może sprawić, że poczujesz się lepiej. Wyjście do głośnej restauracji – niekoniecznie. Pomyśl o tym, czego potrzebujesz. Twoi przyjaciele zrozumieją i pomogą. Jeśli nie, nie martw się nimi. Masz wystarczająco dużo problemów.

Zacząłem na nowo.

Mimo że zwykle doradza się nieprzeprowadzanie dużych zmian w krytycznych momentach życia, wyprowadziłam się z domu i to pomogło. Opuściłem dawne mieszkanie razem z niektórymi złymi wspomnieniami. W nowym miejscu, skoro już się urządziłem, mogę zacząć od nowa. To tyle, jeśli chodzi o zmiany. Doradzano mi, bym kogoś sobie poszukał. Nie mogę w tej chwili wyobrazić sobie niczego na co miałbym mniejszą ochotę niż nowy związek. Każdy decyduje się na to we własnym tempie, chociaż mnie wydaje się, że ten czas prędko nie nadejdzie.

Co prowadzi mnie do mojego kolejnego, najbardziej pomocnego wsparcia: terapeuty.

Nie widzę nic złego w tym, by szukać pomocy psychologa w trudnych chwilach. Kiedy sam ich doświadczyłem, znalazłem terapeutę, który pomaga mi poradzić sobie z tymi wszystkimi emocjami. Muszę popracować nad kilkoma rzeczami. Mam na głowie siebie, swoje psychiczne, fizyczne i emocjonalne samopoczucie, moich synów i ich emocjonalne problemy, a także konieczność dostosowania się do wielkiej życiowej zmiany, przeprogramowania życia i znalezienia nowej drogi.

Zmierzyłem się z jedną z siedmiu najbardziej stresujących życiowych zmian. Dam sobie z tym radę, ale tylko z cierpliwością, wsparciem i mnóstwem czasu. Chcę mieć go tyle, ile potrzebuję.

Michał B.

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (149) / skomentuj / zobacz wszystkie

Nazakręcie
10 sierpnia 2021 o 10:42
Odpowiedz

Witam,
Przeczytałem zarówno artykuł jak i komentarze. Wniosek, człowiek myśli, że jest w jakiejś wyjątkowej sytuacji, że to co się dzieje, spotyka tylko jego, ale po tej lekturze widzę masę podobnych sytuacji i zachowań. 15 lat znajomości i 12 lat po ślubie, dwójka dzieci 12 i 9 lat. Żona swoimi potrzebami i żalami nie chciała dzielić się ze mną, tylko z przyjaciółkami, ewentualnie z nowymi "przyjaciółmi", ja wiem o czterech. Jak zaczęliśmy rozmawiać o tych wszystkich żalach w końcu, kiedy na jaw wyszła ostatnia zdrada i zapadła decyzja, że ona się wyprowadza, aby to wszystko przemyśleć. Wtedy puściły blokady. W końcu. Przez poprzednie lata, albo zaprzeczała, że jest coś źle, albo twierdziła, że tak jak jest jej odpowiada. Teraz dowiedziałem, że to nieprawda, że przez te wszystkie lata brakowało jej bliskości, czułości, uwagi...klasyka. Fakt, że jestem słaby w wyrażaniu uczuć werbalnie, a jak okazywać czułość wobec kogoś kto Cię okłamuje i zdradza i sam tego nie robi wobec Ciebie? Wiem, że popełniłem błędy, że sam ignorowałem problemy, nie poszedłem na terapię indywidualnie choćby, bo na małżeńską ona nie chciałą. Lecz po jej stronie przez te lata nie było chęci aby coś naprawić, o czymś naprawdę porozmawiać. Wolała wypatrywać innych rozwiązań na zewnątrz związku. Teraz po tylu latach i próbach mam wrażenie, że znalazła i ona też ma to poczucie, takie mam wrażenie.
Pomimo to, że wiem że jest emocjonalnie z kimś innym wciąż ją kocham i łudzę się, że to można naprawić. Sytuacja zawieszenia trwa kilka miesięcy, każdy dzień kosztuje mnie bardzo wiele. Czasem pragnę aby już było po wszystkim, po tym związku, aby można było ruszyć dalej, mija kilka dni, spotykam się z nią i zaczynam mieć wątpliwości.
Zastanawiam się nad przyszłością, życiem po. Mam lekko po 40, niby niewiele, z drugiej strony nie mam pojęcia jak miałbym znaleść teraz kogoś. Zerwałem praktycznie wszelkie kontakty z innymi kobietami z mojej przeszłości. Nigdy nie szukałem kogoś innego, nie mam planu B. Zawsze podchodziłem do relacji na zasadzie wyłączności, jedna i nic więcej, jak widać to nie była rozsądna decyzja...
Ostatnio szukałem informacji, czy jest jakaś grupa wsparcia dla osób w takiej sytuacji, tuż przed, w trakcie, lub zaraz po rozwodzie, jak ktoś zna coś takiego w okolicach Katowic, proszę o podzielenie się wiedzą.

~Nazakręcie

10.08.2021 10:42
Arti
08 sierpnia 2021 o 11:05
Odpowiedz

Marku 18 lat razem to bardzo długi okres, który jak sam widzisz nie daje żadnej gwarancji, że już zawsze tak będzie. Piszesz, że Twoja historia jest inna od wszystkich, powiem Ci, że wcale nie bo jest jak kalka i tylko zmieniamy w niej kolejny numer.
Jak sam teraz widzisz Twoja żona wiele razy mówiła czego jej brakuje, co by chciała lecz nie reagowaleś... Jak to w życiu bywa w pewnym momencie pojawił się pocieszyciel, który poświęcał jej czas, słuchał jej, zapewne doradzał itd. itd. Twoja żona znowu mogła się poczuć doceniona, bo on jej dawał to czego wiele miesięcy oczekiwała od Ciebie.
Zaanagażowała się jak widzisz, a to świadczy o jednym, że odleciała emocjonalnie od Ciebie, powiedziała nawet prawdę, że już Cię nie kocha - ona jest zafascynowana tym kolesiem... Popłynęła w to jak narkoman na haju i chce tego więcej i więcej!!!!
Marku przykra sprawa - ciężko Ci będzie do niej dotrzeć wiesz, bo to jest teraz przykład jakbyś mówił do alkoholika/narkomana aby przestał!!!
Nie wiem czy czytałeś o efekcie harleqina - jak laski odpływają pod wpływem chwili do innych facetów i może to trwać nawet do 4 lat nawet.
Masz wybór bo jeszcze nie ma rozwodu - walczyć, trzęsienie ziemi jej zrobić, rodzice jej lub ktoś kto ma wpływ na nią, albo dać jej szanse bycia szczęśliwą i nie przerywać tego. Twoja rozmowa dużo nie zmieni, bo ona już nie wierzy w Twoją przemianę (za długo na to czekała).
Marku czasu i tylko czasu dla Ciebie, kto wie może kiedyś zrozumie, że to był błąd ale Ty już będziesz bardzo daleko - za rozpad małżeństwa ponosicie wspólnie winę, lecz za zdrade bo to jest zdrada emocjonalna z jej strony tylko ona!!! (Nie daj sobie wmówić inaczej)
Marku a teraz bardziej brutalnie - tuląc się do niej, przepraszając ją, pokazując jak sie bardzo zmieniasz uświwdczasz ją jeszcze bardziej w tym, że ona dobrze zrobiła, a powinno być zupełnie na odwrót to ona powinna ponieść karę i przepraszać bo Cię oszukała i zdradziła!!!! Jak jej było tak źle powinna się rozwieść a potem poszukać sobie kogoś innego...
To tak na marginesie!!
Polecam wizytę u psychologa lub terapeuty bo czeka Cię ciężki okres, a specjalista pomoże Ci przejść orzez ten ciężki okres i z czasem stanąć na nogi!!!
Pozdrawiam Arti

~Arti

08.08.2021 11:05
Marek
07 sierpnia 2021 o 23:19
Odpowiedz

Szukałem w śród postów historii podobnej do mojej, ale nie znalazłem. Moja żona ( 18 lat razem, 15 lat po ślubie, dwoje dzieci 13 i 10 lat) oświadczyła mi kilka dni temu że powinniśmy się rozstać.
Ostatnie 2 lata byłem ślepy i głuchy na subtelne sygnały, że czuje się niespełniona i niezaspokojona. Głupi ja.
Mimo iż ją kocham i pożądam, nie dawałem jej tego odczuć. A ona zbyt słabo dawała mi znać.
Nie reagowałem na dyskretne sygnały, by kłaść się razem z nią spać, spędzać z nią więcej czasu.
Dużo pracowałem, a wieczorami chciałem się zrelaksować, zagrać w grę, obejrzeć serial.
1,5 roku temu żona poszła spać do córki, która ją o to prosiła. Nie zwróciłem na to uwagi, że się to przeciąga, i tak od tego czasu już nie śpimy razem. Parę miesięcy temu zaczęło do mnie docierać, że coś jest nie tak, i powinienem zadziałać. Ale zrobiłem to za mało zdecydowanie i trochę za późno.
Żona wszystko mi powiedziała. Że nie planowała tego, ale 9 miesięcy wcześniej na grupie FB poznała hindusa 15 lat młodszego. Z którym tylko rozmawiała. O książkach na początek. Ale szybko przesyłki to w romans i zakochanie. Ale zakochała się do tego stopnia że już po dwóch miesiącach zaczęli snuć plany i układać życie życie. Że on przyjdzie tu do niej. Nic o tym nie wiedziałem. Żona powiedziała mi wszystko dopiero teraz.
Odbyliśmy w ciągu tygodnia 4 długie szczere spokojne rozmowy. Dobitnie mi uświadomiła że to koniec.
Ona jest bardzo pewna swego, zdeterminowana. Nie kocha mnie. Wie co stawia na szali. Wie że nikt jej nie zrozumie, ani rodzina ani znajomi. Wie że jestem dobrym mężem, kochającym ojcem, ale to za mało. Ona nie chce tak żyć jak do tej pory. Ma 42 lata, jest bardzo atrakcyjna, i chce jeszcze przeżyć coś w życiu, ale nie widzi w tym mnie.
Nie dostałem nawet cienia szansy. Zwyczajnie nie wierzy że byłbym w stanie to wszystko odbudować. Ale wierzy mi kiedy jej mówię że ja kocham. Niestety, jest to już definitywne. Czeka nas rozwód.

Ja chce poświęcić wszystko, zmieniam się, bo ją kocham i chcę się dla niej zmienić. Czuje się jak idiota który zrozumiał co miał dopiero kiedy to stracił. Zrozumiałem aż za dobrze (choć za późno ) swój błąd i co robiłem źle że pchnęło to moja żonę w czyjeś inne ramiona. Kocham ją. Pragnę. I nic już zrobić nie mogę.
Nie chce mi dać szansy. Nie czuję się matką Polką, a zostawać z litości to jest brak sensu. Serce nie sługa. Traktuje mnie jak przyjaciela. A kocha mocno innego. Przyjeżdża za miesiąc.
Gdy zapytałem czy moglibyśmy skorzystać z pomocy specjalisty - powiedziała że ewentualnie ale tylko po to, żeby specjalista mi wytłumaczył, że to już koniec, i powinienem jej pozwolić odejść.
Kocham ją. Zadaję sobie sprawę, że są sytuacje beznadziejne, i trzeba pozwolić odejść.
Czy to jest taka sytuacja? Wiem że nie, ale pójdziemy na konsultacje, może pomoże mi to pogodzić się z losem.
Czy tylko stanie się tak, że specjalista wyjaśni mi że ten pociąg już odjechał i powinienem dać jej spełniać swoje marzenia?

~Marek

07.08.2021 23:19
A
04 sierpnia 2021 o 01:25
Odpowiedz

Przeczytałem to co napisałeś Xyz i postanowiłem dodać coś od siebie. Otóż chcę powiedzieć, że warto jest podjąć rękawicę w tej beznadziei, jaką teraz odczuwasz. Że warto zawalczyć przede wszystkim o... samego siebie. Tak właśnie - o siebie!
Też jestem ojcem, kochającym ponad wszystko ojcem, i powiem Ci, że przekonuję się każdego dnia, że im lepsza moja świadomość, im lepsze moje rozumienie samego siebie, moich emocji i myśli, tym lepsza relacja moja z dziećmi. Psycholog, który pomógł mi odnaleźć się w moim trudnym, porozstaniowym życiu, pomógł mi też zrozumieć, że szczęśliwy tata, tata szczęśliwy sam ze sobą, to również bardziej szczęśliwe dzieci. Nie, że najpierw zatroszczę się o szczęście dzieci, potem osiągnę szczęście swoje... Jest dokładnie odwrotnie.
Wiem, a raczej czuję to, że bardzo kochasz swoje dzieci i że jesteś dla nich dobrym ojcem. Pomyśl może przez chwilę, że dając sobie szansę wyjścia z obecnej sytuacji, z depresji, która Cię zżera, dasz być może jeszcze piękniejsze ojcostwo tym, których kochasz najbardziej.
Piszesz, że nie możesz się podnieść, że byłeś silny a teraz jesteś słaby i zraniony, że czujesz się pokonany. Ja czułem się podobnie, też mi z tym było bardzo, bardzo źle. Ale zrozumiałem, że ten mój stan przygnębienia i pokonania jest OK. Pozwoliłem temu stanowi być, nie walczyć z nim, a go przyjąć. Zdałem sobie sprawę z tego, że wdrukowano we mnie przekonanie, że muszę być silny i zawsze niezłomny. A to przecież iluzja. Jestem facetem, ale jestem też człowiekiem. I tak, można mnie faceta, można mnie człowieka sponiewierać, zranić, złamać. Każdego można zniszczyć. I moja męskość nie polega wcale na tym, że nie powinienem dopuścić, by ktoś mnie złamał, ale na tym, że złamany ja biorę te swoje przygnębienie, tę czarną dupę rzeczywistości, na klatę. Że tylko ode mnie zależy, co z tym dalej zrobię. Że jestem Panem swojej sytuacji, także tej tragicznej. I że chcę - dla siebie, dla swojego szczęścia, a przez to także dla szczęścia swoich dzieci - coś z tym zrobić dobrego. Coś lepszego niż robiłem dotychczas.
Piszesz, że masz już dosyć użalania nad sobą, opowiadania kumplom o swojej sytuacji. OK, skoro widzisz, że to nie działa, że nie pomaga, pomyśl proszę czy nie jest to sygnał, że warto sprawy przenieść na inny poziom. Nie wiem, być może masz super kumpli, ale niezależnie od ich dobrych chęci i wsparcia jakie Ci chcą dać, nie są zapewne profesjonalistami. Depresja, cała kwestia funkcjonowania mózgu i radzenia sobie z uczuciami, to jest naprawdę kawał zaawansowanej wiedzy i naprawdę są ludzie, którzy się na tym znają i zjedli na tym zęby.
Wiem, że może być Ci trudno spojrzeć na siebie jak na osobę, która być może potrzebuje profesjonalnego wsparcia. Też tak miałem - no bo jak to, ja, niezłomny facet u psychologa, przecież to porażka, wstyd, zresztą ta cała psychologia to ściema... No ale poszedłem. Poszedłem na cztery spotkania... Niedawno minęły dwa lata, odkąd rozmawiam z psychologiem. Powiem krótko - najlepsza inwestycja mojego życia. Nauczyłem się o sobie więcej niż przez dotychczasowe 40 lat życia sam na sam ze swoimi problemami. I ta wiedza dodaje mi sił w ciężkich chwilach.
Oczywiście jest tak, że zrobisz ze swoim życiem co będziesz chciał. Bo tylko Ty jesteś tu szefem. Nie wiem, na ile rozmowa ze specjalistą, z psychologiem, wyrwie Cię ze szponów depresji. Wiem natomiast, że warto dać sobie szansę.
Pozdrawiam

~A

04.08.2021 01:25
Arti
18 lipca 2021 o 21:05
Odpowiedz

XYZ - zastanów się, miałeś małżonkę, którą przecież kochałeś ale jednak coś spowodowało, że zacząłeś się dusić w tym związku, nie uciekłeś jak tchórz tylko latami powtarzam latami starałeś się, poświęcałeś, walczyłeś, lecz zawsze była ściana - bo tak naprawdę do tanga trzeba dwojga, samemu niestety ciężko coś wskurać, a często bywa tak, że to jest wręcz niemożliwe.
Ile poświęciłeś nocy, dni, tygodni aby podjąć słuszną decyzję ???
Sam wiesz, że nie miałeś innego wyjścia - zawalczyłeś w tym wszystkim o siebie, zapewne jeszcze miałeś małą nadzieję, że na koniec Twoja małżonka się ocknie i oprzytomnieje... lecz tak się nie stało albo były obiecanki pod wpływem strachu przed samotnością i po chwili wszystko wracało do porządku dzienniego...
Mialeś wybór bycia w toksycznym związku gdzie z czasem straciłbyś zdrowie, zszaprał sobie nerwy i wykończył się psychicznie albo zacząć nowe lepsze życie, już bez niej...
Wiesz, że to wymagało ogromnej odwagi i poświęcenia !!!! Wielu się poddaje i potocznie umierają w takich związkach, siadają psychicznie i nie mają na nic siły, żadnej wiary itd...
Co do dzieci masz rację niepotrzebnie muszą cierpieć ale cóż stało się, teraz odpowiedz sobie na pytanie czy większą szkodę wyrządziłbyś im jakbyś został ze swoją żoną i codziennie oglądały by one Wasze kłótnie, nieporozumienia, słyszały awantury, krzyki albo ignorancję - taki przykład chciałbyś im przekazać ???? Czy jednak w tym wszystkim nie mają lepiej teraz kiedy kochający ojciec zabiera je, daje miłość, szacunek i dba o nie ???
Rozmawiałem z wieloma osobami, które jako dzieci przeżyły wiele w tym zdradę rodziców, wypalenie w związku i bardzo często słyszałem jedno - najgorszym wyborem rodziców było właśnie pozostanie w takim związku dla dobra dzieci, krzywdząc je jeszcze bardziej!!!! Przykład jaki im czyli dzieciom przekazali był fatalny - co jakiś czas nieporozumienia, iskrzenie na wielu płaszczyznach, wypominanie, awantury itd.

Podsumowując zawsze kiedy widzimy cząstke nadziei należy podjąć walkę o małżeństwo - przede wszystkim dla siebie, aby w razie "W" jak nie wyjdzie odejśc z przekonaniem, że zrobiłem wszystko co mogłem!!! Kiedy jednak widzimy, że tylko my się staramy, a druga połówka jest zawzięta, uparta to nie jest nic złego jak odpuszczamy - przecież głową ściany nie przebijesz...

Co do dzieci masz rację - one liczą na Ciebie i Jesteś im bardzo potrzebny!!!! Najgorszym z możliwych wyborów było by pozbawić ich ojca!!!
Nie wiem jak często masz myśli samobójcze, ale sam fakt pojawiania się ich nie jest dobrym oznakiem, pamiętaj że na obecnym etapie sobie z tym jako tako radzisz ale różnie może być dlatego polecałbym niezwłoczne udanie sie do specjalisty!!!
Samotność - przebywanie samemu ze sobą narazie Ci nie służy, dlatego odpuściłbym taką formę na chwilę obecną, jak mówiłem wyjście do ludzi, przebywanie z przyjaciółmi, wygadanie się itd. Spacery z przyrodą, uprawianie sportu, jakieś hobby itd.
Rok to dużo czasu i ewidentnie masz w sobie jakąś blokadę, poleciłbym kilka wizyt u psychologa lub terapety aby pomógł Ci dotrzeć do samego siebie, abyś poczuł znowu to piękno, że można być w życiu szczęśliwym!!!!
Pamiętaj zrobiłeś co mogłeś, jej już nie ma - teraz Jesteś Ty i dzieci dlatego warto dla nich żyć, a przede wszystkim dla siebie, poznać kogoś i kiedyś tam ułożyć sobie życie na nowo...
Masz cały czas wybór ??? Walcz o siebie!!!! To nie wstyd udać się o poradę do specjalisty....
Teraz widzisz świat w biało czarnych barwach, ale tak nie musi być - poproś o pomoc zaufaną osobę, może być ktoś z rodziny lub przyjaciel aby pomógł Ci troszku stanąć na nogi, zmotywował i dał tego przysłowiowego kopniaka!!!
Wiesz co jest dobre u Ciebie w tym całym tragiźmie, że widzisz to wszystko - a teraz daj sobie pomóc...
Pozdrawiam i 3mam kciuki
Arti





~Arti

18.07.2021 21:05
xyz
10 lipca 2021 o 15:56
Odpowiedz

Czołem, dzięki za wsparcie. Mnie żona nie zdradziła, ani ja jej. To ja odszedłem, bo doszedłem już do przysłowiowej ściany - już nie było gdzie iść. Lata starań się na próżno, próby naprawiania małżeństwa, potem pzez kilka lat "męczenie się dla Dzieci", w końcu odpuściłem, nie dałem już rady... Wyprowadziłem się z domu, myślałem, że po latach toksycznego związku wreszcie odżyję.Zamiast tego wpadłem w totalną deprechę, która trwa już ponad rok i końca nie widać. Wiele razy chciałem umrzeć, uwolnić się od życia, ale Dzieci trzymają mnie jeszcze na tym łez padole. Wiem, że jestem im potrzebny, dlatego wciąż walczę, dzień w dzień. Czasem się wyżalam kolegom, ale generalnie wolę być sam i cierpieć w samotności. To oczywiście nie pomaga, ale też mam dosyć słuchania siebie samego, jak się użalam. Rzeczywiście natomiast czuję się jak w żałobie, w "nowe jutro" nie wierzę. Właśnie to jest takie najbardziej dojmujące - emocjonalna pustka, niemoc, bezradność, brak nadziei, nienawiść do świata i ludzi... Nie mam planu na przyszłość, żyję z dnia na dzień. Każdego wieczora cieszę się, że kolejny dzień się już skończył. Jak już pisałem - liczą się tylko Dzieci, reszta jest poza mną... szkoda... Ponoć depresja często dotyka tych, którzy byli silni zbyt długo. U mnie to prawda, teraz za to jestem totalnie bezbronny i zraniony. Nigdy nie sądziłem, że tak dam się pokonać, a jednak.

~xyz

10.07.2021 15:56
Arti
09 lipca 2021 o 18:12
Odpowiedz

Xyz tak niestety jest - miałeś stabilne, można powiedzieć ułożone życie, żonę, dzieci, dom/mieszkanie, pracę aż to nagle wszystko uległo rozpadowi. Zawiodłeś się na jednej z najbardziej zaufanych osób, dlatego to tak właśnie boli. Niestety zdrada jest porównywalna do śmierci bliskiej osoby, również mamy okres opłakiwania/żałoby, potem przychodzi czas na nowe jutro. Oczywiście z początku jest niedowierzanie, obawy, lęk, strach ale jednak z czasem i czasem jest coraz lepiej, najważniejsze to sukcesywne dążenie do celu (stworzony plan działań) i wytrwałość oraz dużo cierpliwości!!!
Należy sobie z czasem uświadomić, że to wszystko właśnie dzieje się wyłącznie w naszej głowie a potem powoli sukcesywnie to zmieniać...
Xyz to o czym napisaleś to są właśnie Twoje emocje, pozwól aby Twój organizm wyrzucił je w sposób naturalny - nie walcz z tym na obecnym etapie, dobrze mieć teraz kogoś komu będziesz mógł się wyżalić.... Rozmawiaj, bardzo dużo, mów o swoich emocjach, co z tego, że najprawdopodobnie będziesz się powtarzał ale właśnie ten proces wpłynie na Ciebie, że z czasem będziesz mógł na to wszystko spojrzeć obiektywnie...
Pozdrawiam Arti

~Arti

09.07.2021 18:12
xyz
09 lipca 2021 o 15:21
Odpowiedz

U mnie rok, deprecha zabija, wydawałoby się, że najgorsze mam za sobą - nieprawda. To dopiero początek umierania z bólu, smutku i samotności. Jest mega ciężko. Nie chce się żyć, ale trzeba - dla Dzieci. One są warte każdego cierpienia. Miłość? Co to znaczy w ogóle? Szkoda słów. Najgorsza jest świadomość, że już nigdy... Kiedyś przestanie boleć? Mam ogromną nadzieję, bo jak widzę w lustrze tego zmęczonego życiem, zgorzkniałego do szpiku kości faceta to nie mogę na niego patrzeć. Trzymajcie się wszyscy tak długo jak to tylko jest możliwe. U mnie każdy dzień jest walką, a każda noc jest bólem.

~xyz

09.07.2021 15:21
Arti
01 lipca 2021 o 14:17
Odpowiedz

Kontakt do nnie artiii@poczta.fm
Pozdrawiam

~Arti

01.07.2021 14:17
Arti
01 lipca 2021 o 14:01
Odpowiedz

Witam Was - moje małżeństwo trwało praktycznie 11 lat, do pierwszej zdrady doszło 6 lat temu, była to tzw. zdrada emocjonalna przez internet, dałem szansę i 1.5roku temu była powtórka z rozrywki. Zastanawiałem się dlaczego, analizowałem, czytałem mnóstwo książek na ten temat oraz doradzałem się specjalistów i wyciągnąłem pewne wnioski...
Jeżeli jesteś osobą, która chce się wygadać, porozmawiać na ten temat, nurtują Cię pewne pytanie ??? Zapraszam do kontaktu ze mną!!!
Jakie są powody zdrady, dlaczego zdradzamy, dlaczego okłamujemy najbliższą osobę, próbujemy zrzucić winę na swoją ofiarę, jak poprawić sobie humor, jak poznać kogoś nowego, jak zapomnieć i wiele wiele innych pytań...
Z góry uprzedzam, nie ma złotego środka na traume po zdradzie - każdy z nas będzie ten ciężki okres przechodził inaczej, ja tylko wskażę drogę a to od Was samych zależy co z tym zrobicie....
Jeżeli podjerzewasz swojego partnera/kę o zdradę, dlaczego oddalamy się od siebie, jak sobie pomóc przed rozwodem - również służę pomoca...
Jeżeli chcesz napisz do mnie, oczywiście pełna prywatność, nie interesuje mnie status danej osoby itd.
Oczywiście wchodzi w grę również rozmowa telefoniczna, a nawet spotkanie jeżeli nie będzie dużej odleglości - przede wszystkim wszystko na spokojnie, Ty decydujesz, nic na siłę...
Dlaczego to robię - bo kiedyś byłem w niezłym dołku i właśnie zupełnie obce osoby wyciągnęły do mnie pomocną dłoń!!! Wyszedłem z tego i chce pomóc innym, sprawia mi to radość, a dzieki temu jeszcze bardziej się umacniam!!!
Zapraszam

~Arti

01.07.2021 14:01