Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

Podnieść się po rozwodzie

Rozwód
|
22.01.2024

Jak przetrwać, gdy przechodzisz rozwód? Ile czasu trwa dochodzenie do siebie po takich przeżyciach? Poznaj historię Michała, który opisał, jak radzi sobie z nową sytuacją i co pomaga mu przez nią przejść. Być może znajdziesz w tej opowieści inspirację, by samemu pozbierać się po rozwodzie.
Tekst nadesłany przez użytkownika.

Tagi: rozwód , męska depresja

Jak pozbierać się po rozwodzie
Jak się odnaleźć po rozwodzie?

Moja żona postanowiła zakończyć nasze małżeństwo dość gwałtownie. Nie było prób naprawy, długich rozmów czy terapii, po prostu pewnego dnia oświadczyła, że jest ktoś inny, że z nim chce układać sobie przyszłe życie i że złożyła pozew o rozwód.

Minęło od tego dnia 8 długich miesięcy. Kiedy myślałem, że jest już znacznie lepiej, nagle uderzyło we mnie tsunami rozpaczy. Dlaczego? Słońce wciąż świeci, dziś spędzam popołudnie z dzieciakami, mieszkam w nowym mieszkaniu. Znowu jestem śpiący. Rozwód już prawie się skończył. Powoli brnę do przodu. Dobra pogoda na bieganie. Co jest ze mną nie tak?

Dochodzenie do siebie po rozwodzie nie jest proste. Przychodzi falami, u każdego wygląda inaczej i bywa kompletnie nieprzewidywalne. O ile trudno się z tym pogodzić, pomaga to zrozumieć pewne sytuacje – możesz przygotować się na „nawroty” i uznać, że to nie będzie trwało wiecznie, ale nie jesteś w stanie w żaden sposób wymusić poprawy, tak jak nie możesz wymusić kontynuacji małżeństwa, jeśli ta druga strona tego nie chce. Dochodzenie do siebie po rozwodzie wymaga czasu. Ile? Nikt tego nie wie, ale niektórzy specjaliści twierdzą, że po rozstaniu trzeba dać sobie dwa lata na stanięcie na nogi. Jeśli to zdarzenie naprawdę tobą wstrząsnęło, proces ten może potrwać jeszcze dłużej.

To więcej, niż większość z nas się spodziewa. I znacznie więcej, niż ja sam spodziewałem się po sobie. Dwa lata. Czuję się lepiej, ale i gorzej. Mam za sobą tylko osiem miesięcy i nie jestem nawet w połowie drogi. Pierwsze dni są najtrudniejsze. To było najbardziej stresujące, bolesne, emocjonalnie i fizycznie wykańczające doświadczenie w moim życiu, jako jednostki i jako ojca.

Nie wiem, czy dłuższy staż małżeński i posiadanie dzieci sprawiają, że dochodzenie do siebie trwa dłużej, może tak. Myślę także, że trudne małżeńskie przejścia również sprawiają, że potrzeba nam więcej czasu. Gdyby tylko matematyka działała w przypadku ludzi i gdyby dało się ustalić wskaźniki zmiany w oparciu o dowiedzione prawa... Ale nie. Ludzie są bardziej skomplikowani. Rozpaczają i dochodzą do siebie we własnym rytmie. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że długość i złożoność związku ma na niego wpływ, podobnie jak intensywność uczuć w małżeństwie i sposób, w jaki się zakończyło.

Wiem, jak było ze mną. Koniec był niespodziewany, w związku z czym pewnie będę wychodził z tego dłużej. Byliśmy razem przez siedemnaście lat, kawał życia. Myślałem, że to na zawsze. Mamy dwóch synów, trzynasto- i dziesięcioletniego. Kilka razy wspólnie się przeprowadzaliśmy, podróżowaliśmy, przeszliśmy przez chorobę, utratę pracy i całe wspólne lata. Mamy wspólną historię. Pamięć mięśniową. To nie zniknie „tak po prostu”.

Rozwód nie tylko zmienił mój rytm (choćby związany z tym, że dzieci teraz spędzają popołudnia i weekendy na zmianę ze mną i z nią), moją sytuację finansową i to, jak spędzam wolny czas. Dotknął mnie także głęboko, choć na początku tego nie dostrzegłem. Po kilku miesiącach separacji budziłem się i nie wiedziałam, że jestem w łóżku sam – spałem z żoną przez tyle lat. Zaczęły pojawiać się dziwne, niepokojące sny, w których podświadomość podsuwała przerażające obrazy. A kiedy się budziłem, zdanie sobie sprawy z tego, że moja rzeczywistość wygląda teraz zupełnie inaczej wymagało dłuższej chwili.

Dla mnie ten okres dochodzenia do siebie jest czymś w rodzaju kryzysu tożsamości. Tak, jestem wytrącony z równowagi, boję się i nie mogę skoncentrować – to proces, który opisują eksperci – stadium rozpaczy i utraty. Równocześnie czuję, że muszę iść naprzód i że muszę swoją drogę nakreślić na nowo – daje mi to poczucie ekscytacji, ale i strachu.

Zdaniem psychologów to są naturalne reakcje. Dochodzenie do siebie po rozwodzie to dwa nakładające się na siebie procesy. Po pierwsze musisz poradzić sobie z żałobą i przejść przez jej stadia. Potem następuje dłuższy proces odbudowy. Jeśli spodziewałeś się straty – na przykład to ty byłeś stroną inicjującą rozwód – jesteś do przodu w stosunku do osoby, która została porzucona. Osoba, która nie zdecydowała o rozstaniu, musi dużo więcej przemyśleć. Musi przeanalizować to, co jej się przytrafiło.

Tu właśnie jestem. Stoję przed ścianą, nie wiem, dokąd zmierzam, jestem zagubiony, rozglądam się niepewnie zastanawiając się nad tym, co się stało. Jak mam się upewnić, że to się nie powtórzy? Dokąd teraz iść? Kiedy wreszcie przestanę czuć żal? Wiem, że w końcu dojdę do siebie i będzie w porządku. Teraz czas na odpoczynek, zajęcie się sobą, poukładanie na nowo świata dzieciom, odbudowanie życia. Mogę czuć się przytłoczony – w końcu to jest przytłaczające. A czasem czuję się dobrze i tak też przecież mam prawo się czuć.

A żeby łatwiej było mi przejść przez to wszystko, mogę zrobić jeszcze kilka rzeczy.

Pierwszą jest ciągłe powtarzanie sobie, że to się skończy i nieprzerażanie się przytłaczającymi emocjami.

Tak naprawdę pozwolenie, by emocje znalazły ujście, było wyzwalające. Często boimy się i smucimy. Wydaje się, że jeśli pozwolimy sobie na smutek czy strach, to on nigdy nie minie. To nieprawda. To może potrwać dziesięć, dwadzieścia minut, cały dzień, a nawet kilka dni, ale się skończy. Miej przy sobie wspierających przyjaciół i rodzinę i nie czuj się zobowiązany do przyjmowania zaproszeń towarzyskich. Jeśli potrzebujesz towarzystwa, oni mogą przyjść do ciebie. Krótki spacer z przyjacielem może sprawić, że poczujesz się lepiej. Wyjście do głośnej restauracji – niekoniecznie. Pomyśl o tym, czego potrzebujesz. Twoi przyjaciele zrozumieją i pomogą. Jeśli nie, nie martw się nimi. Masz wystarczająco dużo problemów.

Zacząłem na nowo.

Mimo że zwykle doradza się nieprzeprowadzanie dużych zmian w krytycznych momentach życia, wyprowadziłam się z domu i to pomogło. Opuściłem dawne mieszkanie razem z niektórymi złymi wspomnieniami. W nowym miejscu, skoro już się urządziłem, mogę zacząć od nowa. To tyle, jeśli chodzi o zmiany. Doradzano mi, bym kogoś sobie poszukał. Nie mogę w tej chwili wyobrazić sobie niczego na co miałbym mniejszą ochotę niż nowy związek. Każdy decyduje się na to we własnym tempie, chociaż mnie wydaje się, że ten czas prędko nie nadejdzie.

Co prowadzi mnie do mojego kolejnego, najbardziej pomocnego wsparcia: terapeuty.

Nie widzę nic złego w tym, by szukać pomocy psychologa w trudnych chwilach. Kiedy sam ich doświadczyłem, znalazłem terapeutę, który pomaga mi poradzić sobie z tymi wszystkimi emocjami. Muszę popracować nad kilkoma rzeczami. Mam na głowie siebie, swoje psychiczne, fizyczne i emocjonalne samopoczucie, moich synów i ich emocjonalne problemy, a także konieczność dostosowania się do wielkiej życiowej zmiany, przeprogramowania życia i znalezienia nowej drogi.

Zmierzyłem się z jedną z siedmiu najbardziej stresujących życiowych zmian. Dam sobie z tym radę, ale tylko z cierpliwością, wsparciem i mnóstwem czasu. Chcę mieć go tyle, ile potrzebuję.

Michał B.

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (149) / skomentuj / zobacz wszystkie

Mariusz
30 czerwca 2021 o 02:25
Odpowiedz

Wygadam *

~Mariusz

30.06.2021 02:25
Mariusz
30 czerwca 2021 o 02:24
Odpowiedz

Napisz na marius1235@wp.pl z miłą chęcią się wyglądam.

~Mariusz

30.06.2021 02:24
Justa
28 czerwca 2021 o 12:13
Odpowiedz

Hi chetnię popisze z Tobą jak bedziesz chciał, ja mam juz to za sobą wiec...

~Justa

28.06.2021 12:13
Mariusz
20 czerwca 2021 o 09:14
Odpowiedz

Hej.
Poczytałem komentarze i uświadamiam sobie że nie tylko ja jestem w takiej trudnej sytuacji.
Około miesiąc temu dowiedziałem się żę żona mnie zdradza. Po dłuższym dochodzeniu doszłem że prawie 2 lata to robi z kolegą z pracy, oszukiwała Mnie mówiła że nigdy mnie nie zdradzi nie zostawi... Prawda okazała się bardziej drastyczna. Mój 15-letni związek rozpadł się widocznie już 2 lata temu o czym nie miałem większego pojęcia. Praktycznie nigdy dla Mnie nie mówiła prawdy tylko same kłamstwa. Twierdzi że znalazła księcia na białym koniu którym ja nigdy nie byłem dla Niej. Z naszego związku mam przy sobie córkę 10 lat i syna 8 lat. Porzuciła dzieci i Mnie, z Nimi zerwała kontakt już od lutego (niby hospitalizowała się w stanie pandemii na ginekologii a okazało się inaczej) Szczerze to nigdy nie spotkałem bardziej zakłamanej osoby jaką jest moja już niedługo Ex-Żona, niby była w szpitalu a już mieszkała u niego. Czuję gniew, ból i rozpacz. Nie pomaga dla Mnie w żadnym stopniu przy dzieciach. Poprostu zostawiła je jak starą parę butów. Staram się nie myśleć o tej chorej sytuacji jaka jest w moim życiu ale jest bardzo ciężko. Zacząłęm ćwiczyć na siłowni oraz w domu, bardziej dbać o Siebie bo strasznie mnie nosi. Teraz wraz ze swoim kochankiem moja Ex-Żona wyjeżdza do pracy za granicę gdy narobiło się jej koło du.. przez mój pozew o rozwód i nie tylko. Mam nadzieję że kiedyś pożałuje swoich decyzji a ja wyjdę z dziećmi na prostą. Jej koleżanka niedawno napisała do Mnie kilka słów otuchy oraz co wyprawiała przez ostatni czas.

~Mariusz

20.06.2021 09:14
ona
02 czerwca 2021 o 20:19
Odpowiedz

Ja robię właśnie specjalizację w podnoszeniu się.
Po odejściu męża do miłości życia (tu się sprawdza zasada że traktowany dobrze mąż się nudzi a od zolz się nie odchodzi) musiałam się szybko pozbierać bo zostałam bez kasy z dziecmi właściwie zarobki exa były większe.
Łaskawie zostawił mi mieszkanie ale to też do czasu sugestii że strony tamtej kobiety że trzymam łapy na tym mieszkaniu :) naszym wspólnie splacanym:D
Nie było czasu płakać. Gdy zaczęłam się zbierać przyszedł Covid i zaczynam od nowa.
Na exa nie patrzę przez różowe okulary już zmalał mi w oczach do krasnala.
Współczuję wszystkim którzy są na etapie że jeszcze nie czują oparcia w samych sobie.
Poczują nadejdzie inny etap. A tego wam nic nie odbierze już.

~ona

02.06.2021 20:19
A.
02 czerwca 2021 o 19:57
Odpowiedz

Ja już dwa lata jestem po tym, jak zdecydowałem się na rozwód, od pól roku w swoim mieszkaniu (wynajmuję). Dwójka dzieci, ustalona z pomocą mediatora opieka naprzemienna tydzień w tydzień z ich matką, podział majątku u notariusza. Powiem tak - jest ciężko, kur*sko ciężko.
Czasem budzę się rano, leżę w wyrze, nic mi się nie chce, rozmyślam, płaczę, wyję, wyrzucam sobie, dlaczego wszedłem w ten związek, zatraciłem się w nim. Jest rozpacz, jest potworny ból, jest też strach, jak moje życie będzie dalej wyglądało, co robić ze swoją seksualnością, ze swoją samotnością, czy chcę i będę potrafił jeszcze do kogoś się zbliżyć... Mnóstwo trudnych emocji. I to jest - paradoksalnie - OK. Przeżywam dramat, totalną rozpierduchę. Ale tak przecież być musi. Nie jesteśmy maszynami, Panowie.
Jest też w tym wszystkim nadzieja, światło, ukojenie. Im dłużej w tym dramatycznym stanie jestem, tym częściej doświadczam... spokoju. Wyciszenia. Pogodzenia. Nie że od razu, bo trauma powraca, ale za każdym razem, mam wrażenie, już bardziej oswojona, z mniejszą siłą. Wiem, że ona niestety w jakiejś formie zostanie, jak tatuaż, jak blizna. Ale przyjdzie czas, że nie będzie już bolało.
Po przepłakanych chwilach czuję panikę, zagubienie. Pojawia się wtedy nowa, pusta przestrzeń. Jak zagospodaruję tę pustkę, zależy wyłącznie ode mnie. Teraz tylko ODE MNIE. I to jest w tym fajne. Cierpię, doświadczam emocji, odblokowuję je (tak, wcześniej je blokowałem, bo twardy samiec nie płacze, nie odczuwa, hehehehe), przez to poznaję się na nowo, badam, co mi sprawia przyjemność, a co nie, czego chcę, a na co sobie już nie pozwolę. Wreszcie nic nie muszę jeśli chodzi O MNIE. Zero kompromisów w zakresie mojego JA! Kupuję ciuch, na jaki wcześniej bym sobie nie pozwolił (no bo jak to, 40-letni facet i odpowiedzialny tata w, dajmy na to, T-shircie z ogromną trupią czachą w złotym kolorze), brudne gacie rzucam przed snem na podłogę, coraz częściej mówię NIE (kontahentom w biznesie, sprzedawcom, dalszej rodzinie - bo np. nie mam ochoty być na domowej Wigilii i udawać, że jest super), na wakacyjny weekend jadę tam, gdzie mi się podoba i gdzie mnie koła samochodu poniosą. Żyję chwilą, tu i teraz. Coraz mniej planuję. Odpuszczam. Dzięki rozstaniu wiem, że nie ma nic na tym świecie na stałe. I moją szansą jest przyjąć to odkrycie na klatę, odnaleźć się w tej zmianie. Stać się dzięki tej lekcji bardziej świadomym siebie człowiekiem. Silniejszym facetem.
Prawda jest taka, że my Panowie znad Wisły często żyjemy dla swoich Pań (albo dla swojego lub kulturowego wyobrażenia o nich). Zatracamy swoją tożsamość dla nich - bo one tego chcą, bo jesteśmy tego uczeni w domach (przez dominujące matki, przez nieobecnych ojców, przez kulturę i narodowo-katolicki schemat). Stajemy się od nich zależni - seksualnie, emocjonalnie, rodzinnie, wielopłaszczyznowo. I potem to wielkie rozwodowe BUM, po którym tak ciężko jest się pozbierać. Gonimy za kasą (bo kredyt, bo utrzymanie domu, bo wakacje i czort wie co jeszcze), za seksem (schlebiając kobietom, spełniając ich wymagania, jedząc z ich rączek... dla tych kilku sekund wytrysku i/lub poczucia bezpieczeństwa), realizując narzucony schemat ojca rodziny. I tak gubimy SIEBIE. I wiecie co, paradoksalnie, ten wybuch bomby atomowej pt. rozwód w naszym, zdawałoby się poukładanym, życiu jest mega szansą. Szansą na odnalezienie SIEBIE. Ja z tej szansy teraz próbuję korzystać i daje mi to siłę.
Tak, mam pomoc psychoterapeuty. Sesje z profesjonalistą były moją pierwszą dużą inwestycją w siebie (w zasadzie to poszedłem na pierwsze spotkanie, żeby odpowiedzieć sobie na pytanie, czy rozwodzić się czy nie). Poważną inwestycją, bo to kosztowna sprawa. Było mega warto. Mam z kim pogadać, kto mnie nie ocenia, kto widzi świat męskimi oczami, komu mogę zaufać i się przed nim otworzyć. Zdaję sobie sprawę, że nie każdy może sobie pozwolić na terapię, wtedy dobra literatura psychologiczna albo przyjaciel, jakiś naprawdę mądry wewnętrznie (emocjonalnie, duchowo) samiec, któremu ufacie (ja żadnego takiego kumpla nie mam, co okazało się w trakcie rozwodu, zresztą nagle okazało się, że nie mam w ogóle przyjaciół, nie mam z kim pogadać o uczuciach, bo nikt o nich z bliskich rozmawiać nie umie, że jestem sam).
Na koniec - i nie bierzcie tego za idiotyczne pocieszenie.... Będzie dobrze! Wielu przed nami dało radę i wielu po nas będzie się mierzyło z tym potwornie ciężkim doświadczeniem rozowdu. I przeżyje. Spróbujcie spojrzeć na to jak na szansę. Szansę na drugie, lepsze życie. Rozwód BOLI. Niech boli. Ma prawo. W końcu przestanie.
drukarzdarek@gmail.com

~A.

02.06.2021 19:57
Paweł
27 maja 2021 o 10:40
Odpowiedz

U mnie też.... Masakra próbuje poskładać się w jeden kawałek, ale to nie takie proste.

~Paweł

27.05.2021 10:40
just me
23 maja 2021 o 16:54
Odpowiedz

U Mnie sie wszysto zaczyna totalna zalamka jest ktos kto by chcial popisac czasem opinia obcej osoby jest wiele warta

~just me

23.05.2021 16:54
andrus
15 kwietnia 2021 o 10:53
Odpowiedz

Na to wydarzenie nie można być przygotowanym jestem w trakcie żona po 32 latach złożyła pozew za porozumieniem stron i zaplanowaliśmy rozdzielność majątkową u notariusza cios zadała mi jak się dowiedziałem że już ma przyjaciela od ludzi postronnych stało się to 1 tydzień przed św . wielkanocnymi i przed moimi 50 tymi urodzinami to były dla mnie 2 tygodnie silnych emocjii których nie miałem jak wyrzucić dusiłem to w sobie i moje bezpieczniki puściły tylko dzięki moim dorosłym dzieciom i wnukom nie zrobiłem tego co w pewną noc podczas załamania chciałem zrobić i ta druga strona nawet sobie nie zdawała sprawy prowokując mnie w wielki tydzień szykowaniem się do przyjaciela śmiejąc się w moją twarz ostatkiem sił szybko się wyprowadziłem i już jakoś funkcjonuje dla podobnych przypadków uważajcie na siebie bo straszne człowiek ma myślii zabrania siebie i drugiej połówki w zaświaty przestrzegam są to moje pierwsze 3 tygodnie żałoby małżeńskiej

~andrus

15.04.2021 10:53
Ona
20 lutego 2021 o 08:39
Odpowiedz

Opowiem Wam z drugiej strony- my biorąc ślub byliśmy bardzo młodzi, dziecko w drodze i na początku dorosłego życia zostaliśmy wrzuceni na głęboką wodę. 12 lat później i 2 dzieci na koncie postanowiliśmy się rozstać. Powód: różnica charakterów. Zaciągnęłam kredyt i wyprowadzam się z dziećmi bo dom w którym żyliśmy, razem spłacaliśmy mąż kupił przed małżeństwem.
Mówicie, że kobieta z dnia na dzień zostawiła Was dla kogoś innego. U nas mąż żył jak pączek w maśle, wyjeżdżał spełniać swoje pasje, żył jak kawaler w małżeństwie. A jednak coś mu nie pasowało, może zrobiłam sie za nudna dla niego, bo poza pracą zawodową zajmowałam się dziećmi, domem. nie czułam się doceniona i adorowana, moje koleżanki zdradzaly swoich mężów, ja nie umiałam- nie zgadzało się to z moimi zasadami.
Ale pomimo tego że uważam to rozstanie za najwieksza porażkę życiowa i wstyd, boje się czy sobie poradzę finansowo, to widocznie tak musiało być.
Przeczytałam gdzieś że od rozstania muszą upłynąć 4 fazy żebyśmy stanęli na nogi: zaprzeczenie, smutek, gniew i rekonstrukcję.

~Ona

20.02.2021 08:39