Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

Podnieść się po rozwodzie

Rozwód
|
22.01.2024

Jak przetrwać, gdy przechodzisz rozwód? Ile czasu trwa dochodzenie do siebie po takich przeżyciach? Poznaj historię Michała, który opisał, jak radzi sobie z nową sytuacją i co pomaga mu przez nią przejść. Być może znajdziesz w tej opowieści inspirację, by samemu pozbierać się po rozwodzie.
Tekst nadesłany przez użytkownika.

Tagi: rozwód , męska depresja

Jak pozbierać się po rozwodzie
Jak się odnaleźć po rozwodzie?

Moja żona postanowiła zakończyć nasze małżeństwo dość gwałtownie. Nie było prób naprawy, długich rozmów czy terapii, po prostu pewnego dnia oświadczyła, że jest ktoś inny, że z nim chce układać sobie przyszłe życie i że złożyła pozew o rozwód.

Minęło od tego dnia 8 długich miesięcy. Kiedy myślałem, że jest już znacznie lepiej, nagle uderzyło we mnie tsunami rozpaczy. Dlaczego? Słońce wciąż świeci, dziś spędzam popołudnie z dzieciakami, mieszkam w nowym mieszkaniu. Znowu jestem śpiący. Rozwód już prawie się skończył. Powoli brnę do przodu. Dobra pogoda na bieganie. Co jest ze mną nie tak?

Dochodzenie do siebie po rozwodzie nie jest proste. Przychodzi falami, u każdego wygląda inaczej i bywa kompletnie nieprzewidywalne. O ile trudno się z tym pogodzić, pomaga to zrozumieć pewne sytuacje – możesz przygotować się na „nawroty” i uznać, że to nie będzie trwało wiecznie, ale nie jesteś w stanie w żaden sposób wymusić poprawy, tak jak nie możesz wymusić kontynuacji małżeństwa, jeśli ta druga strona tego nie chce. Dochodzenie do siebie po rozwodzie wymaga czasu. Ile? Nikt tego nie wie, ale niektórzy specjaliści twierdzą, że po rozstaniu trzeba dać sobie dwa lata na stanięcie na nogi. Jeśli to zdarzenie naprawdę tobą wstrząsnęło, proces ten może potrwać jeszcze dłużej.

To więcej, niż większość z nas się spodziewa. I znacznie więcej, niż ja sam spodziewałem się po sobie. Dwa lata. Czuję się lepiej, ale i gorzej. Mam za sobą tylko osiem miesięcy i nie jestem nawet w połowie drogi. Pierwsze dni są najtrudniejsze. To było najbardziej stresujące, bolesne, emocjonalnie i fizycznie wykańczające doświadczenie w moim życiu, jako jednostki i jako ojca.

Nie wiem, czy dłuższy staż małżeński i posiadanie dzieci sprawiają, że dochodzenie do siebie trwa dłużej, może tak. Myślę także, że trudne małżeńskie przejścia również sprawiają, że potrzeba nam więcej czasu. Gdyby tylko matematyka działała w przypadku ludzi i gdyby dało się ustalić wskaźniki zmiany w oparciu o dowiedzione prawa... Ale nie. Ludzie są bardziej skomplikowani. Rozpaczają i dochodzą do siebie we własnym rytmie. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że długość i złożoność związku ma na niego wpływ, podobnie jak intensywność uczuć w małżeństwie i sposób, w jaki się zakończyło.

Wiem, jak było ze mną. Koniec był niespodziewany, w związku z czym pewnie będę wychodził z tego dłużej. Byliśmy razem przez siedemnaście lat, kawał życia. Myślałem, że to na zawsze. Mamy dwóch synów, trzynasto- i dziesięcioletniego. Kilka razy wspólnie się przeprowadzaliśmy, podróżowaliśmy, przeszliśmy przez chorobę, utratę pracy i całe wspólne lata. Mamy wspólną historię. Pamięć mięśniową. To nie zniknie „tak po prostu”.

Rozwód nie tylko zmienił mój rytm (choćby związany z tym, że dzieci teraz spędzają popołudnia i weekendy na zmianę ze mną i z nią), moją sytuację finansową i to, jak spędzam wolny czas. Dotknął mnie także głęboko, choć na początku tego nie dostrzegłem. Po kilku miesiącach separacji budziłem się i nie wiedziałam, że jestem w łóżku sam – spałem z żoną przez tyle lat. Zaczęły pojawiać się dziwne, niepokojące sny, w których podświadomość podsuwała przerażające obrazy. A kiedy się budziłem, zdanie sobie sprawy z tego, że moja rzeczywistość wygląda teraz zupełnie inaczej wymagało dłuższej chwili.

Dla mnie ten okres dochodzenia do siebie jest czymś w rodzaju kryzysu tożsamości. Tak, jestem wytrącony z równowagi, boję się i nie mogę skoncentrować – to proces, który opisują eksperci – stadium rozpaczy i utraty. Równocześnie czuję, że muszę iść naprzód i że muszę swoją drogę nakreślić na nowo – daje mi to poczucie ekscytacji, ale i strachu.

Zdaniem psychologów to są naturalne reakcje. Dochodzenie do siebie po rozwodzie to dwa nakładające się na siebie procesy. Po pierwsze musisz poradzić sobie z żałobą i przejść przez jej stadia. Potem następuje dłuższy proces odbudowy. Jeśli spodziewałeś się straty – na przykład to ty byłeś stroną inicjującą rozwód – jesteś do przodu w stosunku do osoby, która została porzucona. Osoba, która nie zdecydowała o rozstaniu, musi dużo więcej przemyśleć. Musi przeanalizować to, co jej się przytrafiło.

Tu właśnie jestem. Stoję przed ścianą, nie wiem, dokąd zmierzam, jestem zagubiony, rozglądam się niepewnie zastanawiając się nad tym, co się stało. Jak mam się upewnić, że to się nie powtórzy? Dokąd teraz iść? Kiedy wreszcie przestanę czuć żal? Wiem, że w końcu dojdę do siebie i będzie w porządku. Teraz czas na odpoczynek, zajęcie się sobą, poukładanie na nowo świata dzieciom, odbudowanie życia. Mogę czuć się przytłoczony – w końcu to jest przytłaczające. A czasem czuję się dobrze i tak też przecież mam prawo się czuć.

A żeby łatwiej było mi przejść przez to wszystko, mogę zrobić jeszcze kilka rzeczy.

Pierwszą jest ciągłe powtarzanie sobie, że to się skończy i nieprzerażanie się przytłaczającymi emocjami.

Tak naprawdę pozwolenie, by emocje znalazły ujście, było wyzwalające. Często boimy się i smucimy. Wydaje się, że jeśli pozwolimy sobie na smutek czy strach, to on nigdy nie minie. To nieprawda. To może potrwać dziesięć, dwadzieścia minut, cały dzień, a nawet kilka dni, ale się skończy. Miej przy sobie wspierających przyjaciół i rodzinę i nie czuj się zobowiązany do przyjmowania zaproszeń towarzyskich. Jeśli potrzebujesz towarzystwa, oni mogą przyjść do ciebie. Krótki spacer z przyjacielem może sprawić, że poczujesz się lepiej. Wyjście do głośnej restauracji – niekoniecznie. Pomyśl o tym, czego potrzebujesz. Twoi przyjaciele zrozumieją i pomogą. Jeśli nie, nie martw się nimi. Masz wystarczająco dużo problemów.

Zacząłem na nowo.

Mimo że zwykle doradza się nieprzeprowadzanie dużych zmian w krytycznych momentach życia, wyprowadziłam się z domu i to pomogło. Opuściłem dawne mieszkanie razem z niektórymi złymi wspomnieniami. W nowym miejscu, skoro już się urządziłem, mogę zacząć od nowa. To tyle, jeśli chodzi o zmiany. Doradzano mi, bym kogoś sobie poszukał. Nie mogę w tej chwili wyobrazić sobie niczego na co miałbym mniejszą ochotę niż nowy związek. Każdy decyduje się na to we własnym tempie, chociaż mnie wydaje się, że ten czas prędko nie nadejdzie.

Co prowadzi mnie do mojego kolejnego, najbardziej pomocnego wsparcia: terapeuty.

Nie widzę nic złego w tym, by szukać pomocy psychologa w trudnych chwilach. Kiedy sam ich doświadczyłem, znalazłem terapeutę, który pomaga mi poradzić sobie z tymi wszystkimi emocjami. Muszę popracować nad kilkoma rzeczami. Mam na głowie siebie, swoje psychiczne, fizyczne i emocjonalne samopoczucie, moich synów i ich emocjonalne problemy, a także konieczność dostosowania się do wielkiej życiowej zmiany, przeprogramowania życia i znalezienia nowej drogi.

Zmierzyłem się z jedną z siedmiu najbardziej stresujących życiowych zmian. Dam sobie z tym radę, ale tylko z cierpliwością, wsparciem i mnóstwem czasu. Chcę mieć go tyle, ile potrzebuję.

Michał B.

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (149) / skomentuj / zobacz wszystkie

Kobieta34
21 października 2021 o 23:20
Odpowiedz

Bardzo chciałabym Pana mentalnie przytulić. Tak doskonale rozumiem o czym Pan pisze. Sama znalazłam się w identycznej sytuacji po 17 latach zwiazku i niespodziewanym odejściu męża. Pana Żona miała przynajmniej odwagę cywilną przyznać się do powodu odejścia. Mój mąż niestety nie.

~Kobieta34

21.10.2021 23:20
Nazakręcie
13 października 2021 o 19:22
Odpowiedz

Sasasa, myślę, że za bardzo utożsamiasz swoje szczęście ze swoją żoną. Piszesz że miała Cię uchronić przed światem, a Cię zabiła? Co przez to rozumiesz? Spore oczekiwania miałaś wobec małżonki, być może przerosła ją ta rola? Wiem na pewno, że pięknie wyglądają związki dwojga, gdzie jedno nie może żyć bez drugiego, lecz czy to zdrowe podejście i jak sobie poradzić, gdy nie trafimy na drugą połówkę...Jak rozglądam się wokół, to widzę masę związków, które nie składają się z dwóch idealnie dobranych partnerów, prawdziwą rzadkość stanowią te, gdzie totalne oddanie i zaufanie jest obustronne. Dlatego totalne zatracenie siebie i powierzenie swojego losu drugiej osobie może okazać się niezwykle bolesne i w sytuacji rozstania można mieć poczucie, że nic oprócz tego nie ma.

~Nazakręcie

13.10.2021 19:22
sasasa
10 października 2021 o 21:08
Odpowiedz

wszędzie powtarza się zeby wyjść do ludzi, przyjaciół itd. A co mam zrobić gdy nie mam przyjaciół? gdy mam beznadziejną prace ale przynajmniej moge płacic alimenty. Gdy zostałem sam w tym wszystkim, cierpi moja rodzina, moja mama która jest chora na raka, dość sie juz martwi nie chce martwic jej dodatkowo sobą. Minał rok nie daje sobie juz rady. Nic mnie nie cieszy, powoli trace siłe robic cokolwiek co mnie wczesmiej cieszyło. Chciałbym byc pełnym energii przy spotkaniach z córka ale mam jej coraz mniej. Nie potrafie sobie juz poradzić.
Moja żona która miała mnie uratować przed tym światem własnie mnie zabiła

~sasasa

10.10.2021 21:08
EM
07 października 2021 o 13:04
Odpowiedz

Gratuluję dojrzałości w podejściu. Wspaniale się to czyta, o mężczyźnie (jestem kobietą).
Zajęcie się sobą, droga samorozwoju to droga, która dla mnie jest najlepszym, co można sobie zafundować po rozstaniu. Oczywiście, że fajnie by było być z kimś, ale ja na przykład zwyczajnie się boję teraz...czego, straty siebie, siebie samej, którą odzyskuję po odejściu męża. Jest to moja porażka życiowa, boli bardzo nadal (2 lata), ale dużo dostałam w zamian. Puste miejsce po dało mi przestrzeń na szukanie mnie samej, naukę życia samej i doceniania życia. Nauka tego, że ja wystarczę, a druga osoba ma być moim towarzyszem w życiu, a nie wypełnieniem/uzupełnieniem. Pozdrawiam Was dzielni Panowie

~EM

07.10.2021 13:04
Mariusz
04 października 2021 o 09:17
Odpowiedz

Witam.
Super to opisałeś Arti.
U mnie teraz jest co raz lepiej. Już się przyzwyczajam do roli samotnego Taty. T.j. to opisałeś narazie nie spotkałem się z negatywnymi reakcjami wręcz przeciwnie. Nie powiem jest ciężko ale daję radę. Teraz czekam na wezwanie na moją sprawę rozwodową bo kurator dla niej czyli dla osoby nieobecnej został już wyznaczony a więc sprawa się odbędzie dzięki mojej P. Adwokat. Sam bym nie dał rady ogarnąć. Dzieci w domu nie wspominają o fakcie że ona się nie odzywa do nich. Może i lepiej ponieważ słyszałem od nieznanych dla Mnie osób nie chlubne opinie na jej temat. Oczernia mnie obcym ludziom że to ona wniosła o sprawę rozwodową, że ja taki jestem nie dobry itd. a wręcz nawet ludziom mówiła że ma jedno dziecko a ma przecież 2. Nawet ponoć zaręczyła się gdy niby była w szpitalu. Wszystko oszczerstwa i patologiczne kłamstwa aby tylko wybielić swoje imię a te wszystkie przesłanki pokazują jaka ona jest. Kto mnie zna to wie jaki jestem a więc staram się nie przyjmować tego do wiadomości. Dlatego wiem że dzieci przy mnie będą miały normalne życie bo staram się im zapewniać wszystko co tylko chcą w granicach rozsądku oczywiście. Mam przemiłą relację z pewną osobą ale o niczym więcej nie myślę ponieważ coś jednak w moim sercu zostało naruszone. Czas leczy rany mawiają... W tej chwili pragnę aby prawnie załatwić to co chcem odnośnie żony i niech sobie żyje szczęśliwie z dala od nas.
Pozdrawiam serdecznie wszystkich czytelników.

~Mariusz

04.10.2021 09:17
Arti
03 października 2021 o 13:25
Odpowiedz


Witajcie Moi Mili:)

Mariusz przeczytałem Twój ostatni wpis o dzieciach i muszę Ci powiedzieć, że kiedyś myślałem podobnie, miałem poczucie winy, że przez mój rozwód rozwalam życie swojemu dziecku, które jest zupełnie nie winne i bezbronne w takiej sytuacji. Dużo nad tym myślałem, za wszelką cenę chciałem ratować moje małżeństwo, bo nie wyobrażałem sobie aby moje dziecko wychowywało się w nie pełnej rodzinie. Oczywiście moja była małżonka to wykorzystywała, bo z jednego romansu za jakiś czas wpadła w kolejny, wtedy przyszedł czas na dogłębną analizę, zastanawiałem się co dalej zrobić – przecież mamy wspólne dziecko itd. Kiedy złożyłem papiery rozwodowej, miałem ogromne wyrzuty sumienia, że robię to właśnie swojemu dziecku i nagle nastąpił przełom w moim życiu bo poznałem kilka osób, które będąc jeszcze małymi dziećmi ich rodzicie się rozwiedli lub zostali ze sobą po zdradzie. Zainspirowała mnie jedna kobieta, która właśnie wychowywała się w pełnej rodzinie po zdradzie, pięknie mi opisała całą swoją historię. Otóż to jaką gehennę wtedy przeżyła, coś nie do uwierzenia, rodzicie poświęcali swoją uwagę głównie naprawianiu swoich relacji, jej w ich świecie nie było. Co jakiś czas awantury, wyzwiska, wypominanie, na nic nie zdały się terapie małżeńskie – jej marzeniem było, nie uwierzycie ale aby rodzicie w końcu się rozstali i ten horror się skończył!

Mariusz i do innych – tak naprawdę po rozwodzie można zapewnić swojemu dziecku piękne życie, co z tego, że nie mieszkamy razem, mały słuchacz jest naprawdę bystry i bardzo szybko potrafi się z naszą pomocą przystosować do danej sytuacji. Moje ostatnie chwile kiedy mieszkaliśmy razem były poświęcone głównie byłej małżonce, bo za wszelką cenę starałem się jej coś udowodnić, przekonać, że źle robimy – kończyło się, że ona swoje a ja swoje (teraz wiem, że był to stracony czas) a dziecko no właśnie w tym czasie było gdzieś z boku. A teraz po rozwodzie biorę je do siebie – spędzamy razem czas, widzę jak pięknie się rozwija, działamy wspólnie i to widać jak mój syn jest szczęśliwy.
Dlatego jeżeli naprawdę nie widzicie ratunku dla Waszego małżeństwa, albo postanowiliście być jednak razem po zdradzie lecz z czasem widzicie, że to nie ma najmniejszego sensu, należy naprawdę dobrze się zastanowić nad dalszym postępowaniem, czy przypadkiem pomijając samego siebie nie krzywdzicie przy tym jeszcze kogoś innego.
Znam wiele rodzin gdzie dzieci wychowują się w nie pełnych rodzinach i naprawdę te dzieciaki pogodziły się ze swoim losem. Jestem wdzięczny, że poznałem już dorosłe osoby, które opowiedziały mi swoje historie i tak naprawdę tyle miłości co dostały jak były małymi dziećmi od swoich rodziców, którzy mieszkali przecież osobno nie dostały dzieci z pełnej rodziny.

Dlatego kiedy macie jeszcze małe dzieci, a Jesteście postawieni przed faktem czy się rozwodzić czy też nie – oceńcie na trzeźwo Waszą sytuację, nie kierujcie się tezą tzw. „pełnej rodziny” bo często może ona przynieść więcej szkód niż pożytku…

Mariusz opowiem Ci pewną historię, bo mam jeszcze małego syna i często go zabieram na spacer, plac zabaw itd. Idziemy czasami razem z kumplem i jego dziećmi zapewnić rozrywkę naszym pociechą i taką sensację jaką wzbudzamy tym faktem jest to coś nie do opisania. Ja to odbieram całkiem pozytywnie, bo przeważnie jest najwięcej par lub kobiet, a facet lub faceci z dziećmi to coś raczej mało spotykanego. Sam po sobie widzę, jak miło na nas reagują kobiety, uśmiechają się, bo nie ma nic piękniejszego od kochającego taty, który potrafi poświęcić czas swojemu dziecku.

Mariusz tak naprawdę ciężka praca przed Tobą, ale nie wolno nigdy Tobie przekazywać negatywnych informacji na temat ich mamy, bo to zawsze jest i będzie ich mama. Tak naprawdę kto wie może teraz kobieta odleciała, bo jest tak bardzo zafascynowana tą swoją nową miłością, ale tego nie wiesz nigdy czy za jakiś czas, nie będzie chciała wrócić do nich, bo w końcu kiedyś te emocje odpadną i…

Mariusz mam kilku znajomych mężczyzn co wychowywali samotnie dzieci, jak dla mnie taki człowiek ma coś w sobie wiesz! Uwierz mi jedno nikogo wcale nie odstraszasz tym faktem, lecz jest zupełnie odwrotnie wręcz fascynujesz swoją postawą. Jak sam dobrze zauważyłeś to dość rzadkie zjawisko ale jednak z roku na rok przybywa tatusiów, którym sąd przyznaje prawa. Taki człowiek jak Ty pamiętaj zawsze będzie bardzo dobrze i ciepło odbierany wiesz, nie uciekłeś, a pokazałaś swoją klasę, miłość do dzieci, poświęcenie – a myślisz, że kobiety nie szukają takich facetów??? Żebyś się kiedyś nie zdziwił :)

Nazakręcie każdy z moich znajomych, który samotnie wychowywał dziecko bądź dzieci już od kilku lat i ostatni zaledwie od roku żyją w szczęśliwych związkach – nie powiem, że trochę to trwało bo w ostatnim przypadku kilka lat, ale jednak każdy kogoś znalazł. Także wszystko jeszcze przed Toba!!! Ten klasyk – samotna matka z dzieckiem, w ostatnim czasie bardzo się zmienił na korzyść tego samotnego ojca…

Andzia – na wszystko trzeba czasu, ale sama wiesz, że później sam czas bez odpowiedniego działania za wiele już nie wnosi do naszego życie. Bo jak możemy oczekiwać zmiany, siedząc i czekając z założonymi rękami. Piszesz, że zrozumiałaś, a ja się zapytam jak można zrozumieć decyzję kłamcy, oszusta czy też manipulatora ??? Przecież on nigdy nie powie prawdy, tylko zawsze będzie chciał chociaż część winy zrzucić na swoją ofiarę. Dlatego nie ma najmniejszego sensu tracić czasu na zrozumienie postępowania takiego człowieka. Pytanie ile go właśnie straciłaś zanim odpuściłaś??? Andzia 3 lata to szmat czasu, idziesz do przodu przecież sama to zauważyłaś, więc dlaczego czasami wątpisz w siebie ??? Czego się boisz, nowego związku?, przecież to nie wyrok, a może sama po sobie widzisz, że to jeszcze nie ten czas i w wielu dziedzinach musisz jeszcze popracować nad sobą.

Pamiętaj chcąc coś otrzymać, najpierw trzeba coś dać od siebie…

Pozdrawiam Arti!

~Arti

03.10.2021 13:25
Andzia
21 września 2021 o 21:21
Odpowiedz

Są i świetnie sobie radzą!glowa do góry!

~Andzia

21.09.2021 21:21
Andzia
21 września 2021 o 21:17
Odpowiedz

Chłopaki, przypadek sprawił, że przeczytałam artykuł i część komentarzy. Postanowiłam skomentować jednak. Życie nas zaskakuje w najmniej spodziewanym momencie, to wiecie z autopsji. Ze swojej strony mogę tylko dodać, że mnie boli to samo co Was. Nie ma reguły, dobrej rady ani przepisu na szczęście. Czas musi upłynąć, i każdy musi uporać się z tym sam mimo, że "dobrych rad" na pęczki. Jestem 3 lata po rozwodzie, niby się ogarnęłam....odpuscilam, zrozumiałam decyzje drugiej strony. Z czasem teoretycznie łatwiej znaleźć usprawiedliwienie niektórych decyzji lecz nadal faktycznie, ciężko się z tym pogodzić bo rozczarowanie duże. Boję się najbardziej tego, że w miarę upływu czasu nie będę potrafiła stworzyć nic nowego...stanęłam na nogi, sytuacja się poprawiła co do zasady, poszłam do przodu....ale...najsmutniejsze jest to, że dalej wracam do pustego domu, w którym nikt nie czeka ...chociaż był i też nie czekał.. nie wiem co lepsze. Życzę nam wszystkim prawdziwej szczerości wśród spotkanych osób...nic cenniejszego niz dobre słowo powiedziane szczerze i w dobrym momencie. Pozdrawiam z Iławy! Niech mnie ktoś przytuli????

~Andzia

21.09.2021 21:17
Nazakręcie
15 września 2021 o 13:12
Odpowiedz

Mariusz, czuje się wywołany do tablicy :)
Otóż nie do końca jest tak jak myślisz. W moim przypadku jest dwoje dzieci i to do tego, dziewczynek. Dla mnie w przypadku rozpadu związku również się szykuje się opieka nad nimi. Jedna z nich nie ma ochoty mieszkać z matką, a jak dowie się że nie byłyby same, mogłaby tym bardziej mieć ku temu opory, z młodszą jest inaczej, w jej przypadku wchodzi możliwość opieki naprzemiennej. Swoja drogą nie mam pojęcia jak sąd się będzie zapatrywał na taką propozycję, że jedna z córek byłaby tylko przy mnie, a druga naprzemiennie u matki i mnie...
Tak czy siak od kilku miesięcy czuje się jak samotny ojciec, bo matka po wyprowadzce co prawda utrzymuje z nimi kontakt, ale raczej z doskoku, raz zabierze na 5 dni, raz na 1 dzień w tygodniu, bo ma inne plany i to tylko jedną z nich.
Mojej walce o ten związek długo przyświecało dobro dzieciaków i wciąż mam to z tyłu głowy, że matki im nie zastąpię, szczególnie w przypadku starszej z nich gdyby kontakt ograniczał się do kilku dni w miesiacu. W końcu dotarło do mnie, że dzieci są ważne, ale nie można na nich opierać całej motywacji bycia ze sobą.
Dlatego jeżeli dojdzie do rozpadu tego związku nie łudzę się, że będzie łatwo znaleść sobie partnerkę, choćby z uwagi na panujące stereotypy, samotka matka z dziećmi to klasyk, facet to jednak rzadkość.

~Nazakręcie

15.09.2021 13:12
Mariusz
15 września 2021 o 00:31
Odpowiedz

Witajcie po dłuższej przerwie.
Otóż dalej miewam lepsze i gorsze chwile w tym ciężkim położeniu ale widzę i pozytywy tego wszystkiego co wydarzyło się w moim życiu. W tej chwili wiem że przynajmniej nie jestem oszukiwany, bardziej zwracam uwagę na relacje miedzy-ludzkie, staram się więcej rozmawiać z ludźmi. Najgorsze jest to jak widzę moje dzieci które zostały bez matki bo dosłownie je porzuciła i się nie odzywa do nich, o pomocy w utrzymywaniu mogę zapomnieć. Sam wychowywałem się tylko przy matce(ojciec chorował i zmarł jak byłem mały). To mnie najbardziej boli że nigdy nie będą miały normalnej rodziny. Musiałem wynająć adwokata ponieważ nie odebrała pozwu o rozwód od sądu i komornika na dalszym etapie. Sprawa była odwołana. Teraz czekam aż sąd wyznaczy dla niej kuratora dla osoby nieobecnej żeby sprawa mogła się odbyć. Robi dla Mnie cały czas pod górkę bo myśli że w taki sposób uniknie płacenia alimentów. To tylko świadczy o niej i jej stosunku do Mnie i do dzieci. Jej matka powiedziała dla komornika że nie ma z nią kontaktu a wiem że ma na co dzień. Aż nie wieżę w jakiej zatrutej rodzinie byłem. Panowie jesteście w lepszej sytuacji niż ja bo opiekuje się dziećmi i dla mnie będzie o wiele ciężej wyjść na prostą ale się nie załamuję. Znajomi na wieść że jestem samotnym ojcem od praktycznie tego roku są w szoku a mnie to delikatnie krępuje. Ostatnio poznałem dziewczynę(samotną matkę) i też była zdumiona na to że facet jest z dziećmi. Czasem czuję że odstraszam ludzi tym faktem ale staram się patrzeć na to z dobrej perspektywy.
Pozdrawiam i nie łamcie się????

~Mariusz

15.09.2021 00:31