Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

Półka kolekcjonera: Slayer – „South of Heaven”

Muzyka
|
11.03.2024

Po tym, jak zespół Slayer wydał znakomity album „Reign in Blood”, grupa przygotowała kolejne kluczowe dla thrash metalu wydawnictwo – „South of Heaven”. Warto dowiedzieć się więcej na temat płyty, która aż do dzisiaj uznawana jest za jedną z najważniejszych w metalu lat 80. XX wieku.

Tagi: metal , muzyka

„South of Heaven”
Okładka „South of Heaven” | graf. Larry Carroll i Howard Schwartzberg

Reaktywowany niedawno zespół Slayer nagrał jedne z najważniejszych albumów w całej historii thrash metalu. Bez wątpienia tym najbardziej przełomowym był „Reign in Blood” z 1986 roku, który zmienił bieg historii i rozwoju ciężkich brzmień, ale nie mniej istotny okazał się wydany dwa lata później krążek „South of Heaven”. Zespół postanowił nie kopiować tego, co zagrało wcześniej, tylko zaproponował zupełnie inne brzmienie i podejście do tworzenia muzyki. To najlepszy dowód na to, że w przypadku Slayera mówić możemy nie o muzycznych rzemieślnikach, ale artystach z krwi i kości.

Czwarty w dorobku zespołu longplay świetnie się sprzedał, a obecnie uznawany jest za jeden z najważniejszych albumów w historii całego gatunku. Inspirował i nadal inspiruje, a w ocenie niżej podpisanego to drugi najlepszy album w całej niezwykle zróżnicowanej dyskografii Slayera. Zdecydowanie warto zgłębić okoliczności powstania „South of Heaven”...

Inne podejście

Wydany 5 lipca 1988 roku czwarty album Slayera wyprodukowany został przez legendarnego producenta Ricka Rubina, który pracował również przy płycie „Reign in Blood”. Choć skład – Tom Araya, Kerry King, Jeff Hanneman i Dave Lombardo – a także producent się nie zmienili, nie możemy mówić o kopiowaniu pomysłów z płyty, która odniosła sukces. Wymienieni podeszli do nowego zadania z otwartymi głowami, szukając kolejnych dróg ujścia dla twórczej ekspresji. Ostatecznie wszyscy zainteresowani podjęli decyzję, że dobrym pomysłem będzie przygotowanie wolniejszego i potężniej brzmiącego materiału.

Rubin uznał, że najlepszym rozwiązaniem będzie wyeksponowanie perkusji, a także wprowadzenie licznych modyfikacji do brzmienia gitary. Momentami jest ona jakby... zniekształcona. Choć przyniosło to naprawdę interesujący efekt, Kerry King przyznał później, że z całej dyskografii Slayera jego zdaniem najgorzej wypada właśnie na „South of Heaven”. Z pewnością należy liczyć się z tą opinią, ale oceniając całościowo, brzmienie płyty jest naprawdę udane i jest ono – co chyba jeszcze ważniejsze – bardzo oryginalne i wyróżniające się pośród wielu podobnych do siebie albumów thrashmetalowych.

Ciekawostką jest również utwór „Dissident Aggressor”, który pochodzi z dyskografii Judas Priest. To bowiem pierwszy cover, który pojawił się na jakiejkolwiek studyjnej płycie Slayera. Dlaczego zespół postawił właśnie na tę kompozycję? Powodem była wojenna tematyka tekstu, a także fakt, że nie jest to zbyt popularny utwór. Znajdował się jednak wśród piosenek wszelakich, które bardzo cenił Kerry King, co miało decydujące znaczenie podczas podejmowania decyzji o przygotowaniu przeróbki.

Większość muzyki na „South of Heaven” przygotował Jeff Hanneman. Otrzymał on w trzech przypadkach wsparcie od Kinga („Silent Scream”, „Mandatory Suicide” i „Ghosts od War”). Jeśli chodzi natomiast o teksty, to odpowiedzialni byli za nie wszyscy członkowie Slayera poza perkusistą, Dave’em Lombardo, który rzadko kiedy był zaangażowany w sam proces pisania utworów.

Zespół na „nie”, fani na „tak”

Zaraz po premierze płyta „South of Heaven” zebrała bardzo pochlebne recenzje, a także świetnie się sprzedawała. Zważywszy na fakt, że mówimy o muzyce niszowej, pojawienie się na liście Billboard 200 (57. lokata) uznać należy za duży sukces. Ostatecznie tylko na terenie Stanów Zjednoczonych czwarty longplay Slayera rozszedł się w nakładzie przekraczającym pół miliona egzemplarzy. Dobrze sprzedawał się również w Wielkiej Brytanii oraz Kanadzie.

Szczególnie dużym uznaniem cieszył się (i nadal cieszy) utwór otwierający płytę, czyli tytułowy „South of Heaven”. Zresztą jako jedyny opublikowany został w formie singla promującego to wydawnictwo. Nie ma jednak podstaw, żeby stwierdzić, iż zaledwie jeden fragment stanowi o jakości płyty. Każdy, kto miał z nią styczność, potwierdzi, że muzycznie jest przemyślana i świetnie odegrana od początku do końca, a wśród wyróżniających się utworów są przecież bardzo udane „Mandatory Suicide”, „Live Undead” czy „Behind the Crooked Cross”.

Album „South of Heaven” to jeden z niewielu przypadków płyty, z której niezadowoleni byli jej twórcy, a ona sama spotkała się z bardzo ciepłym przyjęciem ze strony słuchaczy oraz krytyków. Z perspektywy czasu ocenić możemy zresztą, już bardziej obiektywnie, że płyta okazała się bardzo ważna w kontekście popularyzacji thrash metalu, a znajdujący się na niej materiał brzmi świeżo nawet dzisiaj, czyli dobrze ponad 30 lat po premierze. Nie uważam, że to lepszy album od „Reign in Blood”, ale niewiele mu do tego poziomu brakuje.

Michał Grzybowski

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie