Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

Jeff Hanneman ze Slayera – z piekła rodem

Muzyka
|
21.01.2023

Znany z występów w zespole Slayer Jeff Hanneman był nie tylko świetnym gitarzystą, ale też jeszcze lepszym kompozytorem. Jego przedwczesna śmierć wywołała ogromne poruszenie w świecie metalu. Muzyk był inspiracją dla kolejnych pokoleń artystów, a jego twórczość zachwyca aż do dzisiaj.

Jeff Hanneman – zdjęcie gitarzysty
Jeff Hanneman w 2009 roku | fot. Victoria Morse

Jeff Hanneman urodził się w 1964 roku w Oakland. Pochodził z rodziny weteranów wojennych. Jego ojciec walczył w Normandii. Choć był pochodzenia niemieckiego, był żołnierzem alianckim. Dziadek Jeffa również był miał za sobą karierę wojskową. To prawdopodobnie oni zaszczepili w nim zainteresowanie historią i militariami, szczególnie tymi z okresu II wojny światowej.

Kariera muzyczna Hannemana rozpoczęła się w 1981 roku, gdy spotkał się z Kerrym Kingiem, późniejszym liderem zespołu Slayer. Obaj panowie początkowo wykonywali covery znanych metalowych zespołów – Judas Priest czy Iron Maiden. W pewnym momencie padł jednak pomysł, że nagrać coś własnego. Zespół uzupełniony został o pochodzącego z Kuby perkusistę Dave’a Lombardo, a także wokalistę narodowości chilijskiej, Toma Arayę. Tak powstała jedna z najważniejszych metalowych formacji w historii. Co ciekawe, istniała spora szansa, że będzie ona nazywał się nie Slayer, a Wings of Fire. Ostatecznie jednak, po głosowaniu, postawiono na nazwę, którą tak dobrze znają wszyscy miłośnicy ciężkich brzmień.

Serce i dusza Slayera

Choć formalnie liderem Slayera od początku był Kerry King, pierwsze skrzypce jako kompozytor od samego początku grał Jeff Hanneman. Oczywiście nie zawsze pracował sam, ponieważ często pisał utwory ze wsparciem Kinga i Arayi, ale to właśnie spod jego ręki wyszły praktycznie wszystkie najważniejsze przeboje Slayera. Gitarzysta podczas pisania tekstów inspirował się wydarzeniami historycznymi, ze szczególnym naciskiem na II wojnę światową, którą od zawsze się interesował.

Żeby nie być gołosłownym. Jeff Hanneman był autorem lub współautorem takich kompozycji jak: „South of Heaven” (muzyka), „Angel of Death” (muzyka i słowa), „Raining Blood” (muzyka i słowa wraz z Kingiem), „Die by the Sword” (muzyka i słowa), „Fight till Death” (muzyka i słowa), „Bloodline” (współautor muzyki i słów)... Można tak wymieniać i wymieniać, co doskonale pokazuje, jak duży wpływ na rozwój i twórczość Slayera miał Hanneman. Jednocześnie nie można zapominać, że był gitarzystą dysponującym świetną techniką oraz ogromną wyobraźnią, dlatego odtwarzanie cudzych utworów tak szybko go znudziło. Chciał nie tylko komponować, ale również grać – zarówno w studiu, jak i na żywo – swoje utwory.

Spełnił to marzenie, a wszystko dlatego, że Slayer stał się jednym z najważniejszych zespołów metalowych lat 80. XX wieku. Nie można powiedzieć, że to zasługa jedynie Jeffa, ponieważ ogromny wpływ na twórczość formacji mieli również King, Araya oraz – to już w nieco mniejszym stopniu – Lombardo. Działali jak dobrze naoliwiona maszyna, w której – jak to niestety zwykle bywa – w końcu doszło do zgrzytu. Najwięcej problemów z pozostaniem członkiem zespołu miał perkusista, który pierwszy raz odszedł ze Slayera w 1986 roku, żeby niedługo później do niego powrócić. A później znów odejść i znów powrócić. Zastępowali go Paul Bostaph oraz Jon Dette.

Ostatecznie nie wpłynęło to na samego Hannemana. On skupiał się na ciągłym rozwijaniu zespołu, który tak bardzo kochał. Choć zdarzało mu się współpracować z innymi wykonawcami, nigdy nie stracił zainteresowania Slayerem. Pisał i komponował z myślą o kolejnych wydawnictwach. Te w drugiej połowie lat 90. i później w XXI wieku nie były tak przełomowe, jak „Reign in Blood” (1986) czy „South of Heaven” (1988), ale muzyka zespołu zawsze trzymała poziom, pozostając w klimatach szeroko rozumianego thrash metalu. Zresztą grupa uznawana jest za jednego z najważniejszych przedstawicieli tego gatunku. Powiedzieć, że duża zasługa w tym Hannemana, to jakby niczego nie powiedzieć. Był jedną z najbardziej inspirujących osób na całej scenie, stanowiąc wzór do naśladowania dla początkujących muzyków.

Pożegnany zbyt wcześnie

Nie ma wątpliwości co do tego, że na początku drugiej dekady XXI wieku Hanneman nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Wtedy jednak zaczęły się jego problemy, które doprowadziły ostatecznie do przedwczesnej, niespodziewanej śmierci. Na początku 2011 roku poinformowano, że gitarzysta ma martwicze zapalanie powięzi, które spowodowane zostało – tak przynajmniej sądzono – ugryzieniem pająka. Zespół zdecydował się wyruszyć w trasę bez Hannemana, którego zastąpił Gary Holt. Informowano, że to decyzja tymczasowa, a Jeff wróci do składu, gdy tylko wydobrzeje. Wydawało się, że tak się stanie – w 2012 roku pojawiły się bowiem informacje, że z gitarzystą jest coraz lepiej.

Kerry King w lutym 2013 roku podał do publicznej wiadomości, że stan zdrowia Hannemana pogarsza się, dlatego nie będzie w stanie ani grać, ani pracować w studiu nagraniowym. Fani byli zaniepokojeni. Całkiem słusznie, ponieważ niedługo później – 2 maja 2013 roku – poinformowano o śmierci gitarzysty. Jeff Hanneman zmarł w szpitalu w Los Angeles. Początkowo podano, że przyczyną zgonu była niewydolność wątroby, ale ostatecznie sprecyzowano, że chodziło o alkoholową niewydolność wątroby. Potwierdziło się najgorsze – pozbawiony możliwości pracy i tworzenia Hanneman oddał się zabójczemu nałogowi.

Należy w tym miejscu wspomnieć, że Hanneman w okolicach przełomu wieków postanowił zerwać z uzależnieniem od leków i kokainy. Decyzję podjęli wspólnie z Arayą, gdy dostrzegli, że to najkrótsza droga do przedwczesnej śmierci. Niestety, gitarzysta nie potraktował problemu alkoholowego równie poważnie, co miało swoje tragiczne zakończenie. W takich okolicznościach odszedł jeden z najwybitniejszych kompozytorów metalowych w historii, Jeff Hanneman. Pozostała nam jedynie (albo aż) muzyka, którą stworzył...

Michał Grzybowski

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (2) / skomentuj / zobacz wszystkie

PI Grembowicz
21 września 2023 o 10:09
Odpowiedz

Tak, te najlepsze kompozycje S to są właśnie jego.

~PI Grembowicz

21.09.2023 10:09
Paweł Kopeć
27 czerwca 2023 o 08:47
Odpowiedz

Slayer, czyli stara miłość od pierwszej płyty!
Te emocje i skoki ciśnienia!
Palpitacje serca.
Ogień.

~Paweł Kopeć

27.06.2023 08:47
1