Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

„Najwspanialsza noc w historii popu” – recenzja dokumentu z Netfliksa

Książka, film
|
09.02.2024

28 stycznia 1985 roku w A&M Studios w Los Angeles doszło do wydarzenia bez precedensu. W jednym miejscu spotkali się najwięksi i najważniejsi amerykańscy wokaliści i kompozytorzy, żeby zjednoczyć się w ważnej sprawie – pomocy głodującym w Afryce. Właśnie o tym opowiada film dokumentalny „Najwspanialsza noc w historii popu”.

Tagi: rock , muzyka

„We Are The World”
Gwiazdy wykonujące „We Are The World” | mat. pras.

Pokuszę się o stwierdzenie, że utwór „We Are The World” słyszał każdy z nas. A na pewno większość. To bowiem kompozycja ikoniczna, która stanowiła dowód na to, że wielkie indywidualności, często z wybujałym ego, potrafią się zjednoczyć w słusznej sprawie. Wydany w marcu 1985 roku utwór stał się wielkim przebojem lat 80., a dochód, który wygenerował – prawie 90 milionów dolarów – przeznaczony został na cele dobroczynne. Konkretnie pomoc głodującym w Afryce.

W studiu A&M w Los Angeles pojawili się między innymi Lionel Richie, Stevie Wonder, Kenny Rogers, Tina Turner, Billy Joel, Bob Dylan, Ray Charles czy Michael Jackson. Wszystko, co napisałem powyżej, to wiedza ogólna – każdy nawet mniej zorientowany w muzyce popularnej o tym wszystkim wie od bardzo dawna. Na pewno jednak wielu zadawało sobie pytanie, jak to w ogóle się udało? Jakim sposobem w tym samym miejscu i czasie zebrało się prawie pięćdziesięciu światowej sławy twórców? Na te (i wiele więcej) pytań odpowiada dokument Netfliksa zatytułowany „Najwspanialsza noc w historii popu” (ang. „The Greatest Night in Pop”).

„Najwspanialsza noc w historii popu” – plakat
„Najwspanialsza noc w historii popu” – plakat | mat. pras.

Wydarzyła się magia

Twórcą filmu jest Bao Nguyen, który w 2020 roku przygotował film „Bruce Lee. Bądź jak woda”. Pojawili się w nim, jako zaproszeni goście, Lionel Richie, Cyndi Lauper, Bruce Springsteen, Sheila E. czy Huey Lewis, a także osoby z obsługi technicznej, które pracowali podczas rejestrowania wydarzeń z A&M Studios w Los Angeles.

Twórcy podeszli więc do tematu kompleksowo, ale – na całe szczęście – produkcja nie skupia się na prezentowaniu gadających głów. Oczywiście wspomniani wcześniej odgrywają ważną rolę narracyjną, a także raz na jakiś czas rzucą ciekawostką, ale kluczowe przy tworzeniu dokumentu okazały się archiwalne nagrania pochodzące bezpośrednio ze studia nagraniowego, w którym wydarzyło się coś, co już dawno przeszło do historii – nie tylko muzyki, ale również humanitaryzmu.

Najwięcej wniósł do całej opowieści Lionel Richie, który był bezpośrednio zaangażowany nie tylko w sam proces nagrywania „We Are The World”, ale odegrał również kluczową rolę w procesie pisania kompozycji, a także organizowania czegoś, co pozornie wydawało się nie do zorganizowania. Bo jak sprawić, żeby w jednym miejscu pojawiło się prawie pięćdziesiąt gwiazd muzyki – ludzi zapracowanych, którzy mają wiele różnych zajęć, a dodatkowo takich, z którymi nie zawsze współpracuje się lekko i przyjemnie? Dokument dużo miejsca i czasu poświęca temu procesowi, co w mojej ocenie jest jego największą wartością – bo te logistyczne puzzle były kluczem do tego, co stało się później.

W samym studiu również nie obyło się bez problemów. Wszystko musiało bowiem zostać przygotowane w jedną noc. Wiele miejsca poświęcono pracy, jaką wykonał legendarny producent, Quincy Jones. To on sprawił, że całe to przedsięwzięcie doszło do skutku, choć wyraźnie podkreślono, że równie dużą pracę wykonał Richie, a wszystko swoją charyzmatyczną osobowością spiął Stevie Wonder. Sporo miejsca poświęcono też oddaniu, z jakim do projektu podszedł Michael Jackson. Nieprzyzwyczajeni do takich warunków artyści cierpieli wszelakie niewygody, ale mimo wszystko zjednoczyli się we wspólnym dążeniu do ukończenia czegoś, co niedługo później stało się najwspanialszą nocą w historii popu. A jaki napis widniał przed wejściem do studia? „Ego zostawiamy na zewnątrz”. Bardzo wymowne.

Pozycja obowiązkowa

Film przygotowany dla platformy Netflix, trwający ponad półtorej godziny, ogląda się z zapartym tchem. Jest świetnie zmontowany, a przewaga bardzo ciekawych ujęć archiwalnych nagranych w A&M Studios jest w mojej ocenie kluczem do sukcesu tej produkcji. Wzrusza i ekscytuje. W końcu jest rzadką okazją do spojrzenia na gwiazdy muzyki jak na ludzkie istoty – ich słabości i słabostki, przyzwyczajenia i dziwactwa. Nic, co działo się w czasie tej wyjątkowej nocy, nie zostało wyreżyserowane. To się czuje, i to jest magiczne.

Mam jednocześnie świadomość, że przekaz został odpowiednio przypudrowany i wypolerowany. Pojawiają się wzmianki o różnych incydentach (jeden z muzyków opuścił studio wyraźnie zniesmaczony, a inny miał problemy przez zbyt dużo wypitego wina), ale generalnie sama produkcja ma podniosły wydźwięk. Stanowi raczej hołd dla wydarzeń ze stycznia 1985 roku, a nie krytykę tych wydarzeń. Ja to oczywiście rozumiem, ponieważ wyciąganie brudów i kontrowersji po prawie 40 latach od tego wielkiego dnia byłoby po prostu nieodpowiednie i niepotrzebne.

Uważam, że każdy, kto choć trochę interesuje się muzyką, powinien poznać film dokumentalny odsłaniający kulisy powstania jednego z najważniejszych utworów w historii – „We Are The World”. To prawdziwy rollercoaster emocji i dzieło – oceniając już od strony technicznej – wykonane w sposób perfekcyjny.

„Najwspanialsza noc w historii popu” wzrusza, bawi i zapewnia ogromną dawkę różnorakich emocji – czy powinniśmy wymagać czegoś więcej od filmu dokumentalnego?

Michał Grzybowski

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie