Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

Półka kolekcjonera: Pink Floyd – „The Division Bell”

Muzyka
|
07.05.2024

Niedawno album „The Division Bell” świętował trzydziestolecie powstania, a to dobra okazja, żeby nieco bliżej przyjrzeć się czternastej i najpewniej przedostatniej płycie studyjnej w dorobku kultowego Pink Floyd. To na niej znalazł się świetny utwór „High Hopes”, ale jest dużo więcej powodów, żeby raz na jakiś czas wrócić do „The Division Bell”.

Tagi: rock , muzyka

„The Division Bell”
Okładka płyty „The Division Bell” | mat. pras.

Historia Pink Floyd to nieustająca walka, starcie charakterów i przebłysk geniuszu – jak nie Gilmoura, to Watersa, jak nie Wrighta to Masona. Grupa uznawana jest za jedną z najważniejszych w całej historii muzyki rockowej i chyba nikt nie będzie z tym stwierdzeniem polemizował. To pod tym szyldem pojawiły się kultowe obecnie płyty „The Dark Side of the Moon”, „Animals” czy „The Wall”.

Po odejściu Watersa w 1985 roku (dołączył do składu na chwilę w 2005 roku) na czele Pink Floyd stanął David Gilmour. Człowiek szalenie utalentowany, który jednak nie zawsze potrafił udźwignąć ciężar oczekiwań, co sprawiło, że bez Watersa udało się wydać tylko trzy płyty – jedną z nich jest „The Division Bell” z 1994 roku. W ocenie wielu jest to album bardzo niedoceniany, o którym mówi się zdecydowanie zbyt mało. Kilka tygodni temu przypadała trzydziesta rocznica wydania tego właśnie longplaya, a to doskonała okazja, żeby przybliżyć okoliczności jego powstania.

Praca zespołowa

„The Division Bell” to nie tylko powrót Pink Floyd do korzeni muzycznych z lat 70. XX wieku, ale również album pełen symboliki i refleksji nad współczesnym społeczeństwem. Temat komunikacji i kontaktów międzyludzkich, który przewija się przez teksty utworów, staje się metaforą głębszych relacji i sposobu, w jaki się porozumiewamy. Większość wyśpiewanych przez Gilmoura tekstów przygotował sam lider, ale – stawało się to powoli tradycją – w całym procesie wspierała go Polly Samson, prywatnie jego żona. Współautorem dwóch utworów jest Nick Laird-Clowes, natomiast „Wearing the Inside Out” napisał Anthony Moore.

Warto zauważyć, że współpraca z nowymi muzykami, takimi jak Guy Pratt, otworzyła przed zespołem nowe możliwości w zakresie odświeżenia brzmienia, co jest zauważalne szczególnie w warstwie instrumentalnej albumu. Dynamiczne partie basu oraz bogate aranżacje klawiszowe dodają głębi i różnorodności dźwiękom płynącym z czternastego longplaya Pink Floyd. Głównym kompozytorem był oczywiście Gilmour, którego niekiedy wspierał Richard Wright, a także – w przypadku piosenki „Take It Back” – producent Bob Ezrin.

Proces wyboru utworów na album był bardzo skrupulatny, ale i demokratyczny, co miało pozwolić na stworzenie dzieła bardziej przemyślanego i zróżnicowanego. Niekiedy mówi się, że „The Division Bell” to w zasadzie solowe wydawnictwo Gilmoura, ale jest to stwierdzenie niesprawiedliwe i niemające potwierdzenia w relacjach współtwórców płyty. Oczywiście, lider odegrał w procesie kluczową rolę, ale wielokrotnie podkreślano, że liczył się ze zdaniem swoich przyjaciół i współpracowników – Nicka Masona, Richarda Wrighta oraz Boba Ezrina, który otrzymał od Floydów bardzo duży kredyt zaufania.

Nazwa płyty, „The Division Bell”, zaproponowana przez Douglasa Adamsa, ma wiele warstw znaczeniowych. Oprócz oczywistego nawiązania do polityki (Division Bell to nazwa dzwonu, który uruchamiany jest w brytyjskim parlamencie w celu wezwania członków izby do głosowania), dzwon ten może być także interpretowany jako symbol podziałów społecznych, które stawały się coraz wyraźniejsze w latach 90., czyli w momencie nagrywania płyty. To zaproszenie do refleksji nad jednością i potrzebą wzajemnego zrozumienia. Możemy więc mówić o dużej uniwersalności, ponieważ podobne hasła są boleśnie aktualne również dzisiaj.

Motorem napędowym podkręcającym sprzedaż płyty „The Division Bell” okazał się ostatni na płycie utwór „High Hopes”, który w całości napisany został przez Gilmoura. Choć trudno mówić tutaj o pozycji radiowej, ponieważ piosenka trwa ponad osiem i pół minuty, dla odbiorców rocka progresywnego nie miało to znaczenia – zresztą zespół Pink Floyd ma na koncie wiele rozbudowanych kompozycji, co zdaniem niektórych jest ich znakiem rozpoznawczym. Warto jednak docenić płytę jako całość, ponieważ wszystkie utwory, które na nią trafiły, są małymi dziełami sztuki. Potwierdzeniem kunsztu ich twórców.

„The Division Bell” – niesamowita okładka

Storm Thorgerson, wieloletni współpracownik Floydów, jest odpowiedzialny oprawę graficzną albumu. Wzniósł on dwie kilkumetrowe metalowe głowy na polu w pobliżu Stuntney w Cambridgeshire. Rzeźby zostały ustawione razem i sfotografowane z profilu – mogą być postrzegane jako dwie twarze rozmawiające ze sobą lub jako pojedyncza twarz. Światła pomiędzy nimi to efekt wykorzystania reflektorów punktowych. 

Rzeźby zostały zaprojektowane przez Keitha Breedena i zbudowane przez Johna Robertsona. Na horyzoncie widoczna jest katedra w Ely. Zdjęcia zostały wykonane w lutym, aby zapewnić optymalne warunki oświetleniowe. W 2017 roku głowy zostały przeniesione do londyńskiego Muzeum Wiktorii i Alberta i stanowią część wystawy poświęconej Pink Floyd.

Alternatywna wersja zdjęcia z okładki, przedstawiająca dwie 7,5-metrowe kamienne rzeźby autorstwa Adena Hynesa, została wykorzystana na wydaniu kasety magnetofonowej i broszurze z trasy koncertowej. 

„The Division Bell” - okładka alternatywna
Alternatywna wersja okładki „The Division Bell” | mat. pras.

Komercyjny sukces

Album „The Division Bell” okazał się również sprzedażowym hitem. Oczywiście daleko mu do wyników osiągniętych przez „The Dark Side of the Moon”, ale ponad 7 milionów sprzedanych egzemplarzy wciąż robi ogromne wrażenie. Płyta, która ukazała się 28 marca 1994 roku, oczywiście największym zainteresowaniem cieszyła się w Stanach Zjednoczonych (3,3 mln), ale również w Wielkiej Brytanii, Włoszech, Francji czy Kanadzie. Również w Polsce album „The Division Bell” pokrył się platyną – sprzedano ponad 20 tysięcy egzemplarzy.

Trasa koncertowa promująca „The Division Bell” wystartowała już dwa dni po wydaniu albumu, a zespół na początek wystąpił na stadionie Joe Robbie pod Miami. Wśród muzyków wspomagających znaleźli się Sam Brown, Jon Carin, Claudia Fontaine, Durga McBroom, Dick Parry, Guy Pratt, Tim Renwick i Gary Wallis. Oczywiście Gilmour i spółka w czasie tournée wykonywali również swoje największe przeboje pochodzące z wydawanych w poprzednich dekadach kultowych albumów. W czasie kolejnych miesięcy Pink Floyd zagrał również w Kanadzie i przeniósł się do Europy. Wszystko zakończyło się pod koniec października 1994 roku. Szacuje się, że łączna liczba sprzedanych biletów wyniosła ponad 5,3 miliona, a dochód brutto – około 100 milionów dolarów.

„The Division Bell” było wielokrotnie wznawiane, między innymi z okazji 20- i 25-lecia publikacji. Zwykle album wzbogacany był o niepublikowane wcześniej utwory, zdjęcia i inne materiały promocyjne.

„The Division Bell” w wersji deluxe
Wznowienie „The Division Bell” z okazji 20-lecia wydania w wersji deluxe | mat. pras. 

Michał Grzybowski

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie