Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

Coma – zespół skrajnych emocji

Muzyka
|
21.08.2022

Istniejący przez ponad dwie dekady zespół Coma uznawany jest za jednego z czołowych przedstawicieli krajowego rocka. Zespół osiągnął niekwestionowany sukces, ale jego popularność nie dla wszystkich była zrozumiała. Bo faktycznie formacja budziła u odbiorców skrajne emocje – jedni ją kochali, inni nienawidzili...

Tagi: rock , muzyka

Zdjęcie zespołu Coma
Zespół Coma | fot. J. Łobodzińska / mat. pras.

Na krajowym podwórku Coma osiągnęła duży sukces. Wydawnictwa zespołu regularnie pojawiały się na czołowych miejscach listy sprzedaży, a muzycy byli chętnie zapraszani na największe imprezy. Trasy koncertowe Łodzian cieszyły się ogromnym zainteresowaniem. W swojej twórczości łączyli oni rocka alternatywnego z grunge’em, niekiedy sięgając nawet po ostrzejsze, bardziej metalowe inspiracje.

Wejście smoka

Trzeba przyznać, że to się sprawdziło, a duża w tym zasługa znakomitego debiutu, czyli opublikowanej w 2004 roku płyty „Pierwsze wyjście z mroku”. To właśnie na tym wydawnictwie znalazł się chyba najbardziej rozpoznawalny utwór Comy – „Leszek Żukowski”. O formacji, w której występowali wówczas Piotr Rogucki, Tomasz Stasiak, Marcin Kobza, Dominik Witczak i Rafał Matuszak zrobiło się głośno. Hardrockowe alternatywne brzmienie było powiewem świeżego powietrza na polskiej scenie, a głębokie, poetyckie teksty Roguckiego dowodziły, że mamy do czynienia z ambitnym muzycznym projektem.

Ceniono również fakt, że zespół jest w swojej twórczości bezpardonowy, a najlepszym dowodem na to niech będzie utwór „Nie wierzę skurwysynom”, który pokazuje buntownicze oblicze łódzkiej formacji. Trzeba przyznać, że wejście na polską scenę muzyczną – choć debiut pojawił się dopiero 6 lat po sformowaniu Comy – było z przytupem. W kolejnych latach grupa korzystała z tego mocnego startu, wydając kolejne albumy.

Można jednak odnieść wrażenie, że w pewnym momencie, czyli w połowie drugiej dekady XXI wieku, ta prąca do przodu machina się zblokowała. Niektórzy mówią nawet, że ostatnie albumy to przerost formy nad treścią. Choć sprzedaż albumów wciąż była na przyzwoitym poziomie, na Comę spadła spora fala krytyki – również ze strony miłośników ich twórczości z początku kariery. Co wywołało kryzys, który doprowadził do rozwiązania zespołu w 2019 roku? Zespołu, który wciąż mógł tworzyć i jeszcze nie raz zaskoczyć miłośników rocka w Polsce?

Coś poszło nie tak?

W dyskografii Comy znalazły się świetne płyty. Poza wspomnianym debiutem chociażby „Hipertrofia” z 2008 roku. Trzy lata później pojawił się nie mniej udany piąty album formacji, który zawędrował – podobnie jak poprzednie dwa – na szczyt listy OLiS. Wydawało się, że muzycy z Łodzi znaleźli patent na tworzenie ciekawych i spójnych stylistycznie wydawnictw, które jednocześnie trafiają do szerokiego grona odbiorców. Problemy zaczęły się jednak pojawiać w 2016 roku, gdy światło dzienne ujrzał krążek „2005 YU55”. Recenzenci ocenili go przeciętnie, a miłośnicy rocka nie do końca zrozumieli koncepcję, która przyświecała twórcom. Bo faktycznie poeksperymentowali z brzmieniem i samym zamysłem.

Oczywiście jedna słabsza płyta, szczególnie że stanowiąca formę poszukiwania nowych muzycznych obszarów, to jeszcze nic strasznego. Wiele zespołów ma takie w swojej dyskografii. Ze zdziwieniem przyjęto jednak próbę Comy w pójście, przynajmniej pozorne, w muzykę metalową. Bo wydany w 2017 roku album „Metal Ballads vol. 1”ponownie okazał się trudny do jednoznacznej oceny. Kolejny raz pojawiły się zarzuty o przekombinowanie, a także brak wizji. Mieszane recenzje sprawiły, że również sprzedaż płyty była gorsza niż poprzednich, choć najniższy stopień podium na liście OLiS to wciąż dobry wynik.

Dyskografię zespołu zamyka album „Sen o 7 szklankach”, który pojawił się w 2019 roku. Był to kolejny muzyczny eksperyment, ponieważ Coma nagrała swoje wersje popularnych utworów z filmów i bajek dla dzieci. Tak zespół tłumaczył tę decyzję:

Z początku myśleliśmy o piosenkach z polskich filmów, ostatecznie dochodząc do wniosku że najbarwniejsze najbardziej wieloznaczne i pełne fantazji tematy odkrywamy w piosenkach z Pana Kleksa. Idąc tym tropem, zdecydowaliśmy się na program oparty na piosenkach z filmów i programów dla dzieci. Dzisiaj jako dorośli ludzie opowiadamy te piosenki na nowo z zupełnie innej perspektywy. Pracując nad materiałem, próbowaliśmy wyeksponować maksymalnie dziwność i uniwersalny przekaz tych piosenek, przepuścić je przez rockowy magiel Comy i uzyskać ponadgodzinny mocny, trochę nostalgiczny i transowy koncert, uzupełniony wizualizacjami z filmów.

Trzeba oddać muzykom, że wykazali się odwagą, publikując ten album. Jest to bez wątpienia ciekawy materiał, ale na pewno nie stanowił tego, na co liczyli miłośnicy twórczości Comy z pierwszych lat działalności. Po premierze ósmej płyty wydawało się, że formuła się wyczerpała. Zespół był podobnego zdania, ponieważ poinformował o zawieszeniu działalności po 21 latach na scenie.

Wszystko zakończyło się trasą koncertową o wiele mówiącej nazwie „Game Over”. Sale, w których występowała formacja, pękały w szwach. Wszyscy chcieli posłuchać „Los cebula i krokodyle łzy”, „Spadam”, „To tysięcy jednakowych miast” czy „Leszka Żukowskiego” po raz ostatni. Nie powinno to dziwić – Coma napisała piękną historię, stając się jednym z najważniejszych polskich wykonawców rockowych XXI wieku.

Stęsknieni za członkami Comy wciąż mogą zobaczyć ich na żywo, ale już nie razem. Wokalista współtworzy obecnie duet Karaś/Rogucki, natomiast instrumentaliści zaprosili do współpracy Abradaba i sformowali zespół Ka$hell. Dobre i to…

Michał Grzybowski

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie