Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

„Pan Samochodzik i templariusze” od Netfliksa. Granie na nostalgii? [RECENZJA]

Książka, film
|
13.07.2023

Choć powinniśmy się cieszyć, że gigant streamingu postanowił wyłożyć niemałą kwotę na adaptację powieści Zbigniewa Nienackiego, historia z „Wiedźminem” pokazuje, że to wcale nie musi być dobra wiadomość. W bibliotece Netfliksa pojawił się właśnie film „Pan Samochodzik i templariusze”. Chyba wypada powiedzieć – niestety...

Tagi: film dla faceta po 40.

„Pan Samochodzik i templariusze” – kadr
Pan Samochodzik według Netfliksa | fot. mat. pras.

O tym, że Netflix wziął się za przygotowanie filmowej interpretacji książki „Pan Samochodzik i templariusze” wiemy od kilku miesięcy. To pozornie dobra wiadomość, bo przecież serial – skądinąd bardzo udany – powstał ponad pół wieku temu. Brylował w nim niezawodny Stanisław Mikulski, a sam tytuł jeszcze na wiele lat po premierze cieszył się uznaniem – zarówno wśród młodzieży, jak i dorosłych. Na pewno jednak, biorąc chociażby pod uwagę współczesne możliwości techniczne, można było spodziewać się, że dzieło Nienackiego otrzyma drugą młodość. Że jego twórczość po dekadach będzie bawić i uczyć kolejne pokolenie.

Za reżyserię filmu „Pan Samochodzik i templariusze” odpowiada Antoni Nykowski, który pracował na scenariuszu Bartosza Sztybora. W tytułową rolę wcielił się Mateusz Janicki („Wołyń”, „Lejdis”, „Planeta singli”), a partnerowali mu Sandra Drzymalska, Maria Dębska, Jacek Beler czy Anna Dymna. Produkcja zadebiutowała w bibliotece platformy Netflix 12 lipca.

Nie tak to miało wyglądać...

Już rzut oka na pierwsze sceny utwierdził mnie w przekonaniu, że twórcy postanowili stworzyć alternatywną wersję przygód pana Samochodzika. Bo choć tytuł się zgadza, cała reszta... nie. O samochodzie, którego zdjęcia Netflix pokazał kilka tygodni temu, powiedziano już chyba wszystko – nijak ma się do tego, co na kartach powieści napisał Nienacki. Powiedzmy jednak, że byłem skłonny przymknąć na to oko. Netfliksowy samochód to jakaś dziwna wariacja na temat polskiej motoryzacji, co powiedzmy jako tako się broni. Zresztą nie oszukujmy się – to, czym jeździ główny bohater, to sprawa drugorzędna. Pierwszorzędną jest fabuła.

„Pan Samochodzik i templariusze” – plakat
Plakat filmu „Pan Samochodzik i templariusze” | mat. pras.

I tutaj, może was zaskoczę, nie jest wcale tak źle. To taki Indiana Jones w wersji ekonomicznej, ale ogólnie trzyma się kupy. Historia ma sens, akcja jest wartka, a wszystko prowadzi nas do względnie udanego finału. Problem jednak w tym, że praktycznie żadna scena i żadne wydarzenie nie pochodzi z kart powieści Nienackiego. Nie tak dawno recenzowałem najnowsze odcinki serialu „Wiedźmin” i miałem déjà vu – niby postacie nazywały się znajomo, ale wszystko, co widziałem, nie miało swojego odzwierciedlenia w materiale źródłowym, czyli w tym wypadku książkach Sapkowskiego. „Pan Samochodzik i templariusze” cierpi na dokładnie tę samą przypadłość.

Ja nawet lubię, kiedy twórcy bawią się formą, idąc w niektórych przypadkach na przekór fabule książki. Coś zmieniają, żeby nieco zaszokować widzów, ale ostatecznie doprowadzają nas do finału, który znamy z powieści. To jest fajne i odświeżające. Szczególnie że serial z Mikulskim dość dobrze oddawał ducha prozy Nienackiego. Netflix w tych okolicznościach, żeby nie zostać posądzonym o kopiowanie dzieła sprzed ponad pół wieku, miał prawo pójść w innym kierunku, nieco inaczej interpretując i przedstawiając określone wydarzenia. Szkoda jednak, że w tym wypadku twórcy poszli nie o jeden, ale o kilkanaście kroków za daleko.

Widzowie po obejrzeniu filmu „Pan Samochodzik i templariusze” zaczęli wylewać swoje żale – czy to w mediach społecznościowych, czy też w popularnych portalach o filmach. Ja to rozumiem, ponieważ są rozczarowani. Nie poziomem tej produkcji, takie przynajmniej mam wrażenie, ale zawiedzionymi oczekiwaniami. Dla wielu facetów po 40. „Pan Samochodzik i templariusze” to pozycja kultowa, dzieło, na którym się wychowali. Kiedy więc ktoś bierze ważną dla nich książkę i przerabia na swoją modłę, pozostawiając jedynie tytuł i imiona bohaterów, mają pełne prawo się zdenerwować.

A najciekawsze w tym wszystkim jest to, że „Pan Samochodzik i templariusze” w wydaniu netfliksowym to niezły scenariusz i kilka ciekawych zagadek. To film, przy którym można się dobrze bawić, ale pod jednym warunkiem – że nie ma się z tyłu głowy tego, jak wyglądał materiał źródłowy. Podeprę się jeszcze raz przykładem tego nieszczęsnego „Wiedźmina”, czyli serialu, który na świecie jest niezwykle popularny i gdzie zbiera pochlebne recenzje. Wszystko dlatego, że odbiorcy z innych krajów nie znają prozy Sapkowskiego. W przypadku „Samochodzika” może dojść do tej samej sytuacji – tytuł zbierze niezłe oceny, ponieważ to udane kino przygodowe, ale nie w Polsce. Bo, nie oszukujmy się, twórczość Nienackiego znana jest tylko w naszym kraju, a Niemcy, Francuzi czy tym bardziej Amerykanie nie mają bladego pojęcia, kim był ten człowiek. W ich przypadku odbiór filmu będzie zupełnie inny.

Co zrobić z tym nowym Samochodzikiem?

Choć zwykle nie jestem aż tak jednoznaczny, „Pan Samochodzik i templariusze” to film, którego wam nie polecam. Szczególnie jeśli znacie materiał źródłowy i z nostalgią wspominacie serial z Mikulskim. Po seansie netfliksowej interpretacji będziecie w najlepszym wypadku znudzeni, a co bardziej prawdopodobne – poirytowani. Nie dlatego, że to taki zły film, tylko dlatego, że to bardzo zła interpretacja niezłej książki. W tym wypadku można jedynie zapytać – po co tak drastycznie zmieniać historię, która była naprawdę dobrze poprowadzona? Pozostawię to jednak bez odpowiedzi.

Michał Grzybowski

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (5) / skomentuj / zobacz wszystkie

Git z celi
19 lipca 2023 o 22:50
Odpowiedz

Z tego właśnie naśmiewała się "Superprodukcja". Jechanie na znanym tytule dla kasy. Tam skończyło się na filmie "Latarnik czyli miłość przez kncok out" ale jedną z innych opcji był "Janko Muzykant czyli sex and przemoc".

~Git z celi

19.07.2023 22:50
Robert
14 lipca 2023 o 06:07
Odpowiedz

Starałem się oglądać i nie porównywać tej wersji z filmem mojego dzieciństwa i poddałem się. Jednego jestem pewien. Do tej ekranizacji już nigdy nie wrócę.

~Robert

14.07.2023 06:07
newRobert
13 lipca 2023 o 22:29
Odpowiedz

... troszkę się zaczynałem spinać i nagle mnie naszło, że to film dla dzieci a nie starego konia po 40-tce i dokończyłem. Film niczego sobie. Obsada fenomenalna. Warto zobaczyć.

~newRobert

13.07.2023 22:29
PI Grembowicz
13 lipca 2023 o 18:41
Odpowiedz

"Monsieur Voiture"!?

~PI Grembowicz

13.07.2023 18:41
Paweł Kopeć
13 lipca 2023 o 12:01
Odpowiedz

Jak to mówili onegdaj ze znawstwem i wiedzą wielcy starożytni:
"Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki"
No i ten politycznopoprawny /PC/ neflix!
W sumie - mieszanka wybuchowa!
Pociągowa.
Ps. Bo najważniejszy jest w dziele sztuki, także filmowej... koncept (vide: XVII wiek, sztuka: Barok/barok literacki).

~Paweł Kopeć

13.07.2023 12:01
1