Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

Największe mity współczesnej historii Polski. Te fakty wyglądają inaczej niż się sądzi

Wolne myśli
|
12.01.2024

Historia Polski jest pełna fascynujących i dramatycznych wydarzeń, które kształtowały losy narodu i państwa. Jednak nie wszystkie fakty historyczne są dobrze znane lub zapamiętane, a bywają i informacje nieprawdziwe. Niektóre z nich to mity, które powstały na skutek błędnej interpretacji źródeł, propagandy, uproszczeń lub stereotypów. W tym tekście pokażę przykłady kilku kluczowych mitów ze współczesnej historii Polski i spróbuję wyjaśnić, na czym polega przekłamanie.

Tagi: historia

Mity współczesnej historii Polski
Władysław Gomułka przemawiający na pl. Defilad w 1956 roku. Fot. Wikimedia

Historia każdego kraju składa się z mitów. Na przykład Amerykanie wierzą, że są pierwszą i największą demokracją świata, gdy tymczasem ani nie wymyślili władzy ludu, ani też nie są największym państwem o ustroju demokratycznym. Ba, powstanie ich potężnego dziś państwa to nieopisane cierpienia rdzennej ludności, przez dekady spychanej coraz dalej w głąb kontynentu, a ojcowie założyciele wręcz nie chcieli klasycznej demokracji, obawiając się, że władza wpadnie przez nią w ręce przypadkowych ludzi, co uznawali za największe zagrożenie.

Mity „narodowe” są jednak ważne, gdyż kształtują coś, co można nazwać poczuciem wartości całych społeczeństw, tworzą narodową dumę, spajają społeczeństwa. Nie znaczy to jednak, że od czasu do czasu nie warto na ich temat porozmawiać, a przynajmniej zdobyć wiedzę o tym, że niektóre sprawy z kart naszej przebogatej historii mogły wyglądać nieco inaczej, niż się powszechnie sądzi.

Józef Piłsudski był niekwestionowanym bohaterem

To jeden z największych mitów ostatnich 100 lat. Józef Piłsudski wcale nie był postacią jednoznacznie wychwalaną ani za życia, ani po śmierci. To prawda, że odegrał ważną rolę w odzyskaniu niepodległości Polski i w obronie jej granic przed bolszewikami – choć i tu są kontrowersje, niektórzy historycy uważają bowiem, że to gen. Rozwadowski, a nie Piłsudski, był architektem błyskotliwego zwycięstwa pod Warszawą w 1920.

Ale to też on doprowadził do zamachu majowego i przejęcia władzy dyktatorskiej. Nie szanował demokracji ani konstytucji (słynne słowa „Konstytuta – prostytuta”). Był brutalny wobec swoich przeciwników politycznych i narodowych mniejszości, choć te ostatnie, zwłaszcza na początku XX-lecia, instrumentalnie wykorzystywał w swoich rozgrywkach. I co ciekawe, to nie piłsudczycy – póki w Polsce odbywały się w pełni wolne wybory – byli największą formacją polityczną kraju. Była nią endecja – Piłsudskiemu całkowicie przeciwna, a nawet oskarżano go wtedy o… agenturalną przeszłość.

To, co dziś zupełnie (a niesłusznie) zapomniano, to także fakt, że Piłsudski niemal zupełnie nie dbał o rozwój gospodarczy i społeczny kraju. Osobiście miał blokować rozluźnienie parytetu złota, w efekcie za wszelką cenę utrzymywano wysoki kurs złotówki w czasie wielkiego kryzysu, co przyczyniło się do tego, że Polska wychodziła z niego dłużej i boleśniej niż inne kraje. Gdy po jego śmierci porzucono te sztywne doktryny, Polska notowała wzrost gospodarczy na poziomie 10% rocznie.

Piłsudski odbiera buławę marszałkowską
Piłsudski odbiera buławę marszałkowską. Fot. Wikimedia

Jego polityka zagraniczna była pełna błędów i utopii. Nie potrafił stworzyć trwałego systemu bezpieczeństwa dla Polski w obliczu zagrożeń ze strony Niemiec i Związku Radzieckiego. Jego śmierć w 1935 roku pozostawiła po sobie chaos i kryzys, który ułatwił późniejszą agresję hitlerowską i sowiecką. Dziś wydaje się niekwestionowanym bohaterem, a tymczasem w dekadach, gdy działał, nawet jego własny pogrzeb stał się przyczyną ogólnonarodowej awantury. Najpierw kontrowersje budził pochówek na Wawelu, później przeniesienie jego trumny z jednej krypty do drugiej, co zarządził krakowski książę abp. Sapieha.

Westerplatte broni się nadal

Westerplatte stało się symbolem polskiego bohaterstwa i niezłomności w czasie II wojny światowej. To tutaj – w potocznej świadomości – 1 września 1939 roku rozpoczęła się niemiecka agresja na Polskę, a niewielka grupa polskich żołnierzy pod dowództwem majora Henryka Sucharskiego stawiła zaciekły opór przeważającym siłom wroga. Przez siedem dni obrońcy Westerplatte walczyli w niekorzystnych warunkach, broniąc się przed ostrzałem artyleryjskim, nalotami bombowymi i atakami piechoty. Ich walka była inspiracją dla innych polskich żołnierzy na froncie i dla całego narodu. Ich poświęcenie zostało upamiętnione przez wielu poetów i pisarzy. Tyle historii z podręczników. A fakty?

Rzeczywiście, Westerplatte było jednym z pierwszych miejsc ataku na Polskę – jednak niemal na pewno nie pierwszym, w kilku miejscach Niemcy zaatakowali wcześniej. Nie zgadza się też godzina – zamiast 4.45, o której dzieci uczą się z podręczników, stało się to dwie minuty później, gdyż Niemcy mieli pewne problemy z zajęciem odpowiednich pozycji. To jednak drobiazgi, ważne jest co innego – atakujących Niemców było znacznie mniej, niż się powszechnie sądzi. Popularne źródła podają, że nieco ponad 200 obrońców Westerplatte przez tydzień odpierało ataki nawet do 3 tysięcy hitlerowców, którzy mieli nacierać w 13 do 14 szturmów.

Westerplatte po kapitulacji
Westerplatte po kapitulacji polskich obrońców. Fot. Wikimedia

Tymczasem wielu historyków, np. Jarosław Tuliszka w książce „Westerplatte 1926-1939”, szacuje, że agresorów nie było (na lądzie) więcej niż 1000. Ten sam autor twierdzi też, że szturmy były tylko dwa, a trzeci (na mocy polecenia Hitlera) miano przeprowadzić dopiero 8 września. Gdyby się odbył, załoga Westerplatte zostałaby zmasakrowana. To, że polska składnica wojskowa nie została szybko zdobyta, może wynikać z faktu, iż nie była dla Niemców priorytetem. Kwestionowana bywa też niezłomność samego Sucharskiego, który w ostatniej fazie niemieckiego ataku miał przejść załamanie nerwowe i oddać dowództwo.

Nie zmienia to jednak faktu, iż sami Niemcy byli pod wrażeniem obrony polskiego posterunku na Westerplatte, z pewnością jednak nie było tam dokładnie tak, jak się dziś większości ludzi wydaje.

Francja zdradziła Polskę w 1939 a Francuzi nie chcieli się bić za Gdańsk

Czy Francja zdradziła nas we wrześniu 1939? To pytanie, które często pojawia się w dyskusjach historycznych i niemal zawsze zyskuje odpowiedź twierdzącą. Niektórzy uważają wręcz, że przez „głupotę” Francji, która nie spełniła swoich zobowiązań sojuszniczych i nie zaatakowała Niemiec od zachodu, gdy te najechały na Polskę, przegraliśmy początek wojny, a można było już wówczas zdusić agresję Hitlera.

Jednak odpowiedź na tak postawioną kwestię jest daleka od obowiązującego mitu. Z jednej strony, Francja faktycznie podjęła – o czym się dziś zupełnie zapomina – działania wojenne przeciwko Niemcom po wybuchu II wojny światowej. 7 września 1939 roku francuskie wojska przekroczyły granicę niemiecką i zajęły kilka miejscowości w Zagłębiu Saary. Była to tzw. ofensywa Saary, która miała na celu odciągnięcie części sił niemieckich od frontu wschodniego i zwiększenie szans obrony Polski. Jednak akcja ta była bardzo ograniczona i nie przyniosła znaczących rezultatów, zaniechano jej po 12 września (straty francuskie były spore – ok. 2000 zabitych, rannych i zaginionych). Francuskie dowództwo obawiało się silnej reakcji niemieckiej i nie chciało ryzykować utraty swoich pozycji na Linii Maginota.

Z drugiej strony, Francja nie była w stanie prowadzić wojny na pełną skalę z Niemcami już w 1939 roku. Kraj ten miał słabszą armię, gospodarkę i morale niż Niemcy, cały czas pamiętano wielkie straty z I wojny światowej. Francja była też uzależniona od Wielkiej Brytanii, która jeszcze wtedy nie chciała angażować się w walki lądowe na kontynencie. Brakowało też bezpośredniego połączenia z Polską, w efekcie trzeba było liczyć na pomoc Rumunii i Jugosławii, które były niechętne do konfrontacji z Niemcami.

Francuski żołnierz wkraczający do zagłębia Saary
Francuski żołnierz wkraczający do zagłębia Saary — wrzesień 1939. Fot. Wikimedia

Tak więc można powiedzieć, że Francja nie zdradziła Polski we wrześniu 1939 roku, ale też nie była w stanie jej skutecznie pomóc. Była to tragiczna sytuacja dla Polski, która została sama w walce z dwoma agresorami. Nie można jednak obwiniać Francji za klęskę Polski, ponieważ były to skutki długotrwałych procesów historycznych i politycznych, które wykraczały poza możliwości jednego państwa.

Przy okazji nie można nie wspomnieć o micie, według którego Polsce nie chcieli pomagać zwykli obywatele Francji. Przeciwnie, z sondaży prowadzonych tam w 1939 wynikało jasno, że przeciętni Francuzi w zdecydowanej większości opowiadali się za udzieleniem pomocy Polsce. To, że jej ostatecznie nie udzielono lub udzielono w tak wąskim zakresie, wynikało bardziej z polityki władz i świadomości skromności własnych zasobów, niż z ulegania przez władze nastrojom ulicy.

Towarzysz Gomułka był ciemniakiem i ignorantem

Gdyby zapytać przeciętną osobę, która pamięta PRL, a zwłaszcza jej początki, o to, kto był najgorszym „władcą” Polski Ludowej, zapewne najwięcej wskazań padłoby na Władysława Gomułkę. Praktycznie uosabiał on całą siermięgę tamtych czasów – kostyczny, zacietrzewiony, z wygłaszanymi charakterystycznym, mało elitarnym językiem przemówieniami pełnymi nowomowy, wielokrotnie później wyśmiewany przez kabarety i artystów (Stefan Kisielewski o okresie, w którym Gomułka rządził, napisał nawet, iż była to „dyktatura ciemniaków”).

Formalnie towarzysz „Wiesław”, który był polskim politykiem komunistycznym, dwukrotnie pełnił funkcję I sekretarza Partii rządzącej Polską (PPR 1943–1948) i KC PZPR (1956–1970). Był także I wicepremierem i ministrem ziem odzyskanych w latach 1945–1949 oraz członkiem Rady Państwa w latach 1957–1971.

W rzeczywistości Gomułka był jednym z głównych architektów systemu bezpieczeństwa Polski po II wojnie światowej. To, o czym dziś się zupełnie zapomina, to fakt, iż jego poglądy bardzo często nie pokrywały się z linią Moskwy i najtwardszego partyjnego betonu, co doprowadziło w końcu do jego aresztowania i uwięzienia w latach 1951–1954 pod zarzutem szpiegostwa i odchylenia prawicowo-nacjonalistycznego. Potrafił postawić się samemu Stalinowi, co szokowało otoczenie dyktatora i przerażonych współtowarzyszy z Polski. Po śmierci Stalina i Bieruta Gomułka został oczyszczony z zarzutów i ponownie wybrany na I sekretarza KC PZPR w październiku 1956 roku, co wywołało wielki entuzjazm społeczny i nadzieję na reformy.

Poza historykami mało kto wie, że przyjechał wówczas do Polski wraz z Wiaczesławem Mołotowem sam przywódca ZSRR Nikita Chruszczow. Podczas rozmów Gomułka nagle wypalił do ministra spraw zagranicznych Związku Radzieckiego "nie macie tu nic do gadania, bo naród polski dobrze pamięta, że to wy we wrześniu 1939 roku stwierdziliście, że bękart konferencji wersalskiej przestał istnieć". Jeszcze mniej znana jest historia z 1964 roku, kiedy wywiad PRL nagrał zięcia Chruszczowa potajemnie rozmawiającego z politykami RFN na temat… oddania Niemcom naszych ziem zachodnich ze Szczecinem, w zamian za neutralność przyszłych, zjednoczonych Niemiec. Gomułkę tak to rozwścieczyło, że miał na spotkaniu z Chruszczowem złapać go za klapy marynarki i zapytać co ten wyprawia. Nagrania z rozmów męża córki Chruszczowa, Aleksieja Adżubeja z Niemcami trafiły ostatecznie do wewnątrzpartyjnej opozycji wobec genseka ZSRR i zdaniem wielu historyków mogły się przyczynić do jego ostatecznego obalenia.

Gomułka na plenum PZPR w 1956 roku
Władysław Gomułka (w środku) na plenum PZPR w 1956 roku. Fot. Wikimedia

Gomułka próbował realizować tzw. polską drogę do socjalizmu, która zakładała pewną niezależność od ZSRR, poszanowanie tradycji narodowej i religijnej oraz poprawę warunków życia ludności – co zresztą on sam bardzo specyficznie rozumiał. Robotnikom warszawskiego FSO w 1967 roku żalącym się na złe zaopatrzenie sklepów powiedział „Co wy się burzycie, przecież w końcu robotnik szynki nie je, tak że was to nie dotyczy. Ja wam powiem, że ja jako robotnik miałem przed wojną 2 koszule, a wy na pewno macie teraz po 5–6 koszul co najmniej, więc jest postęp, czy nie ma postępu?”.

Miał obsesję na punkcie bezpieczeństwa naszej zachodniej granicy, czego finałem i właściwie dziełem życia był zawarty trochę wbrew otoczeniu traktat z RFN z 1970 – wcześniej uważał bowiem, że tylko Związek Radziecki ją gwarantuje, a gdy wypadniemy z bloku, zostaniemy rozszarpani przez mocarstwa zachodnie, którym na tych granicach nie zależy, a które flirtują z Niemcami.

Jednak jego rządy były również pełne sprzeczności i błędów. Gomułka nie potrafił sprostać rosnącym oczekiwaniom społecznym, zwalczał opozycję demokratyczną i studencką, prowadził antysemicką kampanię w 1968 roku, nie rozwiązał problemów gospodarczych – choć tu też, ciekawostka, zdawał sobie sprawę z asymetryczności relacji ekonomicznych i wykorzystywania nas przez ZSRR, i także to próbował zmienić. Nie uznawał też prawa do strajku robotników. Jego polityka doprowadziła do kryzysu grudniowego w 1970 roku, który zmusił go do ustąpienia ze stanowiska na rzecz Edwarda Gierka. Żaden z późniejszych ani też wcześniejszych sekretarzy PZPR nie odegrał już jednak tak samodzielnej roli w relacjach ze Związkiem Radzieckim.

Upadek komunizmu w 1989 był zupełnie niespodziewany

Dla wielu Polaków, którzy przez ponad cztery dekady żyli w kraju komunistycznym, 4 czerwca 1989 roku był dniem przełomowym i symbolicznym. Wtedy to odbyły się częściowo wolne wybory parlamentarne, w których opozycja antykomunistyczna odniosła miażdżące zwycięstwo nad rządzącą Polską Zjednoczoną Partią Robotniczą. Był to efekt wcześniejszych rozmów Okrągłego Stołu między władzą a częścią środowiska "Solidarności", które doprowadziły do ponownego zalegalizowania tego ruchu i przyznania mu możliwości startu w wyborach. Wybory te były pierwszym krokiem do demontażu systemu komunistycznego w Polsce i przywrócenia demokracji. Czy jednak na pewno?

Jak się okazuje, z punktu widzenia historycznego, upadek komunizmu w Polsce nie był tak niespodziewany, jak się mogło wydawać. Już bowiem od połowy lat 80. XX wieku sytuacja polityczna i gospodarcza w kraju była bardzo trudna i niestabilna. Z jednej strony, PZPR borykała się z kryzysem wewnętrznym i znacznym osłabieniem pozycji międzynarodowej Związku Radzieckiego, który nie był już w stanie skutecznie wspierać swoich sojuszników. Z drugiej strony, społeczeństwo polskie było coraz bardziej niezadowolone z niskiego poziomu życia, braku wolności i represji ze strony władzy. Stan Wojenny wprowadzony w 1981 roku nie zdołał stłumić ruchów oporu i protestów. Wzrastała też rola Kościoła Katolickiego i papieża Jana Pawła II jako moralnego autorytetu i źródła nadziei dla milionów Polaków.

Lech Wałęsa – lider solidarnościowej opozycji oddaje głos 4 czerwca
Lech Wałęsa – lider solidarnościowej opozycji oddaje głos 4 czerwca. Fot. Wikimedia

W takich warunkach PZPR była zmuszona do szukania kompromisu i dialogu z opozycją, aby uniknąć większego konfliktu społecznego i utraty całkowitej kontroli nad sytuacją. Są historycy, którzy twierdzą, że już koło 1985 roku Kreml poinformował władze krajów satelickich, w tym PRL, że będą sobie one musiały radzić same, bo Moskwa nie ma ani zamiaru, ani środków, by utrzymać je przy władzy, zwłaszcza siłą.

Nie oznaczało to jednak, że komuniści chcieli dobrowolnie oddać władzę i zrezygnować ze swojej ideologii. Wręcz przeciwnie, liczyli oni na to, że uda im się zachować część wpływów i stanowisk, a także przeprowadzić kontrolowaną transformację systemu na wzór chiński. Dlatego też wybory czerwcowe były tylko częściowo wolne i gwarantowały PZPR 299 miejsc, czyli zdecydowaną większość w Sejmie. Jednak komuniści nie przewidzieli tak dużej mobilizacji i determinacji społeczeństwa, które masowo poparło kandydatów "Solidarności" i odrzuciło kandydatów PZPR. Był to cios dla reżimu komunistycznego, który nie miał już legitymacji do sprawowania władzy.

Podsumowując, upadek komunizmu w 1989 roku był zarówno niespodziewany, jak i nieunikniony. Zależało to od tego, jak patrzy się na ten proces i jakie czynniki się bierze pod uwagę. Dla wielu Polaków, którzy walczyli o wolność i demokrację, 4 czerwca był dniem zwycięstwa i nadziei. Dla historyków, którzy analizują przyczyny i przebieg zmiany systemu, 4 czerwca był jedynie dniem kulminacji i efektem długotrwałych tendencji i napięć, oraz decyzji, które zapadły lata wcześniej, ale w zaciszu gabinetów. W każdym razie 4 czerwca 1989 był dniem historycznym i ważnym dla Polski i Europy.

Tomasz Sławiński

 

 

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (2) / skomentuj / zobacz wszystkie

Paweł Kopeć
07 lipca 2023 o 08:48
Odpowiedz

Pozdrowienia i podziękowania dla Autora!
Dobry cykl i seria artykułów, szczególnie dla młodszych (również będących w polityce, tzw. młodzi demokraci etc.), w kontekście współczesnej polskiej anty/polityki.
Bo to wynika właśnie z braku ich wiedzy, anty/edukacji anty/wychowania, anty/pedagogiki oraz schizofrenicznego pojęcia o dziejach najnowszych.

~Paweł Kopeć

07.07.2023 08:48
PI Grembowicz
17 czerwca 2023 o 09:45
Odpowiedz

Tak, racja, zgadza się...
Jednak np. komunizm w Polsce nie upadł, ponieważ był tzw. okrągły stół + magdalenka (logiczne), niestety
Skutki tego to: brak realnej i faktycznej dekomunizacji, lustracji, rozliczenia komunizmu, likwidacja, moratorium i w końcu brak KS; rosnące podatki od 1989 roku, rosnąca biurokracja/administracja - chora ustawa samorządowa Kuleszy betonująca to wszystko do potęgi szóstej; brak reprywatyzacji, seymokracja, parlamentaryzm; ciąg dalszy tzw. "demokracji ludowej", socyalizmu, partyjnictwo, kolesiostwo, układy, załatwianie po znajomościach wszystkiego, co lepsze jak w PRL- u/komunie/socyalizmie, czyli ostatecznie upadek państwa polskiego; nowa szlachetczyzna; ogólny bajzel i nieład w naszym pięknym Kraju.
A następnie wiele następnych nieszczęść później aż po dziś dzień (wiadomo).
Szkoda zatem tych zmarnowanych ostatnich 30 lat, naprawdę.

~PI Grembowicz

17.06.2023 09:45
1