Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

Klątwa króla Kazimierza Jagiellończyka

Wolne myśli
|
30.06.2023

Chyba każdy słyszał o klątwie faraona Tutenchamona. Napisano o tym liczne książki, powstało też wiele – różnej klasy – filmów. Gdy w 1922 znaleziono i otwarto grobowiec słynnego egipskiego władcy, nikt nie spodziewał się, że w ciągu kilku miesięcy w tajemniczych okolicznościach zginie co najmniej kilka osób z tej ekspedycji. Okazuje się jednak, że podobna historia wydarzyła się też 50 lat temu w… Polsce.

Tagi: historia

Klątwa Jagiellończyka
Nagrobek króla Kazimierza Jagiellończyka na Wawelu. Fot. Wikimedia

Kazimierz Jagiellończyk był bez wątpienia jednym z najwybitniejszych i najpotężniejszych polskich władców. Przyszły król urodził się w 1427 roku jako syn Władysława Jagiełły i Zofii Holszańskiej. Nie spodziewał się, iż będzie rządzić Polską, gdyż w linii sukcesji wyprzedzał go jego starszy brat. Objął jednak tron w 1447, gdyż Władysław III Warneńczyk zginął w słynnej bitwie pod Warną.

Kazimierz IV Jagiellończyk
Kazimierz Jagiellończyk, XVII-wieczne przedstawienie o dużym podobieństwie do faktycznego wyglądu króla. Fot. Wikimedia

Kazimierz sprawował władzę przez 45 długich lat, w czasie których doprowadził Polskę do rozkwitu gospodarczego, kulturalnego i politycznego. To za jego panowania, po długiej 13-letniej wojnie z Zakonem Krzyżackim, odzyskano dla Polski Pomorze Gdańskie, a kraj stał się jednym z głównych mocarstw europejskich. O jego wpływach i prestiżu świadczy fakt, że od 1471 roku został także królem Czech, a od 1490 roku także Węgier, dzięki czemu utworzył potężną unię dynastyczną mającą wpływ na rządy w niemal całej Europie Środkowej.

Kazimierz i jego żona Elżbieta Rakuszanka byli też rodzicami aż 13 dzieci, z których sześcioro zostało później monarchami lub małżonkami monarchów. Liczne powiązania i koligacje sprawiły, że krew Jagiellonów płynie do dziś w żyłach większości rodów królewskich w Europie. Król zmarł w 1492 roku i został pochowany na Wawelu.

Pechowy piątek trzynastego

Gdy wiosną 1973 roku prowadzono szerokie prace konserwacyjne w katedrze wawelskiej, nikt się nie spodziewał, jak tragiczne będą ich następstwa. Zaciekawieni badacze szybko zdecydowali, że podejmą – skoro nadarza się okazja – próbę otwarcia nagrobka wielkiego króla. Pokusa była silna, bowiem przez blisko 500 lat sarkofag Kazimierza Jagiellończyka nie był w ogóle otwierany, można się więc było spodziewać sensacyjnych odkryć. Zresztą już podczas wcześniejszych prac konserwatorskich natrafiano na bardzo ciekawe artefakty.

Otwarcie grobu Kazimierza Jagiellończyka na Wawelu w 1973 roku – co tu dużo mówić – miało być wydarzeniem o wielkim znaczeniu historycznym i naukowym. Grobowiec króla znajdował się bowiem w kaplicy Świętego Krzyża, obok grobów jego żony Elżbiety Rakuszanki i syna Jana Olbrachta. Pracom archeologicznym i antropologicznym, prowadzonym przez zespół pod kierunkiem prof. Kazimierza Piwkowskiego, postawiono więc jasne cele: zbadanie stanu zachowania szczątków królewskich, ustalenie ich cech fizycznych i chorób, a także wykonanie pomiarów i fotografii.

Choć oficjalne otwarcie grobu odbyło się 19 maja 1973 roku, w obecności przedstawicieli władz państwowych i kościelnych (w tym ówczesnego metropolity krakowskiego Karola Wojtyły) oraz naukowców i dziennikarzy, to tak naprawdę pierwsze „przewiercenie” się do krypty miało miejsce już w… piątek 13 kwietnia, co stało się zresztą symboliczne dla późniejszych wydarzeń.

Grobowiec Kazimierza Jagiellończyka
Gotycki grobowiec Kazimierza Jagiellończyka na rycinie z XIX wieku. Fot. Wikimedia

Ciekawscy badacze postanowili wtedy, że za pomocą specjalnego świdra, jeszcze przed oficjalnym otwarciem nagrobka wywiercony zostanie w nim otwór (jak się potem okazało długi na prawie metr o szerokości zaledwie 2 cm), w celu podejrzenia jego zawartości. Przez ową szczelinę gołym okiem nie udało się jednak niczego zobaczyć, dlatego kierownik Działu Budowy na Wawelu inżynier Jan Myrlak wpadł wówczas na pomysł zbudowania specjalnej lampy, którą za pomocą pręta dałoby się wprowadzić do wewnątrz. Projekt wykonano, jednak ostatecznie na niewiele się on zdał i uznano, że jedynie szerokie przekucie się do środka pozwoli na dokładną analizę zawartości wnętrza. W tym celu postanowiono usunąć duży fragment ściany grobowca, co wykonano 7 maja 1973 i dzięki temu grób ostatecznie otwarto.

I tu pojawia się pierwszy dość zadziwiający moment związany z tym wydarzeniem. Jeden z naukowców, który tam był, inżynier architekt Stefan Walczy, miał podobno przestrzegać swoich kolegów przed zakłócaniem spokoju królewskiego grobu. Odczytał on nawet fragment książki „Bogowie, groby i uczeni” autorstwa C. W. Cerama dotyczący klątwy faraona Tutenchamona i jej straszliwych konsekwencji. Zgromadzeni tam badacze i inżynierowie nie posłuchali jednak ostrzeżenia i ostatecznie grób otwarto.

Pod względem naukowym i historycznym, odkrycie na początku wyglądało wspaniale. Otwarcie grobu Kazimierza Jagiellończyka stało się nie tylko okazją do poznania jego wyglądu, ale także do zgłębienia cennych informacji o historii Polski i Europy w XV wieku. Po zdjęciu wieka z ołowianej trumny odkryto ciało – mierzącego 179 cm króla, ubrane w szaty koronacyjne i ozdobione insygniami królewskimi. Szczątki były w zadziwiająco dobrym stanie, zachowały się włosy, broda i paznokcie. Twarz króla miała wyraziste rysy, wysokie czoło i duży nos. Na głowie miał skórzaną, ale pozłacaną koronę trumienną. W rękach trzymał drewniane berło i jabłko królewskie, a u stóp leżał – niestety skorodowany już –  miecz. W grobie znaleziono także wiele innych przedmiotów, takich jak monety, medale, naczynia liturgiczne, dokumenty oraz złoty pierścień z turkusowym oczkiem. Zdaniem naukowców był zbyt mały jak dla mężczyzny, mogła go tam więc wrzucić opłakująca króla małżonka, jeszcze podczas uroczystości pogrzebowych.

Seria niewyjaśnionych śmierci

Ponowny, bardzo uroczysty pochówek wielkiego monarchy i jego małżonki, której grób także otwarto, już po wielomiesięcznym, dokładnym badaniu, odbył się 18 października 1973. Uroczystość celebrował sam prymas polski kard. Stefan Wyszyński. Wyglądało na to, że sprawa jest już ostatecznie zamknięta, a historycy zdobyli cenną wiedzę i przedmioty. Jak się jednak okazało, najgorsze miało dopiero nadejść…

Pierwszy uczestnik wawelskiej ekspedycji zmarł – 12 kwietnia 1974 roku, czyli niemal dokładnie w rocznicę przewiercenia się do wnętrza grobu króla. Był to wawelski architekt Feliks Dańczak. Lekarze pierwotnie ustalili, że przyczyną zgonu był wylew krwi do mózgu. Choć inż. Dańczak był wówczas w sile wieku, nie zwróciło to zbyt wielkiej uwagi, uznano, że choć była to przedwczesna śmierć, to niestety takie się zdarzają. Jednak już 28 czerwca 1974 roku zmarł kolejny uczestnik otwarcia grobu i prac na Wawelu, doktor Stefan Walczy, ten sam, który przypominał kolegom klątwę Tutenchamona!

Kolejnymi ofiarami byli (jeszcze w 1974) inż. Kazimierz Hurlak oraz już w 1975 roku inż. Jan Myrlak, ten, który stworzył lampę na wysięgniku, i który znajdował się w bezpośrednim sąsiedztwie otworu wywierconego w grobowcu 13 kwietnia 1973.

Łącznie przez 10 lat od otwarcia grobu Kazimierza Jagiellończyka zmarło aż 15 osób z zespołu, który brał udział w związanych z tym wydarzeniem pracach. Wszystkie te osoby łączyło to, że w chwili, gdy otwierano sarkofag, cieszyły się one dobrym zdrowiem i były w sile wieku, oraz to, że znalazły się w bezpośrednim sąsiedztwie krypty. Przyczyną śmierci diagnozowaną przez lekarzy był niemal zawsze wylew krwi do mózgu lub zawał serca.

Wizerunek króla Kazimierza Jagiellończyka na wawelskim nagrobku
Kazimierz Jagiellończyk na wawelskim nagrobku. Fot. Wikimedia

Klątwa czy nauka?

W ówczesnej prasie krakowskiej, a potem ogólnopolskiej niemal od razu pojawiły się spekulacje twierdzące, że mamy do czynienia z sytuacją zupełnie nadzwyczajną i zagadkową. Niektórzy zaczęli sugerować zjawiska nadprzyrodzone, w tym klątwę. Przypadek był w tym momencie – nawet dla kogoś bardzo twardo stąpającego po ziemi – zupełnie wykluczony. Jedną, może dwie śmierci można by uznać za zrządzenie losu, ale tak wielu, jak się potem okazało aż 15 ofiar (a do szpitali trafiło w ciężkim stanie jeszcze więcej badaczy i uczestników prac, na szczęście niektórym udało się przeżyć), w żaden sposób nie dało się już tak prosto zakwalifikować.

Przystąpiono więc do systemowych badań – dokładnie przeanalizowano przyczyny i okoliczności śmierci króla. Kazimierz Jagiellończyk zmarł 7 czerwca 1492 roku w Grodnie, tymczasem jego pogrzeb w Krakowie miał miejsce ponad miesiąc później, dopiero 11 lipca. Były to więc prawdopodobnie bardzo ciepłe, letnie dni, a oczywiście nie znano w tamtych czasach żadnego sposobu na ochłodzenie zwłok, zwłaszcza podczas transportu. Ze śladów na trumnie wynikało zresztą, że została ona – prawdopodobnie właśnie na czas przewozu – spięta metalowymi obręczami niczym beczka, właśnie po to, by do jej wnętrza nie przedostawało się powietrze, co przy okazji pokazało, że ówcześni sporo wiedzieli na temat przyczyn szybkiego rozkładu ludzkiego ciała i chcieli temu zapobiec.

Ten długi czas transportu skłonił badaczy do przeprowadzenia drobiazgowej analizy bakteriologicznej i mykologicznej krypty. Podjęto się sprawdzenia, czy wewnątrz grobowca nie rozwinęły się jakieś groźne szczepy bakterii i grzyby, które mogłyby zainfekować późniejsze ofiary i przyczynić się do ich śmierci. W tym celu powołano zespół pod kierownictwem profesora Bolesława Smyka i doktora Edwarda Różyckiego, który natychmiast rozpoczął swoje prace. Próbkę pobrano między innymi z kości kolana króla.

Ku zdumieniu naukowców, okazało się, że wewnątrz grobowca znajdowały się słabo poznane wcześniej gatunki grzybów, w tym jeden szczególnie groźny – pleśń Aspergillus flavus (kropidlak żółty), który może wytwarzać bardzo szkodliwe, rakotwórcze aflatoksyny. Atakują one skórę, narządy wewnętrzne, układ oddechowy swojej ofiary, mogą również doprowadzić do degeneracji nerwów i obrzęku mózgu.

Kropidlak żółty
To nie klątwa a grzyb pleśniowy kropidlak żółty miał być przyczyną śmierci aż 15 osób z zespołu badającego grób Kazimierza Jagiellończyka. Fot. Wikimedia

W następstwie tych badań zdecydowano się dokładnie zdezynfekować i wysterylizować całą kryptę. Obawiano się zresztą, że wcześniej nieznane nauce gatunki grzybów mogą się okazać jeszcze bardziej szkodliwe i toksyczne, niestety dla bezpośrednich uczestników badań nie można już było za wiele zrobić.

Oficjalnie, w następstwie długotrwałych badań zespołu prof. Smyka, zgony 15 osób z ekipy biorącej udział w otwarciu grobu króla Kazimierza Jagiellończyka i jego małżonki są dziś przypisywane przez naukę działaniu śmiercionośnego grzyba, który przez prawie 500 lat rozwijał się wewnątrz królewskiej krypty.

Nie wszystkich jednak to wyjaśnienie w pełni przekonuje. Niektórzy nadal uważają, że mieliśmy tam do czynienia z klątwą podobną do tej, która przyczyniła się do śmierci uczestników ekspedycji, która kilkadziesiąt lat wcześniej odkryła i otworzyła grobowiec faraona Tutenchamona. Zbadać się już tego ponownie nie da, gdyż wszystkie pobrane z królewskiego grobu próbki zostały ostatecznie – w obawie przed swoją szkodliwością – definitywnie zniszczone.

Tomasz Sławiński

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (1) / skomentuj / zobacz wszystkie

PI Grembowicz
30 czerwca 2023 o 14:30
Odpowiedz

Bad, mad, evil.
Diabolos.
Antichrist.

~PI Grembowicz

30.06.2023 14:30
1