Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

Biegaj i medytuj, czyli shinrin-yoku po zmroku

Rusz się!
|
02.02.2024

Po czterdziestce ja i moi koledzy zaczynamy obserwować spadek wyników sportowych. Nie czujemy tego, ale parametry naszych naręcznych komputerów pokazują, że średnia na rowerze szosowym spada. Trening siłowy ma jeszcze sens, ale coraz bardziej dla zatrzymania masy mięśniowej i siły niż jej budowy. To może zniechęcić. A przecież wszędzie nam mówią, że sport to zdrowie. Zwłaszcza po czterdziestce.
Tekst nadesłany przez czytelnika.

Tagi: psychologia , sport dla faceta po 40.

Krzywy Kołek
Krzywy Kołek (fot. Grzegorz Piaskowski)

Aby nie nastąpił spadek motywacji przy akceptacji innych spadków, warto sięgnąć po filozofię Wschodu. To w niej mamy pojęcie „do” oznaczające uprawianie czegoś dla sztuki. I tak jak każdy rodzaj sportu można, a wraz z wiekem, trzeba uprawiać z uważnością na własne ciało i odczucia, tak sport może stać się motorem samorozwoju głębszego niż tylko fizycznego. A współczesna psychologia, neuronauka, jednoznacznie wskazuje na to, że świadomość bodźców, mechanizmów psychofizycznych, ma pozytywny skutek w regulacji hormonów i neuroprzekaźników. Ma to kluczowe znaczenie dla naszego dobrostanu. Zapraszam do leśnej przygody.

Spotkałem tu wilka, łosia, zaskrońca. Wiem, że mieszkają tu rysie. Nad głową latają bieliki, a zza drzew dobiega klangor żurawi. Biegam tutaj po pracy, więc zimą używam czołówki. Jej światło wydobywa z mroku dziesiątki świecących oczu, a dudnienie wody pod lodem jeziora słychać daleko w lesie. Trasa wiedzie przez wzgórza morenowe, bagna, po skarpach nad wodą. W głębi tego matecznika znajduje się pozostałość po dawnej leśnej osadzie Krzywy Kołek. To moja bieżnia, terapia i zendo.

Kilometry

Pierwszy kilometr to schadzki. Można je poznać po zaparkowanych obok siebie samochodach i tym, że w środku jednego świeci się światło. W zasadzie większość zadowala się oświetlonymi obszarami, gdzie jezioro spotyka się z wsią – obydwa o tej samej nazwie: Soczewka.

W tym miejscu robię rozgrzewkę; nie raz uratowała mnie przed zwichnięciem na trialowych nierównościach. Na pierwszym kilometrze ludzie i auta zwykle się kończą. Dalej jeśli ktoś jest, to raczej szemrane osoby, raz w głębi lasu widziałem radiowóz i i inny samochód. Co tam robili? Nie pytałem.

Wszystkich kilometrów jest 8, 10 a często 15 – zależnie od trasy i chęci. Po drugim kilometrze już nie ma nikogo, a czasem nawet nie ma "ja".

Medytacja

"Ja" znika, gdy koncentracja na technice biegu przerywa ciąg wspomnień, projekcji czy obaw. Sekwencja ruchów zgranych z nierównym podłożem wymaga sporej uważności. Umysł osadza się w centrum, pod pępkiem. Pomaga to kontrolować balans lekko pochylonej do przodu osi ciała.

Nocą widoczność ogranicza zasięg latarki. Podobnie jak w zendo siedzący ma wzrok ograniczony podłogą, tak tutaj świadomość widzenia nie ucieka przed siebie, na boki. Umysł jest wtedy wolny od wizji męczącej odległości, skupia się na chwili obecnej i mantrycznej sekwencji wybić i lądowań na lekko ugiętej nodze i na przodostopiu. Wówczas dzieje się cud – znika zmęczenie a ciało radośnie pracuje, niczym świetnie naoliwiona maszyna.

Okazuje się, że nieposkromiony umysł, lęki, pragnienia, oczekiwania, wiara w siebie lub jej brak – działają jak pracujące w tle aplikacje pożerające baterie i pamięć. Najlepiej to wszystko puścić. Cóż wtedy się staje? Staje się spokój i radość. Zmysły chłoną zpachy mokrej ziemi, iglastych eterów. Stopa z czułością ląduje na drodze, a twarz zaczyna czuć powiew leśnego powietrza.

Tak często nam to ucieka. Wspominając przeszłość, pogrążając się w planach, nadziejach, obawach, rzadko kiedy żyjemy obecnie. Czyli, rzadko kiedy żyjemy naprawdę, bo tak naprawdę nasze życie dzieje się w tej właśnie chwili.

Próbowanie

 "Puścić" – jak to łatwo powiedzieć.  Zrobić ciut trudniej, ale warto próbować. Pomimo że nową techniką biegam już rok, to ciągle, niczym czeladnik, szlifuję jej wszystkie elementy. Nawyk ma swoją siłę ciążenia. I, niczym adept sztuki kaligrafii, dążę do płynności wszystkich elementów.

Aby coś robić z lekkością, bez wysiłku, najpierw trzeba włożyć w to pracę. Gdy fotografuję, obraz układam szybko, intuicyjnie, nie przejmuję się zasadami kompozycji – nie mógłbym jednak robić tego dobrze, gdyby nie lata poświęcone na naukę układania w kadrze elementów.

O nauce, próbowaniu nie warto myśleć jak o koniecznym etapie, który trzeba przejść, bo samo próbowanie ma dużą wartość, samo próbowanie jest już medytacją. Nie traktujmy go tylko jako drogi do nierealnego, bo wyobrażonego, punktu w przyszłości. Warto pracować z materią umysłu i pozwolić sobie na to, że na początku gubimy uważność, dajemy się wciągnąć w pułapki myślenia, emocjonalne huśtawki.

Strach

Kiedy zacząłem biegać, zdziwił mnie lęk. Irracjonalny lęk przed ciemną knieją. Irracjonalny, bo nie zliczę nocy samotnie spędzonych w lesie, w górach Słowacji, Bośni czy Serbii, z realną groźbą niedźwiedziej wizyty.

Ucieszył mnie ten strach – dał mi kolejną okoliczność na przejście.... Obrzęd przejścia, inicjacyjny rytułał, oznacza czas próby, konfrontacji z lękiem, bólem, wyzwaniem. Zakłada zanurzenie się w chaos, a więc nocną domenę. By narodzić się w nowej kondycji. Zupełnie jak wtedy, gdy jako etnolog brałem udział w nocnym obrzędzie  inicjacyjnym. Irracjonalny lęk, na skutek biegowej terapii behawioralno-poznawczej, szybko ustąpił, a widziane wilcze tropy i błyskające w gąszczu oczy cieszą mnie niezmiernie. Cieszą bogactwem przyrody.

Kiedy lód skuje wody Soczewki, uderzająca weń woda wydaje dźwięki, niczym budzące się nocą demony. Podobne do gry na pile odgłosy niosą się w las na kilometry. Pewnego razurozhasany umysł, zamiast skupić się na biegu i drodze, nucił sobie piosenki i układał strofy. Strofy o spotkaniu śmierci, gdyż nie ma chyba lepszego miejsca na spotkanie tej białej postaci niź położona w głębi lasu studnia z sześciokątnym dachem – niczym na rynku małego miasteczka. To pozostałość po dawnej leśnej osadzie Krzywy Kołek. Magiczne miejsce nad dziką rzeką.

Powiadają, że słowa, że myśli urządzają świat, w którym żyjemy, że słowa mają sprawczą moc. Magiczne formuły zakląć mają rzeczywistość, nawet jeśli są to zwykłe urodzinowe życzenia.

I tej nocy spotkałem śmierć. Biegnąc wzdłuż  brzegu jeziora, leśną drogą wiodącą przez bagna, dotarłem do wioski. Z pierwszego jej domu, do zaparkowanego przed nim karawanu, wynoszono trumnę.

Postscriptum

Kiedy biegłem tędy wczoraj, mój umysł nie był spokojny. Złość mieszała się z uczuciem bezradności. A prawdziwy lęk pojawił się, gdy przekroczywszy mostek na Skrwie, zbliżałem się do studni. Bałem się, czy już wycięli ogromny, stary świerk stojący przy niej. Jeszcze nie wycięli. Ale zrobili to z kilkoma podobnymi kilometr dalej. Na samym wysokim brzegu rzeki.

Gdy 15 lat temu ujrzałem te drzewa w takim miejscu, byłem oczarowany. Dziś pozostały tam tylko kikuty. Pomimo, że jest to obszar Natura 2000, pomimo, że to najcenniejszy przyrodniczo i krajobrazowo kawałek Gostynińsko-Włocławskiego Parku Krajobrazowego. Wycinka ruszyła także przy drodze przez bagna. Bagna, które wysychają, podobnie jak wysycha jezioro.

Tego dnia zacząłem działać.

 

Grzegorz Piaskowski
etnolog i fotograf

 

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie