Do napisania artykułu zainspirowała mnie historia dwojga moich pacjentów będących w trakcie rozwodu.
Jednym z nich jest Liliana (40), która wyszła za mąż pięć lat temu. Dlaczego? – Czułam, że najwyższy czas ułożyć sobie życie – odpowiada Liliana. – Dziś wiem, że bycie w związku czasem nie ma nic wspólnego z poukładanym życiem, a bywa wręcz przeciwnie. Przyznaję, że byłam zdesperowana. Chciałam mieć dziecko. Wmówiłam sobie, że lepiej być rozwódką niż starą panną. Nie myślałam tylko, jakie mogę mieć z tego powodu kłopoty! Długi męża, które częściowo zrobił podczas trwania małżeństwa, są tak naprawdę i moim zmartwieniem. Wspólne dziecko będzie nas łączyć do końca życia, co wzbudza we mnie lęk. Dziś nie wiem, po co mi to było. Gdybym mogła odwrócić czas, zaoszczędziłabym sobie nerwów i problemów. Kocham naszego synka, ale nie wiem czy to, co się dzieje, jest dla niego dobre – rozbita rodzina, kłótnie między rodzicami i moje emocje, których często nie umiem opanować. Po co ja się w to wpakowałam? – zastanawia się Liliana.
Olgierd (43) ożenił się głównie z powodu nacisków rodziny. – Moja matka i jej siostry tak mi suszyły głowę, że jestem sam i zostanę sam jak palec, że już nie wiem, czy zrobiłem to dla świętego spokoju (ich i swojego), czy nawet zacząłem im trochę przyznawać rację – mówi Olgierd. – W każdym razie ożeniłem się i to był błąd. Zraniłem kobietę, która na to nie zasłużyła. Byłem nieuczciwy, żeniąc się bez miłości. Wykorzystałem ją, choć wtedy tak o tym nie myślałem. Zmarnowałem jej sześć lat życia. Mam do siebie żal. Moja była żona nienawidzi mnie i wcale się nie dziwię. Nie jestem złym człowiekiem, ale zachowałem się nie w porządku. I wobec niej, i wobec siebie – wyznaje.
Historia Liliany i Olgierda to historia jednego z wielu nieudanych związków, które rozpadły się, bo zawarto je z nieodpowiednich motywacji. Przy wchodzeniu w związek każdy ma ku temu jakiś powód. Żaden tak naprawdę nie jest gwarancją tego, że związek będzie satysfakcjonujący i długotrwały. Nawet tak zwana wielka czy prawdziwa miłość może nie wystarczyć.
Z moich obserwacji wynika jednak, że możemy rozróżnić te motywacje, które są mniej i bardziej sprzyjające jakości oraz trwałości związku. Dziś chciałabym zająć się tymi bardziej ryzykownymi. Oczywiście, nie oznacza to, że każdy związek zawarty w wyniku określonej potrzeby na pewno się rozpadnie. Jak pokazuje rzeczywistość – relacje to nie matematyka i możliwość przewidywania jest poważnie ograniczona.
Spróbuję podzielić się tym, co zaobserwowałam w pracy z pacjentami. Oto te z motywacji, które w mojej opinii mogą budzić wątpliwości:
Ucieczka z domu rodzinnego
W dzisiejszych czasach jest to na szczęście powód nie tak częsty, jak dawniej. Zmieniły się bowiem obyczaje. Dziś nie trzeba wyjść za mąż, żeby móc wyjść z domu. Jest wiele dopuszczalnych wariantów – mieszkanie samemu lub razem, wspólny wyjazd, kilka związków przed zawarciem małżeństwa.
Nie oznacza to jednak, że i aktualnie motywacja tak zwanej "potrzeby wyjścia z domu" nie jest obecna. Pojawia się ona szczególnie w domach, w których istnieje silny nacisk na spełnianie różnych oczekiwań i wyznawanie określonych wartości np. chrześcijańskich, choć oczywiście nie tylko. Jeśli w rodzinie nie ma przyzwolenia na sprawdzanie siebie w wielu różnych
Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie