Seria „Martwe zło” otoczona jest nie przez wszystkich rozumianym kultem. Pierwsza odsłona, która miała swoją premierę w 1981 roku, okazała się niskobudżetową, w wielu momentach zabawną próbą stworzenia krwawego horroru, jakich w tym czasie powstawało wiele. Wydawało się, że świat kina szybko o filmie Sama Raimiego zapomni, ale... tak się nie stało. Entuzjaści kiepskich filmów, których co ciekawe wcale nie brakuje, szybko pokochali głównego bohatera, Ashleya „Asha” Williamsa (w tej roli Bruce Campbell), i zapewnili produkcji nieśmiertelność.
W 1987 roku pojawiła się kontynuacja, która przez wielu uważana jest za nawet lepszy film, niż oryginał. Oczywiście jego mocne strony były zbliżone – stanowił on pastisz, swego rodzaju zwariowaną i nieoczywistą wizję kina grozy. Ponownie było tanio i ponownie było zabawnie. W późniejszych latach pojawił się jeszcze nawiązujący do oryginalnej historii film „Armia ciemności”, a także bardzo udany serial „Ash kontra martwe zło”, który emitowano w latach 2015-18.
Kiedy wydawało się, że o kultowej serii przyjdzie nam zapomnieć, zapowiedziano premierę kolejnego filmu. Tytuł „Martwe zło: Przebudzenie” (ang. „Evil Dead Rise”) trafił do kin na całym świecie w marcu 2023 roku. Choć wielu obawiało się, czy będzie on stanowił godne nawiązanie do kultowych tytułów z lat 80., szybko okazało się, że film Lee Cronina ma w sobie „to coś”.
„Martwe zło: Przebudzenie” – fabuła filmu
Choć poprzednie filmy kojarzą się raczej z lasem, tym razem akcja przenosi nas do dużego amerykańskiego miasta. W jednym z bloków w biednej dzielnicy dochodzi do spotkania dwóch sióstr, które od lat widują się sporadycznie, skupiając się na własnych sprawach i problemach. Gdy Beth pojawia się w progu domu Ellie, kobiety zaczynają nawiązywać nić porozumienia. Proces ten zostaje zaburzony w momencie, gdy zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Mieszkańcy piętra zostają zaatakowani przez demony, które potrafią przejmować panowanie nad ludzkimi ciałami. Jedną z ofiar staje się Ellie. Beth robi wszystko, żeby uratować jej dzieci przed rychłą śmiercią.
„Martwe zło: Przebudzenie” – plakat | mat. pras.
W zupełnie nowej odsłonie
To chyba traktująca się najbardziej serio ze wszystkich odsłon „Martwego zła”. Co prawda od czasu do czasu w dialogach znalazło się miejsce na jakiś żart, sama historia jest bardzo poważna i jeszcze bardziej przerażająca. Nie zmieniło się natomiast jedno – w filmie nie brakuje krwi i brutalności. Pod tym względem to bez wątpienia hołd w stronę oryginalnych odsłon. Nowa część jest jednak dużo lepiej zrealizowana. Nie ma w niej miejsca na typowe dla niskobudżetowych tytułów zagrywki. Efekty specjalne stoją na bardzo wysokim poziomie. Pierwsze odsłony serii zyskały uznanie również dlatego, że były slapstickiem. Że były zrobione, takie można było odnieść wrażenie, dla żartu. W filmie z 2023 roku tego typu zagrywek jest mniej – możemy dostrzec je na początku i na końcu, w żadnym wypadku nie stanowią one istoty samego filmu.
To może odstraszyć osoby, które zapamiętały „Martwe zło” jako swego rodzaju horror w komediowym klimacie. „Przebudzenie” jest dużo poważniejsze i, choć opowiada o zbliżonych zagadnieniach, podchodzi do nich dużo dosłowniej. Twórcy z jednej strony chcieli oddać hołd dziełom z lat 80., ale z drugiej zależało im, żeby stworzyć horror. Kino grozy z krwi i kości. To się w mojej ocenie udało, bo – nie oszukujmy się – w drugiej dekadzie XXI wieku nie udałoby się nagrać filmu choćby zbliżonego klimatem do oryginalnego „Martwego zła”. Wszyscy czuliby, że to tylko próba żerowania na legendzie, że to typowa kontynuacja stanowiąca skok na kasę.
Wydaje się więc, że podjęto dobrą decyzję, aby zachować tytuł i kilka głównych elementów, ale żeby osadzić wszystko w zupełnie nowych okolicznościach. Żeby odciąć się od legendy Asha i dać kolejnej generacji widzów coś podobnego, ale na wielu płaszczyznach nowego. Warto również wspomnieć, że film może podobać się jako trzymający w napięciu thriller, ale również krwawy horror. Na poziomie realizacji i opowiadania historii to dzieło udane. Może nie wybitne, ale nie oszukujmy się – jak ktoś sięga po „Martwe zło”, to nie oczekuje, że zaproszony zostanie do kina grozy z elementami filozofii egzystencjalnej. Liczy na krew i strach, co oglądając „Przebudzenie”, otrzymuje. Doskonałym podsumowaniem filmu jest finał, w którym znalazło się kilka elementów typowych dla oryginalnych odsłon serii, czyli – po prostu – nie brakuje w nim groteskowej brutalności.
Lubisz krwawe horrory? „Przebudzenie” to film dla ciebie!
Film „Martwe zło: Przebudzenie” zarobił do tej pory ponad 145 milionów dolarów i zebrał pochlebne recenzje ze strony krytyków. Mam świadomość, że nie stanowi on typowej kontynuacji przygód Asha, ale jak wspomniałem – nie wierzę, że na kilka dekad później wypadłyby one przekonująco. Twórcy i wytwórnia postanowili odgrzać temat kultowej serii i w mojej ocenie zrobili to dobrze. Film straszy, są w nim elementy typowe dla serii, a jednocześnie jest formą nowego otwarcia i próbą odcięcia się od tego, co zaserwowano nam w latach 80. Wyszło to zgrabnie, a sam film mogę wam polecić – oczywiście tylko i włącznie pod warunkiem, że ktoś lubi taki gatunek. Jeśli nie, zdecydowanie odradzam seans.
„Martwe zło: Przebudzenie” dostępne jest w streamingu (HBO Max) oraz VOD (Amazon Prime Video, iTunes Store, Rakuten).
Michał Grzybowski
Wejdź na FORUM! ❯
Komentarze (1) / skomentuj / zobacz wszystkie
Satanizm to... wolność?!
25.07.2023 11:26