Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

„Śnieżne bractwo” – recenzja hiszpańskiego kandydata do Oscara z Netfliksa

Książka, film
|
05.01.2024

Choć pytanie „Co zrobisz, by przetrwać?” brzmi bardzo filozoficznie, to właśnie na nie odpowiedzieć musieli uczestnicy tragicznych wydarzeń z 1972 roku, a także bohaterowie filmu „Śnieżne bractwo”. To hiszpański kandydat do Oscara, który właśnie pojawił się na platformie streamingowej Netflix.

Tagi: film dla faceta po 40. , film

„Śnieżne bractwo”
Kadr z filmu „Śnieżne bractwo” | mat. pras.

J.A. Bayona to jeden z ciekawszych współczesnych reżyserów. Hiszpan ma na koncie takie znakomite tytuły jak „Sierociniec”, „Siedem minut po północy” czy „Niemożliwe”. Pracował również nad znakomitym serialem „Dom grozy”. Jako twórca tytułów niszowych sprawdził się doskonale, ale jego przygoda z serialem „Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy” nie wypadła już tak okazale (podobnie zresztą jak pozostałych zaangażowanych w projekt reżyserów).

Trzeba jednak przyznać, że Bayona nie załamał się i powrócił z kolejnym świetnie zapowiadającym się tytułem. Mowa o filmie „Śnieżne bractwo” (org. „La sociedad de la nieve”), który na pokazach festiwalowych zrobił tak duże wrażenie, że został hiszpańskim kandydatem do Oscara. Film, w którym nie ma ani wielkich aktorskich gwiazd, ani nie ma ogromnego budżetu, właśnie trafił na platformę Netflix. Pora go sprawdzić!

Powrót do dramatycznej przeszłości

„Śnieżne bractwo” to tytuł, który przenosi nas w tragiczną rzeczywistość katastrofy lotniczej z 1972 roku, ukazując determinację ludzkiej woli przetrwania. Adaptacja książki Pablo Vierciego precyzyjnie oddaje dramatyczne wydarzenia, które rozegrały się na wysokości 3600 metrów nad poziomem morza, gdy urugwajski samolot Fuerza Aérea Uruguaya 571 rozbił się na lodowcu w Andach.

Od samego początku filmu widzowie są świadkami nie tylko tragedii, ale także uczestnikami życia bohaterów przed katastrofą. Młodzi rugbiści, pełni energii i beztroski, nagle muszą zmierzyć się z ekstremalnymi warunkami, gdy stają przed wyborem: czy walczyć o przetrwanie za wszelką cenę, czy poddać się losowi.

„Śnieżne bractwo” – plakat
„Śnieżne bractwo” – plakat | mat. pras.

Blisko ludzi i wydarzeń

Scena katastrofy została nakręcona w sposób niezwykle realistyczny – z kamerą zbliżoną do bohaterów. Sprawia to, że widzowie niemal czują się jak uczestnicy dramatu. To podejście oddaje autentyczność sytuacji i – tak po ludzku – przeraża. Film jest tak skonstruowany, że trzyma w napięciu niemalże od początku, sprawiając, że jako widzowie coraz mocniej utożsamiamy się z bohaterami.

Film ukazuje potęgę ludzkiej determinacji i przekraczającą granice realizmu chęć walki o życie. Większość ocalałych, wierzących i praktykujących chrześcijan, zmuszona jest do podjęcia drastycznych kroków, by przetrwać. W ekstremalnych warunkach, gdzie brakuje wody i jedzenia, ich moralne dylematy powoli zaczynają wychodzić na pierwszy plan. „Śnieżne bractwo” to w końcu wstrząsające spojrzenie na to, jak daleko ludzie są w stanie się posunąć, aby przeżyć.

Twórcy postanowili poruszyć (w filmie w zawoalowany sposób, w wywiadach bezpośrednio) również kwestię wcześniejszej ekranizacji tego wydarzenia, „Alive, dramat w Andach” z 1993 roku, krytykując m.in. obsadzenie amerykańskich aktorów i zniekształcenie tożsamości narodowej ocalałych. „Śnieżne bractwo” stara się przywrócić historii autentyczność i oddać hołd ofiarom katastrofy, prezentując ją z perspektywy urugwajskiej narracji.

Należy także zauważyć personalne koneksje twórców z katastrofą. Pedro Luque, autor zdjęć, ma żonę, która jest zaprzyjaźniona z córką jednego z ocalałych, co nadaje filmowi osobisty kontekst i bliskość do przedstawionej historii. J.A. Bayona od początku zresztą powtarzał, że kluczowy jest dla niego autentyzm i realne przedstawienie tej mrożącej krew w żyłach historii. Podczas seansu zrozumiałem, że mówił szczerze.

Pomimo naprawdę dobrze poprowadzonej narracji, film nie jest pozbawiony wad. Czasami twórcy postanowili uniknąć drastycznych scen (zalecenie Netfliksa?), a niektóre wydarzenia zostały pominięte lub ukazane dużo łagodniej. Patos i retrospektywne przebitki czasami dominują główny wątek, ale mimo to „Śnieżne bractwo” pozostaje dobrze zrealizowanym dramatem survivalowym, który zasługuje na zainteresowanie.

Film jako hołd

Reżyser J.A. Bayona, po nieudanym doświadczeniu z Hollywood, powraca do niezależnych projektów, potwierdzając twórczą jakość. Film wnoszący filozoficzny i socjologiczny aspekt do historii przetrwania, zyskuje dzięki autentyczności, dobremu scenariuszowi i zaangażowaniu aktorów oraz całej ekipy technicznej. Pamiętajmy, że twórcy dysponowali ograniczonym budżetem, co w przypadku filmu o takiej tematyce może być prostą drogą do porażki. Na szczęście do niej nie doszło.

„Śnieżne bractwo” to przede wszystkim hołd dla ofiar katastrofy, a dopiero później dobre kino gatunkowe. Film ten stawia pytanie, jak daleko jesteśmy gotowi się posunąć, aby przeżyć, co czyni go nie tylko tytułem nastawionym na akcję, ale również propozycją dla miłośników dzieł bardziej filozoficznych. Mimo pewnych niedociągnięć produkcja Netfliksa zasługuje na uznanie i może stanowić inspirację do refleksji nad kruchością ludzkiego życia, ale i wolą przetrwania, która drzemie w każdym z nas.

Michał Grzybowski

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie