Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

Pięciu najlepszych snajperów w historii

Wolne myśli
|
05.03.2023

Snajperzy to wojskowa elita. We wszystkich armiach świata uchodzą za najlepszych zawodowców wojennego rzemiosła. Mają różne taktyki – na przestrzeni dziejów zdarzali się wśród nich mistrzowie kamuflażu, wybitni zwiadowcy, ale też strzelcy pozycyjni. Przypominamy sylwetki najlepszych snajperów, którzy na polach bitew różnych wojen wyróżnili się ponadprzeciętną skutecznością i tym samym zapewnili sobie miejsce na kartach historii.

Tagi: historia

Fiński snajper Simo Häyhä, „Biała Śmierć”
Fiński snajper Simo Häyhä, „Biała Śmierć”. Fot. Imperial War Museums

Timothy Murphy

Choć proch wynaleziono znacznie wcześniej, to klasyczni snajperzy, których znamy z dzisiejszych wojen, faktycznie istotną rolę w działaniach zbrojnych zaczęli odgrywać dopiero w czasie wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych. Był to zresztą jeden z pierwszych w historii świata nowoczesnych konfliktów zbrojnych. Bardzo ważną postacią tamtej kampanii stał się Timothy Murphy – członek eksperymentalnej jednostki snajperskiej, którą dowodził gen. Daniel Morgan.

Ponieważ młode, powstające dopiero państwo amerykańskie nie dysponowało siłami odpowiednimi do pokonania brytyjskich, lepiej wyszkolonych i wyposażonych wojsk, zaczęto stosować pomysłowe taktyki. Jedną z nich było przygotowywanie zasadzek na brytyjskich oficerów. Cel był prosty – skoro równorzędna walka z przeważającymi jednostkami wroga była prawie niemożliwa, za główne zadanie postawiono sobie eliminowanie najlepszych dowódców armii brytyjskiej, co, dzięki powstałemu w następstwie tego zamieszaniu, miało pozwolić na łatwiejsze rozprawienie się z pozostałymi, pozbawionymi dowodzenia żołnierzami.

Pomnik Timothy Murphy'ego w Middleburgh
Pomnik Timothy Murphy'ego w Middleburgh. Fot. Wikimedia

Wspomniany wcześniej Murphy miał opinię żołnierza o doskonałym wzroku i umiejętnościach strzeleckich. Legenda głosi, że był w stanie trafić w obiekt o wielkości 15 centymetrów strzelając z odległości 250 metrów. Jak na ówczesną technologię, a tym samym niezbyt precyzyjną broń, było to nie lada osiągnięcie. Zresztą również obecnie wyczyn ten można uznać za imponujący.

Talent Murphiego został w pełni wykorzystany podczas bitwy pod Saratogą –  dowódca, gen. Morgan wezwał go wtedy do siebie, pokazał przez lornetkę brytyjskiego generała Frasera dowodzącego oddziałami wroga i rzekł: "Podziwiam go, ale musi zginąć. Czyń swoją powinność". Murphy oddał wtedy 3 strzały do oddalonego o ok. 250 metrów angielskiego oficera – pierwszy był niecelny, w wyniku drugiego zginął koń generała, ale trzeci okazał się jednak śmiertelny. Zamęt, jaki wtedy powstał w brytyjskich szeregach sprawił, że nie udało się im przejść do zamierzonego kontrataku, a bitwa pod Saratogą (jak i później cała wojna) zakończyła się zwycięstwem Amerykanów.

John „Jack” Hinson

Kolejnym konfliktem, w którym snajperzy odgrywali ważną rolę, była amerykańska wojna secesyjna. Jedną z najbardziej znanych postaci tego okresu był John „Jack” Hinson, nobliwy plantator z Tennessee. Ów posiadający rozległe ziemie i niewolników człowiek, choć był zwolennikiem secesji Południa z Unią, początkowo nie zamierzał brać czynnego udziału w bratobójczej wojnie.

Hinson zmienił jednak zdanie po tym, gdy wojska „jankesów” splądrowały i spaliły jego rodzinny dom, a później także zabiły obu jego synów za przynależność do partyzantki. W zemście postanowił wydać Północy prywatną wojnę i przez pozostałą część konfliktu „polował” na transporty żołnierzy Unii na rzece Tennessee. Hinson w swoich wszystkich działaniach używał karabinu kalibru 12-mm. Był w stanie skutecznie trafiać do celu oddalonego o 800 metrów na lądzie oraz do ruchomych transportów płynących na wojskowych kanonierkach. Finalnie Hinsonowi przypisano aż sto trafień i chociaż jego karabin miał tylko 36 symbolicznych nacięć, to badacze jego historii sugerowali, że akurat owe nacięcia nie oddają jego całego „dorobku”, gdyż miały symbolizować „likwidację” wyłącznie ważniejszych oficerów.

Strona tytułowa książki "Jack Hinson’s One-Man War"
Strona tytułowa książki "Jack Hinson’s One-Man War"

Hinson służył też jako przewodnik dla Nathana Bedforda Forresta podczas przeprowadzonego przez niego najazdu kawalerii na bazę zaopatrzeniową Unii w Johnsonville w listopadzie 1864 roku. Kolejna ciekawa historia mówi, że dowódca jednego z transportów rzecznych, który został ostrzelany przez Hinsona, był przekonany, iż atakuje go cały, o wiele liczniejszy oddział wroga i chciał się mu poddać wraz ze swoją kompanią.

Dowodem na to, jak sławny stał się Hinson, niech będzie fakt, iż wojska Północy wydzieliły żołnierzy z aż czterech pułków, by go schwytać, co zresztą nie udało się aż do końca wojny. John „Jack” Hinson przeżył amerykańską wojnę domową, zmarł 9 lat po jej zakończeniu, osiedliwszy się w majątku jednego ze swoich synów.

Simo Häyhä

Jednak jednym z najbardziej snajperów wszystkich dotychczasowych konfliktów zbrojnych i wojen był legendarny wręcz Fin Simo Häyhä. Gdy w listopadzie 1939 potężny Związek Sowiecki napadł na liczącą wówczas zaledwie 3,7 mln mieszkańców Finlandię, niemal cały świat był pewny jej szybkiej i nieuchronnej klęski. Tymczasem stał się prawdziwy cud – Finowie, dzięki swojej odwadze, hartowi ducha i doskonałemu planowaniu strategicznemu nie tylko powstrzymali napór kilkanaście razy potężniejszego wroga, ale też zadali mu ogromne i bardzo dotkliwe straty, wśród których warto wspomnieć 2268 zniszczonych i uszkodzonych czołgów oraz pojazdów opancerzonych, a także aż 934 zestrzelone samoloty. Dla porównania, cała armia fińska w momencie wybuchu „Wojny Zimowej” miała zaledwie 80 czołgów i 160 samolotów.

Simo Häyhä w okryciu polowym
Simo Häyhä w okryciu polowym. Fot. Wikimedia

Głównym bohaterem fińskiej obrony był jednak Simo Häyhä, który w trakcie trwającego od 30 listopada 1939 do 13 marca 1940 roku konfliktu wyeliminował wg różnych źródeł między 505 a 542 żołnierzy armii Stalina. Kluczem do skuteczności Fina była przyjęta przez niego strategia. Do perfekcji opanował sztukę kamuflażu – dopracował jej wszystkie aspekty. Wtapiał się w zaśnieżone otoczenie dzięki białemu strojowi, w usta nabierał śniegu, by nie można go było wypatrzeć po unoszącej się parze z oddechu. Dodatkowo teren wokół własnej pozycji polewał wodą, która w mrozie natychmiast zamieniała się w lód, co eliminowało podnoszenie się śnieżnego pyłu po oddaniu strzału. Nie używał też celowników optycznych, woląc te mniej precyzyjne, tradycyjne przyrządy celownicze. Obawiał się, że światło odbite od soczewki lunety może zostać zauważone przez wroga.

Ogarnięte furią sowieckie dowództwo postanowiło wytropić go i zabić za wszelką cenę. Stanowił zagrożenie zarówno taktyczne, jak i strategiczne, gdyż szeregowi rosyjscy żołnierze po prostu zaczęli się panicznie bać walki. Strach budził już sam jego pseudonim „Biała Śmierć”. Obawiano się go wszędzie. Rosyjskie oddziały wzajemnie się ostrzeliwały dopatrując się jego obecności w przypadkowych miejscach. W celu wyeliminowania Häyhy armia radziecka użyła nawet lotnictwa i artylerii, wszystko jednak na próżno. Dopiero 6 marca, a więc na kilka dni przed końcem konfliktu, został ranny w szczękę i trafił do szpitala polowego. Już po zakończeniu „Wojny Zimowej” głównodowodzący armią fińską marszałek Carl Mannerheim, honorując zasługi snajpera-legendy, awansował go ze stopnia kaprala do podporucznika.

Häyhä już jako podporucznik
Häyhä już jako podporucznik. Widać ślady postrzału w twarz. Fot. Wikimedia

Simo Häyhä przeżył II wojnę światową, zajmował się łowiectwem i hodowlą psów,  zmarł w 2002 roku w wieku 96 lat. Swoją niezwykłą skuteczność na polu walki skromnie tłumaczył „praktyką”, natomiast rekord ponad 500 zabitych wrogów skomentował słowami: „robiłem to, co mi kazano – najlepiej, jak potrafiłem”.

Wasilij Zajcew

Rosjanie musieli trochę poczekać, aż któryś z ich żołnierzy zbliży się osiągnięciami do poziomu „Białej Śmierci”. Najbardziej znanym jest Wasilij Zajcew – początkowo marynarz, jednak po uderzeniu III Rzeszy na ZSRR, na jego prośbę przeniesiono go do wojsk lądowych. Ostatecznie trafił do 284 Dywizji Strzeleckiej, która jako część 62 Armii brała udział w jednej z największych i najkrwawszych bitew II wojny światowej pod Stalingradem.

Zajcew był dość krnąbrny. Początkowo został sanitariuszem, ale groziła mu nawet kara śmierci przez rozstrzelanie. Skazano go bowiem po tym, jak zastrzelił niemieckiego pilota wyskakującego ze spadochronem ze strąconego samolotu. Ułaskawiono go jednak, gdy ze zwykłego karabinu Mosin wz. 1891 zabił w przeciągu dziesięciu dni 32 niemieckich żołnierzy.

Skuteczność Zajcewa, jak sam mówił, wzięła się z obcowania z bronią już od najmłodszych lat. Jeszcze jako dziecko brał udział w polowaniach.

Wasilij Zajcew
Wasilij Zajcew (pierwszy z lewej) objaśnia kolegom plan działań. Stalingrad, 1942. Fot. Wikimedia

Pewnego dnia Zajcew zabił trzech łączników niemieckich strzałami oddanymi kolejno jeden po drugim. W uznaniu za ten i wcześniejsze wyczyny, otrzymał karabin snajperski i dołączył do elitarnej kompanii strzeleckiej swojego pułku. 

W czasie całej bitwy Stalingradzkiej Zajcewowi udało się zabić według różnych szacunków od 125 do 242 żołnierzy niemieckich. Na początku 1943 roku został ciężko ranny, jednak jeszcze wrócił na front i dalej osiągał spore sukcesy w eliminowaniu wroga. Szkolił też nowych strzelców. W sumie do końca wojny udało mu się zastrzelić nawet około 500 żołnierzy wroga.

Jeszcze w czasie bitwy stalingradzkiej Zajcew stał się swoistym obiektem kultu propagandy sowieckiej. Stworzono legendę (nie ma faktycznych dowodów na jej prawdziwość), według której miało dojść do pojedynku między nim a dowódcą szkoły snajperów, mjr Erwinem Königiem, wówczas najlepszym snajperem Trzeciej Rzeszy. 

Pojedynek między Zajcewem a Königiem miał trwać nawet kilka dni, a jego zwycięzcą został Zajcew, który użył fortelu - poprosił swojego partnera Kulikowa, by ten wystawił ponad mur swój własny hełm. König strzelił, a Kulikow krzyknął, symulując trafienie. Następnie niemiecki snajper miał wyjść z ukrycia, aby potwierdzić zabicie wroga, w efekcie samemu wystawiając się na śmiertelny strzał Zajcewa. Trofeum, jakim był karabin snajperski Königa, trafiło następnie do muzeum na Kremlu.
Historia została przedstawiona w filmie „Wróg u bram”. Patrz: 6 filmów o snajperach, które warto zobaczyć.

Zajcew przeżył wojnę, po której został dyrektorem kombinatu maszynowego w Kijowie. Zmarł w 1991 roku.

Matthäus Hetzenauer

Swojego super-snajpera miała także Trzecia Rzesza. Stał się nim pochodzący z Austrii Matthäus Hetzenauer. Austriak został powołany do Wehrmachtu 27 marca 1943, następnie ukończył podstawowe przeszkolenie, po którym przydzielono go do obsługi średnich moździerzy. Niezbyt długo wykonywał to zadanie, gdyż szybko został wysłany na specjalne szkolenie snajperów na poligonie „Seetaler Alpe”, niedaleko Judenburga w Austrii.

Matthäus Hetzenauer
Matthäus Hetzenauer z karabinem Mauser K98k. Fot. Wikimedia

Finalnie trafił na front wschodni do 3 Dywizji Górskiej. W czasie walk odniósł poważne obrażenia, otrzymał nawet czarną odznakę za rany. W swoim wojennym rzemiośle posługiwał się karabinem K98k z celownikiem optycznym o sześciokrotnym powiększeniu i karabinem Gew43 z celownikiem optycznym o czterokrotnym powiększeniu.

Za swoje zasługi – a oficjalnie udało mu się zastrzelić 345 żołnierzy Armii Czerwonej, został odznaczony Krzyżem Rycerskim Krzyża Żelaznego. Po kapitulacji wojsk niemieckich trafił do niewoli rosyjskiej, z której 10 stycznia 1950 został zwolniony i wrócił do domu. Zmarł w 2004 roku.

Tomasz Sławiński

 

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie