Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

Wspaniała piątka Paradise Lost – najlepsze płyty Brytyjczyków

Muzyka
|
09.06.2023

Paradise Lost to czołowi przedstawiciele europejskiego metalu. W swojej twórczości łączą wiele wpływów, miksując je według własnych reguł. Ich wszystkie wydawnictwa to najwyższy poziom – zarówno jeśli chodzi o brzmienie i teksty, jak i produkcję. Wskazanie pięciu najlepszych albumów było więc dużym wyzwaniem, ale i ogromną przyjemnością.

Paradise Lost - zdjęcie
Zespół Paradise Lost | fot. mat. pras.

Paradise Lost istnieje od 35 lat. Zespół powołany do życia został w 1988 roku w brytyjskim Halifax. Stworzyli go wokalista Nick Holmes, gitarzysta i klawiszowiec Gregor Mackintosh, gitarzysta Aaron Aedy, basista Steve Edmondson oraz perkusista Matthew Archer. Zwykle w przypadku formacji z podobnym stażem mówimy o dużych kadrowych przetasowaniach, ale nie w tym wypadku – na przestrzeni ostatnich dekad zmieniał się jedynie perkusista, pozostała czwórka tworzy wspólnie od samego początku aż do teraz.

To prawdziwy fenomen, ale jednocześnie kolejny dowód na to, że Paradise Lost to projekt wyjątkowy. Muzycy bowiem dorastają twórczo w tym samym czasie, co przekłada się między innymi na ich wydawniczą aktywność. Brytyjczycy wydali do tej pory aż szesnaście płyt – każda jest inna, każda unikatowa. Nie ma miejsca na kopiowanie własnych pomysłów czy powtarzalność. Choć Paradise Lost klasyfikowane jest jako wykonawca gothicmetalowy, w ich twórczości słychać również doom metal, death-doom i klasyczne hard&heavy.

Nie ograniczają się, nie idą na skróty. Cały czas poszukują, co – nie ukrywam – przysporzyło mi sporo problemów. Bez większych problemów przygotowałem na łamach zestawienia najlepszych płyt takich zespołów jak Samael, Morbid Angel, Deicide czy Napalm Death, ale w przypadku Paradise Lost było o wiele trudniej. Grupa przygotowała bowiem kilkanaście świetnych, ważnych i różnorodnych płyt. Wybrać spośród nich zaledwie pięć? Karkołomne zadanie! Do odważnych jednak świat należy...

5. Icon (1993)

Klasyczny gothic w połączeniu z doom metalem okazał się przepisem na sukces na poprzednich płytach Paradise Lost, na czwartej również był strzałem w dziesiątkę. Może nie była aż tak przebojowa, jak chociażby „Shades od God”, ale to doskonały przykład na to, w jak wysokiej formie w latach 90. XX wieku byli Brytyjczycy. „Icon” to ponad 50 minut świetnie wyprodukowanej i znakomicie brzmiącej muzyki. To trzynaście utworów (w tym jeden instrumentalny), z których bije twórcza jakość. Wszystkie utwory napisali oczywiście Nick Holmes oraz Gregor Mackintosh.

Wydawnictwo zebrało znakomite recenzje („Hard Rock” ocenił ją na „dziesiątkę”) i zostało świetnie przyjęte przez miłośników muzyki metalowej. Zespół ponownie udowodnił, że ma pomysł na swoją twórczość i że stawiają na brzmieniową ewolucję, zamiast tkwić w swojej muzycznej niszy. To się szanuje!

4. The Plague Within (2015)

Dłuższą chwilę zastanawiałem się, którą płytę z najnowszej twórczości Paradise Lost wybrać, ponieważ wszystkie wypadają ciekawie. Miało tutaj pojawić się „Obsidian” z 2020 roku, ale po przesłuchaniu płyt raz jeszcze postawiłem na wydane pięć lat wcześniej „The Plague Within”. Obie to oczywiście klasa sama w sobie, ale ostatecznie do czternastego albumu w dorobku Brytyjczyków przekonało mnie bardziej surowe, ascetyczne death-doomowe brzmienie.

Ponownie mamy do czynienia z 50 minutami materiału, ponownie jest to najwyższa kompozytorka półka. Teksty Holmesa są głębokie i poruszają ważne tematy, takie jak nadzieja, przetrwanie, religia czy śmierć. Greg Mackintosh natomiast ponownie udowodnił swoją kompozytorską wszechstronność. Klasa sama w sobie.

3. Shades of God (1992)

Wracamy do lat 90., jakże ważnych dla rozwoju Paradise Lost. Na najniższym stopniu podium postanowiłem umieścić trzeci w dorobku Brytyjczyków album „Shades of God”. Brzmienie to oczywiście gothic i death-doom, co – jak na czasy powstania – było rewolucją. Kompozycje są bardzo złożone, ze zmianami tempa i rozbudowanymi sekcjami instrumentalnymi. Za przygotowanie premierowego materiału odpowiada niezawodny duet Holmes-Mackintosh.

Uwielbiam wracać do „Shades of God” z powodu ciężkiego, przeszywającego klimatu tej płyty. Nie jest w mojej ocenie opus magnum Brytyjczyków, ale na pewno stanowi dowód na ich twórczą jakość. Moim zdaniem są jednak dwie jeszcze lepsze płyty Paradise Lost...

2. Gothic (1991)

Debiut Paradise Lost był, niestety, przeciętny. Słychać było, że muzycy mają na siebie pomysł, a death-doom może być brzmieniową rewolucją, ale zabrakło im odpowiedniego wsparcia i doświadczenia. Poprawa przyszła jednak szybko, ponieważ rok później wydali album „Gothic”, który okazał się wydawnictwem o wiele lepszym. Panowie dopracowali brzmienie, ale i koncepcję wspólnego grania. Jeszcze głębiej weszli w doomowe klimaty, co dało piorunujący efekt. No i całe szczęście, że po tym kiepskim debiucie się nie zniechęcili.

Drugi album w ich dorobku jest, w porównaniu z późniejszymi dokonaniami, krótszy (39 minut) i mniej złożony. Jest za to surowy i mroczny, oddziałujący na wyobraźnię. Domyślam się, że na początku lat 90. musiał zrobić wrażenie na odbiorcach, skoro nawet dzisiaj trudno się od niego oderwać. Rozważałem nawet, czy „Gothic” nie powinien pojawić się na pierwszym miejscu mojego zestawienia, ale ostatecznie postawiłem na inną płytę.

1. Draconian Times (1995)

Pierwsza brzmieniowa rewolucja w Paradise Lost nastąpiła przy okazji publikacji albumu „Draconian Times”. Muzycy zrozumieli, że po dwóch poprzednich bardzo udanych płytach warto spróbować czegoś nowego. Gothic (zarówno metal, jak i rock) połączyli z klasycznymi heavymetalowymi zagrywkami. Ten eksperyment mógł im wyjść bokiem, bo fani przyzwyczajeni byli do zupełnie innego brzmienia. Tak się jednak nie stało, ponieważ przygotowali świetny, przemyślany i spójny materiał. Może nieco łagodniejszy pod względem brzmienia, ale dużo bardziej melodyjny.

Holmes i Mackintosh udowodnili na „Draconian Times”, że mają ogromny talent do pisania muzyki i tekstów. Jednocześnie pokazali, że nie chcą się ograniczać i że należą do twórców poszukujących. Niewielu artystom, którzy odnieśli sukces na pierwszych kilku płytach, wystarczało odwagi, żeby tak po prostu pójść w inną stronę. Album „Draconian Times” odniósł przy tym sukces komercyjny, lądując na listach najlepiej sprzedających się płyt w kilkunastu krajach świata. Nie powinno to dziwić – ta muzyka ma w sobie coś hipnotyzującego, magicznego.

Michał Grzybowski

Zapraszam was do komentarzy – wpisujcie tam ulubione i waszym zdaniem najlepsze płyty Paradise Lost. Nie zdziwię się, jeśli wasza lista będzie skrajnie inna od mojej...

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (5) / skomentuj / zobacz wszystkie

darek
25 listopada 2023 o 20:32
Odpowiedz

No nie wiem, swego czasu namiętnie słuchałem Paradisów ( jak to się kiedyś mówiło). Gothic, Shades of God, Icon, czy Draconian times, ale poźniej tak przyszły poszukiwania. Większość kapel to ma ale co do Paradise lost mam wrażenie że wcale nie wyszło im to na dobre wręcz na odwrót. Dzisiaj korzystając z dobroci spotify, przesłuchałem całą dyskografię i szczerze poza paroma niezłymi pytami jak Paradise Lost i naprawdę dobrą In Requiem, zazwyczaj są to płyty marne z paroma niezłymi kawałkami jak The Plague Within. Dziwi mnie że zespół grający tyle lat ma na koncie tak mało dobrych kawałków, a większość pochodzi ze starych płyt...
facet po 40

~darek

25.11.2023 20:32
Wal de Gaard
11 czerwca 2023 o 14:35
Odpowiedz

U mnie Paradise Lost królowało swego czasu na zmianę z Tiamat. Nr1 jest dla mnie "shades of god". Jakoś zawsze te dwa zespoły że sobą łączę

~Wal de Gaard

11.06.2023 14:35
Dium210
11 czerwca 2023 o 14:09
Odpowiedz

Uwielbiam niemalże każdy album tej grupy. Zaczynałem od " One Second", niemalże pop-metalowego tworu, który pokochałem za wspaniałe połączenie metalu z odrobiną elektroniki i to, że mimo wszystko wcale nie czuć na nim słodyczy, tylko ten wszechobecny, paradisowy dół i mrok. Później był "Draconian Times", "Shades od God" i cała reszta. Zawsze za to irytowało mnie jak łatwo część fanów odwracała się od grupy za takie wydawnictwa jak wspomniane "One Second" czy sygnowany nazwiskiem Holmesa "Host", tylko dlatego, że nie był to ciężki metal do jakiego byli wcześniej przyzwyczajeni. A przecież w sumie każdy album formacji to mała perełka. Nawet jeśli mało tam gitar i dużo elektroniki.

~Dium210

11.06.2023 14:09
Zarf
10 czerwca 2023 o 23:39
Odpowiedz

Ave!
Bardzo lubię Paradis'ów. Jak usłyszałem 3 pierwsze płyty zespołu, to nie mogłem się doczekać na zapowiadany wcześniej ICON.
Pokochałem ten album, podobnie jak DRACONIAN TIMES. Następne wydawnictwa trochę zaskoczyły mnie syntetycznym brzmieniem, choć i tak dobrze im to wyszło. Cieszę się, że chłopcy powrócili do ciężkiego brzmienia i skalę oceny wystawiłbym bardzo podobnie jak autor artykułu.
Z tamtych lat i podobnych klimatów polecam ANATHEMA - THE SILENT ENIGMA i ETERNITY.
Pozdrawiam. Arek.

~Zarf

10.06.2023 23:39
Paweł Kopeć
09 czerwca 2023 o 17:32
Odpowiedz

Ten ich doom jest ok!
Wolno i ciężko.

~Paweł Kopeć

09.06.2023 17:32
1