Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

Wspaniała piątka Morbid Angel. Najlepsze płyty słynnych deathmetalowców

Muzyka
|
22.04.2023

Morbid Angel wymieniany jest wśród najważniejszych deathmetalowych zespołów w historii gatunku. Amerykanie kształtowali scenę, która w latach 90. XX dopiero raczkowała, a także mieli ogromne znaczenie w procesie popularyzacji gatunku. Wszystko dzięki temu, że nagrali świetne, przełomowe i ważne płyty.

Morbid Angel
Zespół Morbid Angel | fot. mat. pras.

Amerykański zespół rozpoczął swoją karierę w 1983 roku, ale – jak w przypadku wszystkich innych grup deathmetalowych – początki nie były łatwe. Problemy finansowe, a także ze znalezieniem wytwórni sprawiały, że muzycy nie mieli możliwości na zaistnienie. Oczywiście często działali w undergroundzie, wydając niewielkie nakłady demówek, ale w połowie lat 80. XX wieku o wielkiej muzycznej karierze mogli jedynie pomarzyć. Grana przez nich muzyka nie była traktowana zbyt poważnie. Na szczęście kilka lat później to się zmieniło, a miał na to wpływ sukces takich zespołów jak Death, Obituary czy właśnie Morbid Angel.

O sile zespołu z Tampy stanowiła na początku dwóch wizjonerów – Trey Azagthoth (założyciel), a także David Vincent, który dołączył do formacji kilka lat później. W początkowej fazie istnienia przez Morbid Angel przewinęło się kilkunastu muzyków, którzy szukali swojego miejsca i brzmienia. Ostatecznie Trey, niezwykle ambitny i skupiony na muzyce, którą tworzy, podpisał pierwszy profesjonalny kontrakt z niezależną wytwórnią Earache Records. Dostał możliwość zarejestrowania swojej muzyki w studiu nagraniowym i to z nie byle kim – producentem Flemmingiem Rasmussenem. Morbid Angel swoją szansę wykorzystali i tak rozpoczęła się kariera jednego z najważniejszych zespołów w historii death metalu. Grupa istnieje do dzisiaj, choć już bez Vincenta w składzie. Na jej czele niezmiennie trwa natomiast Azagthoth.

Spośród wszystkich albumów Morbid Angel postanowiłem wskazać te najlepsze i najbardziej przełomowe. Moja lista prezentuje się następująco:

5. Gateways to Annihilation (2000)

Szósty album w dorobku Morbid Angel ukazał się w 2000 roku. Zespół, już bez Davida Vincenta w składzie, postanowił na klasyczny death metal. Za lwią część muzyki przygotowanej w związku z tym wydawnictwem odpowiada oczywiście Azagthoth, ale otrzymał on wsparcie od basisty i wokalisty – Steve’a Tuckera. Tego samego, który napisał wszystkie utwory z „Gateways to Annihilation”. Ta współpraca była tak owocna, że postanowiłem umieścić album na mojej krótkiej liście. To wydawnictwo, któremu zwyczajnie niczego nie brakuje – jest szybkie i agresywne. Oczywiście, nie odkrywa żadnych nieznanych deathmetalowych lądów, ale tak szczerze, to w 2000 roku nie można było oczekiwać rewolucji.

4. Blessed are the Sick (1991)

Po znakomitym debiucie przyszedł czas na zweryfikowanie jakości Morbid Angel. Ile było w historii zespołów, które nie potrafiły udźwignąć presji po udanej pierwszej płycie... Amerykanie dali radę, choć w mojej ocenie przygotowali płytę o jeden poziom słabszą, niż „Altars of Madness”, ale wciąż znakomitą. Bezkompromisową i pełną twórczej pasji. W tym wypadku za mikrofonem rozrabiał David Vincent, który napisał wszystkie teksty utworów z „Blessed are the Sick”. Muzyka to dzieło Treya Azagthotha (poza „Desolate Ways”, który skomponował Richard Brunelle). Drugi album to klasyczne deathmetalowe dzieło, które miało wpływ na rozwój całej sceny. Nie należy o tym zapominać!

3. Domination (1995)

Nieco wyżej oceniam za to czwarty album Morbid Angel, czyli „Domination”, na którym wciąż podziwiać możemy twórczą współpracę Azagthotha i Vincenta. Panowie nadal mieli sporo do zaoferowania i wiedzieli, jak przygotować płytę, którą docenią miłośnicy klasycznego death metalu. Mocne, przejmujące teksty oraz agresywne muzyczne uderzenie to – jak się okazuje – przepis na sukces. Dla mnie ta płyta to ścisła czołówka nie tylko Morbid Angel, ale całego gatunku, który przecież w latach 90. XX wieku rozwijał się jak szalony. Amerykanie od początkupotrafili zaskoczyć w warstwie tekstowej i kompozytorskiej – zrobili to również w 1995 roku.

2. Covenant (1993)

„Blessed are the Sick” było bardzo dobre i stanowiło udaną kontynuację tego, co zespół wypracował na debiucie. Wszystko tam jednak nie do końca zagrało, dlatego panowie z Morbid Angel wyciągnęli wnioski i postanowili stworzyć dzieło jeszcze doskonalsze. Udało im się to, a efektem tego okazał się album „Covenant”, który ujrzał światło dzienne w 1993 roku. Oczywiście od drugiego krążka różni się tylko detalami, drobiazgami, szczegółami, ale to przecież w nich tkwi diabeł. Trio Vincent, Azagthoth i Sandoval pokazało, że na muzyce deathmetalowej znają się jak mało kto i że wciąż kipi w nich agresja i siła, które szukają ujścia. Ujścia w muzyce, która znów była bezkompromisowa, niekiedy nawet szalona. Na szczęście z pozytywnym tego słowa znaczeniu.

1. Altars of Madness (1989)

Nagranie tego albumu wymagało od Azagthotha i Vincenta wielu nieoczywistych zabiegów. Nikt bowiem nie chciał inwestować w muzykę, która może trafić do tak niewielkiej grupy odbiorców. Po latach prób w końcu im się udało i... całe szczęście! Przygotowali bowiem najważniejszy w swojej karierze album, który miał kluczowe znaczenie w procesie popularyzacji death metalu. Znajduje się na liście najważniejszych, gdzieś obok „Scream Bloody Gore” od grupy Death. Jeśli interesują was okoliczności powstania „Altars of Madness”, to odsyłam do tekstu poświęconego płycie, który przygotował w związku z cyklem „Półka kolekcjonera”. Tymczasem zapraszam do (mam nadzieję ponownego) zapoznania się z albumem w całości – to coś, co zwyczajnie raz na jakiś czas wypada zrobić!

Michał Grzybowski

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (2) / skomentuj / zobacz wszystkie

NosFeratu
30 kwietnia 2023 o 17:00
Odpowiedz

Pewnie tak samo masz z Katem, najbarsziej lubisz te albumy na których nie śpiewał Kostrzewski...

~NosFeratu

30.04.2023 17:00
Maciej
29 kwietnia 2023 o 16:53
Odpowiedz

Ja natomiast najwyżej stawiam właśnie te,na których zagrał na basie i zaśpiewał Steve.FFF,Gateways i Heretic to są doskonałe albumy.Pozdrawiam

~Maciej

29.04.2023 16:53
1