Randall William „Randy” Rhoads, urodzony 6 grudnia 1956 roku, wkroczył na scenę muzyczną jak burza, zdobywając serca fanów i uznanie kolegów z branży. Jego krótka, ale intensywna kariera, zakończona tragicznie w 1982 roku, pozostawiła niezatarte piętno na historii muzyki heavymetalowej.
Zanim jednak zdobył sławę jako gitarzysta w zespole Ozzy'ego Osbourne'a, Rhoads przeszedł wyboistą i naznaczoną licznymi perypetiami drogę, zdobywając doświadczenie w różnych zespołach i wypracowując swój unikalny styl gry. Styl, który szybko stał się jego znakiem rozpoznawczym, a obecnie jest inspiracją dla początkujących gitarzystów. Randy jest bowiem symbolem tego, że ciężka praca procentuje, a sukces można odnieść nawet w bardzo młodym wieku.
Wczesne lata i Quiet Riot
Rhoads urodził się w kalifornijskim Santa Monica, w rodzinie bezpośrednio związanej z muzyką. Jego matka Delores prowadziła szkołę muzyczną i to właśnie tam młody Randy po raz pierwszy miał kontakt z gitarą. Już w wieku siedmiu lat otrzymał instrument po swoim dziadku i zaczął fascynującą podróż w świat muzyki. Inspiracją dla niego była twórczość takich gigantów jak The Rolling Stones i The Beatles.
Początkowo grał na gitarze akustycznej, ale po koncercie Alice Coopera, który obejrzał w 1971 roku, postanowił zagłębić się w świat rocka. Zespół Quiet Riot, który był kluczowy na jego zawodowej drodze, nie osiągnął w początkowym okresie działalności wielkiego sukcesu, ale był dla Rhoadsa szkołą życia. Przez kilka lat zdobywał doświadczenie, rozwijając swój styl i przekraczając granice konwencjonalnego rocka. Bo akurat Quiet Riot zawsze lubili twórcze eksperymenty, co dla młodego gitarzysty było doskonałą okazją do ciągłego rozwoju.
Muzyczna dorosłość u boku Ozzy’ego
W 1979 roku los zaprowadził Rhoadsa do legendarnego wokalisty Ozzy'ego Osbourne'a. Przesłuchanie, które miało miejsce tuż po ostatnim występie z Quiet Riot w tymże roku, przyniosło mu natychmiastowy angaż. Osbourne, zachwycony umiejętnościami Rhoadsa, nie miał wątpliwości – znalazł swojego nowego gitarzystę. Zresztą, nie oszukujmy się, „Książę Ciemności” miał niesamowitego nosa w kwestii doboru współpracowników, zawsze otaczając się świetnymi instrumentalistami.
Rhoads dołączył do zespołu w marcu 1980 roku, a współpraca z Osbournem zaowocowała dwoma albumami: „Blizzard of Ozz” i „Diary of a Madman”. Oba mają obecnie status kultowych. To właśnie na tych płytach zauważalna jest ewolucja i innowacje w grze Rhoadsa. Elementy muzyki klasycznej, którą poznał w młodości, zaczęły przenikać do jego heavymetalowego stylu. Dało to unikalne i niezapomniane brzmienie.
Dynamit na scenie, ułożony chłopak poza nią
Rhoads był nie tylko genialnym muzykiem, ale także człowiekiem o delikatnej duszy. Jego pasja do muzyki klasycznej i chęć poszerzania swoich umiejętności były widoczne nie tylko na scenie, ale także w kuluarach. Choć znany był ze scenicznej pewności siebie, poza nią był skromnym i życzliwym człowiekiem. Często podważał swoje umiejętności, sugerując, że przed nim jeszcze wiele nauki i zdobywania doświadczenia.
Jego zaangażowanie w grę na gitarze klasycznej oraz poszukiwanie nowych wyzwań muzycznych pokazały, że był artystą niezwykle wszechstronnym. Fascynacja muzyką poważną widoczna jest w takich utworach jak „Dee”, „Mr. Crowley” czy „Revelation (Mother Earth)”. Rhoads chętnie dzielił się swoją wiedzą z innymi, szukając chętnych do nauki gry na gitarze klasycznej nawet podczas tournée organizowanych z Osbournem. Zdecydowanie wolał muzykę, niż używki, których na backstage’u Ozzy’ego raczej nie brakowało.
Tragedia i przedwczesne zakończenie kariery
Obiecująca kariera Rhoadsa została brutalnie przerwana 19 marca 1982 roku w katastrofie lotniczej, do której doszło na Florydzie. Młody gitarzysta zginął w wieku 25 lat, na zawsze pozostając w pamięci miłośników ciężkich brzmień, ale również pozostawiając ich z pytaniem – jak wielkie dzieła mógłby jeszcze stworzyć? Tego niestety już nigdy się nie dowiemy.
Do śmierci Randy’ego doszło w tragicznych okolicznościach, które były składową brawury, głupoty i narkotyków. To wszystko nie spoczywa jednak na barkach gitarzysty, ale podróżującego z nim kierowcy, Andrew Aycocka, który podczas przerwy w podróży autobusowej postanowił wziąć swoich pasażerów (była z nimi również fryzjerka Rachel Youngblood) na przelot samolotem Beechcraft Bonanza. Pilot-amator nie miał zezwolenia, a dodatkowo wymyślił sobie, że będzie przelatywał blisko autokaru, żeby zbudzić w ten sposób pozostałych uczestników wyprawy. Podczas czwartej próby ściął skrzydłem fragment pojazdu, a następnie wleciał w pobliski pałacyk Calhoun. Wszyscy pasażerowie samolotu zginęli na miejscu. Wyniki autopsji potwierdziły, że Aycock był pod wpływem kokainy, Rhoads był natomiast „czysty”.
Ozzy w wywiadzie udzielonym kilka miesięcy po śmierci przyjaciela i współpracownika powiedział:
Ten koleś był wyjątkowy. Wydaje mi się, że nie do wszystkich dotarło, jak bardzo był utalentowany. I nie mówię tu tylko o rock'n'rollu, ale też o innych gatunkach. W muzyce klasycznej był fenomenem, zresztą jak w każdej innej. Był najbardziej oddanym swojej sztuce muzykiem, jakiego spotkałem w życiu. Był mistrzem.
Z nami na zawsze
Po śmierci Rhoadsa jego legenda szybko urosła do ogromnych rozmiarów. W 1987 roku Ozzy Osbourne wydał album „Tribute”, będący hołdem dla muzyka. Mimo upływu lat, jego wpływ na świat gitarowego grania jest niepodważalny. W 2003 roku został sklasyfikowany na 85. miejscu, a w 2011 na 4. miejscu listy 100 najlepszych gitarzystów wszech czasów magazynu „Rolling Stone”.
Randy Rhoads stał się ikoną, inspirując kolejne pokolenia gitarzystów. Jego unikalny styl, technika i pasja do muzyki klasycznej sprawiły, że jego wpływ na całą muzykę rockową okazał się ogromny. Mimo że odejście Rhoadsa było przedwczesne i tragiczne, jego muzyka nadal żyje.
Michał Grzybowski
Wejdź na FORUM! ❯
Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie