Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

10 płyt, które powinien mieć na półce miłośnik grindcore’u

Muzyka
|
07.03.2024

Grindcore to gatunek muzyczny, który wciąż ma wielu miłośników. Nadal powstają wartościowe albumy, a zespoły, które zaczynały w latach 80. XX wieku, w dużej większości wciąż publikują i trzymają wysoki poziom. Warto poznać historię tego z wielu powodów fascynującego gatunku, który łączy w sobie metal, hardcore i punk.

Tagi: metal , muzyka

Napalm Death
Napalm Death – legenda grindcore'u | mat. pras.

W latach 80. XX wieku doszło do rewolucji w muzyce ekstremalnej – jedna dokonała się na Florydzie, gdzie swoje pierwsze kroki stawiały zespoły Death czy Morbid Angel, druga natomiast rozwijała zarówno na terenie USA, jak i Wielkiej Brytanii. Obie toczyły się praktycznie niezależnie od siebie. Tę drugą znamy dzisiaj pod gatunkową nazwą „grindcore”. Jest wypadkową połączenia wczesnego thrash metalu oraz szeroko rozumianego hardcore punka. Mieszanka wybuchowa!

Wśród zespołów, które kształtowały nowy gatunek, znajdują się takie kultowe obecnie formacje jak Napalm Death, Carcass czy Terrorizer. To one odegrały kluczową rolę w stworzeniu nowego muzycznego nurtu, który zrewolucjonizował muzykę metalową. Dokładnie w tym samym czasie rozwijał się death metal, ale – ponieważ mówimy tutaj o zupełnie innym podejściu do tworzenia muzyki – nie przeszkadzały sobie nawzajem. Można powiedzieć więcej, wpływały na siebie. Trey Azagthoth przyznał kiedyś, że na wczesnym etapie funkcjonowania Morbid Angel zasłuchiwał się w pierwszym albumie Napalm Death.

Postanowiłem wskazać płyty, które nie tylko wpłynęły bezpośrednio na rozwój i popularyzację grindcore’u, ale również takie, które świadczą o jego ewolucji. Oto moja lista:

Napalm Death – Scum (1987)

Ten album musiał znaleźć się na początku zestawienia, ponieważ uznawany jest za kluczowy dla powstania całego gatunku. Brytyjczycy z Napalm Death przygotowali materiał bezkompromisowy i tak szybki, że świat metalu nie mógł przejść obok niego obojętnie. Stanowił nową jakość i nowe podejście do nagrywania muzyki. „Scum” to wydawnictwo ikoniczne, które stało się inspiracją dla kolejnych twórców. To właśnie ten album w swoim odtwarzaczu miał Trey Azagthoth.

Carcass – Reek of Putrefaction (1988)

Pozostajemy w Wielkiej Brytanii, gdzie rok później ukazał się kolejny bardzo ważny album. „Reek of Putrefaction” to debiutancka płyta Carcass. Zespół w późniejszych latach porzucił grindcore na rzecz między innymi detah metalu, ale ich początki to właśnie kładzenie podwalin pod raczkujący dopiero gatunek. Na płycie znalazły się aż 22 kompozycje, ale niektóre z nich miały po kilkadziesiąt sekund. Szybki strzał i lecimy dalej. Kwintesencja grindcore’u!

Napalm Death – From Enslavement to Obliteration (1988)

W procesie popularyzacji gatunku niezwykle ważną rolę odegrał też drugi album Napalm Death, na którym zespół ponownie postawił na bezkompromisowość, ale również duży nacisk położył na teksty – dotykają one takich zagadnień jak rasizm, prawa zwierząt, materializm czy antykapitalizm. Żeby nikomu nie przyszło do głowy, że grindcore to tylko chaotyczna sieczka. Muzycy mieli swoje zdanie i misję, którą chcieli zrealizować poprzez muzykę.

Extreme Noise Terror – A Holocaust in Your Head (1989)

Na Wyspach funkcjonował również zespół Extreme Noise Terror, który w latach 80. XX wieku wydał kilka demówek i epek. Łączył na nich w ciekawy sposób thrash i crust punk, co bezpośrednio wpłynęło na całą scenę grindcore’ową. W końcu w 1989 roku grupie udało się wydać pełnoprawny, pełen świetnych kompozycji debiutancki album – „A Holocaust in Your Head”. Ten również odegrał kluczową rolę w popularyzacji gatunku na terenie Wielkiej Brytanii, a później na całym świecie.

Terrorizer – World Downfall (1989)

W Ameryce najważniejszym zespołem początków grindcore’u był zespół Terrorizer, w którym występowali znani z Morbid Angel David Vincent oraz Pete Sandoval. Ten pierwszy nie pełnił jednak roli głównego wokalisty – tym, przynajmniej na debiucie, był Oscar Garcia. Amerykanie nieco inaczej podchodzili do tworzenia grindcore’u, który był mniej punkowy, a bardziej metalowy – ciężki i odrobinę wolniejszy. Album „World Downfall” pokazał Amerykanom, że nowy gatunek zasługuje na uwagę.

Repulsion – Horrified (1989)

Podobnie jak zespół Repulsion, który w swojej trwającej do dzisiaj (z przerwami) karierze wydał... jeden longplay. Tyle wystarczyło, żeby na stałe zapisać się do historii muzyki metalowej. Trwający niespełna 30 minut album „Horrified” to nieopisana wręcz energia i bardzo surowe, niemalże garażowe brzmienie. Tego potrzeba było scenie grindcore’owej w Stanach Zjednoczonych. Każdy miłośnik gatunku wcześniej czy później miał styczność z debiutem zespołu Repulsion.

Brujeria – Raza Odiada (1995)

Założony w Los Angeles zespół Brujeria od początku słynął ze swojej bezkompromisowości w tworzeniu muzyki. Nie mieli żadnych świętości i o wszystkim, co im się podobało lub nie podobało, krzyczeli ze sceny. Ich drugi longplay to unikatowe połączenie grindcore’u oraz groove metalu. Album kontrowersyjny, ale stylistycznie bardzo spójny i naprawdę dojrzały. To również dowód na to, że grindcore w połowie lat 90. XX wieku już ewoluował – a to zasługa między innymi „Raza Odiada”.

Pig Destroyer – Prowler in the Yard (2001)

Wraz z Amerykanami z Pig Destroyer wkraczamy w XXI wiek. Ich drugi album to kolejna odsłona zmian, jakie zachodziły wewnątrz gatunku – w przypadku „Prowler in the Yard” możemy mówić o bardzo sprawnym połączeniu grindcore’u i nieco bardziej popularnego w tamtym okresie metalcore’u. Zespół na płycie umieścił 22 utwory, które trwają w sumie 36 minut – jak nietrudno się domyślić, wróciliśmy do korzeni, czyli bardzo krótkich kompozycji z klarownym przesłaniem.

Nasum – Helvete (2003)

Żeby nie było, że grindcore powstaje tylko w USA i Wielkiej Brytanii... Zespół Nasum pochodzi ze Szwecji i również specjalizuje się w takiej właśnie muzyce. Robi to na tyle sprawnie, że zdecydowałem się umieścić w zestawieniu ich album z 2003 roku. „Helvete” może nie odkrywa grindcore’u na nowo, ale na pewno jest dowodem na to, że taką muzykę można nagrywać nieco inaczej – z większym naciskiem na brzmienie i budowę kompozycji.

Insect Warfare – World Extermination (2007)

Zespół Insect Warfare istniał tylko cztery lata i wydał zaledwie jeden album studyjny – „World Extermination”. Amerykanie postawili na bezkompromisowe podejście do pisania tekstów oraz muzyki, dając nam płytę skierowaną do najbardziej oddanych miłośników grindcore’u. Choć wydana została w 2007 roku, czuć w niej wiele inspiracji początkowym okresem funkcjonowania gatunku. Piękny hołd dla takich zespołów jak Napalm Death czy Carcass!

Na ławce rezerwowych postanowiłem umieścić dodatkowe dziesięć albumów, które powinny zainteresować miłośników grindcore’u, ale z różnych powodów nie „załapały” się do głównego zestawienia:

  • Bolt Thrower – In Battle There Is No Law! (1988)
  • Carcass – Symphonies of Sickness (1989)
  • Naked City – Torture Garden (1990)
  • Nuclear Death – Bride of Insect (1990)
  • General Surgery – Necrology (1991)
  • Brutal Truth – Need to Control (1994)
  • Assück – Misery Index (1997)
  • Antigama – Discomfort (2004)
  • Fuck the Facts – Stigmata High-Five (2006)
  • Dead in the Dirt – The Blind Hole (2013)

Michał Grzybowski

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie