Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

„Studio 666”, czyli muzycy z Foo Fighters zmierzyli się z kinem grozy [RECENZJA]

Książka, film
|
06.10.2022

Muzyczny hołd złożony klasycznym horrorom klasy „B” wymyślony i stworzony przez członków zespołu Foo Fighters? Brzmi intrygująco, ale z drugiej strony może stanowić przepis na całkowita porażkę. Film trafił właśnie na platformę HBO Max, a to dobra okazja, żeby się z nim zapoznać.

Tagi: film dla faceta po 40.

„Studio 666” – kadr z filmu
Dave Grohl w filmie „Studio 666” | fot. mat. pras.

Dowodzona przez Dave’a Grohla grupa Foo Fighters istnieje od ponad ćwierć wieku, nagrywając w tym czasie dziesięć albumów. Ich twórczość mieści się w gatunkowych ramach hard rocka i alternatywy. Amerykanie mają rzeszą oddanych fanów na całym świecie. Bez większych obaw można ich nazwać „gwiazdami rocka”. Jednocześnie słyną z tego, że mają wiele szalonych pomysłów, które starają się – nawet jeśli cały zamysł jest absurdalny – realizować. Podobnie było w przypadku filmu „Studio 666”, który jest autorskim pomysłem panów z Foo Fighters.

Żeby jednak nie było, że to zupełnie amatorski projekt. Muzykom udało się zaprosić do współpracy profesjonalnego reżysera. BJ McDonnell pracował na scenariuszu napisanym przez Rebeccę Hughes i Jeffa Buhlera. Ostatecznie na „Studio 666” przeznaczono pół miliona dolarów, a nad całym projektem czuwał Universal. Oczywiście od początku było jasne, że nie będziemy mieli w przypadku „Studia 666” do czynienia z dziełem kręconym na poważnie, a raczej szaloną wariacją na temat kina gore lat 80., a wszystko utrzymane zostanie w klimatach komediowych. Jednocześnie pewne było, że wielu od tego filmu zwyczajnie się „odbije”. Właśnie pojawił się w ofercie HBO Max, a to doskonała okazja, żeby na własne oczy przekonać się, co wykombinowali członkowie zespołu Foo Fighters.

„Studio 666” – fabuła filmu

Uznawany za legendarny zespół Foo Fighters przymierza się do nagrania dziesiątej płyty w karierze. Muzycy, choć mają świadomość swojej twórczej powtarzalności, chcą przygotować dzieło wyjątkowe. Uznają, że najlepszym sposobem na osiągnięcie zamierzonego celu będzie przeniesienie się do rezydencji Encino. To legendarne dla twórców rockowych miejsce przesiąknięte jest wspaniałą, ale jednocześnie makabryczną historią. Duchy z nawiedzonego domu szybko przejmują kontrolę nad liderem zespołu, Dave’em Grohlem. Od teraz cel pozostałych muzyków jest innych – nie chcą nagrać płyty, chcą przeżyć.

Plakat filmu „Studio 666”
Plakat filmu „Studio 666” | mat. pras.

Z wyrazami szacunku

Najważniejszą radą dla wszystkich, którzy planują obejrzeć „Studio 666” – nie próbujcie podchodzić do niego zbyt poważnie! Już od pierwszych scen widać, że muzycy z Foo Fighters postanowili pobawić się formą, tworząc coś na kształt amatorskiego filmu przygotowanego przez studentów. Dzieła, które najlepiej sprawdziłoby się jako VHS schowany gdzieś w szafie jednego z realizatorów całego przedsięwzięcia. Film jednak ujrzał światło dzienne i, bo niektórzy (na przykład niżej podpisany!) takich premier nie przepuszczają, trzeba się z nim zmierzyć.

Zacznę może od dobrych stron, a w mojej opinii warto napisać o dwóch. Przede wszystkim w „Studiu 666” nie brakuje nawiązań i inspiracji kultowymi horrorami z lat 80. XX wieku. Cały czas gdzieś w tle majaczą obrazy znane z „Martwego zła” czy „Powrotu żywych trupów”. Muzycy Foo Fighters, ewidentnie zafascynowani tymi dziełami, postanowili oddać im hołd. Wyszło to bardzo ciekawie, ale cały czas pozostajemy w niszy – jeśli ktoś ze wspomnianymi tytułami nie ma wiele wspólnego, zawartych w „Studiu 666” niuansów zwyczajnie nie wychwyci. Warto wspomnieć, że w filmie pojawiają się legendarny John Carpenter (który przygotował również motyw przewodni filmu) czy Kerry King z zespołu Slayer. W fabule nie brakuje nawiązań do twórczości Foo Fighters.

Drugą zaletą jest natomiast fakt, że horror ma kilka naprawdę dobrze przygotowanych scen typowych dla kina gore. Wyglądają autentycznie, są krwawe i przekonujące w swojej budowie. Pod tym względem produkcja może się podobać (jeśli oczywiście komuś takie sceny w ogóle się podobają).

To ten moment, w którym musi się zrobić niemiło... „Studio 666” ma pełną schematów, nijaką fabułę, a odgrywający główne role muzycy nie mają większego pojęcia o aktorstwie, co momentami bardzo przeszkadza. Dodatkowo warstwa humorystyczna bywa wątpliwa – żarty w wielu wypadkach są nie tyle śmieszne, ile żenujące. Oczywiście wpisuje się to bardziej lub mniej w założenia filmu, ale na pewno w tej materii mogłoby być dużo lepiej. Dialogi również nie zachwycają, choć niektóre bywają błyskotliwe. Szkoda, że tylko niektóre.

Nie dla wszystkich

„Studio 666” to dokładnie taki film, jakiego się spodziewałem. To wariacja na temat kina grozy przygotowana przez bandę śmieszków, którzy nie mają większego pojęcia o tworzeniu filmów. Momentami jest to boleśnie widoczne, ale na pewno nie można odebrać produkcji niepowtarzalnego klimatu. Skierowana jest ona jednak tylko i wyłącznie do miłośników horrorów z lat 80., najlepiej tych klasy „B”, a także miłośników twórczości Foo Fighters. Wszyscy pozostali prawdopodobnie nie będą się najlepiej bawili na filmie zrealizowanym przez amerykański zespół.

Na koniec nie sposób nie wspomnieć, że „Studio 666” jest jedną z ostatnich okazji, żeby zobaczyć Taylora Hawkinsa. Perkusista, który gra w filmie jedną z głównych ról, zmarł niespodziewanie 25 marca 2022 roku w wieku zaledwie 50 lat. Odszedł miesiąc po światowej premierze horroru...

Michał Grzybowski

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie