Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

„Awatar: Ostatni władca wiatru” – recenzja superprodukcji z Netfliksa

Książka, film
|
27.02.2024

Wielki budżet i jeszcze większe oczekiwania – twórcy serialu „Awatar: Ostatni władca wiatru” stanęli przed ogromnym wyzwaniem. Zwłaszcza, że już dorośli i doświadczeni widzowie wspominają oryginalną odsłonę z dużym syentymentem. Nadzieje dotyczące produkcji są więc ogromne. Czy Netflix im sprostał?

Tagi: serial

„Awatar” – animacja kontra serial
„Awatar” – animacja kontra serial | mat. pras.

Animacja „Awatar: Legenda Aanga” uznawana jest w niektórych kręgach za pozycję kultową. Doczekała się trzech sezonów (2005-2008), kontynuacji w postaci serialu animowanego „Legenda Kotty”, kilku gier komputerowych i przeciętnej aktorskiej odsłony zaproponowanej przez samego M. Nighta Shyamalana („Szósty zmysł”, „Znaki”). Mówimy więc o naprawdę rozbudowanym uniwersum, które ma rzeszę fanów na całym świecie.

Informacja o tym, że powrócimy do historii za sprawą aktorskiego serialu, przyjęta została z mieszanymi odczuciami. Shyamalan, choć to twórca bardzo utalentowany, nie udźwignął ciężaru oczekiwań, dlaczego więc inaczej miałoby być z Netfliksem?

Na szczęście nie musimy się nad tym głowić, ponieważ efekt końcowy można już ocenić. Serial „Awatar: Ostatni władca wiatru” (org. „Avatar: The Last Airbender”) zadebiutował na popularnej platformie 22 lutego. Jego twórcą jest Albert Kim (seriale „Nikita” czy „Jeździec bez głowy”), a główne role zagrali w nim Gordon Cormier, Paul Sun-Hyung Lee, Ian Ousley i Kiawentiio.

„Awatar: Ostatni władca wiatru” – fabuła

To historia Aanga, Władcy Wiatru, który odkrywa, że jest Awatarem – tajemniczą istotą zdolną manipulować wszystkimi czterema żywiołami. W tej fantastycznej rzeczywistości istnieją cztery nacje związane z każdym z tych żywiołów: Wodna, Powietrzna, Ziemska i Ognista.

„Awatar: Ostatni władca wiatru” – plakat
„Awatar: Ostatni władca wiatru” – plakat | mat. pras. 

Magowie tych nacji posiadają umiejętności związane z danym żywiołem, lecz tylko Awatar – postać uważana za wybrańca – posiada moc zjednoczenia ich wszystkich, zachowania harmonii i powstrzymania tych, którzy pragną dominacji nad pozostałymi. Aang, który przez sto lat był uśpiony, budzi się w zupełnie zmienionej rzeczywistości i rozpoczyna podróż wraz ze swoimi towarzyszami. Przemierzając krainę, stara się wypełnić swój los. Choć drzemie w nim ogromna moc, nie potrafi jej jeszcze w pełni kontrolować.

Świetna historia w serialowej odsłonie

Jednym z największych atutów serialu „Awatar: Ostatni władca wiatru” są bez wątpienia efekty specjalne. Sceny magii oraz walk są widowiskowe i przekonujące, co sprawia, że serial przyciąga uwagę i może się podobać. Wizualna prezentacja świata Aanga, z jego różnorodnymi krainami i fantastycznymi stworzeniami, zachwyca i wprowadza nas w niesamowitą magiczną podróż. Jednakże, mimo starannej pracy nad wizualnym aspektem, produkcja ta pozostawia wiele do życzenia w kwestii samego budowania historii, a także poziomu aktorstwa.

Casting głównych bohaterów nie zawsze spełnia oczekiwania. Niektórzy aktorzy nie potrafią przekazać emocji i głębi swoich postaci, co powoduje, że relacje między nimi wydają się sztuczne i niewiarygodne. Brak chemii między głównymi bohaterami oraz brak odpowiedniej dynamiki w budowaniu relacji stanowią istotne, dla mnie bardzo poważne, mankamenty tego serialu. Zwłaszcza w porównaniu z oryginalną animacją, gdzie postaci były znacznie lepiej zdefiniowane i czuliśmy się z nimi bardziej związani emocjonalnie. I, choć byli to bohaterowie animowani, wydawali się dużo bardziej autentyczni niż ci zaprezentowani w produkcji Netfliksa.

Bohaterowie serialu „Awatar: Ostatni władca wiatru”
„Awatar: Ostatni władca wiatru” – kadr z serialu | mat. pras.

Historię Aanga przedstawiono w ośmiu odcinkach. Ich długość, a także nasycenie wątkami pobocznymi, są na odpowiednim poziomie. Twórcy starali się nie popełnić tego samego błędu, co odpowiedzialni za wersję filmową, większą uwagę zwracając na detale – oczywiście z powodu długości swojego dzieła, było im łatwiej przemycić więcej treści. Pod względem odwzorowania historii z oryginału serial wypada dobrze, choć oczywiście – z uwagi na zupełnie inną formę prezentacji – niektóre wątki zostały usunięte, a inne zmienione. Nie jest to jednak specjalnie odczuwalne w czasie seansu.

Nie jestem jednak do końca przekonany, czy uproszczenie budowy z myślą o młodszych widzach było dobrym pomysłem. Wszak, choć była to jedynie animacja, oryginał dawał nam wiele wątków zrealizowanych z myślą o widzach dorosłych, czego Netflix nie potrafił (lub nie chciał) przenieść na ekran na zbliżonym poziomie. Nie powiem, że to serial dla dzieci, bo to nieprawda, ale momentami mógłby być nieco poważniejszy i mniej bezpośredni w swoim przekazie.

Czy warto sięgnąć po serial „Awatar: Ostatni władca wiatru”?

Mimo wspomnianych niedoskonałości „Awatar: Ostatni władca wiatru” ma w sobie potencjał i przyciąga uwagę widzów swoim realizatorskim sznytem. Po zakończeniu pierwszego sezonu pojawia się spora doza ciekawości i pytań dotyczących tego, co będzie później, a to na pewno pozytywna reakcja.

Trzeba mieć jednak nadzieję, że twórcy będą słuchać opinii fanów i poprawią te elementy, które spotkały się z krytyką. W końcowym rozrachunku serial ten może być interesującą opcją dla nieco młodszej widowni, która dopiero poznaje świat Awatara, jednak dla wielu miłośników oryginalnej animacji może być delikatnym rozczarowaniem. Na pewno dobrym rozwiązaniem może być seans rodzinny – dorosłych, którzy znają pierwszą wersję, z dziećmi, które mogą mieć szansę na poznanie tego z wielu powodów ciekawego uniwersum.

Michał Grzybowski

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie