Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

„Wykidajło” po nowemu, czyli recenzja filmu „Road House” – nowego hitu od Amazona

Książka, film
|
28.03.2024

Film z 1989 roku, w którym główną rolę zagrał Patrick Swayze, „Wykidajło”, doczekał się remake’u przygotowanego przez Amazon Prime Video. Znana nam dobrze historia osadzona została w nowych okolicznościach. W filmie „Road House” wystąpił Jake Gyllenhaal, a w obsadzie znalazł się również Conor McGregor. Brzmi intrygująco!

Tagi: film dla faceta po 40. , film

Jake Gyllenhaal
Jake Gyllenhaal jako Dalton | mat. pras.

„Wykidajło” w reżyserii Rowdy’ego Herringtona z 1989 roku to typowy dla tego okresu film akcji, w którym połączono ze sobą uniwersalną historię, dynamiczne sceny pojedynków na pięści, a wszystko zostało dopełnione wątkiem miłosnym. Nie było to żadne wybitne dzieło, ale na pewno produkcja udana, która wciąż w wielu budzi wiele pozytywnych wspomnień. Duża w tym zasługa charyzmatycznego Patricka Swayzego, który w tamtym okresie był jednym z najbardziej cenionych hollywoodzkich aktorów.

Współczesne kino funkcjonuje tak, że gdy nie ma pomysłu na coś nowego, sięga się po starszy, budzący dobre skojarzenia film i przygotowuje się jego remake. Nie jestem fanem tego typu rozwiązań, ale niekiedy twórcom udaje się dodać do znanej historii coś nowego, sprawnie ją uwspółcześnić, dlatego nigdy na takim tytule nie stawiam krzyżyka. Zresztą ocenianie filmu przed jego obejrzeniem byłoby skrajną głupotą. Dlatego z zainteresowaniem włączyłem jedną z niedawnych nowości Amazon Prime Video, czyli film „Road House” – remake „Wykidajły” w reżyserii Douga Limana („Na skraju jutra”, „The Wall”), w którym główną rolę zagrał Jake Gyllenhaal.

„Road House” – fabuła filmu

Film opowiada historię Daltona, byłego zawodnika UFC (amerykańska organizacja mieszanych sztuk walki), który próbuje związać koniec z końcem. Mężczyzna bierze udział między innymi w nielegalnie organizowanych walkach. Podczas jednej z nich zwróciła na niego uwagę Frankie, która szuka ochroniarza do swojego baru. Dalton przystaje na jej propozycję – jego zadaniem jest rozprawienie się z lokalnymi bikersami, którzy nocami rozrabiają przy budynku. Dalton robi swoje, ale niedługo później okazuje się, że zlecenie ma ciąg dalszy.

Bar Frankie jest miejscem, w którym kręci się wielu lokalnych przestępców, a sam przybytek ma dla wielu z nich kluczowe znaczenie. Podczas „układania” spraw Dalton staje oko w oko z brutalnym gangsterem imieniem Knox, który zagina na niego parol. Ochroniarz myśli o zrezygnowaniu z fuchy, ale pod wpływem Frankie zmienia zdanie i zostaje, żeby poradzić sobie z zagrożeniem i uratować bar oraz jego właścicielkę. Kobieta zaczyna mieć dla niego większe znaczenie, niż się tego początkowo spodziewał...

„Road House” – plakat
„Road House” – plakat | mat. pras.

Stare po nowemu

O filmie „Road House” zrobiło się głośno już kilka miesięcy temu. Najpierw, gdy podano, że w obsadzie znalazł się Conor McGregor – jeden z najlepszych zawodników w historii UFC; a później, gdy Jake Gyllenhaal pochwalił się w sieci, jak przygotowuje się do roli Daltona. Aktor miesiącami ćwiczył na siłowni, a także w ringu, żeby wypaść na planie maksymalnie autentycznie. Przypakował, a jego sylwetka faktycznie zaczęła przypominać taką, jaką mógłby mieć były zawodnik UFC, który trudni się nielegalnymi walkami i jest ochroniarzem do wynajęcia. Poświęcenie godne pochwały, ale oczywiście przygotowanie odtwórcy głównej roli to jedno, a scenariusz i realizacja – drugie.

Szczęśliwie jednak Doug Liman, Anthony Bagarozzi i Nick Cassavetes (dwaj ostatni to scenarzyści) wykonali kawał dobrej roboty. Sprawnie poradzili sobie z uwspółcześnieniem historii znanej z „Wykidajły” – zachowali jej trzon, ale przenieśli ją do czasów nam współczesnych, wprowadzając wątki związane między innymi z UFC, czyli jedną z największych organizacji mieszanych sztuk walki. Zatrudnienie McGregora również miało duże znaczenie – nie tylko z marketingowego punktu widzenia, ale również stanowiło sygnał, że mamy dostać coś nowego i świeżego, choć opartego na filmie, który ma na karku kilka dekad.

Dzięki temu otrzymaliśmy film akcji w staroszkolnym stylu, który zrealizowano w nowoczesny sposób i... to się naprawdę sprawdziło! Sceny pojedynków na pięści są przygotowane bardzo sprawnie, a ujęcia są dynamiczne. To oczywiście podstawa dla gatunku, który reprezentuje „Road House”, ale nie oszukujmy się – akcja akcją, ale historia również powinna trzymać się kupy. I tak też jest, choć oczywiście nie jest to opowieść przesadnie skomplikowana. Na szczęście na tyle, żeby przyciągnąć nas do ekranu i zainteresować. Twórcom udało się zachować odpowiedni balans pomiędzy scenami dramatycznymi a bijatykami i szeroko rozumianą akcją. Sprawia to, że prawie dwie godziny mijają naprawdę szybko.

Bohaterowie są zarysowani całkiem dobrze, co nadaje im dodatkowej głębi, a to bardzo ważne – ile razy było tak, że twórcy akcyjniaków zapominali, że w filmie powinno być coś więcej, niż tylko mordobicie? Na szczęście Liman nie zapomniał. Choć doceniam fakt, że McGregor znalazł się w obsadzie „Road House”, trzeba szczerze powiedzieć, że niekiedy widać, że nie jest zawodowym aktorem. Wśród słabszych stron wymieniłbym jeszcze schematyczną fabułę – jak wspomniałem, to prosta i znana historia, dlatego scenarzyści mogli pokusić się o jakieś jej przełamanie, które nadałoby jej dodatkowej głębi i dynamiki. Muzyka, która świetnie dynamizuje akcję, scenografia oraz oddanie klimatu amerykańskiego południa – zdecydowanie na plus.

Czy warto obejrzeć film „Road House”?

Wspomniałem już, że nie jestem miłośnikiem remake’ów, ale akurat ten oglądało mi się naprawdę dobrze. Oczywiście po kinie akcji nie należy spodziewać się przesadnej głębi, ale twórcom udało się uchwycić klimat oryginału, a jednocześnie dać nam coś, co ma odzwierciedlenie we współczesności. Nie było to przepisywanie jeden do jednego z nadzieją, że ludzie obejrzą z sentymentu, ale faktycznie postarano się, żeby „Road House” można było nazwać „Wykidajłą XXI wieku”. Gyllenhaal to nie Swayze, ale aktor wcale nie próbował naśladować gwiazdy lat 80. – wykreował Daltona na własnych warunkach i wedle swojego pomysłu. To się szanuje.

Jeśli szukacie prostego, ale angażującego kina, które zrealizowane zostało nieco w stylu retro, „Road House” może być dla was odpowiednim wyborem. Nie jest to dzieło oscarowe, ale na pewno świetnie sprawdzi się na wieczorny odstresowujący seans. Oczywiście, jeśli ktoś potrafi wypocząć, przyglądając się kolejnym pojedynkom na gołe pięści...

Michał Grzybowski

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie