Gdy Niemcy biorą się za film o II wojnie światowej, zawsze podnosi się larum, ponieważ – przynajmniej takie jest powszechne przekonanie – mogą chcieć zakłamać historię, w której to oni byli agresorami, a nie ofiarami. To oczywiście bardzo pobieżna ocena sytuacji, ale na pewno tego typu produkcje są szczególnie bacznie obserwowane. Podobnie jest w przypadku filmu „Krew i złoto” (org. „Blut & Gold”), który zadebiutował na platformie Netflix 26 maja.
W dramacie wojennym Petera Thorwartha („Fala”, „Krwawe niebo”, „To nie mój dzień”) pojawili się Robert Maaser, Marie Hacke, Alexander Scheer oraz Juri Senft. Za scenariusz odpowiedzialny jest Stefan Barth.
„Krew i złoto” – fabuła filmu
Film opowiada historię niemieckiego dezertera Heinricha, odważnej młodej rolniczki Elsy oraz grupy nazistów. Rzecz dzieje się w 1945 roku, w ostatnich dniach II wojny światowej. Heinrich wraca z frontu do domu i marzy o spotkaniu z córką. Po drodze wpada jednak w ręce żołnierzy z SS i zostaje powieszony na drzewie z rozkazu ich dowódcy. W ostatniej chwili żołnierza ratuje Elsa, która udziela mu schronienia w swoim gospodarstwie.
Tymczasem esesmani przetrząsają pobliską wieś w poszukiwaniu ukrytych przez Żydów kosztowności. Napotykają jednak wrogość ze strony jej mieszkańców, którzy chcieliby zagarnąć skarb dla siebie. Wkrótce Heinrich i Elsa wbrew swej woli zostają wciągnięci w szaleńcze poszukiwania złota, które prowadzą do krwawej rozprawy.
Czerpiąc od najlepszych
Zanim przejdę do kwestii historii II wojny światowej zaprezentowanej w „Krwi i złocie”, wolałbym chwilę poświęcić na gatunkowym przyporządkowaniu tytułu. W mojej ocenie to raczej film akcji osadzony w wojennych realiach. Oczywiście, pojawiają się w nim wątki dramatyczne (bohater, który zostaje złapany i powieszony, a także jego relacja z Elsą), ale ogólnie tytuł stawia przede wszystkim na sprawne konstruowanie akcji. Podczas seansu znalazłem w nim wiele punktów wspólnych z filmami Tarantino – z naciskiem na „Bękarty wojny”. Oczywiście zachowując przy tym skalę, ponieważ Thorwarthowi daleko do mistrza Quentina, ale widać wyraźnie, na kim się wzorował podczas nagrywania „Krwi i złota”.
Wojna w filmie „Krew i złoto” | fot. Reiner Bajo / Netflix
Kolejnym skojarzeniem, które miałem, to wiele nawiązań do kultowych spaghetti westernów. Oczywiście akcja osadzona została w czasie II wojny światowej, co zmienia wydźwięk fabularny, ale twórcy bez wątpienia inspirowali się takimi kultowymi pozycjami jak „Dobry, zły i brzydki”, „Człowiek zwany Ciszą” czy „Garść dynamitu”. Zresztą ten gatunek filmowy jest jednym z ulubionych Tarantino, dlatego wydaje się, że nie można w tej sytuacji mówić o przypadku. Przyznam szczerze, że mnie osobiście bardzo spodobało się podejście do tematu zaproponowane przez scenarzystę oraz reżysera „Krwi i złota”. Film jest momentami przerysowany, niemalże karykaturalny, ale jednocześnie boleśnie realistyczny – brutalny, skupiający się na wojennej zawierusze i chciwości.
Twórcy poświęcili sporo czasu na przygotowanie naprawdę dobrych ujęć, ale mnie szczególnie przypadła do gustu prezentacja bohaterów. Wszyscy są jacyś, wszyscy się czymś wyróżniają, wszyscy mają określoną motywację. Aktorzy grają bardzo siłowo, niemalże na granicy groteski, ale to również wpisuje się w niecodzienny klimat filmu. Z czegoś, co miało być po prostu kolejnym dramatem wojennym, wyszło coś znacznie ciekawszego i nieoczywistego.
Czy „Krew i złoto” zakłamuje historię?
Gdy pojawiły się pierwsze wzmianki o „Krwi i złocie”, w których poinformowano o tym, że główny bohater to niemiecki dezerter, a we wszystko wmieszani są Żydzi, szybko zrobiło się o tytule głośno. Choć nikt go jeszcze wówczas nie widział, natychmiast pojawiły się głosy o zakłamywaniu historii. No bo jak Niemcy robią film o II wojnie światowej, to muszą przecież próbować się wybielić. Oglądając „Krew i złoto” nie odniosłem wrażenia, żeby twórcy mieli taką motywację. Oczywiście – głównym bohaterem jest dezerter, który nie chce służyć III Rzeszy, ale jego motywacja jest w mojej ocenie wiarygodna. Wszystko, co dzieje się później, to już najczystsza w świecie filmowa fikcja.
Jak wspomniałem, produkcja jest na wielu płaszczyznach przerysowana, dlatego trudno brać ją zbyt poważnie. Trudno nagle stwierdzić, że stanowi dzieło dokumentalne, którego celem jest propaganda; którego celem jest pokazanie, że Niemcy tak naprawdę nie są odpowiedzialni za II wojną światową. Nic podobnego w „Krwi i złocie” się w mojej opinii nie pojawia.
Nieoczywista propozycja
Najnowszy tytuł Netfliksa to bez wątpienia tytuł ciekawy, a może nawet – zaskakujący. Bo przyznam szczerze, że zasiadając do oglądania, spodziewałem się czegoś zupełnie innego. Ostatecznie dostałem nieco groteskowe, tarantinowskie kino, w którym nie brakuje nieoczywistych rozwiązań – zarówno jeśli chodzi o realizację, jak i scenariusz. Nie powiem, że to dzieło wybitne, ale na pewno godne zainteresowania. Oczywiście, jeśli ktoś lubi tego typu podejście do poważnego tematu, jakim bez wątpienia jest II wojna światowa.
Netflix, który w mojej ocenie ma ostatnio kiepską passę, pozytywnie mnie „Krwią i złotem” zaskoczył. Zrozumiem jednak jeśli komuś nie podpasuje konwencja zaproponowana przez Thorwartha, bo to zdecydowanie nie jest klasyczne, staroszkolne kino wojenne.
Michał Grzybowski
Wejdź na FORUM! ❯
Komentarze (1) / skomentuj / zobacz wszystkie
Netflix!?
Komuna, lewactwo, socyalizm, homoseksualizm, satanizm, "polityczna poprawność"... propaganda, manipulacja, kłamstwo.
Wszystko na odwrót - świat na opak.
A fe!
10.06.2023 11:54