Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

Love me tender

Związek
|
20.10.2014
Związek Love me tender

O wspaniałej miłości i nagle zamrożonym uczuciu, późnym ojcostwie i próbach znalezienia się w nowej rzeczywistości, o poczuciu odrzucenia i cierpliwości pisze jeden z naszych czytelników.
Tekst nadesłany przez użytkownika.

Tagi: kryzys , brak miłości w związku

Związek Love me tender

Zanim przejdę do sedna i odniosę się do artykułu o braku zaangażowania w związek żony, opowiem kilka słów o sobie. Mam 41 lat. Za sobą 2 nieudane małżeństwa, trojkę dzieci (20, 8 i 2 lata), a życie przeciągnęło mnie po ziemi dość mocno, bym mógł pisać o naprawdę wielu, wielu rzeczach.

Obecna partnerka jest moją szkolną, niespełnioną miłością. Wieloletnia przyjaźń niespodziewanie zmieniła się w miłość stulecia. Nikt tego nie planował. Po prostu - stało się. Stało i trwa już prawie 4 lata. Los obdarzył nas w tak późnym wieku cudownym, acz całkowicie nieplanowanym dzieckiem.

Zanim ONA (nie będę używał imienia) zaszła w ciążę, bylem jej centrum wszechświata. To było TO. TEGO szukałem i pragnąłem całe swoje życie. Nie miałem wątpliwości. Romantycznym uniesieniom, drobnym gestom i spektakularnym wydarzeniom nie było końca. Seks w każdej chwili, w każdych warunkach i w nienaturalnych wręcz ilościach. Dodam, że to był najbardziej satysfakcjonujący seks ever. EVER.

Czułościom, ciepłu, oddaniu, marzeniom, łzom podczas oglądania romantycznych filmów nie było końca. Dałbym sobie (przecież jako już dojrzały facet znający życie) obciąć obie ręce, że będzie tak do końca świata i jeden dzień dłużej.

Kiedy ONA zaszła w ciążę, zmieniło się wszystko. Dosłownie WSZYSTKO. I nie - drogi czytelniku - nie będzie w dalszej opowieści co możesz zrobić, żeby nie zwariować - ani słowa o tym, że winę za ten stan ponosi osoba X lub Y. Dziecko to największy dar, jaki dostajemy w życiu i basta. O tym się nie dyskutuje. To, co dalej zrobimy, zależy wyłącznie od nas samych.

Ale do rzeczy.

Kiedy zorientowałem się, że ONA nagle zmieniła się w kogoś innego, lub być może kimś takim była wcześniej, świat dosłownie mi się zawalił.
Wspólne poranki nie wyglądały już tak, jak kiedyś.
Wspólne popołudnia, wieczory i noce też nie.
Tęsknota za czułością, bliskością, oddaniem i ciepłem zaczęła być bardzo dokuczliwa.

Stres w ciąży (JEJ trudna sytuacja rodzinna), hormony, obawa o pracę, moje obowiązki wobec dzieci z poprzednich małżeństw, zaczęły wykreślać dzień po dniu NAS jako parę szczęśliwych i zakochanych po uszy ludzi.
Właściwie, to czułem się tak, jakby ktoś podmienił mi kobietę, lub przełączył ją od dnia zapłodnienia na tryb „matka polka”.
Ok. Stary jestem, nie potne się, jak mawiał klasyk. Przerabiałem już to. Hormony, wymioty, wzdęcia, opuchnięte nogi, potem poród, połóg, minie pół roku i wszystko wróci do normy.
Otóż nie wróciło. Córka za 3 tygodnie kończy 2 latka, a NAS jak nie było, tak nie ma.

Co zwykle robi w takiej sytuacji mężczyzna? Ma 3 wyjścia.

Pierwsze: kończy związek (jeśli dojdzie do wniosku, ze nie ma szans na to, co było choć w małym kawałeczku) i idzie szukać swojego szczęścia gdzie indziej. Szansa że się uda? Niewielka. Do tego trzeba zostawić dziecko. Dramat. 2 razy już to zrobiłem. Ból jest nie do zniesienia, ale perspektywa, że tym razem będzie mi w życiu lepiej pozwalała jako tako ten ból zagłuszyć.

Drugie: znaleźć sobie kogoś, kto uzupełni deficyty w związku. Szansa, że się uda? Ogromna. W końcu decydujemy się na kanapkę w McDonald’s, a nie na wykwintną kolację w Sheratonie. Konsekwencje? Opłakane. Nie będę nikomu tłumaczył, jakie ryzyko na przyszłość niesie ze sobą znajdowanie sobie kochanki. Za dużo ofiar po obu stronach frontu i tyle.

Trzecie: ZAJĄĆ SIĘ SOBĄ. Szansa, że się uda? Duża, ale trzeba włożyć w to sporo wysiłku. Ofiar brak, profity - same.

Wykorzystałem wszystkie możliwe formy perswazji, aby rozbudzić w mojej partnerce ten dawny żar - ba! nawet tak bardzo pragnąłem choćby “ochłapów” tego, co było kiedyś, że byłem gotów się zgodzić na odrobinę okazanego mi uczucia.

Błąd. Zgasłem. Wylądowałem u psychologa.
Wypaliłem się, walcząc o NAS.

Tu od razu chciałbym uciąć glosy kobiet, że nie rozumiem, że partnerka zmęczona, że nadal karmi, że prolaktyna, chora tarczyca więc ma prawo itp. itd. Otóż spieszę wytłumaczyć, że to wszystko rozumiem, jestem cierpliwy i spokojny niczym kwiat lotosu na tafli jeziora.

Kazik śpiewa: siłą możesz mi zabrać wiele, ale na siłę nie możesz mi niczego dać…
I to są święte słowa.

Ja - oddany partnerce i córce w 100%, gotowy do pomocy w dzień i o każdej porze nocy, opanowany, spokojny i zaangażowany w rodzinę jak nigdy dotąd, otrzymuję z powrotem niewiele. Naprawdę mało.

O ile jeszcze kilka miesięcy temu spędzało mi to sen z powiek, powodowało bezsenne noce, kłótnie, błagania na kolanach o miłość i czułość jak dawniej, o tyle dziś napędza mnie do działania. Zrozumiałem to w procesie terapii indywidualnej. Zrozumiałem to przerzucając naprawdę spory kawałek literatury fachowej traktującej o rodzicielstwie, partnerstwie i samorozwoju.

Pomogło mi w tym też kilka artykułów ze strony “faceta”. Ten o poświęceniu, ten o rozmowie faceta z pewnym mędrcem z drugiego końca miasta, który potem okazał się jego ojcem i wiele, wiele głosów forumowiczów.

Żelazna zasada. Jestem trzeźwy. Przecież któreś z dzieci może mnie potrzebować w środku nocy. Dbam o siebie. Mam 41 lat, a słyszę od kobiet, że niewielu 20, 30-latków ma takie ciało. Dodam tylko tyle, że w moim ostatnim małżeństwie ważyłem 103 kg, teraz 78.

Dużo pracuję (jestem właścicielem firmy), ale znajduję czas na aktywność fizyczną (rower, wkrótce karnet na siłownię). Czytam książki, oglądam filmy, jestem na bieżąco z nowinkami technicznymi i wydarzeniami sportowymi.

Co możesz zrobić? Czekać. Czekać na to, co było kiedyś. Czekać na to, co być może już nigdy nie wróci. Ale czekając będziesz dzień po dniu szczuplejszy, bardziej wysportowany, mądrzejszy. Będziesz w końcu, czekając na „powrót” tego, co było kiedyś, lepszym ojcem.

Bardziej świadomym i zaangażowanym w rozwój swojego dziecka. A ono odwzajemni to bezgraniczną miłością, patrząc na silnego, uśmiechniętego ojca, który zawsze jest, gdy dziecko go potrzebuje.

Nie brzmi to optymistycznie tak do końca prawda? W końcu związki są po to, żeby dzień po dniu razem iść przez życie za rękę. By czerpać z życia we dwoje wszystko to, co najpiękniejsze.
Czasem się nie da, a czasem moment na to czerpanie nie jest jeszcze właściwy.

Przeszedłem długą drogę. Od poczucia odrzucenia i kompletnego braku miłości, seksu, czułości i bliskości do postawy „w pionie”.

Poszukaj w sobie. Czytaj, poznawaj siebie. Mi pomogło „Przebudzenie” Anthony’ego De Mello. „Pułapka niewybaczonej krzywdy” Melibrudy, „Moje dwie głowy” Mai Friedrich. Pomogła mi stricte kobieca literatura o toksycznych związkach (Pia Mellody, Eugenia Herzyk), kobiece fora internetowe, oraz rzecz jasna terapia, w której trakcie jestem cały czas, a trwa od lutego tego roku.

Oglądałeś „Pamiętnik”? Nie? To obejrzyj. Zrozumiesz, że czasem (no - tu gwarancji, ze w Twoim przypadku będzie tak samo, jak na filmie nie ma) warto czekać.

Niestety recepty na to, żeby było jak kiedyś, nie ma. I naprawdę (nie obraz się drogi faceciepo40, który cytowałeś w artykule cudowną Marię Rotkiel) wszystkie sposoby na zwrócenie na siebie uwagi partnerki są wyświechtane i banalne. Czasem jej NIE będzie znaczyć po prostu NIE, bez względu na to, ile sposobów na powrót miłości i czułości sobie wymyślimy.

Życzę Ci opuszczony, osamotniony i pragnący miłości facecie, żebyś swój czas wykorzystał jak najlepiej.

Można czekać gapiąc się w sufit, ale można czekać też robiąc wiele wspaniałych rzeczy.

Jeśli miłość i zaangażowanie partnerki nie wróci, zostaniesz sam gapiąc się w sufit, lub zostaniesz sam z większymi mięśniami, bogatszy o wiele przeczytanych książek i bogatszy o bezcenną wiedzę. Wiedzę o sobie.

I jeszcze na koniec. Kochanie. Wiem, czasem czytasz „faceta”. W końcu to Ty pokazałaś mi ten portal. Może zorientujesz się, że pisałem to właśnie ja. Pamiętaj, że kocham Cię najbardziej na świecie i czekam. Cały czas czekam...

Sebastian

Redakcja serwisu Facetpo40.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść artykułów nadesłanych przez Użytkowników.

Napisałeś coś, czym chciałbyś się podzielić z innymi facetami po 40.? Przyślij do nas tekst! Szczegóły znajdziesz tutaj.

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (44) / skomentuj / zobacz wszystkie

sebastian
23 października 2014 o 20:17
Odpowiedz

Gosju
A czy to jakis grzech byc opiekuncza i troskliwa dla faceta? Wszak kazda matka (no moze poza tymi patologicznymi) taka jest. Przeciez bycie czula i ciepla kobieta nie wyklucza bycie takze wymagajaca i konkretna. Czasem nawet obojetna i wycofana. ROWNOWAGA! Tego szukam.

~sebastian

23.10.2014 20:17
G
23 października 2014 o 20:09
Odpowiedz

A nie mozna przyjac, że napisał wprost prawdę? Trzeba koniecznie sie doszukiwać jakis usprawiedliwień kobiety? W końcu to co opisał o "swojej" kobiecie jest dość częste!!

~G

23.10.2014 20:09
Gosja
23 października 2014 o 09:04
Odpowiedz

tak jeszcze mi przyszło do głowy, olśnienia w temacie dostałam, może Ty po prostu wybierasz takie kobiet, tzn. wybierasz kobiety, które są podobne do Twojej mamy opiekuńcze, troskliwe? Z tym, że te kobiety po pojawieniu się dziecka dbają o dziecko jako matki a nie o Ciebie, może tu jest pies pogrzebany? To taka moja sugestia bo odpowiedź na to pytanie możesz znać tylko Ty nie znam Twojej mamy ani żon poprzednich ale często tak się zdarza, nawet bardzo często.

~Gosja

23.10.2014 09:04
sebastian
22 października 2014 o 13:52
Odpowiedz

Wiem.

~sebastian

22.10.2014 13:52
G
22 października 2014 o 13:48
Odpowiedz

Zbyt dużej roli hormonom nie powinno się prztypisywać. Oczywiście maja wpływ na nasze nastroje, ale wybory dokonywane są w Wolnej Woli. Innymi słowy : hormony dużo tłumaczą ale nie usprawieliwiają

~G

22.10.2014 13:48
sebastian
22 października 2014 o 09:41
Odpowiedz

Takie wpisy mnie zlamuja :( Dlaczego ja jestem na ostatnim miejscu? Inne kobiety wiedza co i jak trzeba robic. Maja priorytey... Zalamka :(((((

~sebastian

22.10.2014 09:41
Gosja
22 października 2014 o 09:34
Odpowiedz

nie wiem co Ci napisać bo żyjesz nadzieją, mam zrąbaną prolaktynę, tarczycę i to nie przeszkadza mi w kochaniu mojego faceta i dzieci jednocześnie, w równym stopniu, nawet bym była skłonna napisać, że o faceta i nasz związek dbam bardziej bo to co razem tworzymy jest oparciem i bezpieczeństwem dzieci. Życzę Ci powodzenia, mam nadzieję, że Twoja Królowa Lodu się obudzi. :)

~Gosja

22.10.2014 09:34
sebastian
22 października 2014 o 09:26
Odpowiedz

Niestety tak to wyglada. Czekam jednak, az prolaktyna (wciaz karmi), tarczyca, stres w pracy i stres spowodowany jej trudna sytuacja rodzinna da nam normalnie zyc. Czekam. Jeszcze troche.

~sebastian

22.10.2014 09:26
Gosja
22 października 2014 o 09:12
Odpowiedz

Sebastian coś takiego jak rozsądek, umiar i luz w późnym macierzyństwie nie występuje, przynajmniej ja się z tym nie spotkałam, kumulowany przez lata syndrom matki polki wybucha jak wulkan i zalewa wszystko po drodze niszcząc. Piszesz o tym, że Ty chcesz walczyć o ten związek ale ja z Twojego wpisu mam wrażenie, że w tym związku jesteś tylko Ty, bo Twoja partnerka dostała to czego chciała i już nie jest zainteresowana byciem w związku, może się mylę ale niestety taki ponury obraz mi się wyłania z tego Twojego opisu.

~Gosja

22.10.2014 09:12
sebastian
21 października 2014 o 22:03
Odpowiedz

Jeszcze slowo do Gosji. Moja Droga. Bylem pewien, ze w tym wypadku (mowie o mojej partnerce) pozne macierzynstwo bedzie atutem. Zawsze racjonalna, ale na luzie. Madra, wywazona, obiektywna. Niestety wraz z narodzinami dziecka wszystkie te wartosci poooooooszly ;)))))

~sebastian

21.10.2014 22:03