Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

Orzeł wylądował. Jak misja Apollo 11 zmieniła losy świata

Oni nas inspirują
|
19.07.2023

Misja Apollo 11 wraz z całym programem księżycowym pokazały, że dla człowieka nie ma rzeczy niemożliwych. Każda idea, nawet tak fantastyczna i zuchwała, ma szansę na realizację, jeśli naprawdę tego chcemy. To bardzo optymistyczne.

Tagi: historia

Lądowanie na Księżycu 20 lipca 1969 roku
Lądowanie na Księżycu 20 lipca 1969 roku zmieniło bieg historii (fot. NASA)

Lata przygotowań i ciężkiej pracy

16 lipca 1969 z Ziemi wystartowała gigantyczna, mierząca ponad 111 metrów wysokości i ważąca ok. 3000 ton rakieta Saturn V, która miała wynieść w kosmos pojazd kosmiczny o nazwie Apollo 11. Było to ukoronowanie niemal 10 lat bardzo ciężkiej pracy nad umożliwieniem człowiekowi załogowego lotu na Księżyc. Ambitny pomysł prezydenta Kennedy'ego realizowali już – z nie mniejszą pasją – jego następcy. Skala tego kosmicznego przedsięwzięcia była tak ogromna, że nawet dziś trudno ją sobie wyobrazić. Warto sobie uzmysłowić, że nawet teraz, po 50 latach nie jesteśmy w stanie łatwo wrócić na Srebrny Glob, choć dysponujemy wszystkimi niezbędnymi technologiami oraz całą naukową wiedzą. Wówczas była to praca w zasadzie po omacku, wszystkie rozwiązania technologiczne trzeba było opracować zupełnie od nowa, nie było ani doświadczeń, ani żadnej wiedzy – poza teoretyczną – w tym zakresie. Naukowcy niewiele wiedzieli o przestrzeni kosmicznej, o samym Księżycu, o tym, jak ciało człowieka przyjmie tak długą ekspozycję na promieniowanie kosmiczne, stan nieważkości czy słabą grawitację na naturalnym satelicie Ziemi. To wszystko trzeba było dopiero odkryć. A mimo to nie bano się zaryzykować, chciano w ten sposób pokazać siłę woli oraz pasję, która potrafi zdziałać cuda.

Oczywiście pracy było w tym więcej niż cudu. Przez prawie dekadę od ogłoszenia pomysłu na lot na Księżyc do jego finalnej realizacji wykonano tytaniczny wręcz wysiłek. Skonstruowano całe nowe klasy urządzeń, pchnięto do przodu techniki komputerowe, metalurgię, materiałoznawstwo, a nawet psychologię, bowiem astronautów uczono nie tylko, jak sobie radzić z niespodziankami natury technicznej, ale też jak najłagodniej znieść wysiłek psychiczny związany z misją.

Neil Armstrong, Edwin Aldrin i Michael Collins
Neil Armstrong, Edwin Aldrin i Michael Collins (fot. NASA)

Historyczny lot i lądowanie

W samej misji też nic nie działo się przypadkiem. Prawdziwy lot poprzedziły tysiące godzin prób na specjalnie skonstruowanych w tym celu symulatorach (nazywanych wtedy "naśladownikami"). Drobiazgowo przygotowano każdą sekundę lotu, każdą możliwą ewentualność, przećwiczono tysiące scenariuszy, tak, by przyszli piloci w czasie prawdziwego lotu wiedzieli, co mają robić nawet w najbardziej złożonych sytuacjach. Ćwiczono nawet (na Islandii i w Arizonie) lądowanie w zupełnie nieznanym terenie, by przyzwyczaić lunonautów do rozmiaru ryzyka. I to się właściwie udało. Praktycznie cały lot Apollo 11 odbył się bez większych kłopotów. Po trzech dniach od startu z Ziemi i przebyciu 384 tys. kilometrów (w szczytowym momencie prędkość lotu przekraczała 38 tys. km/h) trzech astronautów – przywódca misji Neil Armstrong oraz Edwin Aldrin i Michael Collins znaleźli się na orbicie Księżyca.

Lądowanie także przebiegło właściwie bez większych przeszkód. Najpierw Armstrong i Aldrin przeszli do modułu księżycowego, który został odłączony od reszty statku (na pokładzie został Collins, którego zadaniem było współnadzorowanie misji z orbity) i w ciągu kilku godzin rozpoczęto właściwą procedurę lądowania, która zakończyła się kontrolowanym opadnięciem modułu księżycowego na powierzchnię Srebrnego Globu. Neil Armstrong wypowiedział wówczas swoje słynne słowa "orzeł wylądował".

Jako pierwszy z modułu lądownika na powierzchnię największego naturalnego satelity Ziemi wyszedł Armstrong. Wszystko to oglądały setki milionów widzów przed telewizorami na całym świecie. Była to zresztą jedna z pierwszych i do dziś jedna z największych transmisji telewizyjnych w historii. Co ciekawe, także telewizja w Polsce transmitowała to historyczne wydarzenie, choć władze sąsiedniego ZSRR z pewnością wolałyby, aby w demoludach nie zachwycano się tak znaczącym "triumfem imperializmu".

W czasie pobytu na Księżycu astronauci przeprowadzili serię zaplanowanych badań naukowych, zebrali 21,7 kilograma próbek, głównie kamieni i pyłu, a następnie umieścili na nim tabliczkę z następującymi słowami: „W tym miejscu ludzie z planety Ziemia po raz pierwszy postawili stopę na Księżycu. Lipiec 1969. Przybywamy w pokoju dla dobra całej ludzkości”. Na srebrnym globie stanęła też specjalnie przygotowana na tę okazję, usztywniona flaga USA.

Lądowanie na Księżycu flaga
fot. NASA

Po w sumie 21 godzinach i 36 minutach spędzonych na Księżycu selenonauci opuścili Srebrny Glob, lądownikiem powrócili do modułu dowodzenia i wraz z oczekującym tam Michaelem Collinsem wystartowali w drogę powrotną do Ziemi, którą osiągnęli 24 lipca 1969.

Powrót na Ziemię i kwarantanna

Chociaż spodziewano się iż Księżyc jest globem zupełnie jałowym, nie było co do tego 100% pewności, w końcu nikt nigdy wcześniej tam nie był. Dlatego powracających na Ziemię jego zdobywców po powrocie musiała czekać kilkutygodniowa kwarantanna, która miała sprawdzić, czy nie zarazili się żadnymi lunarnymi chorobami lub bakteriami. Wyglądało to w ten sposób, że już do lądownika, który wylądował na Oceanie Spokojnym, podano im specjalne kombinezony ochronne, w które mieli się przebrać. Gdy to zrobili, przeniesiono ich do "mobilnej" kapsuły bezpieczeństwa na oczekującym w pobliżu lotniskowcu USS Hornet. W tej kapsule zostali przewiezieni - nie opuszczając jej - najpierw na Hawaje, później do bazy sił powietrznych USA w Teksasie, a docelowo do Houston w tym samym stanie. W zamknięciu musieli przebywać aż do 11 sierpnia, kiedy lekarze byli już przekonani co do tego, że nie przywlekli z Księżyca żadnej zarazy.

Warto przypomnieć, że po Apollo 11 odbyło się jeszcze 6 załogowych misji, których zadaniem było lądowanie na Księżycu. 5 z nich się udało, do historii przeszły natomiast zmagania o bezpieczny powrót na Ziemię załogi nieudanej misji Apollo 13. Ostatni człowiek zszedł z powierzchni Srebrnego Globu 14 grudnia 1972 roku (misja Apollo 17).

Lądowanie na Księżycu
fot. NASA

Dziedzictwo programu lotów na Księżyc

Loty na jedynego naturalnego satelitę Ziemi to nie tylko skomplikowane, wielowątkowe i wielowymiarowe przedsięwzięcie techniczne. To przede wszystkim wielki triumf ludzkości i jej pojedynczych przedstawicieli w aspekcie okazania siły woli i konsekwencji. Program zrodzony z zimnowojennej rywalizacji między USA a ZSRR wyszedł poza ramy politycznej konfrontacji i stał się dla całej planety symbolem naszych możliwości.

Symboliczne są zresztą nie tylko same misje, ale i życiorysy biorących w nich udział astronautów. Pierwszy człowiek na Księżycu, Nieil Armstrong, od najmłodszych lat marzył o lataniu. Choć pochodził ze zwykłej rodziny z Ohio, niemal wszystkie życiowe cele udało mu się zrealizować. Licencję pilota zdobył nawet wcześniej niż prawo jazdy, co pokazuje, z jaką determinacją zmierzał do tego celu. Gdy wchodził na pokład modułu załogowego Saturna V, dowódca Apollo 11 miał niemal 40 lat, co w tamtych czasach było już uważane za wiek zaawansowany. Miał za sobą karierę pilota w marynarce wojennej USA, 17 lat służby jako oblatywacz, inżynier a nawet administrator. Pilotował blisko 200 doświadczalnych modeli statków latających (w tym samoloty, szybowce a nawet pojazdy rakietowe). Astronautą został w 1962 r., a swój pierwszy lot w kosmos odbył w marcu 1966 r. w ramach programu Gemini, gdzie po raz pierwszy w historii nadzorował połączenie 2 statków na orbicie Ziemi.

Podobnie bogate życiorysy mieli wszyscy uczestnicy pierwszych wypraw księżycowych. Dla nich nie był to początek kariery, lecz jej fantastyczne ukoronowanie.

W początkowym okresie przygotowań do lotu na Księżyc miało miejsce więcej porażek niż sukcesów. Jedną z największych katastrof był pożar próbnej kapsuły Apollo 1 w 1967 roku, w którym zginęło 3 astronautów: Virgil Grisson, Edward White i Roger Chaffee. Prawdziwych przyczyn w pełni nie ustalono, ale wielce prawdopodobne jest to, że zawiniły nylonowe pokrowce foteli, które ocierając się o skafandry wytwarzały wyładowania elektrostatyczne, a te z kolei w zetknięciu z aluminiowymi elementami wyposażenia mogły doprowadzić do powstania iskry i zapłonu. Podobnych zdarzeń, choć na szczęście na mniejszą skalę, było znacznie więcej. Astronauci lecący na Księżyc wiedzieli, że ryzykują życie, że są absolutnymi pionierami, a mimo to chcieli to robić. Byli gotowi na maksymalne poświęcenie.

Program Apollo, na który amerykańscy podatnicy wydali w sumie około 26 mld dolarów (przy dzisiejszych cenach byłoby to grubo ponad 100 mld) przyniósł wiele przełomowych projektów technologicznych, z których wiele jest stosowanych do dziś. W niecałe 10 lat stworzono podwaliny pod wiele gałęzi gospodarki i ochrony zdrowia. Na tej liście znajdują się choćby przenośne filtry do wody, na bazie których dziś funkcjonują ratujące życie urządzenia do dializowania chorych z problemami nerkowymi, elektroniczne termometry, bezprzewodowe narzędzia (np. popularne dziś wiertarki), które stworzono na potrzeby spacerów kosmicznych astronautów, ale też skomplikowane urządzenia sieciowe (pierwowzór sieci komórkowej).

Lądowanie na Księżycu baza w Houston
fot. NASA

Cały potężny impuls rozwojowy uzyskała wcześniej zaledwie raczkująca branża komputerowa. Choć procesor, w który był wyposażony moduł księżycowy Apollo 11, czyli Apollo Guidance Computer, był taktowany zegarem o częstotliwości zaledwie 40 kHz, a więc setki tysięcy razy wolniejszym niż współczesny przeciętny komputer domowy, to wówczas dumnie nosił miano jednego z najmocniejszych na Ziemi. Cały komputer pokładowy lądownika ważył 32 kilogramy i posiadał 74 kB zwykłej pamięci, oraz 4 kB odpowiednika obecnego RAMu. Teraz te dane nie imponują, wręcz śmieszą, ale wcześniej jeszcze słabsze komputery zajmowały potężne hale magazynowe. W ciągu zaledwie kilku lat zminiaturyzowano je do właściwie przenośnych rozmiarów, co pozwoliło nadać im szereg całkowicie nowych zastosowań i co z pewnością zmieniło bieg historii.

Jak by nie oceniać misji na Księżyc, w momencie, gdy obchodzimy 50. rocznicę pierwszego udanego lądowania, trudno nie zauważyć, jak kolosalny wpływ miały one na dalsze losy ludzkości. To dzięki tym lądowaniom USA wygrały wyścig kosmiczny z ZSRR a w konsekwencji być może całą zimną wojnę.

Zarówno wtedy jak i dziś, gdy idea ponownego lądowania na Księżycu staje się coraz bardziej realna, pojawiają się głosy, że to zbędny wydatek, że gigantyczne środki, które są na to potrzebne, można by wydać racjonalniej. Jest w tym ziarno prawdy, Ziemia rzeczywiście boryka się z wieloma problemami, jednak jest też druga strona medalu: tamte wyprawy dały zarówno całej ludzkości jak i wielu jednostkom wielką nadzieję na przyszłość i optymizm co do kierunku, w jakim zmierza świat. Nie krwawa wojna, nie otwarty, zbrojny konflikt, ale pokojowa eksploracja kosmosu. Nawet jeśli wypływająca z pobudek politycznych, dająca ludzkości zastrzyk wiary we własne możliwości.

Uczestnicy wypraw księżycowych stali się na całym świecie wielkimi bohaterami i choć np. skromny Neil Armstrong bardzo nie lubił, kiedy go tak nazywano, obecny wiceprezydent USA Mike Pence powiedział jednak niedawno, że "jeśli Armstrong nie był bohaterem, to znaczy, że bohaterowie nie istnieją". Trudno nie przyznać mu racji.

Lądowanie na Księżycu
fot. NASA

Suplement: teorie spiskowe

Przez lata po lądowaniu na Księżycu wokół programu kosmicznego narosło wiele mitów i nieporozumień. Jedna z głównych teorii spiskowych mówi, że do lądowania nigdy nie doszło, a całość to wielka mistyfikacja, nakręcona w studio filmowym. Do popularyzacji tego typu wierzeń mocno przyczyniła się plotka o tym, że wybitny reżyser, twórca między innymi „2001: Odysei kosmicznej”, Stanley Kubrick, miał w 1999 roku na łożu śmierci rzekomo powiedzieć, iż to on sam kręcił ów "film z lądowania".

Niektóre z teorii spiskowych miały w czasach, gdy je głoszono, bardzo solidne podstawy naukowe. Na przykład jedna z nich mówiła, iż astronauci nie przeżyliby przelotu przez okalające Ziemię Pasy Van Allena, których promieniowanie, przynajmniej teoretycznie, jest na tyle mocne, by zabić każdy żywy organizm. W tym wypadku NASA tłumaczyła, że odpowiednia trajektoria lotu zniwelowała zagrożenie. Inne teorie za przedmiot rozważań biorą fakt, iż na zdjęciach z Księżyca nie widać gwiazd. Krytycy twierdzą, że na globie, który praktycznie nie ma atmosfery, niebo powinno być wręcz usiane światłem obiektów kosmicznych, tymczasem na materiałach z wyprawy jest zawsze ciemne. Na to NASA odpowiada argumentem, iż stosowane podczas wypraw Apollo klisze fotograficzne miały zbyt krótki czas naświetlania i za małą czułość, co eliminowało możliwość sfotografowania stosunkowo słabych obiektów na niebie. Jest też podobny argument, tyle że w drugą stronę, mówiący, iż zdjęcia są zbyt wysokiej jakości jak na fotografów amatorów w ciasnych skafandrach. Tu amerykańska agencja kosmiczna odpowiada, iż aparaty fotograficzne, których używali astronauci, były ówcześnie najlepsze na świecie, poza tym w trakcie szkoleń i symulacji przed lotem byli uczeni, jak robić wyraźne i czyste zdjęcia.

Lądowanie na Księżycu
fot. NASA

Inna grupa teorii spiskowych mówi coś wręcz przeciwnego, że do lotów nie tylko doszło, ale misje Apollo były kontynuowane także po locie załogi Apollo 17, aż do 1976 roku. Miały się odbyć przynajmniej 2 tajne misje na Księżyc, których celem było rzekomo zbadanie (znalezionych przez wcześniejsze, regularne misje) dziwnych artefaktów na powierzchni globu. Faktem jest, że pierwotnie program Apollo miał obejmować jeszcze kilka misji, ale ze względu na cięcia wydatków NASA, przynajmniej oficjalnie nie doszły one do skutku.

Tomasz Sławiński

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie