Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

Półka kolekcjonera: Morbid Angel – „Covenant”

Muzyka
|
21.08.2023

Trzeci album w dorobku Morbid Angel znalazł się w 2017 roku na liście magazynu „Rolling Stone” obejmującej najlepsze płyty metalowe w historii. Mające na karku 30 lat wydawnictwo odegrało kluczową rolę w procesie rozwoju death metalu. Nic w tym dziwnego – jest na wielu płaszczyznach wyjątkowe.

„Covenant” - okładka płyty
Okładka płyty „Covenant” Morbid Angel | mat. pras.

W 1993 roku death metal był u szczytu popularności. Wszystko za sprawą pierwszych albumów wydanych przez takie kultowe formacje jak Death, Obituary, Autopsy, Possessed czy Morbid Angel. Ostatni z wymienionych zaczął od mocnego uderzenia – krążków „Altars of Madness” (1989) oraz „Blessed Are the Sick” (1991) plasując się w ścisłej gatunkowej czołówce. Było to zasługą kompozytorskiego geniuszu Treya Azagthotha i Davida Vincenta.

Ich kolejnym dziełem, przez wielu określanym „najlepszym w dorobku”, okazał się przełomowy krążek „Covenant”. Pojawił się w 1993 roku i szybko zyskał uznanie wśród miłośników ciężkich brzmień. Stał się również największym sukcesem komercyjnym w całej historii Morbid Angel. Nie może być tutaj mowy o przypadku!

Przy wsparciu najlepszych

W studiu Morrisound Recording na Florydzie, dla miłośników death metalu kultowego, bo nagrywał w nim między innymi Chuck Schuldiner, pojawili się David Vincent (bas i wokal), Trey Azagthoth (gitara, klawisze) oraz Pete Sandoval (perkusja). Rzecz działa się w styczniu 1993 roku. Zespół, po sukcesie dwóch pierwszych płyt, dysponował sporym budżetem i możliwością korzystania ze studia przez okrągłe trzy miesiące. Ostatecznie muzykom wystarczyło nieco mniej, ponieważ na początku marca wysłali gotowy materiał do Sweet Silence Studios w Kopenhadze. Dlaczego? Ponieważ tam miksami i ostateczną produkcją miał zająć się sam Flemming Rasmussen. Ten sam, który kilka lat później otrzymał Grammy za wyprodukowanie utworu „One” Metalliki (pracował przy płytach „Master of Puppets” i „...And Justice for All”). To najlepiej pokazuje, jak mocną pozycję miał death metal na początku lat 90. XX wieku.

Teksty albumu, napisane przez Davida Vincenta, w dużej mierze czerpią z tematów okultystycznych, mitologicznych i satanistycznych, w tym teistycznego satanizmu, religii sumeryjskiej i filozofii nietzscheańskiej. Zdaniem recenzentów za sukcesem płyty stoi również fakt, że wspomniane tematy – wielopłaszczyznowe i złożone – udało się przedstawić nie tylko w tekstach, ale również w muzyce, co jest zasługą kompozytora większości z nich, Treya Azagthotha. Stawiał on na skomplikowane i mocno przestrojone riffy, a także długie wejścia do większości utworów. Stały się one jego znakiem rozpoznawczym. Co ciekawe, brzmienie „Covenant” nie należy do przesadnie chwytliwych, ponieważ często jest wręcz przytłaczające. Mimo wszystko fascynuje, dlatego zyskało wielu zwolenników, którzy rozsmakowywali się w skomplikowanym brzmieniu, zbliżonym w niektórych miejscach do znanego z późniejszych płyt Death (choć mniej technicznego).

Wytwórnie Earache i Giant bardzo wierzyły w ten projekt, nie szczędząc grosza. Efektem tego są teledyski, które powstały do dwóch utworów z trzeciej płyty Morbid Angel. Zrealizowano je na potrzeby singli „God of Emptiness” oraz „Rapture”, które w latach 90. XX wieku często pojawiały się w – wówczas kluczowej dla muzyki metalowej – stacji telewizyjnej MTV (głównie w programie „Headbangers Ball”). Kiedy dodamy do tego bardzo dobre recenzje, możemy mówić o pełnym sukcesie. Jego dopełnienie stanowi świetna sprzedaż płyty „Covenant” (miała swoją premierę dokładnie 22 czerwca 1993 roku), która na terenie Stanów Zjednoczonych rozeszła się w nakładzie przekraczającym 150 tysięcy egzemplarzy (to więcej, niż dwa pierwsze albumy Morbid Angel razem wzięte!).

Morbid Angel w kawałkach

W późniejszych latach wewnątrz Morbid Angel dochodziło do wielu nieporozumień. Obecnie na czele formacji stoi Trey Azagthoth, natomiast w zespole nie ma ani Vincenta (ostatecznie odszedł w 2015 roku, a pierwszy raz w połowie lat 90.), a także Pete’a Sandovala (pożegnał się z zespołem w 2010 roku).

Obecnie wspomniana dwójka koncertuje pod szyldem I Am Morbid. Wykonują utwory Morbid Angel z czasów, gdy współtworzyli zespół. Właśnie trwa trasa koncertowa po Europie, podczas której grają utwory właśnie z „Covenant” (uzupełniając setlistę kilkoma kawałkami z debiutu). Wydaje się, że nie będzie nam już raczej dane zobaczyć legendy deathmetalu w najmocniejszym składzie, więc zobaczenie Vincenta i Sandovala na żywo to najlepsza okazja, żeby posłuchać ikonicznego materiału z początków działalności amerykańskiej grupy.

I Am Morbid - David Vincent
David Vincent podczas polskiego koncertu I Am Morbid | fot. Michał Grzybowski

Niedawno I Am Morbid zagrało dwa koncerty w Polsce, a niżej podpisany był na jednym z nich. Z czystym sercem poleca!

Michał Grzybowski

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (1) / skomentuj / zobacz wszystkie

PI Grembowicz
21 sierpnia 2023 o 14:59
Odpowiedz

Muza jest oki, groteskowy wokal i tylko te kretyńskie emblematy /propaganda?!/ diabła... A ze Złym i złem żartów nie ma - zapytajcie Romana Polańskiego to wam o/powie...

~PI Grembowicz

21.08.2023 14:59
1