Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

Recenzja „Rebel Moon – Część 2: Zadająca rany”. Komu to potrzebne?

Książka, film
|
20.04.2024

Na Netfliksie zadebiutował już film „Rebel Moon – Część 2: Zadająca rany”, który jest domknięciem historii znanej z pierwszej odsłony, która miała premierę pod koniec ubiegłego roku. Z „Rebel Moon” – z powodu nazwiska twórcy, budżetu i obsady – wiązano wielkie nadzieje. Czy zostały one spełnione?

Tagi: film dla faceta po 40. , film

„Rebel Moon”
Bohaterka filmów „Rebel Moon” | mat. pras.

Pod koniec 2023 roku zrecenzowałem film „Rebel Moon – Część 1: Dziecko ognia”, czyli superprodukcję Sci-Fi stworzoną przez Zacka Snydera, tego samego, który odpowiedzialny jest za takie popularne tytuły jak „300”, „Człowiek ze stali” czy „Liga Sprawiedliwości”. Pisałem wówczas, że film – choć w samej historii drzemał spory potencjał – nie zachwyca. Powodem były problemy z narracją, brak spójności gatunkowej i wiele innych. Wspomniałem wówczas jednak, że łatwiej nam będzie zrozumieć wizję i założenia twórcy w momencie, gdy dane nam będzie zapoznać się z kolejną odsłoną.

Od 19 kwietnia jest to możliwe, ponieważ na Netfliksie zadebiutował film „Rebel Moon – Część 2: Zadająca rany”, który stanowi dopełnienie rozpoczętej kilka miesięcy temu historii. Licząc więc całościowo, mamy do czynienia z ponad czterema godzinami filmu, w którym – to trzeba mu oddać – dzieje się naprawdę dużo. Czy jednak kontynuacja historii Kory faktycznie przynosi ratunek nieco nijakiej części pierwszej? Mogę już odpowiedzieć na to pytanie...

Nieco inaczej, ale wciąż podobnie

„Rebel Moon – Część 2: Zadająca rany” kontynuuje epicką sagę Kory i jej towarzyszy, przenosząc widzów ponownie do fantastycznego, pełnego przygód świata. Jednakże, w odróżnieniu od pierwszej części, która pędziła jak huragan, ta druga poświęca więcej czasu na rozwinięcie postaci (również drugoplanowych) i zbudowanie atmosfery nieoczywistego świata przyszłości. Przez pierwszą godzinę filmu niewiele się dzieje – bohaterowie prowadzą sielskie życie, zbierają plony na polu, biesiadują wieczorami przy ognisku. Snyder, zgodnie ze swoim stylem, ukazuje wiele scen w slow motion (zwolnionym tempie), co pozwala dostrzec wiele szczegółów, ale nadmierne stosowanie tego zabiegu było męczące już w poprzednim w filmie. W tym staje się irytujące.


„Rebel Moon – Część 2: Zadająca rany” – plakat | mat. pras.

Tym razem spróbowano rozbudować dialogi, co miało pozwolić na lepsze poznanie postaci. Problem polega jednak na tym, że są one bardzo nienaturalne, papierowe i w ich relacjach brakuje chemii. Niektórzy bohaterowie, którzy byli zaledwie wprowadzeni w poprzedniej części, nadal nie zyskali odpowiedniej podbudowy fabularnej, co sprawia, iż są zwyczajnie nieprzekonujący. Sceny mające na celu rozwinięcie wątków poszczególnych bohaterów są sztampowe i zwyczajnie nudne, wklejone jakby tylko dlatego, że wypadało.

Filmowi „Rebel Moon – Część 2: Zadająca rany” trzeba przyznać, że zachowuje jedność miejsca, czasu i akcji, co pozwala uniknąć narracyjnego chaosu. Sceny batalistyczne są dobrze nakręcone i efektowne, a całość jest świetnie udźwiękowiona. Fabuła w ostatecznym rozrachunku jest spójna, choć czasami mocno przewidywalna. Mimo że pierwsza część nowego filmu jest nieco „przegadana”, ostatecznie całościowo wydaje mi się dużo bardziej przemyślany (przynajmniej pod względem budowania historii) niż jego poprzednik. Warto również docenić udany wątek androida, który został dobrze napisany i stanowi wartościowe wzbogacenie historii.

Bądźmy jednak ze sobą szczerzy – „Rebel Moon – Część 2: Zadająca rany” pozostaje podobny do poprzedniej części w wielu aspektach, co jest zwyczajnie rozczarowujące. Wydaje się, że problemem pozostaje wizja twórcy, którą zwyczajnie trudno w czasie seansu zaakceptować. Obie odsłony cierpią na te same dolegliwości, a podstawową jest przerost formy nad treścią. Bo sceny walk są zrealizowane imponująco, ale w warstwie fabularnej – choć w nowej części jest nieco lepiej – zwyczajnie nie ma nic interesującego. Wszystko to już w takiej czy innej formie już widzieliśmy i to pewnie kilkukrotnie.

Bez zachwytu

Czy w ogóle „Rebel Moon” potrzebował dwóch części? Niekoniecznie. Możliwe, że skrócenie do jednego filmu pozwoliłoby uniknąć niepotrzebnych dłużyzn i pozwoliłoby na opowiedzenie historii w bardziej przekonujący sposób. Bo, gdyby analizować jedynie główny wątek i skupiając się na jego założeniach, historia Kory ma potencjał do tego, żeby stać się punktem wyjścia do stworzenia dobrego filmu Sci-Fi. Decyzje twórcy dotyczące prezentacji i poprowadzenia tej historii sprawiły ostatecznie, że staje się ona nijaką podróbką „Gwiezdnych wojen”.

„Rebel Moon – Część 2: Zadająca rany” to film lepszy od pierwszej odsłony, ponieważ chociaż próbuje zgłębić i nadać wyrazu głównemu wątkowi. Robi to jednak na tyle nieudolnie, że nie można go określić mianem tytułu przynajmniej udanego. Może być ciekawym pomysłem na seans dla osób, które lubią proste Sci-Fi nastawione jest na widowiskowe sceny, a także tych, którzy lubią realizatorski styl Snydera. Pozostali – takie mam wrażenie – od „Rebel Moon” (niezależnie, której części) się „odbiją”. Wydaje mi się, że to kolejny projekt, w którym budżet i potencjał nie zostały należycie wykorzystane.

Michał Grzybowski

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie