Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

„Nie otwieraj oczu: Barcelona”, czyli hiszpański spin-off hitu z Sandrą Bullock [RECENZJA]

Książka, film
|
15.07.2023

Pamiętacie „Nie otwieraj oczu” z Bullock w roli głównej? Właśnie powstała nowa wersja netfliksowego hitu, ale tym razem jej akcję osadzono w Hiszpanii, a konkretnie – w Barcelonie. Po co? Pewnie wielu zadaje sobie to pytanie.

Tagi: film dla faceta po 40.

„Nie otwieraj oczu: Barcelona” - kadr z filmu
„Nie otwieraj oczu: Barcelona” – nowość od Netfliksa | fot. mat. pras.

Nie ma wątpliwości co do tego, że „Nie otwieraj oczu” okazało się wielkim przebojem. Choć film nie zachwycał wartką akcją, zbudowany został na ciekawym pomyśle, a wszystko podkręciła obecność hollywoodzkiej gwiazdy – Sandry Bullock. Zresztą z publikowanych raz na jakiś czas przez Netfliksa rankingów popularności wynika jasno, że film z 2018 roku znajduje się w ścisłej czołówce najchętniej oglądanych filmów w całej historii platformy streamingowej. To mimo wszystko robi wrażenie!

Oryginalna odsłona wyreżyserowana została przez Susanne Bier, która korzystała z materiału pochodzącego z powieści Josha Malermana zatytułowanej oczywiście „Nie otwieraj oczu”. Postapokaliptyczny horror zabierał nas do mrocznego świata, w którym pewna tajemnicza siła zdziesiątkowała ludkość. Żeby przetrwać, trzeba było przestrzegać jednej kluczowej zasady – nie otwierać oczu. Nie ma co ukrywać, sama podstawa stojąca za filmem była naprawdę ciekawa. Na tyle, że Netfliks postanowił skorzystać z niej jeszcze raz. Nie tworząc jednak kontynuacji, ale spin-off. Innymi słowy – w „Nie otwieraj oczu: Barcelona” (org. „Bird Box Barcelona”) dostajemy to, co znamy z oryginału, ale w innych okolicznościach przyrody. Nieco niezrozumiałe, ale może w tym wariactwie jest metoda?

„Nie otwieraj oczu: Barcelona” – fabuła filmu

Głównym bohaterem filmu „Nie otwieraj oczu: Barcelona” jest Sebastian (w tej roli Mario Casas), który próbuje przetrwać w zdziesiątkowanym przez tajemniczą siłę mieście. Krąży po pustych ulicach hiszpańskiego miasta w poszukiwaniu schronienia, a także unikając zagłady. W końcu udaje mu się znaleźć innych ocalałych. Szybko okazuje się jednak, że nawiązanie z nimi sojuszu nie jest wcale takie proste. Ludzie walczyć muszą o zasoby i nie ufają sobie nawzajem, ponieważ wszyscy stanowią potencjalne zagrożenie. W tych okolicznościach Sebastian próbuje przetrwać, a na jego drodze nieoczekiwanie pojawia się kolejne śmiertelne niebezpieczeństwo.

„Nie otwieraj oczu: Barcelona” – plakat
„Nie otwieraj oczu: Barcelona” – plakat | mat. pras.

Gdzieś to już widziałem...

Jak wspomniałem na wstępie, „Nie zamykaj oczu” nie było filmem, który zachwycał akcją. Wszystko działo się powoli, a napięcie budowano w inny sposób – wraz z główną bohaterką wsłuchiwaliśmy się w każdy dźwięk, który potencjalnie mógł oznaczać niebezpieczeństwo. To było istotą całego filmu. Kolejnym ważnym elementem było otoczenie – niebezpieczne, w którym nie można było nikomu ufać. Praktycznie to samo otrzymujemy w filmie z podtytułem „Barcelona”. Zmienia się oczywiście otoczenie, ponieważ przenosimy się z Ameryki do Europy. I to w zasadzie największa różnica, ponieważ sam trzon historii jest taki sam.

W nowej wersji thrillera dostajemy ponadto nieco więcej retrospekcji, które pozwalają na lepsze zrozumienie, skąd wzięło się to nieoczywiste zagrożenie. Liczne wstawki sprawiają jednak, że akcja – przecież niezbyt szybka – dodatkowo zwalnia, co niestety negatywnie wpływa na odbiór samej produkcji. Ta po prostu robi się przydługa, a prawie dwie godziny zaczynają się przesadnie ciągnąć.

Elementem dodanym do tego raczkującego uniwersum jest również nieco lepsze poznanie zagrożenia – zaprezentowano nawet pierwsze naukowe uzasadnienie pojawienia się niebezpiecznych istot, które w filmie nazywane bywają „aniołami”. Niestety również w „Barcelonie” nie jest nam dane ich zobaczyć, słyszymy jakieś szmery i szepty, które przebijają się przez wiatr, ale wciąż nie poznajemy materialnego kształtu stworów. Szkoda, bo byłoby to spore rozwinięcie względem tego, co dostaliśmy w 2018 roku.

Ostatecznie więc nowy film wnosi niewiele nowego, a jego głównym zadaniem jest powtórzenie tego, co znamy z produkcji z Sandrą Bullock. Akcja ponownie jest wolna, a z powodu retrospekcji jeszcze wolniejsza, natomiast sama historia niczym nie zaskakuje. Jest kilka zwrotów akcji, kilka nieoczekiwanych wydarzeń, ale nie wpływa to jakoś ożywczo na całość – w mojej ocenie „Nie otwieraj oczu: Barcelona” to filmzwyczajnie nudny, a jeśli ktoś oglądał oryginalną odsłonę, przewidywalny do bólu.

Czy to uniwersum, którego faktycznie potrzebujemy?

Nie do końca rozumiem, co przyświecało Netfliksowi podczas decydowania się na stworzenie w zasadzie identycznego filmu. Zresztą to nie pierwszy raz, gry osoby decyzyjne wpadają na podobny pomysł i, przynajmniej jak do tej pory, to się nie broniło. W przypadku spin-offu „Nie otwieraj oczu” jest podobnie. Film z Sandrą Bullock był niezły, ale też nie było to żadne arcydzieło, dlatego przygotowanie jego europejskiej odsłony, kiedy każdy przecież może sobie włączyć oryginał, mija się w mojej ocenie z celem. „Barcelona” nie wnosi do świata praktycznie niczego nowego, a jako kino gatunkowe zwyczajnie się nie broni – jest filmem zbyt nudnym i przewidywalnym.

Co ciekawe, w zakończeniu pojawiła się furtka do kontynuacji. Czy David Pastor i Àlex Pastor otrzymają możliwość przejścia przez nią? Wiele zależy od statystyk oglądalności, ale na ten moment nie wygląda to najlepiej (przynajmniej sugerując się przeciętnymi ocenami krytyków).

Michał Grzybowski

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (1) / skomentuj / zobacz wszystkie

Paweł Kopeć
15 lipca 2023 o 13:12
Odpowiedz

Kino hiszpańskie - zwariowane albo ciężkie;
SB - ma wciąż kłopoty; jest ładna!? Trochę

~Paweł Kopeć

15.07.2023 13:12
1