Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

8 najgorszych filmowych remake’ów w historii

Książka, film
|
18.01.2022

Nagranie nowej wersji starego filmu to spore wyzwanie, z którym mało który twórca jest sobie w stanie poradzić. Szczególnie że zwykle nie ma potrzeby odświeżania filmów, które kilkanaście czy kilkadziesiąt lat temu zachwycały. Poniżej znajdziecie listę remake’ów słabych, złych i zwyczajnie niepotrzebnych.

Tagi: film dla faceta po 40.

„Conan Barbarzyńca 3D” - kadr z filmu
„Conan Barbarzyńca” w nowej wersji nie zachwyca...

Ostatnie lata to plaga remake’ów i sequeli. Można odnieść wrażenie, że twórcy i branża filmowa nie mają pomysłów na nowe historie, dlatego – aby zaoszczędzić czas i pieniądze – wykorzystują znane filmy czy serie, żeby grając na nostalgii widzów jeszcze trochę zarobić. No i oczywiście przy tym się nie narobić, bo przecież scenariusz jest gotowy. Trzeba go jedynie uwspółcześnić. Brzmi banalnie, ale tylko w teorii, bo żeby remake był wartościowy, musi on opowiedzieć historię inaczej, dać jakieś alternatywne rozwiązania itp. Bo po co oglądać film, który ma dobrze nam znaną fabułę?

Oczywiście w historii kinematografii są remaki lepsze od oryginałów. Czasem dlatego, że udało się popracować nad efektami specjalnymi, które w oryginalnej wersji sprzed kilku dekad nie zachwycały, a czasem dlatego, że twórcy potrafili – dysponując większym budżetem – opowiedzieć dobrą historię w jeszcze lepszy, bardziej przystępny sposób. Patrząc jednak statystycznie, więcej jest złych, niż dobrych remake’ów. Postanowiłem skupić się na tych pierwszych i pokazać, jak działają największe wytwórnie filmowe podejmujące decyzje na podstawie tego, że mogą zarobić na osobach, które dany tytuł (oczywiście w wersji oryginalnej) lubią czy mają związane z nim pozytywne wspomnienia.

Psychol / Psycho (1998)

Gus Van Sant, zdobywca dwóch Złotych Palm i twórca takich filmów jak „Słoń” czy „Obywatel Milk”, postanowił wziąć na warsztat dzieło Alfreda Hitchcocka – „Psychoza”. Była to odważna decyzja, ponieważ film z 1960 roku ma opinie takiego, którego nie powinno się nagrywać na nowo. Reżyser nie przejął się jednak tym faktem i stworzył swoją wersję, która z jakiegoś powodu w Polsce otrzymała tytuł „Psychol”. Van Sant z jednej strony chciał uwspółcześnić historię, a z drugiej trzymał się środków stylistycznych kojarzonych z latami 60. Wyszło... pokracznie. Film z 1998 roku otrzymał ostatecznie dwie Złote Maliny i szybko o nim zapomniano. Mimo świetnej obsady, bo w „Psycholu” zagrali m.in. Julianne Moore, Vince Vaughn czy Viggo Mortensen. To niestety nie pomogło.

Rollerball (2002)

„Rollerball” z 1975 roku to w żadnym wypadku dzieło wybitne, ale na pewno ciekawie zrealizowana produkcja akcji z elementami Sci-Fi, która swego czasu cieszyła się dużym uznaniem. Film z Jamesem Caanem otrzymał chociażby nagrodę BAFTA. Na początku XXI wieku przypomniano sobie o tej produkcji i przygotowano jej remake. John McTiernan zaprosił do współpracy Jeana Reno, Chrisa Kleina, LL Cool J oraz Rebeccę Romijn. Dysponując 70 milionami dolarów, stworzył film nudny, przewidywalny i kiepsko nakręcony, niedorównujący niewybitnemu przecież oryginałowi. Warto wspomnieć, że nowy „Rollerball” nawet się nie zwrócił, bo na całym świecie zarobił zaledwie 26 milionów dolarów.

Kult / The Wicker Man (2006)

„Kult” Robina Hardy’ego to kwintesencja filmowych horrorów z lat 70. Momentami wyglądający nieco amatorsko, z kiepskimi efektami specjalnymi nadrabiał dobrą historią i niezłą grą aktorską. Nawet dziś może nieźle wystraszyć. W 2006 roku zdecydowano, że należy mu się odświeżenie. Całkiem słusznie, bo faktycznie nie wszystko w 1973 roku zrobiono tak, jak należy. Problem jednak w tym, że remake z Nicolasem Cage’em i Jamesem Franco wypadł jeszcze gorzej. „Kult” z 2006 roku jest pełen absurdów zarówno na poziomie scenariusza, jak i samej realizacji. Wyszło z tego kino komediowe, ewidentny pastisz filmów grozy. Problem w tym, że zupełnie przypadkowo, ponieważ Neil LaBute chciał stworzyć pełnoprawny horror. No cóż, nie wyszło.

Conan Barbarzyńca 3D / Conan the Barbarian (2011)

Początek poprzedniej dekady stał filmami 3D. W tej technologii nagrywano, co tylko się dało. Dziś wiemy, że niepotrzebnie, ponieważ samo rozwiązanie się nie przyjęło, a filmy z dopiskiem 3D w większości były gniotami. Tak jak „Conan Barbarzyńca”, czyli Marcusa Nispela wariacja na temat kultowego filmu przygodowego z Arnoldem Schwarzeneggerem w roli głównej (1982). W nowej odsłonie zagrali Jason Momoa i Morgan Freeman, a budżet wyniósł aż 90 milionów dolarów. Wydawać by się mogło, że to doskonałe okoliczności, żeby opowiedzieć filmową historię w jeszcze lepszy, a na pewno bardziej spektakularny sposób. Film jednak zawiódł oczekiwania, a poza trójwymiarowością nie było w nim nic, co mogłoby przykuć uwagę. Ostatecznie „Conan Barbarzyńca 3D” wygenerował jedynie 48 milionów i przyniósł duże straty.

Coś / The Thing (2011)

John Carpenter stworzył w 1982 roku jeden z najlepszych filmów w historii. Horror, który – zdaniem niżej podpisanego – świetnie się zestarzał i nadal straszy. Po co więc było go nagrywać na nowo? Tego nie wie chyba nikt, ponieważ „Coś” z 2011 roku okazało się niewypałem. To znaczy, gdyby nie znać oryginału, można by powiedzieć, że jest to poprawny starszak. Kiedy jednak zestawimy obie wersje obok siebie, szybko dostrzeżemy, że Matthijs van Heijningen Jr. – mając po swojej stronie technologię i budżet – przegrywa z Carpenterem na każdej płaszczyźnie. Remake, w którym zagrali Mary Elizabeth Winstead i Joel Edgerton, jest dziełem zwyczajnie przeciętnym, na które szkoda było wydawać prawie 40 milionów dolarów. Tak na marginesie, ta produkcja również przyniosła straty.

Poltergeist (2015)

Kolejny kultowy horror z lat 80., czyli „Duch” Tobe’a Hoopera. Uznawana obecnie za klasykę kina grozy produkcja doczekała się „odświeżenia” w 2015 roku. Gil Kenan dysponował świetną historią i dużym budżetem, więc – takie można było mieć nadzieje – powinien opowiedzieć historię rodziny Bowenów z jeszcze większym rozmachem, uwspółcześnić ją, dodać kilka zapierających dech w piersiach efektów specjalnych. Powinien, ale nic takiego nie zrobił. Wykreował nudny, pełen klisz świat, w którym ani nic nie straszy, ani nic nie zaskakuje. Zdecydowanie lepiej sięgnąć po film z 1982 roku. Nawet jeśli kiedyś się już go widziało.

Ben-Hur (2016)

Opowiedziana przez Williama Wylera historia Judy Ben-Hura, która miała swoją kinową premierę w 1959 roku, doceniona została dziesięcioma Oscarami. Biblijna opowieść w gwiazdorskiej obsadzie (Charlton Heston, Stephen Boyd, Jack Hawkins) zachwycała i nadal zachwyca realizacją, wizją i rozmachem. To dzieło kultowe dla całej światowej kinematografii. W 2016 roku Timur Bekmambetov otrzymał 100 milionów dolarów i zadanie przygotowania remake’u filmu, którego odświeżać się nie powinno. Zrobił, co mógł, bo do samej realizacji nie można mieć zastrzeżeń, ale niestety nie wyszło. Historia okazała się spłycona, a wartość artystyczna dużo uboższa. Nowa wersja filmu „Ben-Hur” to dzieło, które da się obejrzeć. Ale bez poirytowania tylko wtedy, gdy nie widziało się filmu Wylera z końcówki lat 50. XX wieku.

Ghostbusters. Pogromcy duchów (2016)

„Pogromcy duchów” Ivana Reitmana to film bardzo udany, ikona popkultury. W żadnym wypadku nie dzieło przełomowe, ale na pewno istotne dla widzów pamiętających lata 80. Zachwycało pomysłem, bezbłędną realizacją i obsadą. Bo Bill Murray i Dan Aykroyd wspięli się w nim na aktorskie wyżyny. Później powstawały różne mniej lub bardziej udane kontynuacje filmu. Żadna z nich nie jest jednak w stanie dorównać – oczywiście pod względem nijakości – remakowi, który miał swoją premierę w 2016 roku. Paul Feig uznał, że z pogromców zrobi pogromczynie i na tej bazie stworzy dzieło nowocześniejsze od oryginału. Nie wyszło, a obecnie pamiętamy o „Ghostbusters. Pogromcy duchów” tylko dlatego, że twórca zmienił płeć głównych bohaterów. Zapomniał jednak, żeby dopisać do tego ciekawą historię. Gra na wspomnieniach widzów jednak się opłaciła, ponieważ to jeden z nielicznych filmów w zestawieniu, który coś zarobił (229 milionów dolarów przy budżecie wynoszącym 144 miliony dolarów). Pogratulować.

„Ghostbusters. Pogromcy duchów” spełnia założenia zarówno remake'u, jak i rebootu. 

Michał Grzybowski

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (2) / skomentuj / zobacz wszystkie

Paweł Kopeć
13 października 2023 o 17:45
Odpowiedz

To chyba wynik m.in. tej słodkiej różnicy pokoleń, wieku, wychowania, smaku, upodobań...

~Paweł Kopeć

13.10.2023 17:45
foxee
22 stycznia 2022 o 18:47
Odpowiedz

"Coś" z 2011, to nie remake... Nie wiem jak można pisać takie bzdury. Film Johna Carpentera, to sequel filmu z 2011 choć powstał 29 lat wcześniej. Życzę zdrówka.

~foxee

22.01.2022 18:47