Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

„Głęboka woda” – recenzujemy nowy thriller erotyczny twórcy „Fatalnego zauroczenia”

Książka, film
|
23.03.2022

Jeden z najbardziej kontrowersyjnych reżyserów ostatniego półwiecza, Adrian Lyne, wrócił po dwóch dekadach. Do stworzenia kolejnego thrillera erotycznego namówił go Amazon. Czy sceny z piękną Aną de Armas mają szansę przejść do historii kinematografii podobnie jak choćby kultowa scena przy lodówce z „9 ½ tygodnia”?

Tagi: film dla faceta po 40.

„Głęboka woda” - aktorzy
Bohaterowie filmu „Głęboka woda”

Choć reżyserskie CV Adriana Lyne’a nie jest zbyt okazałe – przynajmniej jeśli chodzi o liczbę zrealizowanych przez kilkadziesiąt lat produkcji – to na pewno zasługuje na szacunek. Bo znalazły się w nim takie głośne i przełomowe produkcje jak „Flashdance” (1983), „9 ½ tygodnia” (1986), „Fatalne zauroczenie” (1987), „Drabina Jakubowa” (1990), „Niemoralna propozycja” (1993) czy „Lolita” (1997). Co film, to przebój i... kontrowersje. Bo reżyser nigdy nie bał się trudnych tematów, czy odważnych i wyuzdanych scen. W kinie nie było dla niego tematów tabu. Może i niektórych to gorszyło, ale najważniejsze jest, że za szokowaniem szła jakość. Każdy z wymienionych filmów wniósł coś nowego i oryginalnego do światowej kinematografii.

Adrian Lyne zrealizował „Niewierną” w 2002 roku i odszedł na zasłużoną emeryturę. Wytrwał na niej przez dwie dekady. W wieku 80 lat ponownie postanowił stanąć za kamerą, a do powrotu namówili go przedstawiciele firmy Amazon. Czym go przekonali? Nie wiem, ale się domyślam. Niezależnie od motywacji, ten powrót wielu ucieszył, bo coś nowego od Lyne’a to zawsze duże wydarzenie. Szczególnie że w „Głębokiej wodzie” (ang. „Deep Water”) pojawiły się dwie gwiazdy: spełniona – Ben Affleck i wschodząca – Ana de Armas. Brzmi zachęcająco. Również dlatego, że reżyser zdecydował się stworzyć dzieło w swoim ulubionym gatunku, czyli thriller erotyczny.

Na marginesie wypada nadmienić, że inspirował się francuskim filmem „Głębokie wody”, który miał swoją premierę w 1981 roku, a który wyreżyserował Michel Deville. Oba dzieła powstały natomiast na podstawie powieści Patricii Highsmith.

„Głęboka woda” – o czym jest film?

Głównymi bohaterami filmu są Vic oraz Melinda. Choć są w różnym wieku, na pozór ich małżeństwo wydaje się idealnym – córka, piękny dom, pies biegający po ogrodzie. Jak to jednak zwykle bywa – pozory mylą. Melinda sporą część swojego czasu poświęca na flirtowanie, podrywanie i w końcu romansowanie z innymi mężczyznami. Vic ma tego świadomość, ale nie chce z tego powodu opuszczać kobiety, którą kocha, a jednocześnie sam nie chce jej zdradzać. Punktem zwrotnym w ich związku jest moment, gdy jeden z „chłopaków” Melindy znika w niewyjaśnionych okolicznościach. Jej mąż postanawia wykorzystać ten fakt, żeby nastraszyć kolejnego amanta swojej żony. Sugeruje, że to on stoi za zaginięciem jego poprzednika. Plotki zaczynają krążyć, a małżonkowie rozpoczynają śmiertelnie niebezpieczną grę…

„Głęboka woda” - kadr
„Głęboka woda” w... basenie

A miało być tak pięknie...

Wydaje się, że w przypadku „Głębokiej wody” wszystko jest na swoim miejscu. Doświadczony reżyser, który we wspomnianym gatunku czuje się jak ryba w wodzie; doskonale dobrana obsada; współscenarzysta z bijącego rekordy popularności serialu „Euforia” (Sam Levinson) i świetna powieść cenionej autorki... Co mogło pójść nie tak? Okazuje się, że zaskakująco wiele. Największym problemem filmu jest scenariusz, który w żaden sposób nie pozwala na zgłębienie prezentowanych na ekranie postaci.

Twórcy postanowili ograniczyć się do (nieźle zrealizowanych) scen seksu, niewiele wnoszących do fabuły dialogów i ciągłego powtarzania schematów oraz klisz, które znamy z podobnych filmów czy seriali. Wydaje się jednocześnie, że Lyne również utknął gdzieś w poprzedniej epoce, a przez ostatnie 20 lat postanowił nie śledzić kinowych trendów. W kwestii realizacji i tematyki wiele zmieniło się od „Fatalnego zauroczenia” czy nawet „Lolity”. Można odnieść wrażenie, że reżyser wyrwany został z twórczej hibernacji.

Początkowo z satysfakcją spogląda się na Afflecka, który raz za razem posyła psychopatyczne spojrzenie, i na seksowną de Armas, która w wyuzdanych scenach czuje się jak ryba w wodzie. Problem polega na tym, że to wszystko dość szybko powszednieje, a twórcy nie mają w dalszej części za wiele do zaoferowania. Nie zgłębiają psychiki oraz nie eksponują emocji bohaterów. Schemat goni schemat i niestety nie ma w tym żadnego elementu zaskoczenia.

O ile Affleck nie musi nikomu niczego udowadniać i słabsza rola nie wpłynie specjalnie na jego pozycję na rynku, o tyle de Armas może na „Głębokiej wodzie” więcej stracić, niż zyskać. Bo znów dała się zaszufladkować jako jednowymiarowa aktorka, która bazuje na swojej urodzie i seksualności. To szczególnie bolesne w kontekście tego, że tak dobrze udało jej się uciec od stereotypowego postrzegania rolą agentki w „Nie czas umierać”. Tam, owszem, jej seksapil został wyeksponowany, ale sama bohaterka była o wiele ciekawsza (choć pojawiła się na ekranie na kilka minut), niż wykreowana przez nią Melinda Van Allen w niemalże dwugodzinnym thrillerze.

Na zakończenie... zakończenie. Bo to mogło uratować film Lyne’a. Jakiś twist w wielkim finale jest czymś, czego ten film potrzebował. Kiedy wydawało się, że w końcu mamy to, na co czekaliśmy przez kilkadziesiąt minut, a postać grana przez Afflecka nabierała fascynujących kształtów, dostaliśmy... napisy końcowe. Jako widz poczułem się oszukany, ponieważ na pożegnanie dostałem więcej pytań, niż odpowiedzi. Nie pozostawiły one po sobie tego cienia fascynacji, bitwy myśli, zaciekawienia. Raczej zdziwienie i smutek, że w momencie, gdy wszystko mogło zostać uratowane, otrzymujemy kolejne rozczarowanie. Niestety, ale słowo „rozczarowanie” najlepiej podsumowuje to, co zmalowali nam Lyne i spółka. Szkoda, bo potencjał był bardzo, ale to bardzo duży. Praktycznie w całości go zmarnowano.


Muzyka jest jedną z mocniejszych stron filmu

„Głęboka woda” – czy to w ogóle ma sens?

Podziwianie niewątpliwych wdzięków Any de Armas to zdecydowanie zbyt mało, żeby uznać „Głęboką wodę” za dzieło godne zainteresowania. Są momenty, są przebłyski, ale oceniając całościowo, jest to film przewidywalny, nijaki i oparty na utartych schematach. Produkcja, jakich w ostatnich latach pojawiło się wiele. Oczywiście – można porozmyślać nad ludzką psychiką; nad tym, jak dwie osoby świadomie lub nie tworzą toksyczny związek; jak duże znaczenie ma przywiązanie i czym jest zazdrość. Ale równie dobrze można podjąć się tych filozoficzno-psychologicznych analiz bez oglądania „Głębokiej wody”, bo ta i tak nic do nich nie wniesie.

Film „Głęboka woda” dostępny jest na platformie streamingowej Amazon Prime Video od 18 marca.

Michał Grzybowski

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie