Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

Film na weekend: „Przełęcz ocalonych”

Książka, film
|
26.03.2021

Czy film Mela Gibsona „Przełęcz ocalonych” opowiadający historię amerykańskiego bohatera to ciekawa propozycja dla miłośników kina wojennego? Postaram się odpowiedzieć na to pytanie...

Tagi: film dla faceta po 40.

„Przełęcz ocalonych” - kadr z filmu
Andrew Garfield zagrał główną rolę w filmie „Przełęcz ocalonych”

Choć Mel Gibson nie ma rozbudowanego CV jeśli chodzi o reżyserię, ma na swoim koncie kilka bardzo głośnych produkcji z „Braveheart – Waleczne Serce” i „Pasją” na czele. W 2016 roku po dekadzie przerwy powrócił z nowym filmem zatytułowanym „Przełęcz ocalonych” (ang. „Hacksaw Ridge”). Zmierzył się w nim z szalenie wymagającym kinem wojennym. Postanowił przenieść nas do czasów schyłku II wojny światowej i opowiedzieć historię jednego z amerykańskich bohaterów wojennych, Desmonda Dossa.

Jak nietrudno się domyślić, w produkcji ze Stanów Zjednoczonych, która opowiada o wydarzeniach dotyczących zasłużonego żołnierza odznaczonego Medalem Honoru, musi być sporo patosu. Czy Mel Gibson wymalował mdłą laurkę, czy jednak postanowił przygotować rasowe kino wojenne z nieco mniej zarysowanymi wątkami obyczajowymi?

"Przełęcz ocalonych" - plakat
Polski plakat filmu „Przełęcz ocalonych”

„Przełęcz ocalonych” – o czym opowiada?

Film oparty został na prawdziwej historii starszego szeregowego Desmonda Dossa, sanitariusza w Medycznym Korpusie 307 Pułku, 77 Dywizji Piechoty amerykańskiej armii podczas II wojny światowej. Bohater narodowy Stanów Zjednoczonych otrzymał Medal Honoru – najważniejsze amerykańskie odznaczenie wojskowe – za heroiczne czyny podczas krwawej bitwy o Okinawę.

Niezwykłe w historii Dossa jest to, że jako wyznawca Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego i pacyfista, odmówił on używania broni podczas walk. Chuderlawy kilkunastolatek mimo problemów z przełożonymi oraz w obliczu braku możliwości obrony przed wrogiem, dokonał w czasie wspomnianej bitwy rzeczy praktycznie niemożliwej. Uratował on życie 75 żołnierzy, których w pojedynkę ewakuował z krwawego urwiska japońskiej Okinawy.

Bohaterstwo w interpretacji Gibsona

Mel Gibson to reżyser, który nie boi się kontrowersji, a także wplatania własnej ideologii do filmów. Jednym się to podoba, innym nie, ale to już kwestia całkowicie subiektywna. Pewnym było jednak, że gdy weźmie na warsztat historię amerykańskiego bohatera, który zasłynął swoją żarliwą wiarą, na pewno o religijnym wątku nie zapomni. Został on wyeksponowany w „Przełęczy ocalonych”, ale w mojej opinii nie bardziej, niż powinien. Sama wiara Dossa była bowiem istotnym elementem większości wydarzeń, jego życiowych decyzji i postępowania. Reżyser miał tego świadomość i ukazał ten element w filmie. Choć momentami ta żarliwa wiara bohatera wydaje się nieco przejaskrawiona, w ostatecznym rozrachunku daje nam spójną wizję Dossa jako człowieka religijnego, honorowego i oddanego sprawie.

Kadr z filmu "Przełęcz ocalonych"
„Przełęczy ocalonych” – filmowy Desmond Doss w akcji

Co natomiast z patosem, który często jest bolączką amerykańskich filmów wojennych? Tego nie udało się uniknąć, ale to było – nie oszukujmy się – do przewidzenia. Przed rozpoczęciem seansu warto mieć na uwadze, że w produkcji nie zabraknie wstawek o amerykańskiej racji oraz heroizmie w walce z bezlitosnym i bezdusznym wrogiem. Gibson postarał się jednak, żeby dialogi w filmie nie były zbyt wzniosłe, uprościł je i dodał im nieco przyziemności, co jest na pewno istotnym dla odbiorcy zabiegiem. Reżyser tak zbudował postać Dossa, że niezależnie od poglądów, coraz bardziej – ze sceny na scenę – lubimy głównego bohatera „Przełęczy ocalonych”. To spore osiągnięcie, ponieważ na pierwszy rzut oka może wydawać się człowiekiem, którego ciężko polubić. Pokłony dla reżysera za kreację kluczowej dla filmu postaci!

Gra na emocjach w atmosferze wojennego realizmu

O bohaterze zostało powiedziane już sporo, a co z samym filmem? Ta ponaddwugodzinna produkcja składa się w pewnym sensie z dwóch części. W pierwszej poznajemy Desmonda Dossa, dowiadujemy się o wszystkich istotnych elementach, które obudowują jego postać – o wierze, trudnym dzieciństwie i maltretującym go ojcu. Pojawia się potraktowany nieco po macoszemu wątek miłosny. Ten nieco bardziej stonowany, niemalże obyczajowy fragment jest niezbędny w procesie rozumienia całego filmu, a także poczynań bohatera. Mimo spokojnego tempa nie nudzi, a raczej fascynuje, bo Doss był zwyczajnie człowiekiem skomplikowanym, o czym Gibson postanowił nam zgrabnie opowiedzieć. To trudna do zdefiniowania mieszanka fascynacji, wzruszenia i zaskoczenia.

Druga część filmu to już kino wojenne wysokiej klasy. Pod kątem wojennego realizmu uplasowałbym go blisko świetnie zrealizowanego „Szeregowca Ryana”. Efekty specjalne są na najwyższym poziomie, nie brakuje wybuchów, strzałów i całego wojennego zamieszania. Sceny są dynamiczne i świetnie zrealizowane. Nie brakuje momentów, które wywołają mocniejsze bicie serca, czy nawet podskoczenie w fotelu. Podczas oglądania „Przełęczy ocalonych” kilka razy w mojej głowie pojawiały się porównania do świetnego serialu „Pacyfik”. Oczywiście nie dlatego, że Gibson z niego kopiował, ale dlatego, że równie sprawnie opowiedział zmagania wojenne na Pacyfiku.

Zakończenie daje satysfakcję, choć w moim odczuciu w ostatnich scenach Gibsonowi zabrakło odwagi, żeby do końca unikać przesadnie rozbudowanego wątku gloryfikacji amerykańskich żołnierzy. Pokazał na koniec Japończyków zdecydowanie zbyt stereotypowo i, nie oszukujmy się, niesprawiedliwie. To taka malutka łyżka dziegciu w tej sporej beczce znakomitego miodu. Warto powiedzieć jeszcze jedno – reżyser w pięknym stylu oddał Desmondowi Dossowi to, na co zadłużył – zbudował mu pomnik, na który bez wątpienia zasłużył. Film z całego serca polecić mogę wszystkim miłośnikom dobrego kina wojennego w amerykańskim wydaniu!

Film „Przełęcz ocalonych” dostępny jest odpłatnie na platformach Cineman oraz Rakuten. Ponieważ to film z 2016 roku, miał już swoją emisję w ogólnodostępnych kanałach telewizyjnych.

Michał Grzybowski

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (1) / skomentuj / zobacz wszystkie

Paweł Kopeć
26 października 2023 o 16:33
Odpowiedz

Bardzo dobry, bo prawdziwy?!

~Paweł Kopeć

26.10.2023 16:33
1