Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

Waldemar Baszanowski – polski Herkules

Oni nas inspirują
|
09.02.2024

W najlepszym okresie swojej długiej i owocny kariery po prostu nie miał sobie równych. Rekordy Polski i świata bił jakby od niechcenia i po latach jest wymieniany w ścisłej czołówce najlepszych zawodników w historii swojej dyscypliny. Oto historia Waldemara Baszanowskiego – człowieka o wielkiej sile.

Tagi: męski świat

Waldemar Baszanowski – najlepszy polski sztangista w historii
Waldemar Baszanowski walczy ze sztangą. Fot. Jan Rozmarynowski / PZPC.pl

Gdyby przeciętnego młodszego kibica sportowego – takiego, co lubi obejrzeć piłkę nożną, skoki narciarskie, a i na Olimpiadę chętnie rzuci okiem – zapytać o to, kim był Waldemar Baszanowski, zapewne w odpowiedzi otrzymalibyśmy w lepszym przypadku „no, był ktoś taki”, a w gorszym – wzruszenie ramion. I trudno się temu dziwić – podnoszenie ciężarów to dyscyplina dość niszowa, a okres świetności Baszanowskiego to lata sześćdziesiąte, wielu kibicom znane jedynie z opowiadań. Historia życia tego człowieka zdecydowanie warta jest przypomnienia – bo choć w sporcie odnosił same niemal sukcesy, tak w życiu prywatnym już tak różowo nie było.

Mistrz na rozkaz

Swoimi warunkami fizycznymi Baszanowski nie imponował – mierzył niespełna 170 centrymetrów i ważył około 67 kilogramów. Jako nastoletni chłopak, jak praktycznie wszyscy jego rówieśnicy, dostał powołanie do wojska. I można bez wielkiej przesady powiedzieć, że to właśnie „pójściu w kamasze” Baszanowski zawdzięcza swoją karierę. A przynajmniej sam jej początek.

Zgodnie z duchem ówczesnych czasów władza socjalistyczna kładła duży nacisk na popularyzowanie sportu. Pobyt w wojsku nie oznaczał jedynie konieczności odbywania musztry, ale także uczestnictwo w spartakiadach. Podczas jednej z nich jednostka, w której służył Baszanowski, nie miała kogo wystawić w wadze lekkiej w podnoszeniu ciężarów. Dowódca, którym był porucznik Igor Wójtowicz, zmierzył wzrokiem swoich podkomendnych i wydał krótki rozkaz szeregowemu Baszanowskiemu.

Młody żołnierz, chcąc nie chcąc, posłuchał porucznika. Zawody oczywiście wygrał – dzięki temu wydarzeniu bardziej zainteresował się podnoszeniem ciężarów. I zabrał się za ten sport z podziwu godną determinacją – jako że w jednostce nie było siłowni z prawdziwego zdarzenia, Baszanowski sam zaaranżował sobie miejsce do ćwiczeń, używając między innymi… części od czołgu!

Po ukończeniu służby wojskowej wspomniany Wójtowicz zasugerował mu rozpoczęcie treningów na warszawskiej Akademii Wychowania Fizycznego. Baszanowski nie był już najmłodszy, jeśli chodzi o rozpoczynanie kariery sportowej (miał wówczas 22 lata), ale na szczęście okazało się, że nie jest za późno, aby coś w tym sporcie osiągnąć.

Droga po złoto

Zaledwie trzy lata po tym, jak Baszanowski zwyciężył w swojej kategorii na spartakiadzie, dostał szansę, aby pokazać się o wiele szerszej publiczności – znalazł się bowiem w kadrze olimpijskiej, która reprezentowała nasz kraj na Igrzyskach Olimpijskich w Rzymie w 1960 roku (tych samych, na których Zbigniew Pietrzykowski walczył o złoty medal z Muhammadem Alim). Pokazał się na nich z dobrej strony, chociaż do podium nieco zabrakło – w klasyfikacji generalnej zajął piąte miejsce, a tuż przed nim uplasował się jego kolega z kadry Marian Zieliński. Obiecujące początki, a z czasem było tylko lepiej.

Rok później Baszanowski pojechał z kadrą na mistrzostwa świata i Europy w podnoszeniu ciężarów do Wiednia. Tam już nie miał sobie równych i sięgnął po dwa złote medale, tym razem wyprzedzając Zielińskiego. W ciągu kolejnych dwóch lat wystąpił na czterech imprezach rangi mistrzowskiej (świata i Europy w Budapeszcie oraz Sztokholmie), ale za każdym razem musiał uznać wyższość kogoś innego i przywiózł z nich cztery srebrne medale.

Wreszcie przyszedł rok 1964 i Igrzyska Olimpijskie w Tokio. Dotychczasowy dorobek Baszanowskiego stawiał go w gronie jednego z faworytów do złotego medalu. Polak był wtedy w świetnej formie i wieku (miał wówczas 29 lat), aby dać z siebie wszystko i sięgnąć po najwyższy laur. Miał jednak dwóch bardzo mocnych konkurentów – reprezentanta Związku Radzieckiego Władimira Kapłunowa oraz kolegę z kadry Mariana Zielińskiego. Ci, którzy mieli okazję oglądać na żywo rywalizację pomiędzy tą trójką, z pewnością nie żałowali swojego wyboru.

Baszanowski zakończył swój udział w zawodach jako pierwszy, uzyskując łączny wynik 432,5 kilograma (na całość składały się trzy konkurencje: wyciskanie, rwanie i podrzut). Nie musiało mu to jednak dawać złota, bo po jednej próbie w podrzucie mieli jeszcze Kapłunow i Zieliński. Pierwszy z nich założył na sztangę 167,5 kilograma, ale próba zakończyła się niepowodzeniem – reprezentant ZSRR nie był w stanie podrzucić ciężaru nad głowę. Zieliński postanowił zagrać jeszcze ostrzej i zmierzyć się z obciążeniem 170 kilogramów. Sztangę udało mu się podnieść z podłogi, ale to wszystko, na co było stać Polaka. Oznaczało to, że złoty medal trafi na szyję Waldemara Baszanowskiego.

Cztery lata później, na Igrzyskach Olimpijskich w Meksyku, Polak również należał do ścisłego grona faworytów i ponownie nie zawiódł oczekiwań trenerów oraz kibiców. Po raz drugi w karierze stanął na najwyższym stopniu olimpijskiego podium, osiągając wynik 437,5 kilograma. W ten sposób nie tylko poprawił swój wynik sprzed czterech lat, ale też zdeklasował rywali – srebrny medalista Parviz Jalayer podniósł o aż 15 kilogramów mniej! Brązowy medal – identycznie jak w Tokio – zdobył drugi Polak, Marian Zieliński.

Baszanowski miał nadzieję na zdobycie kolejnego, trzeciego olimpijskiego złota na Igrzyskach w Monachium w 1972 roku. I pewnie tak by się stało (wyniki na treningach dawały nadzieję na ostateczny triumf), gdyby nie kontuzja pleców, która zmuszała go do ogromnego wysiłku połączonego z bólem podczas niemal każdej próby uniesienia ciężaru w górę. Ostatecznie zmagania w Monachium zakończył na najbardziej pechowym dla olimpijczyka, bo czwartym miejscu – brązowy medal padł łupem kolegi z kadry Zygmunta Kaczmarka, który wyprzedził Baszanowskiego o zaledwie 2,5 kilograma. Kontuzja i wiek spowodowały, że niedługo później zawodnik, który dzięki swoim wyczynom dorobił się przydomka „polski Herkules”, podjął decyzję o zakończeniu sportowej kariery. Jego łączy dorobek (oprócz wspomnianych medali olimpijskich) trudno nazwać inaczej niż imponującym. Baszanowski pięć razy sięgał po mistrzostwo świata, sześć razy po mistrzostwo Europy i dziewięć razy po mistrzostwo Polski. Dołożył do tego aż 61 (!) rekordów Polski i 24 rekordy świata. Coś niesamowitego!

Smutne życie prywatne

Życie nie oszczędzało złotego medalisty olimpijskiego. Jego historia może być potwierdzeniem tezy, że wszechświatem rządzi równowaga – tam, gdzie pojawiają się duże sukcesy, muszą też być duże porażki i rozczarowania.

Rok 1969 był jednym z najlepszych w karierze Baszanowskiego. Był mistrzem olimpijskim, sięgnął też po mistrzostwa świata i Europy, a w plebiscycie „Przeglądu Sportowego” został uznany najlepszym polskim sportowcem roku. Niestety, prywatnie był to jeden z najbardziej tragicznych okresów w jego życiu. W lipcu podczas podróży ze Szczecina do domu prowadzony przez niego samochód wpadł do rowu. Na skutek wypadku śmierć poniosła jego żona Anita, a on sam i 6-letni syn odnieśli rany. Po jakimś czasie Baszanowski ożenił się powtórnie, ale i tym razem los zadecydował, że to on pochowa żonę, która w latach osiemdziesiątych przegrała walkę z chorobą nowotworową.

Sztangista po zakończeniu kariery zawodniczej pracował jako trener, a także szef szkolenia w Polskim Związku Podnoszenia Ciężarów. Pełnił też funkcję prezydenta Europejskiej Federacji Podnoszenia Ciężarów – został wybrany w 1999 roku. Niestety, w pewnym momencie znów otrzymał potężny cios od losu – w 2007 roku pechowo spadł z drzewa, co skończyło się złamaniam kręgosłupa i paraliżem niemal całego ciała (mógł poruszać jedynie głową i rękami). Zmarł w 2011 roku w wieku 76 lat.

Michał Miernik

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie