Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

Półka kolekcjonera: Metallica – „St. Anger”

Muzyka
|
07.06.2023

Metallica w czerwcu 2003 roku zaskoczyła. Delikatnie mówiąc, ponieważ nowa płyta zebrała bardzo mieszane recenzje, a oberwało jej się między innymi za brzmienie oraz produkcję. Mimo wszystko bardzo dobrze się sprzedała, a obecnie pochodzące z niej utwory pojawiają się na koncertowych setlistach zespołu. Skąd wzięło się tak kiepskie przyjęcie i jak zmieniło się podejście do „St. Anger” po dwudziestu latach?

„St. Anger” - okładka płyty
Okładka „St. Anger” stworzona przez Briana Schroedera | mat. pras.

Twórczość Metalliki oraz to, jak zmieniała się na przestrzeni dekad, to materiał na poważną naukową publikację. Moment, w którym Amerykanie zdecydowali się na brzmieniową rewolucję, czyli na początku lat 90. przy okazji wydania płyty „Metallica”, jest kluczowy. Muzycy odeszli od klasycznego thrashowego grania i rozpoczęli eksperymentowanie. Część odbiorców się od nich odwróciła, ale wtedy też pojawiło się wielu nowych – zainteresowanych bardziej przystępną, łagodniejszą twórczością. Od tego czasu każda kolejna płyta Metalliki to swoisty eksperyment, próba pokazania światu nowego, nieoczywistego oblicza.

Wydaje się, że kulminacyjnym momentem była publikacja płyty „St. Anger”, ósmej w dorobku Amerykanów. Podbiła ona oczywiście listy sprzedaży w wielu krajach świata, pokryła się platyną i złotem, ale jednocześnie rozsierdziła fanów zespołu – zarówno tych najbardziej oddanych, wielbiących pierwsze płyty, jak i tych, którzy pojawili się po wydaniu „Czarnego albumu”. Teraz dwie dekady po premierze „St. Anger” łatwiej nam odpowiedzieć na liczne pytania, które nagromadziły się po wydaniu płyty. Z perspektywy czasu lepiej też widać, jak zmieniło się do niej podejście fanów i samego zespołu.

Trudne okoliczności

Metallica wynajęła stare koszary armii Stanów Zjednoczonych w Presidio w San Francisco i przekształciła je w prowizoryczne studio. Rzecz działa się w styczniu 2001 roku.

Chcieli tam wejść w celu napisania i nagrania pierwszego albumu od prawie pięciu lat. Nieoczekiwanie zespół zmuszony został do zmiany planów. Wszystko z powodu odejścia basisty Jasona Newsteda, do którego doszło 17 stycznia 2001 roku. Wiązało się z nim sporo kontrowersji, które wynikały między innymi z faktu, że Newsted nie był najlepiej traktowany przez pozostałych członków Metalliki, o czym publicznie przyznano wiele lat później.

Ze względu na trudności w natychmiastowym znalezieniu zastępstwa dla Newsteda, Metallica przyjęła ofertę od producenta Boba Rocka, który miał zagrać na basie w czasie sesji. Jednocześnie zespół podał, że znajdą nowego basistę po ukończeniu prac nad albumem. W lutym 2003 roku, gdy „St. Anger” był bliski ukończenia, Metallica zatrudniła Roberta Trujillo. Pojawił się w studiu pod koniec prac nad płytą, gdzie ogrywał premierowy materiał – zobaczyć go mogliśmy między innymi na DVD dodanym do albumu.

W lipcu 2001 roku nagrywanie zostało wstrzymane, gdy James Hetfield rozpoczął odwyk z powodu nadużywania alkoholu. Wokalista powrócił do zespołu w grudniu, ale mógł pracować nad albumem tylko od południa do 16:00. Zespół w czasie sesji pracował z terapeutą i trenerem, Philem Towle’em, który miał pozytywnie wpłynąć na relacje w zespole i jego wydajność w studiu nagraniowym.

Wspólna praca była więc dla zespołu wydarzeniem bardzo emocjonalnym, ale jednocześnie procesem, który przebiegał bardzo nieregularnie. Ciągle pojawiały się problemy i ograniczenia. W związku z tym zespół zdecydował, że chce, aby nowa muzyka brzmiała surowo – miało to oddać klimat panujący wewnątrz Metalliki. Bob Rock otrzymał polecenie, aby nie „wygładzać” powstającego materiału, pozostawiając go tak surowym, jak to tylko możliwe.

Chciałem zrobić coś, co wstrząśnie opinią publiczną i sposobem na to było takie, a nie inne brzmienie. Dla mnie to po prostu czterech facetów w garażu, którzy spotykają się i piszą rockowe kawałki.

- powiedział po wydaniu „St. Anger” producent.

Odejściem od normy był chociażby fakt, że na ósmej płycie Metalliki nie ma gitarowych solówek. Było to oczywiście celowe. W czasie tworzenia płyty uznano bowiem, że gdy muzycy spotykają się razem i jammują, pracując nad nowymi utworami, wówczas nie przygotowują żadnych wymyślnych solówek. Ponieważ album miał mieć garażowe brzmienie, uznali, że nie będą ich wplatać do utworów. To jeden z powodów, dla których „St. Anger” nazywany jest najbardziej alternatywnym ze wszystkich albumów Metalliki.

(Nie)powodzenie

Metallica nie opublikowała przedpremierowo żadnych singli, dlatego fani pierwszy raz zetknęli się z nowym materiałem w dniu wydania „St. Anger”, czyli 5 czerwca 2003 roku. Reakcje były mieszane, a to oczywiście zasługa całkowicie nieoczywistego podejścia do nagrywania i brzmienia. Również dziennikarze nie do końca wiedzieli, jak podejść do najnowszej płyty Amerykanów, co przełożyło się na niejednoznaczne oceny – „Uncut” i „Rolling Stone” dały płycie 4/5, a „Pitchfork”... 0.8/10. Choć utwory były melodyjne, wspomniane wcześniej surowe brzmienie nie wszystkich przekonywało. Najwięcej zarzutów fani i recenzenci mieli do dźwięku perkusji, która była wyjątkowo płaska – obecnie krąży nawet żart, że Ulrich zasiadł za kubłami na śmieci, a nie profesjonalnym zestawem. Wytykano zespołowi brak solówek, które były przecież typowe dla ich wcześniejszej twórczości.

Do większego grona odbiorców – to zasługa radia i telewizji – przebiły się utwory „Frantic” oraz „St. Anger”, prawdopodobnie najlepsze na całej płycie. Wśród tych udanych wypada wymienić również „Some Kind of Monster”. Mieszane recenzje i ogólna niechęć do nowego materiału sprawiły, że ósma płyta Metalliki kiepsko się sprzedała? W żadnym wypadku! Do teraz rozeszło się ponad 6 milionów egzemplarzy „St. Anger”, z czego aż 2 miliony w Samych Stanach Zjednoczonych (podwójna platyna). Album pokrył się platyną również w Australii, Austrii, Kanadzie, Finlandii, Niemczech, Nowej Zelandii, Norwegii, Rosji, Szwecji i Szwajcarii. W Polsce złotem, podobnie jak w kilkunastu innych krajach. Wydawnictwo okazało się zatem komercyjnym sukcesem, co w przypadku Metalliki było oczywiście normą.

„St. Anger” po latach

Choć fani Metalliki po premierze doznali szoku, można odnieść wrażenie, że z czasem zaczęli przekonywać się do wybranych fragmentów „St. Anger”. To prawda, brzmią one zupełnie inaczej, niż klasyczne utwory zespołu, ale to właśnie wyróżnia je z tłumu. Po latach płyta oceniana jest lepiej, niż zaraz po premierze. Zespół zresztą od lat broni jej brzmienia, argumentując swoje decyzje w studiu chęcią eksperymentowania z brzmieniem, którego doświadczyliśmy już wcześniej – przy okazji publikacji płyt „Load” i „Reload”.

Nie ma wątpliwości co do tego, że ósmy longplay Amerykanów ma swoich oddanych zwolenników, ale również zagorzałych przeciwników – to jednak oznacza, że jest to płyta wzbudzająca emocje, a to przecież w muzyce jest kluczowe. Podczas koncertów zespół niekiedy sięga po utwory z kontrowersyjnej płyty – najczęściej po wspomniane wyżej trzy kompozycje. Zgromadzony pod sceną tłum raczej na to nie narzeka.

Michał Grzybowski

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (3) / skomentuj / zobacz wszystkie

PI Grembowicz
14 września 2023 o 10:29
Odpowiedz

Ok, jednak to, bez obrazy, banał takie powtarzane wciąż przez wielu stwierdzenie; a ja zawsze i tak wolałem Slayera, wczesny Voivod!

~PI Grembowicz

14.09.2023 10:29
MICHAŁ GRZYBOWSKI .
10 czerwca 2023 o 16:00
Odpowiedz

DLA MNIE METALLICA SKONCZYŁA SIE PO 4 ALBUMIE "AND JUSTICE FOR ALL" .

~MICHAŁ GRZYBOWSKI .

10.06.2023 16:00
Paweł Kopeć
08 czerwca 2023 o 12:02
Odpowiedz

Tak, "St. Anger" to jest świetna, czadowa, punkowa/HC płyta - 100% energii + świetna wreszcie brzmieniowo perkusja.
Nudy tutaj nie ma!
Good job!
Congratulations!
O yeah!

~Paweł Kopeć

08.06.2023 12:02
1