Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

„Wielka woda” – najlepszy polski serial ostatnich lat? Recenzja produkcji Netfliksa

Książka, film
|
07.10.2022

„Powódź tysiąclecia”, która w 1997 roku wstrząsnęła Polską, stała się tematem przewodnim najnowszego serialu platformy Netflix – „Wielka woda”. Produkcja, z którą wiązaliśmy duże nadzieje, w końcu trafiła do biblioteki giganta streamingu. I wspomnienia odżyły...

„Wielka woda” - serial Netfliksa
Naprawdę „Wielka woda” | fot. mat. pras.

Choć powódź z 1997 roku dotknęła przede wszystkim mieszkańców południowej i zachodniej Polski, tymi wydarzeniami żył cały kraj. Tysiące osób ruszyły na pomoc powodzianom, a mieszkańcy Warszawy z zapartym tchem śledzili kolejne doniesienia dotyczące zbliżającej się do stolicy wielkiej fali. „Powódź tysiąclecia”, bo taką potoczną nazwę ma to wydarzenie, pochłonęła 114 istnień ludzkich (w tym 56 w Polsce) i, jak później oszacowano, spowodowała straty w wymiarze blisko 4,5 miliarda dolarów. Pozostawiła po sobie traumę i strach, że kiedyś to wszystko może się powtórzyć. Jednocześnie wydarzenia z 1997 roku pokazały, że z żywiołem nie da się wygrać.

Teraz, ćwierć wieku później, Netflix postanowił przygotować serial, którego akcja osadzona jest właśnie w samym centrum powodzi. Nie dzieło dokumentalne, ale fabularne, w którym pojawiły się fikcyjne postacie oraz wątki. Osadzone w tragicznych, dobrze nam znanych okolicznościach...

Na wielu płaszczyznach

„Wielka woda” to kilka historii, które łączy oczywiście wątek powodzi. Obserwujemy poczynania Jaśminy Tremer (Agnieszka Żulewska), hydrolożki, która jako jedyna próbuje ostrzec władze przed zbliżającym się niebezpieczeństwem. Jej analizy, choć trafne, odbijają się gdzieś od ścian i drzwi gabinetów, w których zasiadają politycy. Decydenci z przerośniętym ego, którzy w głowie mają kolejne wybory, a którzy nie potrafią przyznać się do błędów. Działając na podstawie starych map i jeszcze starszych procedur, robią więcej złego niż dobrego.

"Wielka woda" - serial
Główna bohaterka serialu „Wielka woda” | fot. mat. pras.

Ciekawie prezentują się wątki poboczne, jak chociażby ten, w którym Andrzej (Ireneusz Czop) opiekuje się umierającym ojcem (Jerzy Trela). Pierwszy z wymienionych reprezentuje wieś Kęty, której mieszkańcy buntują się przeciwko decyzji o wysadzeniu wałów przeciwpowodziowych w ich miejscowości. Podjęto tę decyzję, żeby ratować Wrocław, ale nie wzięto pod uwagę, że w Kętach również mieszkają ludzie, którzy najpewniej w efekcie tej decyzji stracą dorobek całego życia. Interesująco zaprezentowano w tym wątku rozdźwięk pomiędzy wsią i miastem, jakże widoczny w latach 90. XX wieku.

W „Wielkiej wodzie” bardziej i mniej rozbudowanych wątków jest dużo więcej. Wiele z nich skupia się na prostych ludziach, którzy zmierzyć muszą się nie tylko ze zbliżającym się niebezpieczeństwem, ale również chaosem organizacyjnym. To historia zwykłych mieszkańców miast i wsi, którzy często zostali pozostawieni sami sobie w walce żywiołem i ograniczeniami. Nadaje to całości realizmu, ale i ludzkiego wymiaru – łatwo nam bowiem identyfikować się z bohaterami oraz ich problemami.

Znakomita realizacja

Budowa „Wielkiej wody” przypomina mi to, co zobaczyłem w „Czarnobylu” od HBO. Oczywiście zachowując proporcje i pamiętając o różnicach pomiędzy obiema produkcjami. Twórcy polskiego serialu postanowili powoli budować napięcie. Nie pokazują nam już w pierwszych scenach zalanych ulic miast, ale względny spokój. Spokój, który powoli zaczyna się chwiać, a widmo ogromnego niebezpieczeństwa staje się wręcz namacalne. Wpływa to na emocjonalny odbiór – budowanie napięcia jest poprowadzone bardzo umiejętnie, a nagromadzenie różnych wątków tylko temu sprzyja. Co jednak ważne, gdy następuje kulminacyjny moment, serial nie traci na swojej jakości. Przekaz zmienia się, a prędkość narracji zostaje podkręcona.

W serialu zaczynają – obok przerażenia i niepewności – pojawiać się również mrok i śmierć. Twórcy nie bawili się w półśrodki. Pokazywali to, co działo się na zalanych ulicach tak, jak faktycznie wyglądało. Odbiór potęguje również wplecenie w ujęcia tworzone na potrzeby „Wielkiej wody” tych, które faktycznie pochodzą z 1997 roku. Zrobiono to tak umiejętnie, że nie da się nawet rozpoznać, które dopiero co nagrano, a które mają już ćwierć wieku. Prawdziwe mistrzostwo!

Scenografia dopracowana została do perfekcji. Czujemy się, jakbyśmy cofnęli się o 25 lat. Samochody z epoki, osiedlowe sklepiki, oranżada w zwrotnych butelkach, ubrania, meblościanki. Wszystko zostało pokazane dokładnie tak, jak wyglądało pod koniec lat 90. Same ujęcia z zalanych ulic to oczywiście zasługa nowoczesnej technologii komputerowej, ale wykorzystanej bardzo umiejętnie. Postawiono na niemalże namacalny realizm. Wprawne oko wyłapie, że wykorzystano efekty CGI, ale to w żadnym wypadku nie przeszkadza, bo całościowo sceny wyglądają niezwykle imponująco. Jak w wysokobudżetowych amerykańskich produkcjach.

„Wielka woda” - kadr
Walka z żywiołem w „Wielkiej wodzie” | fot. mat. pras.

„Wielka woda”, wielkie brawa

Niektóre postacie, szczególnie polityków, są jednowymiarowe. Główna bohaterka niekiedy może irytować swoim zachowaniem czy odzywkami. Mniej istotne, poboczne wątki nie doczekały się zakończenia. Ale to właściwie nie ma znaczenia, ponieważ „Wielka woda” zachwyca na innych płaszczyznach – przede wszystkim realizatorskich, ale również w zakresie budowania napięcia i konstrukcji wątku głównego.

Sześć odcinków ogląda się jeden za drugim z zapartym tchem. Historia nie tylko ożywia wspomnienia, ale również wywołuje ekscytację. Nie da się od niej oderwać, a to zasługa jej twórców – Jana Holoubka i Bartłomieja Ignaciuka – którzy zadbali o najdrobniejsze szczegóły. Dialogi są realistyczne, niekiedy niemalże skrzą się błyskotliwością, a samo aktorstwo to zdecydowanie najwyższa półka.

W ostatnich latach powstało kilka świetnych polskich seriali, jak chociażby znakomite „Ślepnąć od świateł” czy „Wataha”. „Wielką wodę” umieszczam z całkowitym przekonaniem w jednym szeregu z tymi produkcjami. To bez wątpienia jeden z najlepszych polskich seriali ostatniego dziesięciolecia.

Michał Grzybowski

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie