Choć jeszcze dekadę temu wydawało się to niedorzeczne, obecnie coraz powszechniejsze staje się, że wielkie gwiazdy kina z doświadczeniem pod koniec kariery skłaniają się bardziej ku serialom aniżeli filmom. Powodów takiego stanu rzeczy jest kilka, a kluczowym są oczywiście pieniądze. Od kilku lat budżety seriali stale rosną, a aktorzy – dawniej kojarzeni z filmowymi superprodukcjami – kuszeni są przez naprawdę okazałe kontrakty. Jednocześnie widać, że produkcje realizowane przez popularne platformy streamingowe stoją na wysokim poziomie (oczywiście nie wszystkie, bo tytułów powstaje bardzo dużo, ale wzrost jakości jest zauważalny).
Wszystko to doprowadziło do sytuacji, której chyba nikt się nie spodziewał. Polityk, działacz społeczny, a wcześniej przede wszystkim aktor – Arnold Schwarzenegger – został gwiazdą serialu wyprodukowanego przez Netfliksa. Kevin Costner („Yellowstone”) czy Sylvester Stallone („Tulsa King”) udowodnili, że można, więc dlaczego gubernator miałby nie spróbować swoich sił w takiej właśnie produkcji? „Fubar” Nicka Santory („Linia obrony”, „Skazany na śmierć”), w którym gra oczywiście główną rolę, zadebiutował w bibliotece popularnej platformy 25 maja, szybko stając się jednym z najpopularniejszych nowych seriali Netfliksa. Ludzi przyciągnęło głośne nazwisko w obsadzie czy faktycznie jest do jakościowy tytuł?
„Fubar” – fabuła serialu
Główny bohater, Luke Brunner, jest przechodzącym na emeryturę tajnym agentem CIA. Po latach poświęceń i narażania się na niebezpieczeństwo w końcu będzie mógł zająć się sobą oraz swoją rodziną. Chce naprawić relacje z żoną, a także kupić łódkę. Żeby w końcu wyrwać się z miejskiego zgiełku i odpocząć na łonie natury. Piękny plan, ale szybko okazuje się, że niemożliwy do zrealizowania. Wszystko dlatego, że agent Brenner dostaje jeszcze jedno zadanie do wykonania.
Choć może odmówić, sprawa powiązana jest z jego poprzednimi zadaniami, dlatego niechętnie się zgadza. Sprawy komplikują się, gdy w Gujanie spotyka inną agentkę, Emmę. Prywatnie – jego córkę. Działa tam pod przykrywką od jakiegoś czasu, ale grozi jej niebezpieczeństwo. Choć dzieli ich bardzo wiele, jak chociażby system wartości i poglądy, zmuszeni są do współpracy, jeśli chcą wrócić do domu w całości. Okazuje się, że najtrudniejszym zadaniem podczas całej misji jest... dogadanie się.
„Fubar” – plakat | Netflix
Dobrze go znów widzieć!
Przyznaję się bez bicia, że Arnold Schwarzenegger jest jednym z moich ulubionych aktorów. Jestem świadom jego wad i warsztatowych ograniczeń, ale skradł moje serce już wiele dekad temu, gdy pojawił się w takich filmach jak „Terminator”, „Predator” czy „Komando”. Informację o jego powrocie na ekran przyjąłem z dużym zadowoleniem, ale oczywiście – żeby nie było zbyt wesoło – od razu założyłem, że „Fubar” nawet w niewielkim stopniu nie nawiąże jakością do wspomnianych chwilę wcześniej tytułów. Nie myliłem się, ale nie oszukujmy się – to było do przewidzenia.
Fabuła serialu jest prosta. Postawiono na dynamizm, szybkie ujęcia i... dialogi. Dużo w tym wszystkim efektów specjalnych, ale te stoją na przyzwoitym poziomie. Warto jednak wiedzieć, że „Fubar” nie zabiera do świata tajnych agentów i akcji rodem z klasycznych filmów szpiegowskich. To znaczy, zabiera, ale nie na takich zasadach, jak można by oczekiwać. Serial jest bowiem przede wszystkim komedią i to właśnie akcenty typowe dla tego gatunku wychodzą na pierwszy plan. Relacja głównego bohatera z córką jest uproszczona, ale dość ciekawa. Ich słowne utarczki potrafią rozśmieszyć, choć niestety z tym humorem w „Fubarze” bywa różnie. Są świetne momenty, ale nie brakuje również – mówiąc kolokwialnie – sucharów. Oczywiście każdy ma inne poczucie humoru, więc nie wypowiadam się tutaj za wszystkich, ale niekiedy zamiast uśmiechu pojawiały się u mnie ciarki zażenowania.
Rodzinka z serialu „Fubar” | fot. Amanda Matlovich / Netflix
Dobrą odskocznią od rozmów o relacjach i rodzinie, które toczą główni bohaterowie, są postacie drugoplanowe. Wnoszą sporo urozmaicenia i różnorodności, w wielu momentach ratując nieco przegadane sceny (największe brawa dla Roo, w którego wcielił się Fortune Feimster). Ogólnie jest jednak przaśnie, co nie dla wszystkich będzie do zaakceptowania. Szczęśliwie serial ma też sporo dynamicznych momentów, które posuwają akcję do przodu – sprawnie, acz w całkowicie przewidywalnym kierunku. Gra Schwarzeneggera jest oszczędna, co raczej nie powinno nikogo dziwić, ale widać jednocześnie, że dobrze bawił się na planie. W końcu ma komediowe aspiracje, co potwierdzają takie filmy jak „Bliźniacy” czy „Gliniarz w przedszkolu”. Dobrze znów go zobaczyć na ekranie, ale niestety to jeden z niewielu plusów związanych z „Fubar”.
Niby można, ale...
Początkowo chciałem nazwać nowy serial Netfliksa z Arnoldem „infantylnym”, ale zdecydowanie lepiej w tym wypadku pasuje słowo o łagodniejszym wydźwięku – „prosty”. Bo to banalna rozrywka stworzona z myślą o niedzielnym, mało wymagającym widzu. Twórcy, mając głośne nazwisko, poszli po linii najmniejszego oporu, dając nam nieskomplikowaną historię, dla której ratunek stanowić mają efekty specjalne, dialogi, postacie drugoplanowe i oczywiście Arnie. No i w efekcie serial „Fubar” to dzieło, które da się obejrzeć i przy którym można się niekiedy zaśmiać, ale generalnie jest to po prostu pozycja przeciętna. Dokładnie taka, jakich ostatnio na Netfliksie pojawia się boleśnie dużo.
Michał Grzybowski
Wejdź na FORUM! ❯
Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie