Pierwsze porażki
Porażki przychodzą rzadko. Są bolesne bo uświadamiają ci, że nie jesteś nietykalny. Ale cóż to dla ciebie. Wysyłasz kilka CV, otrzepujesz kurz z rękawów i za miesiąc jesteś w innej, lepszej korporacji, pokazując swojemu byłemu szefowi, jak bardzo się pomylił skreślając cię z listy płac. Takich sytuacji w życiu masz kilka, ale zostają po nich tylko niewidoczne blizny, a twój duch hartuje się coraz bardziej w ogniu walki. Bo przecież na ostatniej bitwie pokonałeś 100 kandydatów przechodząc 4 etapy rekrutacji.
Marzenia
Kiedy jesteś na szczycie, wreszcie masz pieniądze i czas, aby wybudować swój wymarzony dom. Ponieważ pierwsze małe mieszkanie poszło wraz z pierwszą żoną, czas pokazać światu, że jesteś wygrany. Budujesz dom z ratą pochłaniającą pół twojej gigantycznej pensji, ale co tam, stać cię. Jesteś przecież Dyrektorem. Zrealizowałeś swój misterny plan i po 20 latach pracy masz wszystko. Masz posadę, służbowe auto, uznanie i szacunek szefa, zazdrość sąsiadów, piękną nową dziewczynę zamiast marudzącej żony i wspaniały dom.
Pierwsze oznaki katastrofy
Zazwyczaj ich nie dostrzegasz szybko. Co dwa tygodnie impreza, znajomi walą drzwiami i oknami. Gorące party, alkohol, tańce i luz blues. Aż tu nagle twoja wspaniała korporacja postanawia zmienić, dla dobra pracowników, system wynagradzania. Prezes dumnie tłumaczy, jak to z całego zespołu Dyrektorów według symulacji traci tylko jedna osoba i to niewiele. Po pierwszym kwartale już wiesz, że to była gruba ściema. Twoja pensja nagle spada o 40%. W ciągu pół roku łapiesz się na tym, że nie masz z czego zapłacić rachunku za prąd. Zaczynasz sobie uświadamiać, że zgłupiałeś i sprzedajesz dom. Masz na tyle szczęście, że mimo szalejącego kryzysu znajdujesz kupca i wychodzisz na zero.
Z górki
Ale przecież to tylko kolejny kop w twarz od życia. Idziesz po rozum do głowy i budujesz drugi dom. Mniejszy ale bardziej przemyślany. Kiedy w nim zamieszkasz, firma stwierdzi, że po 7 latach pracy jednak nie nadajesz się na to stanowisko. Wyrzucą cię na zbity pysk. Kolejne miesiące będą już tylko potwierdzeniem tego, ile warte jest twoje doświadczenie. Zasiadasz jak zwykle do wysyłania CV. Za 6 miesięcy dowiesz się, że z 89 wysłanych podań do trzech województw odbędziesz trzy rozmowy z siksami po studiach i nie dostaniesz żadnej propozycji pracy.
Światełko w tunelu
Po 8 miesiącach poszukiwania pracy, kiedy w międzyczasie jedna z dużych firm HR nieoficjalnie uświadomi cię, że w twoim wieku możesz zapomnieć o karierze managera, otrzymujesz pracę na podstawowym stanowisku zgodnym z twoim wykształceniem. Zostajesz najmniejszym, najmniej znaczącym trybikiem w korporacji. W tym czasie sprzedałeś już drugi dom i przeprowadziłeś się do wynajętego mieszkania. W trakcie spędzasz czas z córką w piaskownicy z innymi mamami, sprzątasz w domu, gotujesz obiady, a twoje męskie ego leży w koszu na śmieci razem z pieluchami, które zmieniasz codziennie, podczas kiedy twoja nowa żona utrzymuje rodzinę. I właściwie mówisz sobie: „OK. Mam spokojną pracę. Stać mnie na chleb.” Jednak po dwóch latach zaczyna w tobie coś pękać. Kilkanaście lat doświadczenia, pochwały szefów, uznanie zespołów i… wszystko na nic.
Koledzy
W ciągu kilku lat, kiedy staczasz się finansowo i psychicznie, dowiadujesz się, że wielu twoich kolegów skończyło podobnie. Kobiety ich opuściły albo kłócą się z nimi codziennie, po kilku latach bez pracy nie mają widoków na żadną pracę. Kilkaset wysłanych CV dalej pozostaje bez odpowiedzi. Jeden załapał się do pracy za granicą pracując jako niewykwalifikowany robotnik budowlany, drugi został handlowcem a trzeci kierowcą Tira... W sumie nie wylądowałeś tak źle. Weryfikujesz też dawnych „przyjaciół”. Okazuje się, że nie stać cię na narty w Alpach, nie masz kasy na pobyt w SPA z rodziną w każdy długi weekend. Kiedy coś tam wspominasz o depresji, utracie szans, zmianie wartości, patrzą na ciebie jak na nieudacznika. Patrzą zza szyb swojego służbowego auta, jadąc na kolejną „konferencję” z wieczornym pobytem w jacuzzi i myślą, jaki z ciebie cieniak. Za 15 lat może przypomną sobie tę rozmowę po pierwszej setce wysłanych CV a może będą mieli to szczęście zostać na szczycie do końca.
Bolesna prawda
Kiedy w twojej firmie ogłaszają nabór na managera, zaczynasz czuć ten przyjemny dreszcz. Kilka lat doświadczenia na stanowisku "zero", kilkanaście lat doświadczenia jako manager... Musisz się sprawdzić. Dowiesz się jednak za jakiś czas, że wygrał z tobą kolega o kilkanaście lat młodszy, bez doświadczenia. Dojdziesz do wniosku, że twój czas dobiegł końca. Kiedy wrócisz do domu i spojrzysz na kolejny artykuł o tym, jak cenny na rynku jest facet po 40-tce, uśmiechniesz się lekko pod nosem, przytulisz córeczkę i obejmiesz żonę, mimo iż znów się przyczepiła do leżących skarpetek pod kanapą i powiesz do siebie… niech tak już będzie.
Fidel Wires
Wejdź na FORUM! ❯
Komentarze (4) / skomentuj / zobacz wszystkie
Historia trochę naciągnięta. Ja mam 47 lat nadal jestem managerem średniego szczebla, żona nadal ta sama od 20 lat, dwoje dzieci, 2 mieszkania, kredyt we frankach i bez napinania robię swoją prace najlepiej jak umiem, czasami są stresy, ale najważniejsze nigdy nie mierzyłem zbyt wysoko. Z dużego konia spada się szybciej.
17.08.2021 20:28
Jest jeszcze jedno wyjście.. przynajmniej na razie... sytuację miałem podobną... Ale po tych 7 latach w corpo ( raczej prywatnej polskiej podróbce korpo...) gdy nie moglem się porozumieć z przełożonymi, nt mojego wynagrodzenia, z dnia na dzień pier.....em to bagno. I co z tego że w jakiś tam papierach mogą mi narobić smrodu... wyjechałem do SZWAJCARII, jako podstawowy robotnik.... tylko że tutaj ludzie szybko orientują się co potrafisz... bardzo szybko... po kilku miesiącach mam szwajcarska umowę o pracę na średnim szczeblu, pracuje powoli dokładnie tak by nie popełniać błędów reszta się nie liczy, za miesiąc ściągam tu rodzinę i wybaczcie ale gdzieś mam to polskie piekiełko... zmiana nastawienia do wszystkiego... I to bez ciężkiej pracy nad sobą... w Szwajcarii wszystko samo się w nas zmienia... zapewne przez podejście ludzi tu mieszkających- serdecznych uczynnych i uśmiechniętych, którzy od dziecka wiedza że nie szata zdobi czlowieka... I że każdy zasługuje na 2 szansę... polecam!!!
04.12.2019 21:40
Powiem tak - może i jest to jakiś reprezentatywny przykład na naszym podwórku (albo i nie tylko) ale spokojnie dało się temu zapobiec. Pewnie dla potrzeb artykułu lekko podkoloryzowane - facet całe prawie życie balował i nie oszczędzał - przepuścił więcej niż mógł. Pewnie, że fajnie jest mieć nowy dom, samchody narty w alpach i weekendy w SPA z nowymi młodszymi "żonami" - ale tak to jest jak to mówią setką do 40-stki a nie 40-stką do setki. Nie ma tak ,że całe życie jest fajnie szczególnie że nie jesteśmy Rockefelerami - tylko mangerami raczej średniego lub lekko wyższego szczebla. Dziś żeby się dorobić trzeba oszczędzać, inwestowac a nie przepuszczać. Dziś nikt nie poda Ci ręki jak powinie Ci się noga. Bohater artykułu kasę przbalował, ale równie dobrze mógł zachorować w najlepszym okresie - też nikt by się nad nim nie pochylił a w korpo wywalili by na zbity pysk z wyrazami współczucia.
Ludzie trzeba myśleć o przyszlości - jak masz po 40-stce i zarabiałeś naprawdę fajną kasę to czas na odcinanie kuponów, własny interes a nie szarpanie się z młodymi - nie wygrasz. Trochę pokory w życiu i bedzie dobrze.
04.12.2019 09:24
Autor po mocnych przejściach, poturbowany przez życie ...szacunek za upór i wolę walki.
Niestety, tak właśnie jest kiedy zbyt pozytywnie idziemy przez życie nie patrząc na realność danej sytuacji.
Zawsze żyjąc na krawędzi finansowej wypłacalności ryzykujemy , niestety wciąż mało kogo stać w Polsce żeby wybudować sobie dom za gotówkę i jednocześnie prowadzić normalny standard życia swojej rodziny.
Często zbyt późno orientujemy się że nie tylko nad nami zbierają się burzowe chmury, że nie jest tak że wszystkie atrakcyjne koleżanki z pracy są takie fajne, podczas gdy nasze żony to czepiające się jędze...
Co nam zostało ? iść do przodu ....bo jakie jest inne wyjście ? życie to wzloty i upadki, śmiech i łzy.
20.05.2019 14:35