89 dni czasu na przygotowanie do 12 godzin w wodzie? Brzmi jak szaleństwo, takim było, zacząć trzeba było od diety i zrzucenia wagi, 112 kg na liczniku nie zachwycało, spróbowałem wcisnąć się w mój swimskin (jednoczęściowy strój pływacki) — zatrzymał się na udach, koniecznie zrzut wagi i to szybki i efektywny, założenie 15 kg musi zejść. Spodenki treningowe też za małe, szybki zakup nowych i ruszyłem na basen.
Pierwszy trening, po 500 metrach miałem dość — jest gorzej niż myślałem. Nazajutrz kolejny — 700 m, jest poprawa. Wieczorem usiadłem, odkopałem stare plany dietetyczne, jak jeszcze trenowałem solidnie. Jako pływak rozpisałem sobie plan treningowy na najbliższe 88 dni. 4 treningi w tygodniu w wodzie, plus 2 na lądzie typowo siłowe.
85 dni do startu… dieta i suplementacja wdrożona na 100%, trening zrobiony. Jest już lepiej, 1000 m udało się przepłynąć. Jeszcze tydzień rozpływania i przyzwyczajania mięśni do wysiłku w wodzie i zaczynamy mocniej.
Następne 60 dni to było czyste szaleństwo, wszystko układało się idealnie po mojej myśli, waga systematycznie spadała a patrząc na progres podczas treningów nabierałem przeświadczenia, że mogę jeszcze więcej, z planu, żeby pojechać i przetrwać, narodził się najpierw plan, aby przepłynąć 25 km w te 12 godzin, tydzień później pojawił się w głowie plan, żeby to wygrać…
Pomyślicie, że zwariowałem, też tak myślałem, ale analizując wyniki z poprzednich lat i moje wyniki na treningach i moje przygotowanie, doszedłem do wniosku, że jest to możliwe, jeśli zbliżę się do granicy 30 km w 12 godzin. Według moich obliczeń mogłem to zrobić. I to mnie napędzało, 30 km to przecież kosmiczny wynik!
Podczas przygotowań trenowałem w 8 różnych basenach o rożnej długości, 2 z nich były 50 m, robiąc na nich treningi o wiele lepiej przygotowywałem się kondycyjnie niż na basenach 25 metrowych, co uważam w tej chwili za strzał w dziesiątkę. Pływałem nawet na basenie ze słoną wodą :D Przez cały okres przygotowań zrobiłem na treningach ponad 86 km w wodzie. I nie odpuściłem żadnego z zaplanowanych treningów. Niby dużo, ale kropla w morzu potrzeb przy przygotowaniu do takiego wyzwania. Przez 88 dni schudłem 16 kg, co było dla mnie wspaniałym wynikiem!!!!
Ostatnie 5 dni przed startem nie pływałem i odpoczywałem, nabierając sił, na moje nieszczęście dzień przed zatrułem się czymś i cały piątek był ciężki. Start w sobotę o 18.00, modliłem się, aby przeszło i przeszło! Nie wiedziałem jak duże szkody to wyrządziło w moim organizmie… o tym miałem przekonać się później…
Wraz z moim dwuosobowym supportem i dwójką innych zawodników w sobotę o 15.00 ruszyliśmy do miasteczka o nazwie Gryfice, oddalonego od naszego miejsca zamieszkania o około 90 km. Po dotarciu na miejsce zameldowaliśmy się na pływalni, uzupełniliśmy dokumentację, rozłożyliśmy sprzęt, jedzenie, support zajął się tworzeniem izotoników i przygotowywaniem wszystkiego, ja na rozładowanie emocji rozmawiałem z innymi zawodnikami, żarty pomogły i człowiek się trochę wyluzował.
Punkt 18.00 ruszyliśmy, na tym basenie pływało 29 osób, a w całej Polsce w tym samym czasie około 1500 osób. Płynąłem dość równo, trochę szybciej niż założenia, ale czułem się bardzo dobrze, więc pozwalałem sobie na lekkie przyspieszenie. Od początku zawodów prowadziłem w klasyfikacji, a w klasyfikacji ogólnopolskiej kręciłem się w pierwszej 20. Mój support na bieżąco kontrolował wszystkie tory i miałem stały pogląd na moją przewagę nad innymi zawodnikami.
Po pierwszych 2 godzinach jako jedyny zbliżałem się do granicy 6 km. Wszystko szło gładko, aż nazbyt gładko, idealnie wręcz, pokonywałam kolejne kilometry jak natchniony, nim się spostrzegłem, miałem już 10, 12, 14 km… wciąż prowadziłem z bezpieczną przewagą, którą systematycznie powiększałem. Nie odczuwałem bólu, zmęczenia, absolutnie nic. Wiedziałem że przygotowałem się dobrze, solidnie, ale żeby aż tak?
Płynąłem dalej. Do 20 km było idealnie. Wtedy poczułem skurcz w brzuchu, czas na toaletę, pierwszy raz wyszedłem z wody. I wtedy zaczęło się. Po powrocie do wody już nic nie było takie samo. Wróciło zatrucie, w najgorszym momencie, o ile sam ból brzucha byłbym w stanie znieść, to ból brzucha połączony ze skurczami brzucha całkowicie nie pozwalał mi na normalne płynięcie. Rzucało mną w wodzie, myślałem że coś mi popęka w środku. Od godziny 1.00 w nocy do 4.00 udało mi się przepłynąć jeszcze 5 km, które dzieliłem na krótkie odcinki, pomiędzy nimi musiałem latać do toalety na zmianę wymiotując i na przysłowiową dwójkę. De facto, te 5 ostatnich km przepłynąłem tylko dzięki silnej psychice, płynąłem głową, ciało umarło.
O 4.00 rano z wynikiem 25 km i 100 m wyszedłem z wody i skończyłem zawody 2 godziny przed końcem. Totalnie zniszczony, wziąłem prysznic i wróciłem na nieckę basenu, na leżaku zdrzemnąłem się w oczekiwaniu, ile osób zdoła mnie wyprzedzić, liczyłem że załapię się na podium. Niestety tak się nie stało, zakończyłem rywalizację na 5 miejscu.
Ale biorąc pod uwagę czas, w jaki przygotowałem się, i ile kg zrzuciłem, jestem mega dumny z siebie, ale najbardziej dumna jest ze mnie moja żona :) Znów ma wysportowanego męża :) Za rok rozliczę te 30 km! W styczniu ruszam z przygotowaniami do kolejnej edycji tego maratonu! To nie jest moje ostatnie słowo.
Konrad Strzelec
Wejdź na FORUM! ❯
Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie