Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

Wspaniała piątka Deftones. Najlepsze płyty Amerykanów

Muzyka
|
30.09.2023

Deftones, choć założony został w 1988 roku, największą popularność zyskał na przełomie wieków. Obecnie grupa uznawana jest za jednego z najciekawszych wykonawców szeroko rozumianej muzyki rockowej. W swojej twórczości muzycy łączą wiele gatunków. Do tej pory wydali dziewięć longplayów. Które z nich są tymi najlepszymi?

Deftones, zdjęcie zespołu
Deftones – amerykańska ikona rocka | fot. mat. pras.

Jakiś czas temu przygotowałem zestawienia najważniejszych albumów numetalowych i alternatywnych – tak się złożyło, że w obu znalazło się miejsce na albumy Deftones. Grupa istnieje od 1988 roku i w swojej twórczości od samego początku stawia na nieoczywiste rozwiązania i zaskoczenie słuchacza. Członkowie amerykańskiej formacji uwielbiają bawić się formą, raz sięgając po metal alternatywny, a innym razem po eksperymentalnego rocka. Każdy album to nowe spojrzenie na muzykę, dlatego tak trudno jednoznacznie sklasyfikować grupę pochodzącą z Kalifornii.

Ale to jest w niej najpiękniejsze, ponieważ każda kolejna płyta to inna historia i inne brzmienie. Jak do tej pory Deftones wydali dziewięć krążków, a swoją wydawniczą przygodę rozpoczęli w 1995 roku od albumu „Adrenaline”. Liderami formacji pozostają Chino Moreno, Stephen Carpenter i Abe Cunningham, którzy są współzałożycielami. Obok nich występuje obecnie klawiszowiec Frank Delgado, który dołączył do składu w 1999 roku. Choć formacja istnieje od ponad 35 lat, jej skład praktycznie się nie zmieniał. Ta spójność wizji i chęć muzycznych eksperymentów okazała się najtrwalszym spoiwem.

Spośród wszystkich albumów Deftones wybrałem te w mojej ocenie najlepsze. Moja lista przedstawia się następująco:

5. Koi No Yokan (2012)

W 2012 roku panowie z Deftones wydali swój siódmy album. Postawili w nim na szeroko rozumianą alternatywę – zarówno rockową, jak i metalową. Produkcją krążka zajął się słynny Nick Raskulinecz. Ostatecznie otrzymaliśmy ponad 50 minut materiału – świetnie skomponowanego i przemyślanego. W 2012 roku Deftones byli już na szczycie, ale nadal mieli chęć do zaskakiwania. Może nie było na „Koi No Yokan” aż tak nowatorsko, jak na poprzednich krążkach, ale w niektórych miejscach płyta potrafi zaskoczyć – oczywiście pozytywnie. Teksty utworów napisał Chino Moreno.

4. Diamond Eyes (2010)

Nick Raskulinecz pracował z zespołem również na wydanej dwa lata wcześniej płycie „Diamond Eyes”. Jest na niej miejsce dla alternatywnych eksperymentów, ale łatwo wyłapać również elementy typowe dla post-hardcore’u czy... shoegaze. Zaskoczenie? Oczywiście, ale z tego właśnie słyną Amerykanie. W 2010 roku wydali album nieoczywisty, na wielu płaszczyznach wyjątkowy. Zebrał on pochlebne, ale niehurraoptymistyczne recenzje. Wynikało to oczywiście z tego, że słuchacze i krytycy mieli co do niego nieco inne oczekiwania. Czasem jednak do niego wracam i utwierdzam się w przekonaniu, że to świetny album.

3. Deftones (2003)

Choć to najczęściej debiut nazywany jest od nazwy zespołu, w przypadku Deftones było inaczej – tak nazwali swój trzeci album. Słychać na nim wciąż żywe w zespole wpływy nu metalu, ale jest również miejsce na post-metal czy klasycznego hard rocka. Eksperymentowanie na pełnej! Tym razem muzycy zaprosili do studia innego specjalistę – Terry’ego Date’a, któremu udało się wyprodukować album bardzo surowy. Po sukcesie poprzednich płyt Deftones ponownie udowodnili, że mają na siebie pomysł. Recenzenci ponownie byli niejednomyślni, ale... jakie to ma znaczenie? „Deftones” robi robotę nawet dzisiaj!

2. Around The Fur (1997)

Długo zastanawiałem się, który album umieścić na szczycie listy, a który na drugim miejscu. Ostatecznie detalami wygrał krążek „White Pony”, stąd niższa pozycja kultowego obecnie „Around The Fur”. Wydany w 1997 roku album był dla Deftones przełomowy, ponieważ po debiucie, który nie zrobił większej furory, grupie udało się dotrzeć do szerszego grona odbiorców. Dopracowali, to co nie zagrało na pierwszym longplayu, a także nieco zamieszali z brzmieniem. Na „Around The Fur” postawili na alternatywny metal z domieszką nu metalu i post-hardcore’u. Brzmiało to potężnie, było świeże i na wielu płaszczyznach przełomowe. Grupa udowodniła, że ma pomysł na siebie i swoją twórczość, szybko stając się istnym fenomenem rockowych scen.

1. White Pony (2000)

Na trzeciej płcie, w mojej ocenie najlepszej, zespół ponownie zmienił brzmienie, dodając do znanej nam dobrze alternatywy nieco art rocka. Czy to w ogóle do siebie pasuje? Generalnie średnio, ale akurat na „White Pony” wypadło świetnie. Muzycy bawili się formą, potwierdzając niesamowity wręcz talent kompozytorski. Już o poprzednim krążku było głośno, ale gdy w 2000 roku ukazał się właśnie opisywany, świat szeroko rozumianej muzyki rockowej oszalał na punkcie Deftones.

Oczywiście cały czas tworzyli w swojej niszy, nie ma mowy o wejściu do mainstreamu, ale co bardziej wytrawni koneserzy gitarowego grania dostrzegli ogromny potencjał drzemiący w Chino Moreno i spółce. Terry Date ponownie pokazał klasę, a zespół zachwycił na wielu płaszczyznach. Jak dla mnie – jedna z najlepszych płyt przełomu wieków!

Michał Grzybowski

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (2) / skomentuj / zobacz wszystkie

PI Grembowicz
01 października 2023 o 15:11
Odpowiedz

Podobno ten cały nu metal zabił metal i nie tylko...!?

~PI Grembowicz

01.10.2023 15:11
Paweł Kopeć
30 września 2023 o 18:17
Odpowiedz

Dziwna ta muza, ni to metal, ni HC/punk!?
Gitary są oki, ale te wokale...

~Paweł Kopeć

30.09.2023 18:17
1