Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

Półka kolekcjonera: Van Halen – „Van Halen”

Muzyka
|
15.05.2023

Pierwszy album w dorobku amerykańskiego zespołu Van Halen często umieszczany jest na listach najlepszych debiutów w historii muzyki rockowej. Co jednak ciekawe, zaraz po premierze został... zmieszany z błotem. Warto dowiedzieć się więcej na temat płyty „Van Halen”!

Okładka płyty „Van Halen”
Zdjęcia z okładki „Van Halen” pochodzą z występu w klubie Whisky a Go Go | fot. mat. pras.

Van Halen to ikona amerykańskiej sceny rocka. Zespół, który odegrał kluczową rolę w popularyzacji gatunku – nie tylko za Oceanem, ale również w pozostałych częściach świata. Przygoda zespołu dowodzonego przez braci Van Halen rozpoczęła się w 1973 roku. Początki mieli trudne, jak zresztą każdy stawiający pierwsze kroki zespół. Na wydanie debiutanckiej płyty czekać musieli kilka lat, w czasie których próbowali przebić się do świadomości odbiorców muzyki rockowej. Ostatecznie w składzie Eddie Van Halen, Alex Van Halen, David Lee Roth oraz Michael Anthony udało im się spełnić marzenie – podpisali umowę z wytwórnią. Warto poznać okoliczności tego wydarzenia.

Van Halen – tak to się zaczęło

Van Halen rozpoczął nagrywanie demówek w 1976 roku. Sesja sfinansowana przez Gene'a Simmonsa z Kiss, która przyniosła trzy utwory, nie wzbudziła zainteresowania wytwórni płytowych. Gitarzysta Eddie Van Halen nie był przekonany co do jakości materiału, ponieważ nie mogli nagrać utworów z wykorzystaniem własnego sprzętu. Simmons po nagraniu demówek wyjechał w trasę z Kiss, ale powiedział, że postara się zabezpieczyć Van Halenowi kontrakt płytowy po jej zakończeniu.

Choć zespół nie otrzymał propozycji kontraktu, pojawiła się szansa na zagranie kilku koncertów, z której zespół skrzętnie skorzystał. Kluczowy okazał się występ w ich rodzinnym mieście, Pasadenie. Pojawił się na nim przyszły menager Van Halen, Marshall Berle, a także inwestujący w muzykę Kim Fowley. Występ spodobał im się na tyle, że sparowali ich z punk rockowym zespołem Venus and the Razorblades i zaprosili na występ w kultowym klubie Whisky a Go Go. To był strzał w dziesiątkę, ponieważ właśnie tam dostrzegli ich Mo Ostin i Ted Templeman z Warner Bros. Zaproponowali im kontrakt.

Nagrywanie debiutanckiego albumu rozpoczęło się 29 sierpnia 1977 roku i trwało trzy tygodnie. Był on w większości nagrywany na żywo, a nad wszystkim czuwał producent Ted Templeman. W „Runnin' with the Devil”, „Jamie's Cryin'”, „Feel Your Love Tonight” i „Ice Cream Man” wkomponowano gitarowe overduby. Proces przebiegł bez większych problemów, ponieważ zespół miał opanowany materiał. Zaufanie wytwórni było jednak duże – nagranie płyty kosztowało koło 40 tysięcy dolarów. Jak na debiut i fakt, że rzez działa się w latach 70., mówić możemy o pokaźnej kwocie.

Tak nagrania wspominał basista Michael Anthony:

Nie mieliśmy tony materiału, więc w zasadzie odegraliśmy tylko to, co graliśmy na żywo, i wszystkie piosenki, które po prostu znaliśmy. Poszliśmy na całość. Wszystko zajęło kilka tygodni. Ted Templeman chciał zrobić mocną gitarową płytę i miał wszystko, czego potrzebował, a to oczywiście było zasługą Edddiego.

Dokładnie taka była muzyka na debiutanckiej płycie Van Halen – prosta, nastawiona na wpadające w ucho riffy, dynamiczna i rytmiczna. Typowa dla rocka lat 70.

Potrzebowali czasu

W Stanach Zjednoczonych Van Halen osiągnął numer 19. na liście Billboard Top 200. Ich debiutancki singiel, cover utworu The Kinks „You Really Got Me”, spędził trzy tygodnie na liście przebojów, osiągając 36. pozycję.

Album ukazał się w lutym 1978 roku. Co ciekawe, zebrał mieszane recenzje, wśród których nie brakowało również tych negatywnych. Charles M. Young z poczytnego „Rolling Stone” pokusił się nawet o napisanie takiego zdania:

Za trzy lata Van Halen będzie gruby, samolubny i obrzydliwy... podążając za Deep Purple i Led Zeppelin prosto do toalety.

Czy można się bardziej pomylić? Chyba nie! Niedługo później rozpoczął się bowiem boom na twórczość Van Halen. Pierwszy album zespołu pokochali fani na całym świecie, a obecnie jest on uznawany za jeden z najlepszych debiutów w historii rocka. Zresztą liczby nie kłamią – tylko w Stanach Zjednoczonych do dzisiaj sprzedało się ponad 10 milionów egzemplarzy płyty (diamentowy status sprzedaży), a kolejny milion w pozostałych krajach świata (w Kanadzie poczwórna platyna, pojedyncza w Holandii).

Zresztą publikowane później recenzje „Van Halen” znacząco różniły się od tych, które pojawiły się zaraz po tym, gdy wydawnictwo ujrzało światło dzienne. Nawet magazyn „Rolling Stone” się zreflektował i w 2004 roku przyznał płycie maksymalną możliwą ocenę – 5/5. Podobne wystawili „Q”, „Classic Rock” czy AllMusic.com.

Album przełomowy

Nie pokuszę się o stwierdzenie, że „Van Halen” to najlepsza płyta w historii zespołu, ponieważ Amerykanie mają na koncie przynajmniej kilka znakomitych albumów. Chociażby wydany już rok później „Van Halen II”. Na pewno jednak debiut okazał się przełomowy w kontekście wejścia na rynek – zespół znalazł swój czas i miał nieco jakże niezbędnego w tej branży szczęścia, co zaowocowało rozpoczęciem pełnej sukcesów kariery. Bo w 1978 roku rozpoczęła się wydawnicza przygoda jednego z najważniejszych zespołów w całej historii rocka. Grupy, która wyznaczała trendy i bezpośrednio wpłynęła na rozwój oraz popularyzację gatunku.

Michał Grzybowski

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie