Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

Półka kolekcjonera: Kobong – „Kobong”

Muzyka
|
06.12.2021

Pochodzący z Warszawy zespół Kobong zrobił karierę błyskawiczną, a później szybko przepadł. A szkoda, bo zdaniem miłośników muzyki metalowej, a także recenzentów, formacja na swoim debiucie wyprzedziła epokę. Dlatego warto poznać historię albumu pt. „Kobong”.

„Kobong” - okładka albumu
Okładka debiutanckiej płyty zespołu Kobong

W 1995 roku pojawił się prawdopodobnie najbardziej nieoczywisty album w całej historii polskiego rocka. Debiut zespołu Kobong, bo o niego chodzi, możemy określić obecnie mianem mathmetalowego. Można śmiało stwierdzić, że warszawski zespół w swojej twórczości inspirował się poczynaniami Meshuggah. Wszystko byłoby w porządku, ale problem polega na tym, że pierwsze przełomowe wydawnictwo szwedzkiego zespołu ukazało się w tym samym roku, w którym Kobong przygotował swój album. O żadnych inspiracjach nie może być zatem mowy!

To jeszcze dobitniej udowadnia, że dowodzona przez Roberta Sadowskiego i Bogdana Kondrackiego formacja dokonała w połowie lat 90. XX wieku czegoś niesamowitego. Nowatorskiego, przełomowego, wizjonerskiego. Nie wszyscy o płycie „Kobong” jeszcze pamiętają, a są również tacy, którzy o niej nawet nie słyszeli. A to źle, ponieważ jest to wydawnictwo na wielu płaszczyznach wyjątkowe. Z tego powodu warto wiedzieć, w jakich okolicznościach powstało...

Kobong – kariera błyskawiczna

Zespół Kobong sformowany został w 1994 roku w Warszawie, a w jego składzie – poza wcześniej wymienioną dwójką – znaleźli się gitarzysta Maciej Miechowicz oraz perkusista Wojciech Szymański. Pierwszy występ na żywo nowopowstałej formacji odbył się wiosną 1994 roku w stołecznym klubie Akwarium. Muzycy podczas scenicznych występów szlifowali materiał, który przygotowali z myślą o debiutanckim wydawnictwie. O zespole zrobiło się głośno jeszcze przed publikacją płyty. „Gazeta Wyborcza” napisała, że Kobong jest jedną z największych nadziei nadchodzącego sezonu. Redaktorzy magazynu muzycznego „Brum” również byli pod ogromnym wrażeniem zespołu, przyznając mu miano „Najlepszego debiutu roku”. Chwalono członków Kobong za bezkompromisowość, nowatorskie podejście do tworzenia muzyki, a także szaleńczą wręcz energię, która kipiała z muzyków podczas koncertów.

W 1995 roku Sadowski, Kondracki, Miechowicz oraz Szymański weszli do warszawskiego Studia S-4, gdzie rozpoczęli rejestrowanie premierowego materiału. Proces przebiegał bez większych komplikacji, ponieważ muzycy doskonale wiedzieli, co mają nagrywać. Materiał przećwiczyli wielokrotnie podczas prób i koncertów. Dodatkowo otrzymali profesjonalne wsparcie od jednego z najlepszych realizatorów muzycznych w Polsce, Leszka Kamińskiego. Wydawnictwo ukazało się w 1995 roku nakładem Izabelin Studio i PolyGram Polska.

Kobong nagrał album agresywny, określany mianem metalu alternatywnego, ale zdecydowanie wychodził poza jego i tak szerokie ramy. Muzycy poszli bowiem swoimi drogami na wszystkich etapach tworzenia premierowych utworów. Krótkie, choć złożone utwory, obfitują w jazzujące struktury oraz klasyczne rockowe solówki, ale znaleźć można wśród nich również inspiracje muzyką... reggae. Spore znaczenie dla muzyków Kobong miał rytm, który jednak zwykle był w pewien sposób skarykaturyzowany i pokrzywiony, daleki od tego, do czego przez lata przyzwyczaili nas rockowi wykonawcy. Warto wspomnieć również o wokalu Kondrackiego, który na całej płycie nie zaśpiewał czysto, ale co równie ciekawe – nie growlował. Wykrzyczał wszystkie teksty, które zostały napisane z myślą o „Kobong”. Stworzyło to niesamowicie ciężki klimat, a sam album można określić mianem nieprzystępnego. Bo wymaga od odbiorcy dużego skupienia, a także muzycznej otwartości.

Wyprzedzili swoje czasy

Nie można powiedzieć, że zaraz po premierze zainteresowanie płytą „Kobong” było ogromne, bo była to zwyczajnie trudna muzyka. Recenzenci byli jednak płytą zachwyceni, co wpłynęło między innymi na fakt, że Kobong otrzymał nawet najważniejszą nagrodę polskiego przemysłu fonograficznego, czyli Fryderyka w kategorii „Album roku – muzyka alternatywna”. To nie był przypadek.

Słuchając tej płyty teraz, ponad 25 lat później można odnieść wrażenie, że brzmi tak, jakby stosunkowo niedawno nagrał ją jeden z zachodnich twórców tak zwanego „inteligentnego metalu”. Nurtu, który jest w ostatnich latach bardzo popularny. Można nawet założyć, że gdyby Kobong nagrywał pod koniec pierwszej dekady XXI wieku, odniósłby znacznie większy sukces, niż w 1995 roku. Bo wtedy niewielu tę muzykę rozumiało, a teraz spore grono miłośników rocka zwyczajnie by ją doceniło, widząc, że nie odstaje poziomem od tego, co prezentują wykonawcy ze Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii czy Niemiec. Ostatecznie Kobong wydał jeszcze album „Chmury nie było”, który ukazał się w 1997 roku, a niedługo później zakończył działalność.

W 2018 roku ukazało się wznowienie płyty „Kobong”. Materiał – przy wykorzystaniu oryginalnych taśm analogowych – zremasterował Andrzej Toczko. Wpłynęło to na jakość dźwięku, ale również wielowymiarowość utworów, które zyskały dodatkowej głębi. Do wydawnictwa dołączona została również druga płyta, na której znalazły się nagrania z legendarnego już koncertu z 1994 roku. Dobrze, że zdecydowano się oddać w ten sposób hołd płycie, która złotymi zgłoskami zapisała się w historii polskiego rocka.

Michał Grzybowski

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (2) / skomentuj / zobacz wszystkie

ryba
05 marca 2022 o 20:25
Odpowiedz

Kobong i Geisha Goner! Dwie fenomenalne kapele, które zaczęły grać 10 lat za wcześnie!

~ryba

05.03.2022 20:25
Sérgio Conceição_DeLuxe
07 grudnia 2021 o 14:22
Odpowiedz

...yeah I wanna marry Wanda....:)

~Sérgio Conceição_DeLuxe

07.12.2021 14:22
1